W numerze 1/2025 OSOZ Statystyki m.in. pierwsze podsumowanie rynku aptecznego w 2024 roku oraz analiza rynku środków z magnezem.

OSOZ Statystyki 1/2025

W numerze 1/2025 OSOZ Statystyki:

Jakie leki zanotowały największy wzrost sprzedaży w 2024 roku?

Kalkulacje PEX sugerują, że w 2024 roku rynek apteczny w cenach detalicznych do pacjenta urósł o 11,6%. W przypadku leków na receptę (Rx) wzrost wartości rynku wyniósł ok. 13,5%, a w segmencie produktów bez recepty (non-Rx) – 9,4%. Co jest przyczyną tak dużych wzrostów?

Czytaj dalej 👉

Sprzedaż suplementów z magnezem

Apteczna sprzedaż środków z magnezem utrzymywała się przez lata na stałym średnim poziomie ok. 5 mln opakowań rocznie. Ale od 2016 roku zaczęła szybko rosnąć i w 2021 roku przekroczyła 12 mln
opakowań. Poziom ten utrzymywał się aż do 2024 roku. Za tak dynamicznym wzrostem stoją m.in. intensywne kampanie reklamowe środków z magnezem. Równolegle ceny utrzymywały się na wyrównanym poziomie. Dopiero od 2022 roku, wraz z szalejącą inflacją, zaczęły one szybko rosnąć o ok. 3 zł/opakowanie rocznie.

Czytaj dalej 👉

Ponadto w numerze:

Wszystkie archiwalne numery OSOZ Statystyki znajdziesz na zakładce POBIERZ

Archiwalne numery czasopisma OSOZ
Chcemy stworzyć Platformę Usług Inteligentnych, która umożliwi dostarczanie specjalistycznych usług medycznych wspieranych algorytmami AI – zapowiada CeZ.

Centrum e-Zdrowia zaprasza radiologów do wypełnienia ankiety na temat wykorzystania sztucznej inteligencji.

Jak informuje Centrum e-Zdrowia, zebrane opinie pomogą w przygotowaniu Platformy Usług Inteligentnych. Mają się na niej znaleźć rozwiązania sztucznej inteligencji usprawniające proces diagnostyki obrazowej. AI miałaby wesprzeć lekarzy m.in. w przygotowaniu opisu badań radiologicznych.

W ankiecie CeZ pyta, jak AI mogłoby wspomóc radiologów w zakresie diagnostyki cyfrowej. Pytania:

Podczas zorganizowanej w grudniu 2024 roku konferencji, CeZ zapowiedział, że na Platformie Usług Inteligentnych zostaną zaimplementowane rozwiązania AI, wspomagające podejmowanie decyzji. Na stronach CeZ pojawiło się wówczas zapytanie ofertowe dotyczące „Opracowanie rekomendacji standaryzacji wymiany danych pomiędzy Platformą Usług Inteligentnych (PUI), a systemami korzystającymi z jej usług (PACS, RIS, HIS itp.) oraz systemami dostawców usług.”

Ankieta jest anonimowa, a jej wypełnienie zajmuje do 10 minut.

OpenAI pracuje nad aplikacją AI pomagającą w zmianie stylu życia
OpenAI pracuje nad aplikacją AI pomagającą w zmianie stylu życia

Wyobraź sobie coacha AI, który zna wszystkie twoje słabości i mocne strony, podpowiada ci dzień i noc, jak prowadzić zdrowe życie i pozbyć się niezdrowych nawyków – nad takim rozwiązaniem pracuje OpenAI, twórca ChatGPT.

AI pozna twoje złe nawyki zdrowotne

Mowa o Thrive AI Health, firmę stworzoną przez OpenAI Startup Fund i Thrive Global. Celem jest zbudowanie personalizowanego trenera zdrowia AI w formie aplikacji mobilnej. Jak zapowiadają jego twórcy, jest on obecnie szkolony na danych z najlepszych badań naukowych oraz metodologii zmiany zachowań. Jedną z nich są tzw. mikro-kroki, czyli drobne modyfikacje codziennych czynności, które łącznie prowadzą do wypracowania z czasem zdrowszych nawyków, bez konieczności wprowadzania radykalnych zmian od zaraz.

Aby coach AI idealnie dopasował wskazówki do każdej osoby, zostanie on dodatkowo zasilony danymi medycznymi: parametrami zdrowia, wynikami badań laboratoryjnych, informacjami o zażywanych lekach itd. Jego celem będzie poznanie kluczowych elementów zdrowia użytkownika: snu, odżywania się, aktywności fizycznej i poziomu stresu.

W przypadku osób z chorobami przewlekłymi, jak np. z cukrzycą, dzięki dostępowi do danych medycznych, coach będzie przypominać o zażywaniu leków, sugerować zdrowe opcje posiłków oraz podpowiadać krótkie przerwy w pracy i ćwiczenia dopasowane do harmonogramu dnia. Zamiast ogólnych wskazówek prozdrowotnych, jakimi jesteśmy zalewani w mediach, użytkownik otrzyma bardzo konkretne podpowiedzi: idź na 20-minutowy spacer po zjedzeniu posiłku a przed rozmową w pracy; połóż się do łóżka o 22:00, bo musisz jutro wstać o 6:00, aby zdążyć samolot itd.

Personalizowany zdrowy tryb życia dopasowany

Twórcy mają nadzieję, że AI Coach doprowadzi z czasem do demokratyzacji profilaktyki. Na dietetyków, trenerów czy lekcje relaksacji mogą sobie pozwolić tylko osoby w dobrej sytuacji finansowej, podczas gdy aplikacja może być stosowana przez każdego. Wystarczy smartfon. Do tego AI weźmie pod uwagę także rodzaj wykonywanej pracy, sytuację rodzinną i zasoby portfela, sugerując tanie i proste do przygotowania opcje zdrowych posiłków albo łatwe do wykonania ćwiczenia w domu zamiast chodzenia na siłownię.

O Thrive AI Health nie byłoby tak głośno, gdyby nie zaangażowanie OpenAI. To pierwszy tak poważny projekt twórcy ChatGPT w obszarze zdrowia. Optymalizacja trybu życia dla osiągnięcia lepszego zdrowia i formy fizycznej może okazać się lukratywnym rynkiem. Sam Altman, twórca OpenAI, sam podkreślał wielokrotnie, że priorytetowo traktuje odpowiednią długość snu, prawidłowe odżywianie się, ćwiczenia fizyczne, spędzanie czasu na łonie natury i medytację. Pomaga mu to radzić sobie ze stresem i prowadzić zbalansowane życie mimo pochłaniającej pracy.

Teraz chce zbudować narzędzie AI, które pomoże w wypracowaniu pozytywnych zmian w życiu dzięki precyzyjnemu planowi szytemu na miarę każdej osoby. Bez dużych wyrzeczeń, diet i karnetu na siłownię, ale za to małymi krokami. A kto inny może poznać nasze słabości lepiej niż AI mogąca analizować miliardy danych o zdrowiu, stylu życia i uwarunkowaniach zewnętrznych oraz dawać pozornie małe wskazówki prowadzące do dużych efektów.

„Zmiana zachowania jest trudna. Ale dzięki hiperpersonalizacji, AI może okazać się niezawodną pomocą” – twierdzą Open AI i Thrive Global, którzy w listopadzie 2024 roku zaprezentowali pierwszą wersję systemu. Jednak przed nimi ogromne wyzwanie. Lista firm pracujących nad podobnymi rozwiązaniami jest długa, a wśród nich są m.in. tacy potentaci technologiczni jak Apple, którego przewagą jest dostęp do danych zbieranych przez smartwatche i smartfony.

W 2025 roku, podobnie jak w poprzednich latach, największych zagrożeniem będą ataki typu ransomware
W 2025 roku, podobnie jak w poprzednich latach, największych zagrożeniem będą ataki typu ransomware

W jaki sposób hakerzy najczęściej kradną dane medyczne? Co to są infostealery i kryptografia post-kwantowa? I co mogą zrobić placówki medyczne, aby nie paść ofiarą cyberprzestępców?

Hakerzy szybsi i skuteczniejsi dzięki AI

Eksperci Google dobrze znają się na cyberbezpieczeństwie – firma jest atakowana przez hakerów nawet setki tysięcy razy dziennie. Raport Cybersecurity Forecast 2025, opublikowany przez Google Cloud, prezentuje największe zagrożenia w sieci i zmiany metod działania przestępców cybernetycznych. Pierwszym wnioskiem jest gwałtowny wzrost incydentów z wykorzystaniem sztucznej inteligencji. AI podnosi skuteczność klasycznych ataków phishingowych i pozwala doskonalić stosowane od dawna socjotechniki. Im doskonalsza generatywna AI i duże modele językowe (LLM), tym trudniejsze do wykrycia tzw. ataki typu deepfakes stosowane m.in. do kradzieży tożsamości i omijania barier bezpieczeństwa. ChatGPT może wygenerować wiarygodnie brzmiący, ale fałszywy mail od firmy kurierskiej albo banku. Z pomocą technologii deepfake cyberprzestępcy są w stanie podszyć się pod lekarza i wyłudzić dane z pomocą platform telemedycznych.

Globalna liczba ataków cybernetycznych według sektorów gospodarki (zmiana w I kw. 2023 w stosunku do I kw. 2022)
Globalna liczba ataków cybernetycznych według sektorów gospodarki (zmiana w I kw. 2023 w stosunku do I kw. 2022)

Przyzwyczailiśmy się już do tego, że po ataku Rosji na Ukrainę, także ochrona zdrowia znalazła się na celowniku rosyjskich grup hakerów. Szukając sojuszników w wojnie, Rosja stara się także znaleźć wsparcie w cyberatakach. Dlatego można się spodziewać rosnącej liczby ataków kierowanych także z Chin albo Korei Północnej. Do wielkiej czwórki hakerskiej dołącza też Iran w związku z napiętą sytuacją geopolityczną na Bliskim Wschodzie.

W 2025 roku, podobnie jak w latach poprzednich, na pierwszym miejscu będą ataki typu ransomware, czyli z wykorzystaniem złośliwego oprogramowania, zazwyczaj instalowanego poprzez kliknięcie na przesłany przez hakera link albo załącznik. Niepokojąca jest demokratyzacja umiejętności hakerskich. Hakerzy poprzedniej generacji byli najczęściej informatykami, dzisiaj każdy może zostać cyberprzestępcą. W darknecie można bez problemu zamówić ransomware albo zaprogramować go samemu z pomocą AI.

Nowe zagrożenia dla danych medycznych w 2025 roku i jak się chronić

Liczba ataków cybernetycznych na ochronę zdrowia będzie rosła, bo sektor przechodzi opóźnioną w stosunku do innych sektorów gospodarki cyfryzację i gromadzi wrażliwe dane. Od lat eksperci ostrzegają przed nowym rodzajem cyberataku polegającym nie na kradzieży, ale manipulacji danymi. Przykładowo, haker zmienia wyniki badań laboratoryjnych kilku tysięcy pacjentów, co może zagrażać zdrowiu albo życiu pacjentów w efekcie nieprawidłowego leczenia, a jednocześnie kradnie oryginalną kopię zapasową. To podobna, ale jeszcze niebezpieczniejsza strategia w stosunku do obecnie stosowanego szyfrowania danych. Świadczeniodawcy mogą się skutecznie zabezpieczyć tworząc np. kopię danych w chmurze danych.

Kliknij na obrazek, aby pobrać bezpłatny poradnik bezpieczeństwa danych w ochronie zdrowia
Kliknij na obrazek, aby pobrać bezpłatny poradnik bezpieczeństwa danych w ochronie zdrowia

AI to obosieczny miecz i jest już wykorzystywana w systemach bezpieczeństwa danych do wykrywania anomalii i zagrożeń w czasie rzeczywistym, automatyzując działania mające na celu minimalizację zagrożeń. Programy antywirusowe z AI będą się upowszechniały i taniały.

Google zwraca też uwagę na rosnącą liczbę ataków z wykorzystaniem tzw. infostealerów („złodzieje informacji”). To narzędzia zaprojektowane do przechwytywania danych uwierzytelniających, jak haseł dostępu. Brak uwierzytelniania dwuskładnikowego w niektórych systemach zapewnia atakującym łatwy dostęp do krytycznej infrastruktury, w tym systemów elektronicznej dokumentacji medycznej (EHR) i platform finansowych. Infostealery mają jednak jedną słabość – ich skuteczność jest mocno ograniczona, gdy placówka wprowadzi wspomniane uwierzytelnianie dwuskładnikowe wymagające podania jednorazowego, zaufanego hasła.

Oprócz działań podejmowanych indywidualnie przez placówki medyczne, pojawiają się nowe rozwiązania prawne mające zapewnić większą ochronę sektora zdrowia. Przykładem jest wchodząca w życie w 2025 r. zaktualizowana dyrektywa w sprawie bezpieczeństwa sieci i informacji (NIS2). Przepisy mają zmusić organizacje opieki zdrowotnej w Europie do uszczelnienia praktyk cyberbezpieczeństwa. Aby osiągnąć zgodność z przepisami, wybrane placówki będą musiały zainwestować w technologie bezpieczeństwa, zarządzanie ryzykiem i przygotować protokoły reagowania na incydenty.

Nadzieją jest też stopniowe przechodzenie sektora na chmurę danych. Warto zabrać się za to już dzisiaj, bo za rogiem czai się kolejne, jeszcze większe wyzwanie – przygotowanie do kryptografii post-kwantowej. Choć naukowcy twierdzą, że nadal jesteśmy daleko od opracowania w pełni wydajnych komputerów kwantowych, to jeśli powstaną, żaden komputer nie będzie bezpieczny. Oczywiście jeszcze za wcześnie na wdrażanie szyfrowania danych odpornego na techniki kwantowe. Można za to na bieżąco ewidencjonować posiadane systemy kryptograficzne, aby w razie potrzeby szybko migrować do nowych rozwiązań.

Bazowe zabezpieczenia znacznie podnoszą poziom cyberbezpieczeństwa

Jak podkreślają eksperci, placówki medyczne byłyby o wiele bardziej odporne na ataki hakerów, gdyby stosowały podstawowe zabezpieczenia, w tym wykonywanie kopii zapasowych w czasie rzeczywistym (najlepiej w chmurze), aktualizacja systemu operacyjnego i antywirusowego, regularne szkolenia personelu, podwójna autentyfikacja i posiadanie polityki bezpieczeństwa danych.

W ucyfrowionych szpitalach hakerzy mogą znaleźć nietypowe cyfrowe drzwi do bazy danych pacjentów. Wystarczy pomyśleć, że 500-łóżkowy, zinformatyzowany na średnim poziomie szpital może mieć nawet 10 000 podłączonych urządzeń Internetu Rzeczy (IoT) do monitorowania, przechowywania i przekazywania informacji o pacjentach i innych wrażliwych danych. Dlatego ochrona musi dotyczyć każdego z nich.

Lekarze są podzieleni w sprawie sztucznej inteligencji: część z nadzieją czeka na ułatwienia w pracy, część obawia się utraty suwerenności podejmowania decyzji
Lekarze są podzieleni w sprawie sztucznej inteligencji: część z nadzieją czeka na ułatwienia w pracy, część obawia się utraty suwerenności podejmowania decyzji

Stały Komitet Lekarzy Europejskich (CPME) – którego członkiem jest też Naczelna Izba Lekarska – opublikował politykę wykorzystania sztucznej inteligencji (AI) w praktyce klinicznej, apelując o szczelniejszą regulację AI i podkreślając niebezpieczeństwa związane z technologią. Czy lekarze są sceptyczni wobec AI czy po prostu chcą bezpiecznie z niej korzystać?

AI potrafi dużo, ale to nie jest urządzenie medyczne

Premiera ChatGPT wywołała mieszane uczucia w stosunku do sztucznej inteligencji. Kiedy jedni zachwycali się nowymi możliwościami AI, inni zaczęli obawiać się o jej wpływ na rynek pracy, przyszłość niektórych zawodów i inne, trudne do przewidzenia konsekwencje społeczne.

To samo dotyczy ochrony zdrowia. Modele generatywnej AI zdają na piątkę egzaminy medyczne, szybko diagnozują choroby rzadkie, doradzają pacjentom, tłumaczą wyniki badań laboratoryjnych, pomagają prowadzić elektroniczną dokumentację medyczną.

Środowisko lekarskie jest jednak bardzo ostrożne w stosunku do AI i taka postawa jest po części uzasadniona. To lekarz odpowiada za efekty leczenia, a więc rekomendacje AI muszą być precyzyjne i godne zaufania. Mimo, że uchwalony przez Parlament Europejski Akt w Sprawie AI klasyfikuje modele ogólnej AI dla medycyny jako modele wysokiego ryzyka, lekarze domagają się jeszcze większej kontroli nad tym jak powstają rozwiązania AI i jak są stosowane w praktyce klinicznej.

W Polsce przykładem prób regulacji AI jest planowana na połowę 2025 roku ustawa o systemach sztucznej inteligencji oraz inicjatywa samorządu lekarskiego, czyli nowelizacja Kodeksu Etyki Lekarskiej. Zakłada ona, że w niektórych przypadkach lekarze będą musieli uzyskać świadomą zgodę od pacjenta na zastosowanie AI oraz korzystać wyłącznie z certyfikowanych algorytmów.

Głos w sprawie AI zabrał Stały Komitet Lekarzy Europejskich (CPME, The Standing Committee of European Doctors), do którego należy Naczelna Izba Lekarska (NIL). Opublikowana w listopadzie 2024 r. 11-stronicowa polityka Deployment of artificial intelligence in healthcare” to zbiór postulatów, jak powinno wyglądać wdrażanie AI w ochronie zdrowia.

Dobra sztuczna inteligencja, zła sztuczna inteligencja

CPME zauważa korzyści związane z AI, ale sporo miejsca poświęca na obawy dotyczące zastosowania nowej technologii oraz wymagania, które muszą być spełnione, aby AI stosować w praktyce klinicznej.

Europejscy medycy twierdzą, że AI może doprowadzić do zmniejszenia roli pracowników medycznych w ochronie zdrowia. Obawiają się też, że inwestycje w AI mogą odbywać się kosztem innych nakładów na ochronę zdrowia. Wiceprezes CPME, prof. dr Ray Walley, przedstawiając raport stwierdził, że „lekarze powinni mieć swobodę decydowania o tym, czy korzystać z systemu sztucznej inteligencji, bez reperkusji, mając na uwadze najlepszy interes pacjenta i zachowując prawo do niezgadzania się z systemem sztucznej inteligencji”. Takie opinie mogą zaskakiwać, bo swoboda podejmowania decyzji przez lekarza nie jest w żaden sposób zagrożona przez AI.

Jednak niektóre obawy są uzasadnione. Przykładowo, CPME wskazuje, że większość rozwiązań AI dostępnych na rynku nie jest certyfikowana, a więc nie są to rozwiązania odpowiadające standardom bezpieczeństwa urządzeń medycznych. Do tego systemy AI muszą być zgodne z zasadami etyki medycznej, ochrony danych i prywatności, ale obecnie nie ma konsensusu co do tego, jak egzekwować te wymagania.

AI? Tak, ale najlepiej w EDM

Polityka CPME wymienia bariery do upowszechnienia się sztucznej inteligencji w opiece zdrowotnej: rozdrobniony i dynamicznie się zmieniający charakter sektora zdrowia, obecność dużej liczby niecertyfikowanych narzędzi AI oraz brak zaufania wynikający z niezweryfikowanych źródeł danych służących do szkolenia modeli AI, wysokie koszty wdrożenia i utrzymania oraz ograniczony czas dla pracowników służby zdrowia na uczenie się nowych technologii.

W argumentach lekarzy pojawia się wątek braku integracji AI z systemami elektronicznej dokumentacji medycznej.

– Musimy unikać sytuacji, w których działają one [red.: systemy AI] jako samodzielne narzędzia wymagające od pracowników służby zdrowia ręcznego wprowadzania tych samych informacji w różnych systemach. Jest to nieefektywne i powoduje frustrację oraz wypalenie zawodowe – powiedział dr Christiaan Keijzer, Prezes CPME.

Do tego dochodzi problem tzw. „czarnej skrzynki”, czyli braku wglądu w proces podejmowania decyzji przez AI, co podkopuje wiarygodność do nowych technologii. Lekarze z dużą ostrożnością podchodzą też do udostępniania danych pacjentów na potrzeby trenowania algorytmów AI, obawiając się naruszenia przepisów RODO.

Lekarze nie mogą być „kozłem ofiarnym” błędnego działania systemów AI

CPME żąda rygorystycznych standardów certyfikacji AI, które uwzględniają kwestie cyberbezpieczeństwa, prywatności danych i tzw. stronniczości algorytmów wynikającej z niereprezentatywnych lub niskiej jakości danych. Opowiadają się za dostępem do informacji o danych stosowanych do trenowania modeli oraz informacji o wydajności systemu AI.

Jeden z punktów polityki AI mówi o tym, że należy przeprowadzić zakrojone na szeroką skalę, długoterminowe badania naukowe wpływu sztucznej inteligencji na opiekę zdrowotną, w tym potencjalnych zagrożeń związanych z utratą pracy oraz błędnymi decyzjami dotyczącymi diagnozy i leczenia.

Znaczna część postulatów koncentruje się na szkoleniu pracowników służby zdrowia z obsługi nowych technologii. CPME zaleca włączenie wiedzy na temat AI do edukacji medycznej i programów rozwoju zawodowego. Bez umiejętności korzystania z AI, lekarze mogą bezkrytycznie polegać na zaleceniach generowanych przez sztuczną inteligencję, nie potrafiąc ich weryfikować. Dlatego CPME opowiada się za wprowadzeniem jasnych zasad odpowiedzialności – to deweloperzy rozwiązań AI powinni ponosić odpowiedzialność za błędy AI, a nie lekarze.

Polityka AI opracowana przez Stały Komitet Lekarzy Europejskich ma jednak kilka nieścisłości. Zawiera żądania, które już są zawarte w innych aktach prawnych na poziomie europejskim, jak przykładowo EU AI Act. W niektórych fragmentach żąda regulacji o wiele ostrzejszych niż te dotyczące np. dopuszczenia na rynek leków albo urządzeń medycznych.

Taka nad-regulacja mogłaby zahamować rozwój europejskiego rynku AI dla ochrony zdrowia i paradoksalnie doprowadzić do jeszcze gorszej sytuacji, gdy w przyszłości będziemy skazani na korzystanie z rozwiązań tworzonych i trenowanych w USA lub Chinach. Niepotrzebny wydaje się też alarmistyczny ton polityki, która m.in. wspomina o zastępowaniu lekarzy przez AI. Po latach debat o roli AI już nikt nie powinien mieć wątpliwości, że to nieuzasadnione obawy.

Prof. dr hab. n. med. Wojciech Fendler jest Prezesem Agencji Badań Medycznych od maja 2024 roku
Prof. dr hab. n. med. Wojciech Fendler jest Prezesem Agencji Badań Medycznych od maja 2024 roku

Agencja Badań Medycznych ma pełne ręce roboty, realizując bieżące konkursy i nowe, ogłoszone w ramach Krajowego Planu Odbudowy (KPO). W 2025 roku zakres ten może poszerzyć się jeszcze o zadania związane z wdrożeniem Europejskiej Przestrzeni Danych Zdrowotnych EHDS. O aktualnej sytuacji w ABM i planach rozmawiamy z jej prezesem – prof. dr hab. n. med. Wojciechem Fendlerem.

Z jaką wizją przyszedł Pan do Agencji Badań Medycznych?

Od początku przyjąłem założenie ewolucji zamiast rewolucji. ABM wypełnia ważną lukę w finansowaniu badań biomedycznych w Polsce. Moim celem było zapewnienie stabilności działania agencji i skupienie się na wsparciu obszarów wymagających szczególnej uwagi, takich jak przykładowo badania o wysokim ryzyku, które nie są atrakcyjne dla biznesu. Rozszerzyliśmy działalność na nowe obszary, ale równocześnie mierzymy się z wyzwaniami, takimi jak organizacja konkursów finansowanych z Krajowego Planu Odbudowy (KPO).

Co jest największym wyzwaniem związanym z realizacją konkursów KPO?

Przy obecnym stanie kadr, jesteśmy w stanie koordynować około 3- 4 konkursów rocznie. W ramach KPO doszło jeszcze 5 konkursów do realizacji w pół roku. Pamiętajmy, że konkursy w ramach KPO podlegają pod dodatkowo kilka odrębnych przepisów, a ich realizacja jest koordynowana pomiędzy Ministerstwem Zdrowia, Ministerstwem Funduszy i Polityki Regionalnej oraz Agencją Badań Medycznych.

Dodatkowe regulacje oraz krótki czas na odpowiednie przygotowanie wniosków przez beneficjentów wydłużyły proces oceny. Niemniej jednak udało nam się ogłosić 4 konkursy w ramach KPO i zrealizować statutowe działania, takie jak konkursy dotyczące medycyny pola walki, badań onkologicznych czy medycyny translacyjnej.

Do tego doszły też inicjatywy edukacyjne.

Rozpoczęliśmy rekrutację do trzeciej edycji programu szkoleniowego we współpracy z Harvard Medical School. Polish Clinical Scholars Research Training Program to projekt, który kształci liderów polskiej medycyny. Absolwenci poprzednich edycji już zajmują kluczowe pozycje w instytucjach naukowych i biznesie. To jest awangarda polskiej nauki.

Do tego należy dodać jeszcze kilka mniejszych, mniej widocznych na zewnątrz działań, jak wspieranie biznesu poprzez mechanizmy opiniowania, współpraca pomiędzy nauką i sektorem prywatnym, jak przykładowo w ramach Health Innovation Hub, oraz celowane kursy w biotechnologii czy specjalistyczne kursy. Podjęliśmy się też tworzenia standardów w zakresie bioetyki, powołując w ramach struktury agencji Krajowe Centrum Bioetyki.

Jakie są plany ABM na 2025 rok?

Priorytetem będzie monitorowanie realizacji przyznanych projektów KPO. Obecnie koordynujemy 315 projektów, a kolejne ok. 150 z KPO dojdzie w 2025 roku (red.: po wywiadzie, Ministerstwo Zdrowia powierzyło Agencji Badań Medycznych realizację 3 konkursów na badania biomedyczne dla jednostek naukowych i przedsiębiorców). To przełoży się na monitorowanie projektów czyli ocenę ok. 600 raportów składanych w cyklu kwartalnym lub półrocznym.

To ogromne wyzwanie logistyczne. Planujemy także dwa konkursy – jeden na badania kliniczne, drugi na eksperymenty badawcze. Chcemy oddzielić te obszary, aby lepiej wspierać różnorodne inicjatywy naukowe.

Pracujemy też nad kolejnym programem edukacyjnym, który może ruszyć równolegle z ostatnią edycją Polish Clinical Scholar Research Training (P-CSRT) realizowanego z Harvard Medical School. Dodatkowo chcemy przygotować grunt pod projekty epidemiologiczne, z możliwością ich realizacji w 2026 roku.

ABM planuje też działania wspierające komercjalizację badań, szczególnie w ramach konkursu roboczo nazwanego „Transmed 2”. Jego celem jest wspieranie badań o potencjale komercyjnym, takich jak innowacyjne wyroby medyczne czy nowe wskazania terapeutyczne. Konkursy te mają ułatwić komercjalizację wyników badań, co jest ważne dla rozwoju technologii medycznych w Polsce.

Wspomniał Pan o planach dotyczących nowego konkursu, który pozwoliłby polskim badaczom dołączać do międzynarodowych projektów badawczych.

Tak, największym wyzwaniem pod tym względem są ograniczenia prawne. W Polsce lider projektu badawczego musi być jednocześnie sponsorem, co znacząco utrudnia włączanie się naszych zespołów do zagranicznych badań. Istnieje wiele wartościowych projektów międzynarodowych, które mogłyby być realizowane w Polsce, ale brakuje mechanizmów pozwalających na ich adaptację do lokalnych warunków. Chcemy to zmienić, wprowadzając konkurs lub inny mechanizm wsparcia, który pozwoliłby polskim ośrodkom badawczym pełnić rolę koordynacyjną, bez konieczności przejmowania pełnej odpowiedzialności za cały projekt. To otworzyłoby nowe możliwości współpracy i pozwoliło naszym naukowcom na większe zaangażowanie w globalne badania, a pacjentom na dostęp do badań o zasięgu globalnym.

Jesteśmy na etapie analizowania formuły takiego konkursu i mamy nadzieję, że uda się go wdrożyć w przyszłym roku, choć ze względu na obciążenia związane z KPO może to być trudne. Naszym celem jest stworzenie systemu, który pozwoli polskim badaczom efektywnie uczestniczyć w międzynarodowych projektach, z korzyścią zarówno dla nich, jak i dla całego systemu naukowego w Polsce.

W roku 2025 zaczyna się wdrażanie Europejskiej Przestrzeni Danych Zdrowotnych (EHDS). Jak ABM planuje zaangażować się w ten projekt?

Jesteśmy gotowi wspierać ten projekt, szczególnie w zakresie dostarczania danych klinicznych z istniejących już Regionalnych Centrów Medycyny Cyfrowej (RCMC). Te dane, głębsze i bardziej kompleksowe niż systemowe dane NFZ, mogą przyczynić się do rozwoju nauki. Widzimy potencjał w integracji różnych źródeł danych, co pozwoliłoby stworzyć unikalne zasoby badawcze. Potrzebne są jednak odpowiednie mechanizmy prawne i techniczne, aby zapewnić bezpieczeństwo danych oraz ich optymalne wykorzystanie. ABM mogłaby pełnić rolę pośrednika w tym procesie. Musielibyśmy jednak upewnić się, że z takiego rozwiązania mamy korzyść. To ogromna inwestycja i musi zostać dobrze przemyślana.

Jedno jest pewne: przy obecnych zasobach kadrowych, ABM na pewno nie jest w stanie być głównym urzędem decydującym o dostępie do danych. Wszystko będzie zależeć od decyzji Ministerstwa Zdrowia. Jesteśmy gotowi podjąć się tego zadania w zakresie wymiany danych do celów naukowych, ale wymagałoby to znacznego poszerzenia Agencji. Tak czy owak taki organ musi powstać. Osobiście na razie nie widzę idealnego rozwiązania i odpowiedzi na pytanie, czy to ma być jeden urząd, czy kilka realizujących różne zadania.

Czy EHDS ma Pana zdaniem sens?

To ambitny plan, ale absolutnie konieczny. Krajowe populacje do celów badawczych są za małe, dlatego konsolidacja danych w ramach EHDS jest dobrym kierunkiem. Kraje skandynawskie pokazują, jak efektywnie można wykorzystać dane populacyjne w nauce. Zintegrowane systemy danych mogą nie tylko wspierać badania, ale również zwiększać bezpieczeństwo pacjentów i optymalizować systemy ochrony zdrowia w całej Unii Europejskiej.

Placówki uczestniczące w pilotażu Centralnej e-Rejestracji mogą liczyć na atrakcyjne bonusy finansowe
Placówki uczestniczące w pilotażu Centralnej e-Rejestracji mogą liczyć na atrakcyjne bonusy finansowe

Centralna e-Rejestracja (CeR) to drugi co do wielkości, obecnie realizowany projekt e-zdrowia w Polsce, zaraz po elektronicznej dokumentacji medycznej. Założenia są słuszne, plan – dobrze przygotowany, a potencjalne korzyści – warte ryzyka. Teraz wszystko zależy od zaangażowania podmiotów medycznych.

Polska ochrona zdrowia z bezprecedensowym pomysłem

Wszyscy wokół ostrzegali, ale Ministerstwo Zdrowia nie zniechęciło się – Centralna e-Rejestracja wchodzi w życie. Trwający obecnie pilotaż zakończy się w czerwcu 2025 r. Następnie do CeR będą włączane kolejne usługi. MZ planuje, że do 2029 wszystkie placówki posiadające kontrakt z NFZ podłączą się do CeR.

System ma usprawnić zarządzanie terminami wizyt, których wolumen jest ograniczony, a liczba pacjentów i marnowanych terminów – coraz większa. I właśnie na uwolnienie zasobów dzięki likwidacji podwójnych albo nieodwołanych wizyt liczy MZ. To pionierskie nawet na Europę rozwiązanie i jeśli się uda, może być jednym z największych sukcesów e-zdrowia w Polsce.

Aby CeR miała sens, musi objąć wszystkie usługi na NFZ. Ograniczenie się do kilku z nich spowodowałoby, że wysiłek po stronie świadczeniodawców, aby podłączyć się do CeZ, a także pieniądze wydane na platformę integracyjną, po prostu by się nie opłacały. MZ przyjęło też ostrożny harmonogram prac, rozpoczynając pilotażem dla trzech usług, oferując duże granty dla placówek w nim uczestniczących i rozciągając całość w czasie 5 lat. Czołowi dostawcy IT w Polsce już zintegrowali się z CeZ, aby ich klienci mogli sięgnąć po dofinansowanie.

Czy CeZ powtórzy błędy EDM?

Doświadczenia z wdrażania elektronicznej dokumentacji medycznej nie wróży dobrze CeZ, ale niekoniecznie zwiastuje od razu porażkę. W przypadku CeR najmniejszym problemem będzie część technologiczna, największym – organizacyjna. Każda placówka ma swoje przyzwyczajenia dotyczące umawiania pacjentów, planowania wizyt z wyprzedzeniem, blokowania czasu na przypadki nagłe. Każda placówka ma też inną strukturę pacjentów. Integracja z CeR zajmie dużo czasu i będzie oznaczała wiele zmian wewnętrznych, przemyślenia elektronicznego kalendarza wizyt albo – co nadal nie jest normą – wymagała jego pełnego wdrożenia.

Porównując CeR z EDM, strategia dla centralnej e-rejestracji wydaje się być lepiej przemyślana. Terminy obowiązkowego wdrożenia EDM były nierealne i dlatego wielu świadczeniodawców z góry z niego zrezygnowało. Uruchomiony w 2020 roku pilotaż trwał zbyt krótko, programy dofinansowania nie opłacały się, a MZ poprzedniej kadencji zamiast planu chaotycznie rzucało nowymi pomysłami: rozliczanie z NFZ na podstawie zaindeksowanych do EDM świadczeń, dofinansowanie na sprzęt, zapowiedzi kolejnych deadlinów. Trudno powiedzieć, że EDM w ogóle była priorytetem byłego MZ. Zdesperowany resort zdrowia w końcu – raczej na podstawie przeczucia niż konkretnych badań i faktów – postanowił wprowadzić swój system do prowadzenia EDM. Okazał się porażką i liczba podmiotów prowadzących EDM nie drgnęła. Powód opóźnień był inny.

Czy znowu zadecyduje reguła dwóch ośrodków motywacji?

Jaki dokładnie? Było ich wiele, co pokazuje polaryzacja cyfryzacji. Małe placówki rozbiły się o mur kosztów, złej infrastruktury IT, a czasami nawet takie bazowe elementy jak brak dostępu do dobrego internetu. Niektóre błędnie założyły, że EDM jest na tyle skomplikowana, że nawet nie ma się co za nią zabierać. Inne liczyły na to, że i tak nie uda się jej wdrożyć na czas, a MZ ugnie się przed większością opóźnionych. I miały rację.

Świadczeniodawcy podzielili się na dwie grupy – tych, którzy mają wewnętrzną motywację do zmian (innowacyjność, odpowiedzialność, wyższa jakość opieki dzięki integracji danych) i tych, którzy cyfryzują, bo jest to wymagane z zewnątrz (deadliny). Aby przekonać tych drugich, rozwiązania są tylko dwa: albo bardzo korzystne granty (ale byłoby to nie fair w stosunku do tych, którzy EDM wdrożyli ze środków własnych i sygnał, że opłaca się czekać) albo deadline (fair w stosunku do tych, którzy już wdrożyli EDM, a i tak nie mają dostępu do pełnych danych pacjentów, bo nie wszyscy indeksują zdarzenia medyczne; ale ryzykowne politycznie).

Według danych z 13 stycznia 2025 roku, 73 placówki przystąpiły do pilotażu CeZ
Według danych z 13 stycznia 2025 roku, 73 placówki przystąpiły do pilotażu CeZ

Wdrażając CeR, MZ wyciągnęło wnioski z EDM. Tym, którzy są otwarci na innowacje rzuca na stół naprawdę spore pieniądze. Nawet do 200 000 zł jednorazowego ryczałtu i atrakcyjne stawki za każdy termin przekazany do CeR – takich warunków nie było w żadnym z dotychczasowych projektów e-zdrowia. Placówki, które zdecydują się na wdrożenie CeR w ramach pilotażu, zarobią na tym. Z kolei tym, którzy nie są entuzjastami technologii, MZ mówi wprost: deadline to 2029 rok (czyli w kolejnej kadencji parlamentu, co oznacza, że może się zmienić). Dzisiaj wszyscy cieszymy się, że udało się wdrożyć e-receptę. Nikt już nie mówi, że nie ma sensu, że się nie uda, że kosztuje, że pacjenci się nie przyzwyczają itd. Takiego samego pozytywnego nastawienia i samozaparcia potrzebuje Centralna e-Rejestracja.

Chorobę Parkinsona można zdiagnozować z dużym wyprzedzeniem, wystarczą do tego dane gromadzone przez smartwatch
Chorobę Parkinsona można zdiagnozować z dużym wyprzedzeniem, wystarczą do tego dane gromadzone przez smartwatch

Naukowcy z Cardiff University dowiedli, że przeanalizowane przez algorytmy AI dane z inteligentnych zegarków mogą pomóc wykryć chorobę Parkinsona na lata przed pojawieniem się pierwszych objawów.

Pozornie błahe dane kryją wiele informacji

Standardowy smartwatch mierzy częstość oddechów, tętno, aktywność fizyczną, saturację krwi, czasami temperaturę ciała. Ale nawet te dane mogą dużo powiedzieć o stanie zdrowia. Przykładowo, niektóre ośrodki zdrowia przekazują inteligentne zegarki pacjentom na kilka tygodni przed operacją. Na podstawie zebranych danych, algorytmy AI mogą ocenić ogólny stan zdrowia, a nawet ryzyko powikłań pooperacyjnych.

To tylko jeden z przykładów tego, jak smartwatche otwierają nową erę profilaktyki zdrowotnej. Zegarki takich firm jak Masimo, Apple, Samsung, Withings, FitBit i Polar śledzą w czasie rzeczywistym jakość snu, ciśnienie krwi, zmienność rytmu serca i poziom nasycenia krwi tlenem – biomarker pozwalający ustalić stan zdrowia serca i płuc. Analitycy przewidują, że do 2027 r. na całym świecie sprzedanych zostanie ponad 400 milionów tego typu urządzeń.

Dotychczas główne ich zastosowania koncentrowały się na chorobach kardiologicznych. Przeprowadzone w kwietniu br. badanie wykazało, że pomiary elektrokardiogramu (EKG) z pomocą smartwatcha (taką opcję oferuje m.in. nowa generacja zegarków Apple) mogą niezawodnie zidentyfikować dodatkowe uderzenia serca u zdrowych osób w wieku od 50 do 70 lat – objaw migotania przedsionków, czyli choroby, w której serce zaczyna bić nieregularnie lub przyspieszać bez kontroli lub ostrzeżenia.

Inne badania wykazały, że na podstawie danych EKG z zegarka Apple Watch, algorytmy sztucznej inteligencji są w stanie identyfikować osoby z niską frakcją wyrzutową – objawem niewydolności serca – z 88% dokładnością.

Wczesne rozpoznanie chorób neurologicznych

Możliwości smartwatcyh w profilaktyce wykraczają znacznie poza kardiologię. W lipcu 2023 r. naukowcy z Cardiff University opublikowali badanie wykorzystujące dane od ponad 100 000 osób, które przez tydzień nosiły smartwatch. Rezultat: algorytm AI był w stanie zidentyfikować pacjentów z objawami choroby Parkinsona nawet do siedmiu lat przed diagnozą lekarską. Taka precyzja możliwa była dzięki wykrywaniu subtelnych nieprawidłowości we wzorcach chodzenia wychwytywanych przez czujniki ruchu zegarka.

Choć na razie nie ma leku na tę chorobę degeneracyjną, taka informacja jest bezcenna, bo ułatwia rekrutację osób z grup ryzyka do badań klinicznych nad nowymi metodami terapii, tzw. leczenia neuroprotekcyjnego. Smartwatche są też w stanie ostrzegać pacjentów z chorobami przewlekłymi przed wystąpieniem ostrych epizodów choroby. Przykładowo, przed atakami epilepsji, które poprzedzają wczesne, niezauważalne przez chorego zmiany w parametrach fizycznych. Badania w tym zakresie prowadzi m.in. Queensland Brain Institute, który opracował prototyp smartwatcha Empatica. Wykorzystuje on algorytmy sztucznej inteligencji do analizy danych takich jak zmienność tętna, temperatura, wzorce ruchu ciała i zmiany przewodnictwa elektrycznego skóry spowodowane poceniem się. Te sygnały odzwierciedlają zmiany w autonomicznym układzie nerwowym organizmu.

Niektórzy lekarze są jednak ostrożni co do zastosowania smartwatchy do monitoringu zdrowia. Jak pokazują dotychczasowe doświadczenia z funkcją wykrywania migotania przedsionków, część wyników jest fałszywie dodatnich, co może prowadzić do niepokoju pacjentów, generując niepotrzebne wizyty w już i tak przeciążonych systemach opieki zdrowotnej. Jednego można być pewnym: wraz z tym jak smartwatche zbierają coraz więcej danych, lista ich potencjalnych zastosowań w profilaktyce będzie się tylko wydłużać.

Olivér Várhelyi pełni funkcję Europejskiego Komisarza ds. Zdrowia i Dobrostanu Zwierząt w kadencji 2024-2029
Olivér Várhelyi pełni funkcję Europejskiego Komisarza ds. Zdrowia i Dobrostanu Zwierząt w kadencji 2024-2029 (zdjęcie: KE)

1 grudnia 2024 r. pracę rozpoczął nowy komisarz ds. zdrowia, Olivér Várhelyi. Węgierski polityk i prawnik zadeklarował m.in. realizację projektu Europejskiej Przestrzeni Danych Zdrowotnych, inwestycje w biotechnologie i wzmocnienie Europejskiej Unii Zdrowia.

Cel 1: Poprawa cyberbezpieczeństwa

Jednym z priorytetów Várhelyi’ego, o którym wspominał podczas przesłuchań przez jakie musi przejść każdy kandydat na komisarza UE, jest zajęcie się rosnącym zagrożeniem cyberatakami w opiece zdrowotnej. W ciągu swoich pierwszych 100 dni urzędowania, chce on wdrożyć plan działania w zakresie cyberbezpieczeństwa w podmiotach medycznych. Chodzi o budowanie cyberodporności poprzez wzmocnienie mechanizmów wykrywania zagrożeń, reagowania kryzysowego oraz gotowości w zakresie bezpieczeństwa danych. 17 października 2024 r. minął termin obowiązkowego wdrożenia dyrektywy cyberbezpieczeństwa NIS2 przez kraje członkowskie UE. Teraz Komisja Europejska nowej kadencji planuje pracować nad tym, aby przepisy zostały dobrze wdrożone w życie.

Cel 2: Rozwój cyfrowej opieki zdrowotnej i AI

Ambicją Várhely’ego jest wdrożenie Europejskiej Przestrzeni Danych Dotyczących Zdrowia (EHDS). Projekt zakłada wprowadzenie bezpiecznej, transgranicznej wymiany danych pacjentów (tzw. Podsumowanie Pacjenta) między krajami członkowskimi UE oraz wtórne wykorzystanie danych do badań naukowych, kształtowania polityki zdrowotnej i tworzenia innowacji cyfrowych przez sektor prywatny (np. dane potrzebne do trenowania modeli AI).

EHDS ma zostać przyjęte przez Parlament Europejski z początkiem 2025 roku. Aby wdrożyć nowe przepisy w życie, Komisja Europejska musi przygotować wytyczne gwarantujące ochronę prywatności danych pacjentów oraz dokończyć budowę infrastruktury cyfrowej umożliwiającej transgraniczny dostęp do danych zdrowotnych. W ramach EHDS powstaną też krajowe huby danych, które mają być ze sobą połączone, tworząc jeden europejski ekosystem danych zdrowotnych. Pełna implementacja przestrzeni danych medycznych planowana jest na 2029 rok.

W kontekście EHDS, Várhelyi mówił podczas przesłuchania o znaczeniu badań i rozwoju (R&D) w rozwoju algorytmów medycznych i sztucznej inteligencji. Innowacje cyfrowe mają pomóc w leczeniu rzadkich chorób, rozwoju medycyny precyzyjnej i profilaktyce. Nowy Komisarz ma nadzieję, że wykorzystanie narzędzi cyfrowych i AI pozwoli na wczesne wykrywanie chorób i poprawi wyniki opieki zdrowotnej przy jednoczesnym obniżeniu kosztów.

Wśród deklaracji przewinęły się też działania związane z wdrażaniem Europejskiego Aktu o Sztucznej Inteligencji (AI Act) i jego harmonizacja z regulacjami dotyczącymi wyrobów medycznych. Jest to konieczne, aby uniknąć niepewności legislacyjnej zniechęcającej firmy europejskie do inwestycji w AI w ochronie zdrowia.

Cel 3: Europa jako lider w dziedzinie biotechnologii

Várhelyi chce wzmocnić konkurencyjność Europy w dziedzinie technologii medycznych i dlatego zapowiedział europejską ustawę o biotechnologii. Nowe ramy prawne mają uprościć procesy regulacyjne, przyciągnąć globalne inwestycje oraz wesprzeć badania i rozwój w strategicznych obszarach, takich jak leki biologiczne i nowe technologie produkcji. Ustawa ma być ukłonem w stronę startupów, małych i średnich przedsiębiorstw (MŚP) oraz firm typu spin-off, bo to one napędzają innowacje. Liderem w patentach z zakresu biotechnologii jest USA (ok. 39% wszystkich patentów). Na drugim miejscu jest Europa (18%), ale szybko doganiają ją Chiny (10%).

W 2025 roku Várhelyi zamierza przyjrzeć się rozporządzeniu dotyczącemu wyrobów medycznych (MDR/IVDR). W związku z rewolucją cyfrową i lawinowym wzrostem cyfrowych urządzeń medycznych, firmy innowacyjne od dawna postulują, że przepisy w tym zakresie trzeba uaktualnić. Biorąc pod uwagę, że nowy komisarz deklaruje działania dla poprawy konkurencyjności europejskiej gospodarki, rynek liczy na szybki przegląd MDR/IVDR.

Cel 4: Rozwiązanie problemu niedoborów leków

Kolejnym filarem agendy politycznej Várhelyi’eg jest tzw. ustawa o lekach krytycznych. Ma ona poprawić bezpieczeństwo lekowe Europy i zażegnać problem niedoborów podstawowych leków i wyrobów medycznych. Ustawa wprowadzi dywersyfikację łańcuchów dostaw, wzmocni europejskie zdolności produkcyjne, a w efekcie – zmniejszy zależność od krajów spoza UE (głównie od Chin i Indii).

W zakresie bezpieczeństwa zdrowotnego Europy, nowy komisarz wspiera wzmacnianie gotowości na kryzysy podobne do tych jak pandemia COVID-19. Ma się tym zająć powołana już agencja gotowości i reagowania w stanach zagrożenia zdrowia (HERA), ale jej skuteczność będzie zależała od poziomu finansowania. Na koniec warto podkreślić, że choć polityka zdrowotna jest w kompetencji krajów członkowskich, przepisy dotyczące urządzeń medycznych albo inicjatywy takie jak EHDS mają duży wpływ na rozwój innowacji w każdym z 27 państw UE.

Samoobsługowe kapsuły zdrowia miały poprawić dostęp do badań profilaktycznych (zdjęcie: Forward Health)
Samoobsługowe kapsuły zdrowia miały poprawić dostęp do badań profilaktycznych (zdjęcie: Forward Health)

Gabinety lekarskie naszpikowane innowacjami, a w planach 3200 kiosków telemedycznych nazywanych „lekarzami AI w kapsule” – amerykański Forward Health obiecywał wprowadzić ochronę zdrowia w przyszłość. W 2024 roku – po 8 latach działalności – firma upadła, bo przeoczyła jeden ważny aspekt teleopieki.

Opieka zdrowotna all-inclusive

To była najgłośniejsza porażka startupu działającego w obszarze zdrowia cyfrowego w 2024 roku. Po 8 latach działalności i pomimo ogromnego zastrzyku finansowego w kwocie 2,6 mld zł (650 mln USD) od inwestorów, w listopadzie 2024 r. startup Forward Health niespodziewanie ogłosił zakończenie działalności. Jeszcze w 2023 roku jego wartość wyceniono na 1 mld USD.

O firmie stało się głośno w 2016 roku, kiedy otwarto pierwszą klinikę Forward w San Francisco. Od początku założeniem było zaoferowanie pacjentom nowoczesnej, w pełni ucyfrowionej, odbiurokratyzowanej opieki nastawionej na profilaktykę – czyli opieki radykalnie innej od tej, do której przyzwyczajeni są pacjenci. W łącznie 19 otwartych klikach zatrudniających ponad 100 lekarzy stanęły m.in. nowoczesne skanery ciała pozwalające na łatwy pomiar najważniejszych parametrów ciała, a klienci mieli dostęp do lekarzy bez limitu. Taka przyjemność kosztowała jednak ponad 600 zł (149 USD) miesięcznie.

Rozgłos wokół Forward Health podsycał fakt, że jego założycielem był były pracownik Google, Adrian Aoun. W wywiadach wielokrotnie wspominał o naprawieniu chorej opieki zdrowotnej oraz dostępnej dla każdego profilaktyce w zasięgu ręki.

W 2023 firma zaczęła wdrażać Forward CarePods, czyli samoobsługowe kioski zdrowia wykorzystujące sztuczną inteligencję do diagnozowania stanu zdrowia, w tym badań krwi i testów DNA. 3200 kapsuł miało stanąć w centrach handlowych, siłowniach i biurach. Według doniesień, wyprodukowanie jednej kapsuły kosztowało ok. 1 mln USD. To miała być prawdziwa rewolucja – ideą kiosków była automatyzacja profilaktyki i badań kontrolnych oraz zwiększenie ich dostępności w systemie zdrowia nastawionym tylko na leczenie. Ale mimo najnowocześniejszych technologii, po które sięgnął Forward Health, nie wszystko poszło tak gładko, jak przewidywano.

Policzek w nowoczesną profilaktykę, za drogo czy zbyt futurystycznie?

Powodów upadku jest wiele. Pierwszym jest rozbicie się o tradycyjny model ochrony zdrowia. Pacjenci – nawet ci dobrze usytuowani finansowo – nie byli gotowi zapłacić tak dużo za profilaktykę i opiekę w modelu 360 stopni. Skanery ciała stosowane w Forward Health nie oferowały żadnej wartości dodanej. Firma przeoczyła też jeden ważny fakt – ochrona zdrowia jest branżą usługową, a nie technologiczną; branżą, w której cyfryzacja pełni rolę wspomagającą, a nie pierwszorzędną.

Firma miała futurystyczną wizję stworzenia doświadczenia pacjenta, jakiego brakuje w dostępnych placówkach zdrowia. Bezobsługowe kapsuły zdrowia kosztowały krocie, a technologia zawodziła, w tym m.in. kluczowy automatyczny pobór krwi. Sterylne i utranowoczesne kabiny zamiast z profesjonalną i wysokiej jakości opieką kojarzyły się bardziej z anonimową i bezosobową opieką oraz zagubieniem pośród zawiłych instrukcji samodzielnego wykonywania badań. W efekcie z 3200 planowanych kapsuł powstało jedynie 5, a opinie klientów były mocno krytyczne.

Badania profilaktyczne w kapsule miały być dziecinnie proste, a wyniki dostępne od razu w aplikacji mobilnej
Badania profilaktyczne w kapsule miały być dziecinnie proste, a wyniki dostępne od razu w aplikacji mobilnej

W gonitwie za najnowszymi technologiami, startup skupił na stronie technicznej zapominając o najważniejszych wartościach w ochronie zdrowia, czyli kontakcie pacjenta z lekarzem, zaufaniu, opartej na relacji opiece. Ich sterylne gabinety były naszpikowane innowacjami, ale wiele z nich było tylko gadżetami nie oferującymi żadnych dodatkowych korzyści. Utopią okazało się wprowadzenie kapsuł zdrowia – sterylne wnętrza nie dawały poczucia opieki, jakiego oczekują pacjenci.

Po porażce Forward Health trudno oczekiwać, że inwestorzy dadzą się szybko namówić na finansowanie startupów planujących uruchomienie na dużą skalę kiosków telezdrowia. Technologia jest nadal daleka od ideału, a pacjenci cały czas są przyzwyczajeni do tego, że zaopiekuje się nimi człowiek.

1 7 8 9 10 11 113