Ile leków sprzedają apteki internetowe? Które produkty cieszą się największą popularnością online? Ile leków na nadciśnienie Polacy kupują co roku w aptekach? Sprawdź aktualne statystyki rynku farmaceutycznego.

OSOZ Statystyki 9/2025
OSOZ Statystyki 9/2025

W numerze 9/2025 OSOZ Statystyki:

Sprzedaż wysyłkowa leków rośnie 11% rok do roku

Rynek sprzedaży wysyłkowej w Polsce był w 2024 roku wart (w cenach detalicznych dla pacjenta) prawie 2 mld złotych. To o 17% więcej niż w roku 2023 i o 6% więcej niż w segmencie stacjonarnym. Dużo, ale to nadal niecałe 4% sprzedaży realizowanej przez apteki stacjonarne, w których w 2024 roku pacjenci wydali ponad 53 mld złotych. Aż 30% sprzedaży stanowią kosmetyki i preparaty na problemy skórne.

Czytaj dalej 👉

W 2024 roku Polacy kupili 5,8 mln opakowań leków na nadciśnienie

Ich sprzedaż utrzymywała się przez lata na stabilnym poziomie ok. 5 mln opakowań rocznie i dopiero od 2022 roku zaczęła wyraźnie rosnąć. Według prognoz ekspertów OSOZ, w 2025 roku przekroczy poziom 6,2 mln opakowań. Rynek leków na nadciśnienie jest obecnie wart 155 mln zł. Dobrą wiadomością dla pacjentów są prawie niezmieniające się ceny. W Polsce na nadciśnienie tętnicze (hipertensję) choruje ok. 11 mln Polaków (42% mężczyzn i 33% kobiet), w tym nawet połowa osób w wieku powyżej 65 r.ż. Z roku na rok liczba ta rośnie.

Czytaj dalej 👉

Ponadto w numerze:

Archiwalne numery czasopisma OSOZ Statystyki
Dr Andrew Steele jest autorem książki "Wieczna młodość: nowa nauka o starzeniu się bez starzenia się"
Dr Andrew Steele jest autorem książki „Wieczna młodość: nowa nauka o starzeniu się bez starzenia się”

W bestsellerowej książce „Ageless” („Wieczna młodość”) naukowiec dr Andrew Steele podważa pogląd, że starzenie się jest czymś nieuniknionym. W specjalnym wywiadzie dla OSOZ rozmawiamy o najbardziej obiecujących terapiach spowalniających proces starzenia się, roli sztucznej inteligencji w walce z chorobami, konsekwencjach dłuższego życia i kontrowersjach wokół trendu długowieczności.

Twierdzisz, że proces starzenia się nie jest czymś naturalnym.

Społeczeństwo i medycyna traktują starzenie się jako naturalny, nieunikniony proces. Jednak kiedy przyjrzymy się z bliska biologii starzenia się, okazuje się, że jest ono podstawową przyczyną niemal wszystkich poważnych chorób: raka, chorób serca, demencji i udaru mózgu. Wszystkie, bez wyjątku, są efektem starzenia się.

Podam przykład: wysokie ciśnienie krwi podwaja ryzyko zawału serca. Jednak u osoby w wieku 80 lat jest ono już dziesięciokrotnie większe niż u 40-sto latka. Nawet jeśli dobrze się odżywiasz, ćwiczysz i dbasz o swoje zdrowie, starzenie się i tak cię dopadnie.

Uświadomienie sobie, że starzenie się powoduje choroby i że możemy spowolnić lub nawet odwrócić niektóre jego aspekty, prowadzi do zupełnie innego podejścia do medycyny. Tak, starzenie się nie jest czymś nieuniknionym – można je potencjalnie „leczyć”.

Długowieczność to już globalny trend. Rośnie liczba startupów pracujących nad tabletką przedłużającą życie, w mediach społecznościowych na popularności zyskują influencerzy podpowiadający, co robić, aby żyć dłużej. Czy longevity to nauka czy nadal tylko złudne marzenia?

Długowieczność jest zarówno nauką jak i koncepcją społeczną. Ostatnio wokół niej narosło zrobiło się dużo szumu, jednak kryje się za nią również prawdziwa, ekscytująca nauka.

Zapisz się do newslettera OSOZ - bądź na bieżąco z innowacjami w medycynie
Zapisz się do newslettera OSOZ – bądź na bieżąco z innowacjami w medycynie

A dokładnie?

W eksperymentach laboratoryjnych opracowano dziesiątki sposobów na spowolnienie, a nawet odwrócenie procesu starzenia się. Możemy już przedłużyć życie myszy, poprawić ich zdrowie, uchronić je przed chorobami i zniedołężnieniem; spowodować, aby dłużej cieszyły się młodością. Istnieje tak wiele różnych podejść, że byłbym zaskoczony, gdyby żadne z nich nie sprawdziło się u ludzi. Oczywiście badania na myszach nie zawsze są reprezentatywne. Jednak pośród 20 terapii, jakie mamy do dyspozycji, istnieje duże prawdopodobieństwo, że przynajmniej jedna z nich się sprawdzi u ludzi.

Z drugiej strony ten szum przyciągnął influencerów, którzy po prostu korzystają na fali popularności, nadużywając słowa „długowieczność” mówiąc nawet o tak banalnych sprawach jak regularne ćwiczenia, zdrowy sen i zdrowe odżywianie się. Weźmy za przykład ćwiczenia fizyczne, które nie tylko wzmacniają mięśnie i serce, ale także zmniejszają ryzyko demencji, niektórych nowotworów i innych chorób związanych z wiekiem, a więc dosłownie spowalniają proces starzenia się. Kiedy więc influencer fitness nazywa aktywność fizyczną „poradą dotyczącą długowieczności”, nie myli się.

Problem pojawia się w momencie promowania suplementów diety lub drogich badań diagnostycznych, które nie są oparte na solidnych badaniach naukowych. Trudno jest znaleźć równowagę: większość tego, o czym czytasz na temat longevity w mediach społecznościowych, to bzdury. Mimo to, nauka o długowieczności może naprawdę zrewolucjonizować medycynę.

Wspomniałeś ćwiczenia fizyczne. Ludzkość już dysponuje najprostszym i najtańszym sposobem na przedłużenie życia: profilaktyką. Dlaczego więc poszukujemy leków na długowieczność zamiast kierować się uniwersalnymi radami znanymi od lat? Czy to oznacza, że profilaktyka poniosła porażkę?

W pewnym sensie tak. Ale nie dlatego, że ludziom brakuje silnej woli. Prawda jest taka, że profilaktyka wymaga infrastruktury, czasu i pieniędzy.

Przykładowo, w niektórych miastach łatwo jest poruszać się po mieście na rowerze, bo do dyspozycji są ścieżki rowerowe. Ale nie wszędzie tak jest. Do tego dochodzi kwestia czasu. Jako ojciec ośmiomiesięcznego dziecka znam to dobrze – wiem, że powinienem więcej ćwiczyć, ale tego nie robię, bo ciągle brakuje mi czasu. Dla osób wielodzietnych, pracujących na zmiany lub mających więcej niż jedną pracę, znalezienie czasu na zdrowe odżywianie i regularne ćwiczenia jest czasami nierealne.

Tak więc mimo iż profilaktyka działa, nie zawsze jest dostępna. To kwestia infrastruktury i stylu życia, a nie tylko osobistych wyborów. Jestem wielkim zwolennikiem zdrowia publicznego: zdrowszego środowiska życia, dostępności zdrowszej żywności, większego wsparcia dla aktywnego trybu życia. Odnieśliśmy na tym polu prawdziwe sukcesy. Przykładowo, dzięki podatkom i edukacji spadła liczba palaczy, a wraz z nią liczba zachorowań na raka płuc.

Jednak to, co mnie najbardziej ekscytuje w nauce o długowieczności, to fakt, że jest ona tania, a mimo to znacznie niedofinansowana. Weźmy na przykład amerykański Narodowy Instytut Starzenia się. Od lat 70. XX wieku przeznaczył on około 7 mld USD na badania nad starzeniem się. Porównajmy to z brytyjską służbą zdrowia NHS, która wydaje ponad 100 mld funtów rocznie na leczenie.

Zdrowie publiczne i opieka zdrowotna są niezwykle kosztowne i często mają charakter reaktywny. Wyobraźmy sobie teraz, że mielibyśmy 100 mld funtów rocznie do zainwestowania w badania nad starzeniem się. Moglibyśmy opracować wiele terapii, które znacząco wydłużyłyby długość życia w zdrowiu. Przeznaczając te same pieniądze na NHS, nie przedłużymy życia nawet o pięć lat.

Zainwestowanie ułamka kwoty przeznaczanej na ochronę zdrowia w badania nad starzeniem się mogłoby doprowadzić do opracowania leku, który wydłużyłby życie o wiele lat i potencjalnie przyniósłby zyski rzędu bilionów dolarów. Powinniśmy robić jedno i drugie: profilaktykę i badania naukowe w obszarze longevity. Jednak pod względem wpływu i opłacalności największy zwrot mogą przynieść te drugie.

Wspomniałeś, że w laboratoriach udało się już spowolnić lub zatrzymać proces starzenia się. Jakie konkretnie są to sposoby?

Podam trzy przykłady. Po pierwsze, rapamycyna – lek odkryty w latach 70. XX wieku i stosowany w celu zapobiegania odrzucaniu narządów po przeszczepach i do powlekania stentów serca. W eksperymentach na myszach spowalnia proces starzenia się i pomaga im dłużej zachować zdrowie.

Jeden z najbardziej niezwykłych wyników uzyskano w 2009 roku w ramach programu Intervention Testing Program, który jest praktycznie złotym standardem w badaniach nad starzeniem się myszy. Naukowcy podali rapamycynę starym myszom. Spodziewali się, że może być już za późno, aby zaobserwować jakikolwiek pozytywny efekt. Jednak okazało się, że żyły o 10–20% dłużej i były też zdrowsze.

Od tego czasu przeprowadzono dziesiątki eksperymentów: podawanie leku wcześnie, późno, krótkoterminowo lub długoterminowo – wszystkie warianty dają widoczne efekty i to nawet u naczelnych małp szerokonosych pochodzących z Ameryki Południowej, marmozet, a więc bliższych nam ewolucyjnie zwierząt. Skuteczność sprawdzono też na innych gatunkach: drożdżach, robakach, muchach, myszach, małpach.

Pamiętajmy też, że rapamycyna jest już stosowana u ludzi, dlatego wiemy, że jest bezpieczna. Jednak nadal nie przeprowadzono badań klinicznych nad jej wpływem na długość życia zdrowych ludzi. Dlaczego? Ponieważ nie ma patentu. Żadna firma farmaceutyczna nie zarobi na tym. Potrzebujemy więc finansowania publicznego. Szacuję, że zaledwie 100 mln USD mogłoby dać nam odpowiedzi na pytania o wpływ rapamycyny na proces starzenia się u ludzi.

Po drugie, senolityki, czyli leki usuwające starzejące się komórki – komórki, które przestały się dzielić, ale nie umierają. Po prostu pozostają w organizmie, powodując stany zapalne i przyczyniając się do starzenia się i chorób.

W 2018 roku naukowcy podali senolityki myszom i zaobserwowali zaskakujące efekty: zmniejszenie występowania nowotworów, zdrowsze serce, poprawę funkcji mózgu i lepszą sprawność fizyczną. Myszy nie tylko czuły się młodsze, ale także wyglądały młodziej.

Trwają już badania na ludziach, początkowo w przypadku chorób, w których znana jest rola komórek starzejących się. Istnieje jednak nadzieja, że pewnego dnia będziemy mogli podawać te leki zdrowym osobom starszym, aby spowolnić proces biologicznego starzenia się, tak jak w przypadku myszy.

Po trzecie – przeprogramowanie epigenetyczne. To bardziej odległa perspektywa, ale o dużym potencjale. Wraz z wiekiem nasze markery epigenetyczne – sygnały chemiczne kontrolujące ekspresję genów – ulegają zaburzeniu. Komórki zaczynają zapominać, czym powinny być, co prowadzi do ich dysfunkcji.

Shinya Yamanaka odkrył cztery geny, które mogą przeprogramować dorosłe komórki do stanu podobnego do komórek macierzystych. Na tej podstawie naukowcy przeprowadzili eksperymenty polegające na krótkotrwałej aktywacji tych genów u myszy, nie na stałe, tylko przez kilka dni w tygodniu. Wyniki były zaskakujące. Myszy były zdrowsze, a w niektórych przypadkach żyły dłużej. Efekt zaobserwowano też na komórkach pobranych od 114-letniej kobiety – niektóre oznaki starzenia się zostały odwrócone.

Czy takie podejście można już stosować u ludzi? Nie, jeszcze nie. Nie jesteśmy w stanie bezpiecznie dostarczyć genów do każdej komórki ludzkiego ciała. Jednak w tę dziedzinę inwestuje się ogromne środki.

Pobierz nowe, bezpłatne wydanie czasopisma OSOZ z raportem o longevity
Pobierz nowe, bezpłatne wydanie czasopisma OSOZ z raportem o longevity

To obiecujące eksperymenty laboratoryjne, ale bez dowodów na skuteczność i bezpieczeństwo stosowania u ludzi. Czy istnieją jakieś metody, tu i teraz, aby spowolnić proces starzenia się, poza standardowymi poradami w zakresie stylu życia?

Tak, ale na początek zastosujmy te standardowe porady: Regularne ćwiczenia, higiena snu i zdrowa dieta spowalniają proces starzenia się, co potwierdzają badania naukowe.

Ale jest też kilka niespodzianek. Jedną z moich ulubionych jest mycie zębów. W latach 90. naukowcy zaczęli zauważać, że u osób dbających o zdrowie jamy ustnej występuje mniejsze ryzyko chorób serca. Wówczas nie było jeszcze jasne, czy to korelacja, czy tylko efekt dobrych nawyków zdrowotnych.

Dziś wiemy, że zdrowe zęby to też metoda na długowieczność. Jednym z kluczowych wyzwalaczy procesu starzenia się jest przewlekły, niskopoziomowy stan zapalny, a jego głównym źródłem są zaniedbania w higienie jamy ustnej. Bakterie powodujące próchnicę lub choroby dziąseł wywołują stan zapalny, z którym walczy układ odpornościowy, ale nigdy tej walki nie wygrywa. Taka ciągła reakcja immunologiczna utrzymuje organizm w stanie przewlekłego stanu zapalnego, który może przyspieszać starzenie się.

Znaleziono nawet bakterie powodujące choroby dziąseł w mózgach osób chorych na demencję. Nie wiemy jeszcze, czy jest to związek przyczynowo-skutkowy, czy tylko korelacja, ale na podstawie dowodów, które mamy, mogę śmiało powiedzieć: szczotkuj zęby i używaj nici dentystycznej. To może być jedna z najprostszych metod przeciwdziałania starzeniu się.

Teraz mamy do dyspozycji AI, która przyspiesza badania nad nowymi lekami. Także tymi nad długowiecznością?

Oczywiście, sztuczna inteligencja będzie miała ogromne znaczenie dla przyszłości medycyny długowieczności. Już teraz naukowcy wprowadzają znane leki przedłużające życie do modeli sztucznej inteligencji, aby szukać nowych powiązań. AI sprawdza się też bardzo dobrze w zrozumieniu złożonej biologii.

Weźmy na przykład AlphaFold, model sztucznej inteligencji przewidujący trójwymiarową strukturę białek z większą dokładnością niż kiedykolwiek wcześniej. Białka mają fundamentalne znaczenie dla funkcjonowania naszego organizmu, więc zrozumienie ich kształtu pozwala dowiedzieć się, jak działają, jak wzajemnie oddziałują na siebie i jak mogą ulegać zaburzeniom w wyniku chorób i starzenia się.

Jest jednak pewien haczyk: AlphaFold działa, ponieważ ma dostęp do ogromnego zbioru danych wysokiej jakości. Przez dziesięciolecia naukowcy starannie określili i wprowadzili do globalnej bazy danych o nazwie Protein Data Bank ponad 200 000 struktur białek. To właśnie z nich uczył się AlphaFold – bez danych, nie ma przełomu. To samo dotyczy dużych modeli językowych, takich jak ChatGPT.

Jeśli chodzi o AI w nauce o starzeniu się, nie mamy jeszcze wystarczającej ilości dobrych danych; potrzebujemy danych zbieranych w długim okresie czasu od tysięcy osób z różnych krajów, z różnych grup etnicznych i o różnym stanie zdrowia. Musielibyśmy zebrać dane o DNA, badania krwi, dane epigenetyczne, dane dotyczące mikrobiomu, informacje o stylu życia itd. Do tego obserwować te osoby przez wiele lat, aby zobaczyć, jak zmieniają się wraz z wiekiem. Tego rodzaju zbiór danych po prostu nie istnieje jeszcze w skali wymaganej przez AI.

Na początku swojej książki wspominasz o zwierzętach, które starzeją się dużo wolniej niż człowiek. Czy nie jest frustrujące, że pomimo całej naszej inteligencji ludzie żyją średnio 73,3 lata, podczas gdy żółwie dożywają 150 lat a rekiny polarne nawet 400 lat?

To rzeczywiście wydaje się nieco niesprawiedliwe. Jeśli mierzymy starzenie się jako wzrost ryzyka śmierci wraz z upływem czasu, to w przypadku ludzi wzrasta ono mniej więcej dwukrotnie co osiem lat. Na początku jest niewielkie, poniżej 1 na 1000 w wieku 20 lub 30 lat. Jednak w wieku 90 lat roczne ryzyko śmierci wynosi około 1 na 6. Ten wskaźnik wzrostu nazywany jest czasem podwojenia śmiertelności.

Niektóre zwierzęta starzeją się znacznie szybciej. Na przykład, u myszy ryzyko śmiertelności podwaja się co kilka miesięcy. Ale inne zwierzęta starzeją się wolniej, a niektóre wydają się w ogóle nie starzeć.

Klasycznym przykładem jest żółw z Galapagos, u którego ryzyko śmierci pozostaje na stałym poziomie przez cały czas. Istnieją nawet zwierzęta, których ryzyko śmierci maleje wraz z wiekiem. Stają się większe i silniejsze, ewolucja sprzyja przedłużaniu ich życia, ponieważ pomaga im to przetrwać i rozmnażać się.

Dlaczego więc ludzie nie ewoluowali w ten sposób?

Jedna z teorii sięga 65 milionów lat wstecz. Kiedy asteroida uderzyła w miejsce obecnej Zatoki Meksykańskiej, zabiła większość dużych zwierząt żyjących na powierzchni Ziemi, w tym dinozaury. Ocalały tylko małe, kopiące nory stworzenia – nasi pierwsi przodkowie, czyli ssaki. Ale jednocześnie były one bezbronne; często narażone na urazy, infekcje i zimno. Ich najlepszą strategią przetrwania było szybkie dorastanie, wczesne i częste rozmnażanie się, bez inwestycji energii w długowieczność – szanse na długie życie były u nich i tak niewielkie.

Od tamtego czasu przeszliśmy długą i złożoną drogę ewolucyjną. Ludzie żyją obecnie znacznie dłużej niż myszy czy nasi pierwsi przodkowie, ale mimo to nadal jesteśmy ograniczeni przez historię ewolucji. W międzyczasie gady i ryby podążyły innymi ścieżkami rozwoju, a niektóre z nich rozwinęły tzw. nieistotne starzenie się.

To pokazuje, że starzenie się nie jest nieuniknione. Nie jest to jakaś uniwersalna zasada życia na ziemi albo reguła biologiczna, ale cecha, która jest efektem ewolucji. A jeśli ewolucja rozwiązała ten problem u niektórych gatunków, być może da się to też zrobić u ludzi.

Czy marzenia o długowieczności nie są pułapką, którą zastawiamy na samych siebie? Jeśli przedłużymy życie do 100 lat, nie poprzestaniemy na tym. Kolejnym celem będzie 150, 200, 300 lat i w końcu nieśmiertelność.

Nie sądzę, że rodzi to jakieś niebezpieczeństwo. To, czego tak naprawdę chcemy, to lepsze zdrowie. Często poruszamy ten temat w kontekście długości życia, ponieważ łatwo ją zmierzyć: „Chcę dożyć 80 lat”, „Chcę dożyć 100 lat”. Jednak to, co fascynuje mnie w nauce o długowieczności to długość życia w zdrowiu.

Nie chciałbym na starość tylko mierzyć się chorobami. Ale z drugiej strony, nie chciałbym umrzeć w dobrym zdrowiu. Chcę cieszyć się czasem spędzanym z rodziną, realizować swoje hobby, podróżować i uczyć się nowych rzeczy.

Czy pragnienie uniknięcia demencji jest egoistyczne? Czy egoistyczne jest marzenie, aby nasi rodzice, partner lub partnerka i przyjaciele cieszyli się sprawnością umysłową i fizyczną do późnej starości? Nie sądzę. To po prostu ludzkie.

A co z potencjalnymi efektami ubocznymi długowieczności: przeludnieniem, zapaścią systemu emerytalnego, nudą, kiedy doświadczyło się już wszystkiego, czy nawet samotnością?

Nuda często wynika ze złego stanu zdrowia, izolacji i utraty kontaktów społecznych. Ale jeśli ludzie będą dłużej cieszyć się zdrowiem i nadal będą mogli podróżować, uprawiać sport i spotykać się z innymi w wieku 80 lat lub później, nie sądzę, aby nuda była poważnym problemem. Oczywiście, jeśli dożyję 150 lat, być może doświadczę wszystkiego i będę się nudzić. Ale to luksusowy problem.

Jeśli chodzi o kwestie etyczne, takie jak przeludnienie lub przeciążenie systemów emerytalnych, musimy na nie spojrzeć z szerszej perspektywy. Efektem długowieczności będzie przede wszystkim drastyczne ograniczenie występowania demencji, nowotworów i chorób przewlekłych. Jeśli to osiągniemy, dopiero wtedy będzie czas na przemyślenie systemu emerytalnego.

Są i tacy, którzy obawiają się, że jeśli „wyleczymy” starzenie się, dyktatorzy będą żyć wiecznie. Pamiętajmy, że rzadko kiedy umierają oni spokojnie ze starości; większość z nich traci władzę w wyniku zamachów stanu lub konfliktów zbrojeniowych. Nawet gdyby udałoby się wyeliminować starzenie się, badania sugerują, że wydłużyłoby to życie statystycznego dyktatora tylko o 5 pięć lat. Czy rozsądne jest skazywanie milionów ludzi na chorobę Alzheimera i niewydolność serca tylko po to, aby skrócić życie dyktatora o kilka lat? Oczywiście, że nie.

Wyobraź sobie świat, w którym ludzie mogą żyć do 150 lat, bez raka i demencji. Jeśli wtedy staniemy w obliczu problemu przeludnienia lub załamania klimatu, czy zdecydujemy się ponownie przywrócić starzenie się, aby rozwiązać te problemy? Ja bym tego nie zrobił. Skupiłbym się na redukcji emisji CO2, ograniczaniu marnotrawstwa żywności i projektowaniu nowych systemów emerytalnych. Nie możemy wstrzymywać badań nad starzeniem się z obawy przed potencjalnymi problemami, które mogą nigdy nie wystąpić.

Pobierz najnowszy, bezpłatny raport o sztucznej inteligencji w medycynie
Pobierz najnowszy, bezpłatny raport o sztucznej inteligencji w medycynie

A więc musimy więcej inwestować w długowieczność. Dlaczego mimo to nie robią tego rządy poszczególnych państw, skupiając się na leczeniu chorób?

Jest to złożony problem i nie ma na niego prostej odpowiedzi. Właśnie dlatego niedawno zająłem się polityką i założyłem think tank Longevity Initiative.

Większość polityków, a nawet wielu naukowców i lekarzy, po prostu nie zdaje sobie sprawy, że biologia starzenia się jest już dziedziną nauki. Pomimo całego szumu wokół długowieczności, większość ludzi nadal uważa, że chodzi tylko o dietę i ćwiczenia fizyczne. Częściowo wynika to z komunikacji w internecie. Influencerzy w social mediach często przedstawiają znane porady zdrowotne jako „długowieczność”, co wprowadza zamieszanie. Nawet wybitni naukowcy z powiązanych dziedzin nie znają najnowszych osiągnięć nauki o starzeniu się.

Moja żona jest lekarką. Kiedy ją poznałem, uważała, że jestem szalony mówiąc o spowolnieniu starzenia się za pomocą leków. A była wtedy studentką medycyny. Jest na tyle młoda, że pewnego dnia prawdopodobnie będzie przepisywać takie terapie, ale ani jeden wykład, ani strona podręcznika na studiach nie dotyczyły biologii starzenia się. Szkolimy lekarzy i naukowców, aby byli sceptyczni, co jest ważne. Jednak sceptycyzm staje się przeszkodą, gdy nigdy nie przedstawiono im wiarygodnych dowodów naukowych.

Pierwszym krokiem jest więc po prostu podniesienie świadomości: longevity to poważna nauka bazująca na wiarygodnych badaniach. Badanie profesora Andrew Scotta z London Business School z 2021 r. sugeruje, że spowolnienie starzenia się o zaledwie jeden rok może przynieść gospodarce USA oszczędności w wysokości 38 bilionów dolarów. To dwukrotność obecnego PKB Stanów Zjednoczonych.

Nie boisz się, że umrzesz tuż przed przełomem w dziedzinie długowieczności i stracisz szansę na 20 lub 50 lat dłuższego życia?

Nie boję się tego… ale byłoby to bardzo irytujące [śmiech]. W skali globalnej, średnia oczekiwania długość życia wynosi około 73 lat. W bogatych krajach przekracza 80 lat. Przeciętny mieszkaniec Ziemi ma obecnie mniej niż 40 lat. Oznacza to, że większość ludzi ma przed sobą jeszcze co najmniej 40 lat życia – to długi czas, w którym nauka może dokonać wielu postępów.

Jeśli uda nam się zatwierdzić pierwsze leki przedłużające życie i poprawić stan zdrowia publicznego, ludzie mogą zyskać dodatkowe 50 lub 60 lat. To wystarczająco dużo czasu, aby dokonać przełomowych odkryć, zrewolucjonizować badania dzięki sztucznej inteligencji i przeprowadzić długoterminowe badania na ludziach.

Dlatego staram się dbać o zdrowie – ćwiczę, myję zęby, stosuję się do porad w dziedzinie profilaktyki. Angażuję się też w kampanię na rzecz finansowania badań nad długowiecznością.

Wydłużenie życia to ekscytujący cel. Być może nigdy nie uda się go nam osiągnąć. Ale jeśli nie spróbujemy, nigdy się nie dowiemy. Myślę, że warto spróbować.

Dr Andrew Steele jest naukowcem, działaczem społecznym i autorem bestsellerowej książki „Ageless: The New Science of Getting Older Without Getting Old” (Wieczna młodość: nowa nauka o starzeniu się bez starzenia się).

10 lat temu w Polsce był tylko 1 robot chirurgiczny. Dzisiaj jest ich ponad 100
10 lat temu w Polsce był tylko 1 robot chirurgiczny. Dzisiaj jest ich ponad 100

77 szpitali w Polsce przeprowadza zabiegi z wykorzystaniem robotów chirurgicznych, a jeśli uwzględnimy roboty ortopedyczne i neurochirurgiczne – już ponad 100. W 2024 roku wykonano ponad 17 tysięcy operacji chirurgicznych, czyli o rekordowe 70% więcej niż rok wcześniej – wynika z raportu „Chirurgia robotowa 2025” opublikowanego przez Modern Healthcare Institute. Szpitale inwestują w roboty, pacjenci chętnie z nich korzystają, ale jest kilka haczyków.

Zapisz się do newslettera OSOZ, śledź na bieżąco nowości w zdrowiu
Zapisz się do newslettera OSOZ, śledź na bieżąco nowości w zdrowiu

19 robotów chirurgicznych więcej w jeden rok

Odkąd od 1 sierpnia 2023 roku NFZ włączył do koszyka usług refundowanych operacje robotyczne raka jelita grubego i macicy – do już refundowanego od 2022 roku zabiegu raka prostaty – zakup robotów chirurgicznych w końcu zaczął się opłacać. I widać to po danych – w 2024 roku, w stosunku do 2023 roku, liczba dostępnych w Polsce robotów chirurgicznych (da Vinci, Hugo, Versius) wzrosła o rekordowe 19 sztuk. Dla porównania – 5 lat temu było ich 14, a 10 lat temu – zaledwie 1.

Liczba szpitali w Polsce przeprowadzających zabiegi chirurgiczne w asyście robotów
Liczba szpitali w Polsce przeprowadzających zabiegi chirurgiczne w asyście robotów co roku rośnie o ok. 50%

Ten boom zakupowy ma kilka źródeł: refundacja zabiegów przez NFZ, dofinansowanie zakupu i bardzo duże zainteresowanie pacjentów tego typu operacjami, które cieszą się dobrą opinią.

Łącznie wykonano 17,1 tys. robotycznych zabiegów chirurgicznych. Za zdecydowaną większość – bo 16 600 – zapłacił NFZ, przy czym w przypadku 10 850 zabiegów szpital otrzymał wyższą stawkę dla zabiegów robotowych, zaś za 5 750 – wycenę jak dla zwykłych zabiegów laparoskopowych. Tylko za 500 zabiegów pacjenci zapłacili z własnej kieszeni.

Co dziesiąty zabieg przeprowadzono w placówkach, które dopiero pierwszy rok mają systemy robotyczne. W ścisłej czołówce znalazły się m.in. Centrum Onkologii w Bydgoszczy (838 zabiegów), Śląskie Centrum Urologii UROVITA w Chorzowie (782) i Wojskowy Instytut Medyczny w Warszawie (704).

Liczba zabiegów chirurgicznych wspomaganych robotycznie podwaja się co roku
Liczba zabiegów chirurgicznych wspomaganych robotycznie podwaja się co roku

Da Vinci bezkonkurencyjny i najczęściej wykonuje operacje prostaty

Najpopularniejszym robotem chirurgicznym na całym świecie jest da Vinci. Jego producent, Intuitive Surgical, zainstalował w szpitalach ponad 7500 urządzeń, z pomocą których wykonano ponad 10 milionów operacji. W 2024 roku swoją premierę miał najnowszy robot tej klasy, czyli da Vinci 5.

Nie inaczej jest w Polsce. Na da Vinci wykonano 88% wszystkich operacji robotycznych przeprowadzonych w 2024 roku. Dopiero od niedawna kupowane są także konkurencyjne systemy, takie jak Versius czy debiutujący Hugo. Mają one na razie marginalne zastosowanie: 5 szpitali korzystało z systemów dwóch różnych producentów (da Vinci i Versius), a jeden – w Jastrzębiu-Zdroju – wprowadził w 2024 roku robota Hugo, inaugurując tym samym obecność trzeciego producenta na polskim rynku.

Które zabiegi są najczęściej wykonywane z pomocą robotów chirurgicznych?
Które zabiegi są najczęściej wykonywane z pomocą robotów chirurgicznych?

Jeśli chodzi o wykonywane zabiegi to dominuje prostatektomia, czyli operacja prostaty (73% wszystkich zabiegów). Szybko rośnie liczba operacji w ginekologii, chirurgii kolorektalnej, a nawet kardiochirurgii czy chirurgii dziecięcej. Na uwagę zasługuje wzrost operacji raka jelita grubego – z 800 w 2023 r. do 2200 w 2024 r. To skok o ponad 130%.

– Widzimy eksplozję zastosowań, także w obszarach dotąd nierefundowanych – mówi prof. Tomasz Drewa specjalizujący się w urologii onkologicznej, chirurgii robotycznej oraz medycynie regeneracyjnej. – To znak, że lekarze chcą korzystać z robotyki tam, gdzie przynosi realne korzyści pacjentom – dodaje.

Szpitale inwestują w daVinci, NFZ płaci miliony, ale i tak nie wszyscy pacjenci korzystają

Jeszcze kilka lat temu, kiedy NFZ nie refundował zabiegów robotycznych, tego typu urządzenia były na pokaz i często stały nieużywane. Dziś nie ma o tym mowy. Przykładowo, Uniwersytecki Szpital Kliniczny w Rzeszowie z pomocą jednego robota wykonał 526 operacji w ciągu roku.

35 placówek przekroczyło próg 200 zabiegów rocznie. I to się opłaca, bo NFZ płaci więcej za zabieg robotyczny niż za zabieg laparoskopowy. Z raportu wynika, że tzw. inkrementalny koszt robotyki w 2024 roku wyniósł 82,1 mln zł. Co to oznacza? O tyle więcej NFZ zapłacił za 10 850 zabiegów robotowych w porównaniu do ich laparoskopowych odpowiedników.

– Operacje robotowe oznaczają mniej powikłań, krótszy pobyt w szpitalu, szybszy powrót do zdrowia. To się systemowi opłaca – podkreśla prof. Wojciech Zegarski, konsultant krajowy w dziedzinie chirurgii onkologicznej, od lat związany z Centrum Onkologii w Bydgoszczy.

Wskaźnik stosowania chirurgii robotowej liczony jako stosunek liczby zabiegów do liczby mieszkańców województwa (dane za 2024 rok)
Wskaźnik stosowania chirurgii robotowej liczony jako stosunek liczby zabiegów do liczby mieszkańców województwa (dane za 2024 rok)

Warto wspomnieć, że jeszcze w 2018 roku aż 85% zabiegów robotowych było finansowanych komercyjnie. W 2024 – już tylko 3%. Dla prof. Drewy to dobry znak: – Zabiegi onkologiczne nie powinny być realizowane komercyjnie, bo prywatne ośrodki często nie zapewniają pełnej opieki onkologicznej, leczenia systemowego i monitorowania powikłań.

Choć rozwój chirurgii robotowej w Polsce może robić wrażenie, to dostęp do niej wciąż zależy od miejsca zamieszkania. W 2024 roku średnio wykonano 46 zabiegów robotowych na 100 tys. mieszkańców. Liderem było województwo kujawsko-pomorskie z wynikiem 99 zabiegów, przed Mazowszem (77) i Lubelszczyzną (67). Z drugiej strony, w województwie opolskim odnotowano zaledwie 6 operacji na 100 tys. mieszkańców, a w warmińsko-mazurskim – 14.

Do liderów implementacji chirurgii robotowej zalicza się woj. Mazowieckie i Kujawsko-Pomorskie, gdzie wykonuje się nawet dwa razy więcej operacji w przeliczeniu na nowych pacjentów onkologicznych niż średnia krajowa (94 operacje na 1000 zachorowań).

Województwa opolskie i warmińsko-mazurskie pozostają na końcu tabeli, mimo poprawy w porównaniu do poprzednich lat. Eksperci liczą, że dynamiczny rozwój mniejszych szpitali zmniejszy te różnice.

Lekarze kończą studia bez wiedzy o robotyce chirurgicznej

Nierówności regionalne w dostępie do najnowocześniejszych technik chirurgicznych to nie jedyny problem. Drugi to brak oficjalnego rejestru zabiegów robotowych prowadzonego przez instytucje państwowe. Taki rejestr pomógłby w transparentnym i kontrolowanym rozwoju robotyki chirurgicznej, monitorowaniu efektów i planowaniu kolejnych inwestycji.

Kolejnym wyzwaniem jest kształcenie chirurgów, które obecnie odbywa się tylko podyplomowo. Chirurg onkologiczny po studiach wchodzi na rynek bez umiejętności obsługi np. da Vinci. Równie ważna jest równomierna rozbudowa infrastruktury. 10 szpitali posiada aż dwa roboty, a jeden – nawet 3. Eksperci apelują też o włączenie systemów robotycznych w planowanie długofalowej polityki onkologicznej.

Jak zauważa prof. Zegarski, sukces polskiej robotyki nie byłby możliwy bez wcześniejszych inwestycji w szkolenie laparoskopowe (np. program LAPCO) i kompetencje kadry medycznej.

– Mamy dziś chirurgów gotowych na rewolucję technologiczną – teraz czas, by system publiczny ich w tym wspierał.

Nowa opcja w inteligentnych zegarkach Apple może uratować życie milionom osób w Polsce
Nowa opcja w inteligentnych zegarkach Apple może uratować życie milionom osób w Polsce

Apple wprowadza do swoich najnowszych smartwatchy funkcję ostrzeżeń o możliwym nadciśnieniu krwi. Specjalny algorytm został już dopuszczony na rynek przez amerykańską Agencję ds. Zdrowia i Żywności FDA. Czy to przełom w profilaktyce choroby, która co roku zabija 90 tys. Polaków?

Innowacyjny algorytm, który rozpoznaje „cichego zabójcę”

Na nadciśnienie choruje ok. 1,3 mld dorosłych osób na świecie. W Polsce – 11 mln osób. Ponieważ nie daje żadnych objawów, często pozostaje latami nierozpoznane, prowadząc do rozwoju miażdżycy, a w konsekwencji zawału serca, udaru mózgu, niewydolności serca oraz niewydolności nerek. Szacuje się, że co roku w Polsce choroba odpowiada za ok. 90 000 zgonów, którym w wielu przypadkach można by zapobiec wprowadzając odpowiednie leczenie.

Niestety, około 50% chorych nie jest świadomych nadciśnienia, choć można go wykryć w łatwy sposób podczas rutynowego badania ciśnienia podczas wizyty lekarskiej albo dokonując regularnych pomiarów w domu. Dotychczas wszystkie metody badań przesiewowych zawiodły i odsetek chorych na choroby serca rośnie, co także wiąże się ze starzeniem się społeczeństwa – nadciśnienie może dotyczyć nawet 3 na 4 osób po 65. roku życia.

Ale jest szansa, że w końcu będzie można diagnozować chorobę na wczesnym etapie rozwoju. Apple zaprezentował swój najnowszy zegarek Apple Watch z opcją ostrzeżeń o nadciśnieniu. Jak to działa?

Pierwszym zaskoczeniem jest to, że smartwatch Apple wcale nie mierzy ciśnienia – to wymagałoby wbudowania dodatkowych czujników, które znacznie powiększyłyby wielkość urządzenia. Dlatego Apple zdecydował się na sprytny ruch wykorzystując dane z optycznego czujnika mierzącego puls i przepływ krwi przez żyły. Jest on od lat obecny w tylnej części koperty większości smartwatchy w postaci szybko migającej diody – na podstawie pomiarów odbijającego się światła, zegarek mierzy m.in. tętno.

Nowy algorytm działa pasywnie w tle i porównuje dane zebrane z ostatnich 30 dni. Na tej podstawie jest w stanie obliczyć, czy u użytkownika występują symptomy nadciśnienia. To oznacza, że trzeba miesiąc nosić zegarek, aby algorytm zadziałał. Dlaczego tak długo? Właśnie z powodu drogi na skróty i wykorzystania danych z optycznego czujnika zamiast sensora ciśnienia krwi, którego smartwatch nie ma.

Zegarek Apple nie mierzy ciśnienia, ale jest w stanie wykryć nadciśnienie dzięki specjalnemu algorytmowi
Zegarek Apple nie mierzy ciśnienia, ale jest w stanie wykryć nadciśnienie dzięki specjalnemu algorytmowi

Lepsza profilaktyka chorób serca z kilkoma mankamentami

Do opracowania algorytmu wykrywającego nadciśnienie wykorzystano dane z badań naukowych z udziałem łącznie ponad 100 000 osób, oraz sztuczną inteligencję, a dokładnie uczenie maszynowe. Jego dokładność zweryfikowano w badaniu klinicznym obejmującym 2000 uczestników.

Jak przyznaje Apple, nowa opcja nie wykryje wszystkich przypadków nadciśnienia. Algorytm, aby nie generować fałszywych alarmów, będzie wysyłał powiadomienia tylko w przypadku wyraźnych symptomów choroby. To wystarczy – kilka dni po zaprezentowaniu nowej funkcji przez Apple, została ona zatwierdzona przez amerykańską Agencją ds. Leków i Żywności, odpowiednik polskiego Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych (URPL).

Apple zdaje sobie sprawę, że nowa funkcja to duża odpowiedzialność – może zarówno ratować życie, ale też usypiać czujność, jeśli nie wyśle powiadomienia u chorej osoby, a nawet wzbudzać niepotrzebny niepokój i generować zbędne wizyty, jeśli wynik jest fałszywie pozytywny. Dlatego Apple zaleca osobom, które otrzymają powiadomienie, aby przez siedem dni rejestrowały ciśnienie krwi za pomocą profesjonalnego ciśnieniomierza i dopiero na tej podstawie – jeśli ciśnienie jest faktycznie wysokie – udać się do lekarza w celu konsultacji pomiarów. Taka procedura jest zresztą zgodna z wytycznymi American Heart Association dotyczącymi diagnozowania i leczenia nadciśnienia.

Nowa funkcja będzie dostępna pod koniec września br. w ponad 150 krajach i regionach, w tym w Stanach Zjednoczonych i Unii Europejskiej. Będą mogli z niej skorzystać posiadacze smartwatchy Apple Watch Series 9, 10, 11 oraz modeli premium – Apple Watch Ultra 2 i 3 z systemem watchOS 26. Za kontrolę zdrowia trzeba będzie jednak sporo zapłacić: najtańszy zegarek Apple z opcją powiadomień o nadciśnieniu, czyli Apple Watch 9, kosztuje ok. 2250 zł, a Apple Watch Ultra 3 – od 3800 zł.

Powiadomienia o nadciśnieniu potwierdza, że Apple coraz mocniej wchodzi na rynek zdrowia. Zegarki Apple Watch mogą już informować nieregularnym rytmie serca, wysokim i niskim tętnie, dokonywać pomiaru EKG i ostrzegać o migotaniu przedsionków, mierzyć poziom tlenu we krwi, informować o bezdechu sennym, a ostatnio także oceniać jakość snu.

W wyniku zakażenia bakteriami opornymi na dostępne antybiotyki, co roku w Europie umiera ok. 35 000 osób
W wyniku zakażenia bakteriami opornymi na dostępne antybiotyki, co roku w Europie umiera ok. 35 000 osób

Sztuczna inteligencja (AI) zaprojektowała dwa nowe potencjalne antybiotyki skuteczne w leczeniu opornych bakterii rzeżączki i MRSA (gronkowca złocistego opornego na metycylinę). Za przełomowym odkryciem stoi zespół z Massachusetts Institute of Technology (MIT).

Choć od dawna mówi się o tym, że AI przyspieszy badania nad nowymi lekami, na razie trudno szukać przełomowych odkryć. Ale ostatnie doniesienia z MIT dają nadzieję, że AI naprawdę może zapoczątkować „drugą złotą erę” antybiotyków.

Budowa leków atom po atomie

Od lat infekcje oporne na leczenie są rosnącym globalnym zagrożeniem, doprowadzając w Europie do 35 000 zgonów rocznie. Winna jest antybiotykooporność będąca efektem nadużywania antybiotyków – z czasem, bakterie wytworzyły mechanizmy obronne na stosowane od dekad leki. Jednocześnie w ostatnich latach nie pojawiły się żadne nowe antybiotyki skuteczne w walce z „super-bakteriami”. Naukowcy ostrzegają, że jeśli nic się nie zmieni, w efekcie zakażeń odpornymi na antybiotyki szczepami bakterii będzie umierać nawet 1,9 mln osób rocznie.

Jest szansa, że dzięki AI uda się uniknąć tego czarnego scenariusza. Naukowcy z MIT, korzystając z generatywnej AI, przeanalizowali 36 milionów związków-kandydatów, w tym te, które jeszcze nie istnieją lub nie zostały odkryte. Następnie przeszkolili AI, wczytując do modelu strukturę chemiczną znanych związków wraz z danymi dotyczącymi tego, czy spowalniają one wzrost różnych gatunków bakterii. W kolejnym kroku przetestowano dwa podejścia. Pierwsze z nich polegało na wyszukaniu obiecującego zestawu związków chemicznych w bibliotece zawierającej miliony fragmentów chemicznych o wielkości od 8 do 19 atomów. Drugie podejście pozostawiało AI całkowitą swobodę działania. Jednocześnie odrzucono wszystkie związki, które wyglądały zbyt podobnie do obecnych antybiotyków albo mogłyby być toksyczne dla ludzi.

Badacze skupili się na stworzeniu modeli antybiotyków na rzeżączkę i MRSA. Po ich opracowaniu, najlepsze zostały przetestowane w laboratorium na zakażonych myszach. Tak powstały dwa nowe potencjalne leki. Jak twierdzą badacze z MIT, AI pozwala tanio i szybko tworzyć nowe cząsteczki chemiczne, dając nam przewagę w walce ze zdolnością bakterii do wytwarzania mechanizmu antybiotykooporności.

Bez AI są małe szanse na nowe antybiotyki

Naukowcy są entuzjastycznie nastawieni do tego nowatorskiego podejścia. Tym bardziej, że nie ma razie innej alternatywy – od lat panuje zastój w pracach nad antybiotykami.

Jednak od modelu do antybiotyku jest jeszcze daleka droga – choć leki wykazały skuteczność w eksperymentach na zwierzętach, nie są jeszcze gotowe do badań klinicznych na ludziach i wymagają udoskonalenia, co może zająć 1–2 lata. W tym czasie zostanie sprawdzone ich bezpieczeństwo i skuteczność działania. Dopiero potem czeka je klasyczna droga badań na ludziach. Nie ma jednak gwarancji, że stworzone przez AI leki sprawdzą się w praktyce. Przykładowo, wyzwaniem okazuje się stopień trudności produkcji leków zaprojektowanych przez AI: spośród 80 najlepszych teoretycznych projektów leków na rzeżączkę, tylko dwa są możliwe do realizacji.

Naukowcy mają nadzieję, że wraz z rozwojem AI i dostępnością danych medycznych uda się zbudować cyfrowe modele człowieka (tzw. bliźniaki cyfrowe), na których będzie można testować skuteczność działania nowych leków. To mogłoby znacznie ułatwić selekcję nowych kandydatów na leki i skrócić czas oraz koszty badań. A koszty to jedna z głównych barier w medycynie. Opracowanie nowego antybiotyku może kosztować ok. 1–1,5 mld USD i trwać ok. 10–15 lat. Z ekonomicznego punktu widzenia jest to nieopłacalne dla firm farmaceutycznych.

W TurboBLOZ lekarz może zweryfikować, czy pacjent wykupił lek przepisany na receptę
W TurboBLOZ lekarz może zweryfikować, czy pacjent wykupił lek przepisany na receptę

TurboBLOZ od KAMSOFT zapewnia szybki dostęp do aktualnych informacji m.in. o produktach leczniczych, suplementach diety czy wyrobach medycznych. Teraz rozwiązanie zyskało nową funkcjonalność zwiększającą bezpieczeństwo pacjentów i skuteczność leczenia.

TurboBLOZ wprowadza możliwość monitorowania przestrzegania zaleceń terapeutycznych

Zintegrowany z systemami medycznymi KAMSOFT – jak KS-SOMED, KS-PPS, SERUM, Mediporta czy KS-MEDIS – TurboBLOZ umożliwia profesjonalistom medycznym sprawne wyszukiwanie leków, a w razie występowania braków, precyzyjny dobór zamienników. Dane o dostępności leków pochodzą z serwisu KtoMaLek.pl współpracującego z ponad 11 000 aptek, a podstawą systemu jest BLOZ.

KAMSOFT zaprezentował nową wersję TurboBLOZ, która wkrótce zostanie udostępniona szerszemu gronu użytkowników. Najważniejszą nowością jest funkcja wspierająca lekarzy w monitorowaniu przestrzegania zaleceń terapeutycznych przez pacjentów. Podczas wizyty, lekarz będzie mógł szybko i precyzyjnie uzyskać kluczowe informacje dotyczące farmakoterapii, co pozwoli na podejmowanie bardziej świadomych decyzji terapeutycznych.

Nowa funkcjonalność wprowadza specjalne ikony przy produktach leczniczych, które w przejrzysty sposób informują o szczegółach realizacji terapii. Dzięki nim, lekarz może łatwo sprawdzić, czy pacjent zrealizował receptę oraz czy przyjmuje inny lek z tą samą substancją czynną, minimalizując ryzyko interakcji czy dublowania terapii.

Jak to działa nowy TurboBLOZ?

Nowe ikony w TurboBLOZ pełnią rolę intuicyjnych wskaźników, które w czytelny sposób przekazują istotne dane o przebiegu terapii. Przykładowo, lekarz może błyskawicznie zweryfikować, czy pacjent wykupił receptę na przepisany lek, co jest kluczowe w przypadku terapii przewlekłych, gdzie przestrzeganie zaleceń ma bezpośredni wpływ na skuteczność leczenia. Dodatkowo, system pozwala na identyfikację sytuacji, w których pacjent stosuje inne preparaty z tą samą substancją czynną, co może zapobiec niezamierzonym powikłaniom, takim jak przedawkowanie lub działania niepożądane.

W ten sposób, lekarze mogą nie tylko śledzić przestrzeganie zaleceń, ale także aktywnie reagować w przypadku problemów, np. poprzez kontakt z pacjentem lub dostosowanie terapii.

Większe bezpieczeństwo pacjenta, poprawa efektów leczenia

Nowa funkcjonalność TurboBLOZ to krok w stronę nowoczesnego, bezpiecznego i efektywnego zarządzania terapią. Intuicyjne narzędzia i szerszy zakres dostępnych informacji pozwalają lekarzom na:

Nawet 50% pacjentów z chorobami przewlekłymi nie stosuje się do zaleceń lekarskich
Nawet 50% pacjentów z chorobami przewlekłymi nie stosuje się do zaleceń lekarskich

Znaczenie przestrzegania zaleceń terapeutycznych

Przestrzeganie zaleceń terapeutycznych (ang. medication adherence) jest kluczowym elementem wpływającym na sukces leczenia, szczególnie w przypadku chorób przewlekłych. Jak wskazują badania, nawet 50% pacjentów z chorobami przewlekłymi nie stosuje się do zaleceń lekarskich, co prowadzi do pogorszenia stanu zdrowia, częstszych hospitalizacji i wyższych kosztów opieki zdrowotnej. Nowa funkcjonalność TurboBLOZ odpowiada na te wyzwania, oferując lekarzom narzędzie do bieżącego monitorowania i wspierania pacjentów w przestrzeganiu terapii.

TurboBLOZ, dzięki nowej funkcjonalności monitorowania przestrzegania zaleceń terapeutycznych, staje się nieocenionym narzędziem w rękach lekarzy. Intuicyjne ikony, szybki dostęp do kluczowych informacji o farmakoterapii powodują, że TurboBLOZ nie tylko zwiększa bezpieczeństwo pacjentów, ale także poprawia skuteczność leczenia i jakość opieki zdrowotnej. To rozwiązanie, które łączy nowoczesną technologię z potrzebami współczesnej medycyny, wspierając lekarzy w ich codziennej pracy i przyczyniając się do lepszych wyników terapeutycznych.

Dr n. med. Tomasz Maciejewski został powołany na nowego wiceministra zdrowia
Dr n. med. Tomasz Maciejewski został powołany na nowego wiceministra zdrowia

Minister Zdrowia Jolanta Sobierańska-Grenda powołała dr n. med Tomasza Maciejewskiego, wieloletniego dyrektora Instytutu Matki i Dziecka (IMiD), na stanowisko wiceministra resortu. To nadzieja, że cyfryzacja, sztuczna inteligencja i innowacje technologiczne będą miały nowego ambasadora. Wcześniejsze wypowiedzi dla OSOZ pokazują, że minister Maciejewski postrzega cyfryzację i AI jako podstawowe narzędzie poprawiające jakość leczenia i organizację systemu.

Szpital to miejsce nieprzyjazne innowacjom

„Szpital nie jest miejscem naturalnie przyjaznym innowacjom. Ale może takim być, jeśli damy mu do tego przestrzeń” – podkreślał w naszej rozmowie minister Maciejewski. W jego ocenie, wprowadzanie nowych rozwiązań w placówkach medycznych wymaga nie tylko odwagi menedżerów, lecz także stworzenia odpowiednich warunków: finansowych, organizacyjnych i prawnych.

W Instytucie Matki i Dziecka, którym kierował dotychczas, innowacyjność przestała być domeną jednostek. Powołano specjalny dział ds. sztucznej inteligencji i innowacji technologii medycznych, który miał wspierać lekarzy i pielęgniarki w rozwijaniu pomysłów, tłumaczyć ich potrzeby na język biznesu i koordynować projekty z udziałem firm zewnętrznych. Taki model Maciejewski uznaje za konieczność – bez dedykowanych zespołów szpitale nie są w stanie skutecznie prowadzić projektów technologicznych, bo personel medyczny jest zbyt obciążony codzienną pracą.

Ludzie są gotowi, system jeszcze nie

Nowy minister wielokrotnie podkreślał, że gotowość do innowacji istnieje już na poziomie społecznym i instytucjonalnym. Pacjenci, lekarze i menedżerowie szpitali chcą korzystać z rozwiązań cyfrowych. Przykładem jest pandemia, która błyskawicznie upowszechniła teleporady, e-recepty czy elektroniczne zwolnienia. Jednak, jak zauważa Maciejewski, najtrudniejszą barierą jest system prawny – pełen ograniczeń wynikających z ustawy o zamówieniach publicznych, regulacji dotyczących danych wrażliwych czy procedur bioetycznych.

„Gotowi są ludzie, gotowe instytucje. Nawet gotowy jest rynek. Ale nadal nie mamy gotowości legislacyjnej” – twierdzi Maciejewski, wskazując, że innowacje medyczne w Polsce często kończą się w fazie pilotażu.

„W Polsce traktujemy cyfrowe zdrowie jak eksperyment. Tymczasem to już realna gałąź terapii”. W tym sensie digitalizacja ma być narzędziem poprawy efektywności leczenia i bezpieczeństwa pacjentów, a nie tylko próbą testowania technologicznych nowinek.

Kultura innowacji

Nowy wiceminister zauważa, że innowacje rodzą się na styku różnych światów. Dlatego apeluje, by polskie uczelnie medyczne aktywniej wspierały studentów i młodych naukowców w komercjalizacji ich pomysłów. Centra transferu technologii – dziś w dużej mierze marginalizowane – powinny działać jak inkubatory i akceleratory, na wzór amerykańskiego Uniwersytetu Stanforda czy MIT.

Jednocześnie Maciejewski twierdzi, że medyków należy uczyć podstaw przedsiębiorczości i współpracy interdyscyplinarnej. „Potrzebujemy miejsc, gdzie farmaceuci wypiją kawę z informatykami, gdzie startup spotka się z prawnikiem, a po drugiej stronie ulicy swoje biuro ma firma technologiczna. W takich warunkach rodzi się prawdziwa innowacja” – mówił.

AI i cyfrowa placówka

Maciejewski z dużą uwagą śledzi rozwój sztucznej inteligencji w medycynie. W IMiD wdrażano już narzędzia predykcyjne i systemy automatyzacji, które – choć początkowo spotykały się ze sceptycyzmem personelu – dziś są inicjatywą oddolną. Jego zdaniem to najlepszy dowód, że AI może odciążać lekarzy i pielęgniarki, pozwalając im skoncentrować się na pacjencie.

Na pytanie, jak szpitale powinny podchodzić do sztucznej inteligencji, Maciejewski odpowiadał pięcioma zasadami: budować kulturę otwartą na innowacje, doceniać liderów zmian, tworzyć zespoły interdyscyplinarne, działać strategicznie i nie bać się rezygnować z projektów, które nie spełniają oczekiwań. Kluczowe jest zarządzanie zmianą – proces, który obejmuje nie tylko technologię, lecz także ludzi i ich gotowość do współpracy.

Nowy wiceminister zdrowia stawia na otwarte konkursy, pilotaże i inkubację startupów, ale równocześnie podkreśla konieczność kopiowania sprawdzonych praktyk z innych krajów i placówek. To dlatego IMiD zainicjował konkurs „Mother and Child Startup Challenge”, w ramach którego co roku wybierane są najlepsze innowacje do opieki nad matką i dzieckiem.

Największym wyzwaniem będzie zmiana prawa, które – jak mówi – zbyt często dławi inicjatywę. Jednak Maciejewski jest optymistyczny: Polska ma potencjał, ludzi i rynek, by stać się liderem w cyfrowym zdrowiu. „Jedyne, co musimy zrobić, to przestać się bać, że nie jesteśmy gotowi. Bo jesteśmy” – podsumowuje.

Nowy GPT-5 dostępny w ChatGPT od sierpnia br. zaskakuje mniejszą liczbą halucynacji
Nowy GPT-5 dostępny w ChatGPT od sierpnia br. zaskakuje mniejszą liczbą halucynacji

W sierpniu br. OpenAI udostępnił nowy model generatywnej sztucznej inteligencji. Ma być dokładniejszy, szybszy i rozumować w sposób zbliżony do człowieka. W odpowiedziach na pytania medyczne liczba halucynacji spadła nawet 10-krotnie, a poprawność diagnoz podwoiła się. Ale to nie wszystkie ulepszenia.

Wiedza na poziomie osoby z tytułem doktora n. med.

Odkąd pojawił się ChatGPT, pacjenci chętnie pytają go o diagnozę, nowe metody leczenia, albo o to, jak zapobiegać chorobom. Odpowiedzi są zaskakująco dobre, choć niekiedy AI z pełnym przekonaniem podaje fałszywe informacje i konsekwentnie brnie w kłamstwo.

Długo oczekiwany następca GPT4 obiecuje dużo większe możliwości, bardziej dogłębne odpowiedzi i świadomość kontekstu zadawanych pytań. A to ma go czynić pomocnym asystentem dla pacjentów i pracowników służby zdrowia.

– Po raz pierwszy mam wrażenie, jakbym rozmawiał z ekspertem w dowolnej dziedzinie, na przykład z doktorem nauk ścisłych – powiedział podczas premiery modelu Sam Altman, szef OpenAI.

Prompty – czyli zapytania – dotyczące zdrowia są dla AI jednymi z najbardziej wymagających. Znaczenie mogą mieć najmniejsze niuanse dotyczące chorób, których przeoczenie może zakończyć się wprowadzeniem lekarza albo pacjenta w błąd. Jak deklaruje OpenAI, GPT5 ma ulepszoną metodykę rozumowania i podejmowania decyzji oraz dużo mniejszy odsetek halucynacji.

Odsetek halucynacji - czyli zmyślonych odpowiedzi - dla GPT-5 i jego poprzedników
Odsetek halucynacji – czyli zmyślonych odpowiedzi – dla GPT-5 i jego poprzedników

Wydajność GPT-5 sprawdzono na tzw. HealthBench, czyli platformie diagnostycznej zawierającej 5000 rzeczywistych scenariuszy zdrowotnych zweryfikowanych przez lekarzy. GPT-5 uzyskał znacznie wyższy wynik niż którykolwiek z jego poprzedników. Przykładowo, przy włączonej opcji „myśl dłużej” (think longer) wprowadzonej w GPT-5, dokładność odpowiedzi w porównaniu do modelu GPT-4o podwoiła się. Częstotliwość halucynacji dla pytań z medycyny spadła z 15,8% dla GPT-4o do 1,6% dla GPT-5. Bez opcji dłuższego myślenia, która bezpłatnie dostępna jest tylko raz dziennie, spadek i tak jest 4-krotny.

GPT-5 potrafi więcej niż tylko analizować tekst

W GPT-5 wbudowano tzw. multimodalne rozumowanie medyczne – może analizować dane pacjenta w różnej formie, jak np. zdjęcia wyników badań albo obrazy medyczne (redakcja: odradzamy wczytywanie do ChatGPT wszelkich informacji medycznych zawierających dane identyfikujące pacjenta, jak np. imię i nazwisko). Z tym GPT-4 radził sobie średnio.

Na egzaminach medycznych jak amerykański USMLE, GPT-5 osiągnął lepsze wyniki niż eksperci medycyny. Po raz kolejny staje się jasne, że AI może pomóc pacjentom oraz lekarzom w diagnozie. Rozumowanie multimodalne pozwala modelowi przeanalizować opis pacjenta i zdjęcie zmian skórnej, zadać pytania uzupełniające i przedstawić wstępną ocenę. W każdym opisie OpenAI unika jak ognia słowa „diagnoza”, bo to mogłyby narazić firmę na kary (diagnozować może tylko lekarz).

GPT-5 ma też znaczną przewagę w stosunku do Google, jeśli chodzi o diagnozowanie np. nowotworów. Google, kierując się często popularnością danej strony www, ma tendencję do kwalifikowania nawet zwykłego bólu głowy jako raka. AI jest w tym o wiele ostrożniejsza, a do tego z dużą wstrzemięźliwością podaje sugestie, które mogłyby wywołać niepotrzebny stres i lęk. Zamiast tego skupia się na podpowiadaniu, co należy zrobić dalej, aby wyjaśnić problem i uzyskać profesjonalną pomoc.

Kliknij na baner lub zeskanuj kod QR, aby pobrać bezpłatny raport o AI w ochronie zdrowia
Kliknij na baner lub zeskanuj kod QR, aby pobrać bezpłatny raport o AI w ochronie zdrowia

Kolejne ulepszenie: poprawa bezpieczeństwa komunikacji zdrowotnej. OpenAI robi wszystko, aby jego model nie zyskał łatki rozpowszechniającego fake newsy albo siejącego dezinformację. Porady dotyczące zdrowia są teraz dostosowane do poziomu wiedzy, kontekstu kulturowego i regionu geograficznego. Wbudowane bezpieczniki powodują, że model nie odpowie na pytania, które wychodzą poza jego kompetencje albo są nieetyczne.

Wsparcie psychiczne z większą empatią

Ostatnie badanie Harvard Business Review sugeruje, że z ChatGPT często rozmawiamy o sprawach osobistych, dylematach, problemach a nawet szukamy pomocy, gdy czujemy się samotni albo przygnębieni.

Model GPT-5 stał się bardziej empatyczny, sięgając do odpowiedzi, które są oparte na aktualnych wytycznych naukowych. Jak podkreślają autorzy, dzięki temu oferuje o wiele lepsze wsparcie w przypadku rozmów o lękach, depresji czy traumach. Jego poprzednik GPT-4 miał tendencję do podawania zbyt optymistycznych, oderwanych od rzeczywistości odpowiedzi. Zbyt często podpowiadał pacjentom, jak pomóc sobie samemu, nawet w przypadku ciężkich depresji wymagających konsultacji z lekarzem. Zamiast tego, teraz pacjent raczej uzyska zachętę do wizyty u psychologa i rady, jak opowiedzieć o swoich problemach.

Korzystanie z GPT-5 jest bezpłatne, ale z limitem długości konwersacji. Z opcji „myśl dłużej” albo analizy dokumentu można skorzystać tylko raz na dzień. Tych ograniczeń nie ma GPT-Plus, ale kosztuje ok. 100 zł miesięcznie (23 euro). Wersja PRO w cenie 229 euro miesięcznie ma oferować narzędzia przydatne w pracach naukowych i dłuższe, bardziej dogłębne odpowiedzi. Nie ma wątpliwości, że GPT-5 jest dużo lepszy niż GPT-4. Zachowuje się jak aktywny partner rozmowy, proaktywnie sygnalizując potencjalne problemy i zadając odpowiednie pytania uzupełniające. Z tym GPT-4 miał trudności. Ostrożniej wysuwa diagnozy, dopytuje, często sugeruje wizyty u lekarza zamiast bawić się w lekarza. Udało się znacznie zmniejszyć liczbę halucynacji, co w przypadku pytań o zdrowie jest dużym krokiem w kierunku bezpieczeństwa stosowania generatywnej AI. Po kilku czatach można od razu zauważyć, że ChatGPT ma większe wyczucie, kiedy poruszamy wrażliwe tematy zdrowia psychicznego. Postęp, jaki dokonał się zaledwie w 3 lata od premiery od ChatGPT, robi wrażenie.

Polska może pochwalić się dużą dojrzałością systemu e-zdrowia. Słabym punktem pozostaje fakt, że nie wszystkie placówki prowadzą elektroniczną dokumentację medyczną EDM i przekazują dane do centralnego systemu P1
Polska może pochwalić się dużą dojrzałością systemu e-zdrowia. Słabym punktem pozostaje fakt, że nie wszystkie placówki prowadzą elektroniczną dokumentację medyczną EDM i przekazują dane do centralnego systemu P1

Polska należy do ścisłej czołówki państw UE pod względem dostępu obywateli do danych zdrowotnych – wynika z nowego raportu Komisji Europejskiej „Digital Decade eHealth Indicator Study 2025”. W porównaniu do poprzedniego roku, nasz wskaźnik e-zdrowia wzrósł z 90% do 92%.

Średnia Europejska – 83%, Polska jako trendsetter

Unia Europejska chce, aby do 2030 roku wszyscy obywatele UE mieli dostęp do swoich danych zdrowotnych w formie elektronicznej. Cel ten został formalnie ujęty w ramach programu Cyfrowej Dekady (Digital Decade). Aby monitorować postępy, UE co roku publikuje raport pokazujący, w ilu procentach poszczególne kraje spełniają założenia pełnego wglądu do danych zdrowotnych – wynik odzwierciedla jednocześnie stan rozwoju krajowych systemów e-zdrowia.

Według najnowszego raportu Digital Decade eHealth Indicator Study 2025, średni wskaźnik dojrzałości e-zdrowia dla państw UE wynosi obecnie 83% (o 4 punkty procentowe więcej niż rok wcześniej). Liderami zestawienia są Belgia i Estonia, które jako pierwsze osiągnęły już 100%. Tuż za nimi jest Dania (98%), Litwa (95%), Malta (94%) oraz Polska. Z wynikiem 92% plasujemy się na 6. miejscu w UE.

Ranking krajów w nowym badaniu poziomu dojrzałości systemów e-zdrowia (źródło:  eHealth Indicator Study 2025)
Ranking krajów w nowym badaniu poziomu dojrzałości systemów e-zdrowia (źródło: eHealth Indicator Study 2025)

Choć w porównaniu do 2023 roku nasz kraj spadł o jedno miejsce w rankingu, to nie ma to większego znaczenia – o wiele ważniejsze jest zbliżanie się do celu udostępniania 100% danych zdrowotnych obywatelom. A w tym roku zrobiliśmy krok do przodu o 2% i brakuje już tylko 8%.

Tym samym znaleźliśmy się w zacnym gronie państw „wyznaczających trendy” (trendsetter) w e-zdrowiu, zaraz obok Belgii, Danii, Estonii, Litwy, Malty i Norwegii. Według klasyfikacji eHealth Indicator, trendsetter to kraj, w którym dostęp do elektronicznej dokumentacji medycznej ma wysoki odsetek ludności, a większość podmiotów świadczących usługi opieki zdrowotnej udostępnia kilka kategorii danych dotyczących zdrowia. Aby być zakwalifikowanym jako trendsetter, trzeba osiągnąć wynik na poziomie co najmniej 90%.

Trzeba jednak zaznaczyć, że wskaźnik e-zdrowia ocenia tylko i wyłącznie dostęp pacjentów do danych i nie obejmuje dojrzałości cyfrowej w innych obszarach. Przykładowo, uruchomienie Centralnej e-Rejestracji nie będzie miało na niego żadnego wpływu.

Mocne strony e-zdrowia i czego brakuje

Polska może pochwalić się jedną z najbardziej kompleksowych platform dostępu do danych zdrowotnych w Europie. Centralny portal pacjenta (Internetowe Konto Pacjenta) oraz aplikacja mobilna (mojeIKP) są dostępne dla każdego, umożliwiając logowanie przy użyciu bezpiecznego eID, zgodnego z unijnymi standardami. Dzięki temu obywatele mogą szybko i wygodnie realizować e-recepty, przeglądać historię wizyt i wyniki badań, a także pobrać dokumenty medyczne bez konieczności kontaktu z placówką zdrowia.

Raport zauważa, że rośnie liczba placówek udostępniających dane do systemu centralnego, co powoduje, że dokumentacja pacjenta staje się coraz bardziej kompletna. Nie bez znaczenia są też ułatwienia prawne. W Polsce działają mechanizmy umożliwiające wgląd do danych zdrowotnych przez opiekunów prawnych, np. w przypadku dzieci czy osób ubezwłasnowolnionych.

KAMSOFT obchodzi w 2025 roku jubileusz 40-lecia

Ale jest jeszcze kilka rzeczy do poprawy. Mimo wysokiego poziomu dojrzałości systemu e-zdrowia, Polska nadal nie oferuje pełnego dostępu do wszystkich typów informacji medycznych. Na IKP trudno szukać danych diagnostyki obrazowej, jak wyniki z tomografii komputerowej czy rezonansu magnetycznego. Nie ma też e-wersji paszportu implantologicznego. To obszary, które w wielu krajach nadal pozostają wyzwaniem, ale są kluczowe w kontekście Europejskiej Przestrzeni Danych Zdrowotnych (EHDS).

Brakuje też opcji umożliwiającej pacjentowi samodzielne udzielenie dostępu do danych osobie trzeciej, np. bliskiemu członkowi rodziny (z wyjątkiem opiekunów prawnych, którzy już dziś mają możliwość wglądu w dokumentację). Wprowadzenie tego mechanizmu wymagałoby zmian w prawie. Problemem pozostaje też pełna integracja w systemie e-zdrowia placówek psychiatrycznych, domów opieki i ośrodków opieki długoterminowej.

Finisz może być trudny, wszystko zależy od tempa wdrażania EDM

W edycji raportu z 2024 roku, obejmującej dane za 2023 rok, Polska uzyskała 90%, co dało nam 5. miejsce w UE. W 2024 roku nastąpił niewielki wzrost do 92%, ale Malta podskoczyła aż o 6% i tym samym nas wyprzedziła. Ale są jeszcze bardziej spektakularne wzrosty jak w przypadku Czech (z 51% do 77%, +26 p.p.), Rumunii (z 59% do 76%, +17 p.p.), Irlandii (+14 p.p.) czy Bułgarii (+10 p.p.). Państwa, które jeszcze rok temu odstawały, uruchomiły centralne projekty e-zdrowia i nadrabiają zaległości.

Raport uzmysławia, jak duże postępy zrobiła Polska w zakresie e-zdrowia. IKP z aplikacją mojeIKP, e-recepty, e-skierowania czy elektroniczna dokumentacja medyczna powodują, że coraz więcej danych dostępnych jest w formie elektronicznej, dzięki czemu pacjent ma do nich dostęp. I o to chodzi też w Cyfrowej Dekadzie Unii Europejskiej – to obywatele są właścicielami swoich danych zdrowotnych i muszą mieć do nich pełny wgląd. To, jak szybko uda nam się przejść z 92% do 100% zależy teraz w dużej mierze od szybkości wdrażania EDM przez placówki zdrowia.

W sierpniowym numerze OSOZ Polska (8/2025) m.in. wywiad z Andrew Steele, autorem bestsellerowej książki o długowieczności oraz raport pokazujący, w jakich obszarach AI jest już lepsza od człowieka.

Ponadto polecamy:

OSOZ 8/2025
OSOZ 8/2025

Spis treści:

Wszystkie wydania archiwalne dostępne są na zakładce POBIERZ.

Czasopismo OSOZ online - wszystkie numery

1 2 3 4 5 6 127