IMPACT 2025: Dlaczego Polacy nie dbają o zdrowie? [DEBATA]

Dodano: 23.07.2025


Od lewej: Anna Kupiecka, Magdalena Kardynał, Ewelina Chawłowska, Ewa Wolińska, Agnieszka Kępińska-Sadowska, Artur Olesch (zdjęcie: IMPACT CEE)

Podczas Impact 2025 w Poznaniu wzięliśmy udział w debacie o tym, jak Polacy dbają o własne zdrowie w erze szeptanych recept na zdrowie z mediów społecznościowych, niezweryfikowanych aplikacji zdrowotnych, półek aptecznych pełnych suplementów diety i cudownych środków na odchudzanie. Wniosek: self-care został zepchnięty do kategorii dobra luksusowego, a profilaktyka przeżywa kryzys.

Fakty są alarmujące: Częściej niż nasi zachodni sąsiedzi umieramy na raka – nie dlatego, że mamy gorszy sprzęt albo gorszych lekarzy, ale dlatego że do doktora idziemy jak jest już źle, bo „lepiej nie wiedzieć”. Z bezpłatnych badań profilaktycznych korzystamy rzadko. Na grypę szczepi się w Polsce 0,8% osób w wieku 65+, podczas gdy w Szwecji to 69% seniorów. Tylko 45% Polaków ufa lekarzom – to jeden z najniższych wskaźników w Europie. Przykładowo, w Hiszpanii – prawie dwa razy więcej. Na zdrowiu znamy się lepiej niż naukowcy, a generacja Z uczy się profilaktyki z TikToka. Z 21 mln osób z wysokim poziomem cholesterolu skutecznie leczy się 6%, bo słowo „statyny” kojarzy nam się bardziej z trucizną niż lekarstwem. Zdrowotna Polska A pije smoothie ze szpinaku i kurkumy oraz mierzy aktywność fizyczną w smartwatchu, a Polska B nawet nie wie jak zadbać o zdrowie albo nie ma na to czasu i pieniędzy.

W jakim stanie jest self-care w czasie, gdy aby schudnąć wystarczy zastrzyk a medyczni influencerzy w internecie mają większy wpływ na nasz styl życia niż lekarze?

O tym Artur Olesch (czasopismo OSOZ) rozmawiał podczas IMPACT w Poznaniu z Agnieszką Kępińską-Sadowską (Haleon), Ewą Wolińską (Roche), Eweliną Chawłowską (Uniwersytet Medyczny w Poznaniu), Magdaleną Kardynał (Fundacja OmeaLife) oraz Anną Kupiecką (Fundacja Onkocafe).


Kiedyś mówiło się po prostu „profilaktyka”, dzisiaj to profilaktyka, self-care czyli samo-opieka, well-being, longevity, świadomy styl życia itd. Tam samo jak pojęcia, zmieniły się zasady. Kiedyś profilaktyka to było 8 godzin snu, mycie zębów dwa razy dziennie, jedzenie owoców i warzyw, ruch. A dzisiaj to odpowiednie nawodnienie organizmu, suplementacja diety, śledzenie w inteligentnym zegarku jakości snu, redukcja stresu przez medytację, unikanie ekspozycji na mikroplastik i tak dalej. Można się pogubić. Czym jest, a czym nie jest self-care?

Ewelina Chawłowska: Self-care to dbałość o siebie we wszystkich aspektach zdrowia, czyli zgodnie z definicją WHO – o dobrostan fizyczny, psychiczny, społeczny oraz duchowy. Wspomniał Pan o profilaktyce. Self-care i profilaktyka to pojęcia, które się zazębiają, ale nie są tożsame. Profilaktyka to pojęcie, które odnosi nie tylko do nas indywidualnie, ale też do całej populacji, są to np. programy działań i badań profilaktycznych. Profilaktyka ma też konkretny kierunek, a mianowicie zajmuje się zapobieganiem chorobom oraz ich skutkom. Self-care jest tutaj obszarem o szerszym zakresie, podobnym do promocji zdrowia, bo dotyczy nie tylko zapobiegania chorobom, ale zwiększania czy podwyższania naszego potencjału zdrowotnego, inwestowania w zdrowie i poprawiania jakości życia.

Anna Kupiecka: Self-care to pojęcie, które w ostatnich latach bardzo się rozpowszechniło – mówimy o zdrowym jedzeniu, ćwiczeniach, medytacji, dobrym śnie. I to wszystko jest potrzebne. Ale z mojej perspektywy, self-care to coś więcej – to konkretne decyzje, które mogą uratować nam życie.

Dbanie o siebie nie kończy się na smoothie i aplikacji śledzącej sen. To także regularne badania profilaktyczne: mammografia, cytologia czy badanie HPV DNA, które od niedawna jest w programie profilaktyki rsm. Niestety, dane pokazują, że jako kobiety wciąż zbyt rzadko z tych narzędzi profilaktycznych korzystamy. Choć deklarujemy, że dbamy o siebie, to w praktyce często paraliżuje nas lęk przed diagnozą. I ten lęk sprawia, że omijamy najważniejsze elementy profilaktyki.

Self-care to odwaga. Dlatego mówię o tym głośno: badajmy się. Róbmy to dla siebie, ale też dla innych kobiet – jako matki, córki, siostry, przyjaciółki. Nasza postawa ma ogromną moc społeczną. Wzajemne motywowanie się, wspieranie się w profilaktyce, to coś, co może stać się ruchem narodowym, który realnie zmienia zdrowie społeczeństwa.

Bo prawdziwe self-care to odpowiedzialność – za siebie i innych.

Ewa Wolińska: Self-care to w mojej ocenie po prostu dbanie o zdrowie, regularne badanie się. Nie w strachu – „czy coś nieprawidłowego wykryjemy”, ale w przekonaniu, że badamy się po to, by upewnić się, że jesteśmy zdrowe. W tym pojęciu mieści się profilaktyka, w której w naszym kraju mamy jeszcze sporo do nadrobienia. Dlaczego? Tylko 1 na 3 uprawnione Polki bada się w ramach profilaktyki mammograficznej, a 1 na 10 wykonuje badania profilaktyczne w kierunku raka szyjki macicy. Gdy dodamy do tego, że mammografia dla kobiet w wieku 45–74 lat jest bezpłatna, a w większości placówek medycznych na badanie można umówić się z dnia na dzień, to zasadnicze pytanie brzmi: właściwie co poszło nie tak? W obliczu starzejącego się społeczeństwa, ogromnej luki w zdrowiu kobiet i niedoborów finansowych w systemach opieki zdrowotnej na całym świecie – wszyscy musimy zacząć od podstaw self-care, wzmacniając profilaktykę i prewencję. Zwłaszcza, że w Europie populacja osób w wieku 65+ wzrośnie w ciągu najbliższych 25 lat z 90,5 miliona z początku 2019 roku do blisko 130 milionów (129,8 miliona) do 2050 roku. Strategia „lepiej zapobiegać niż leczyć” wydaje się najprostszą i w zasadzie jedyną racjonalną.

Agnieszka Kępińska-Sadowska: Jestem entuzjastką jak najszerszej definicji self-care, w rozumieniu świadomego i odpowiedzialnego dbania o zdrowie. Wszystko, co naszemu zdrowiu służy, jest poparte danymi czy skonsultowane z ekspertem, to będzie profilaktyka. Zdrowie dziś zaczyna się w domu, w szkole, zaczyna się od stylu życia, nawyków, zaczyna w aptece, w gabinecie lekarskim – i ważne, aby profilaktyki nie stawiać w kontrze do leczenia. Ważniejszy niż definicja jest cel self-care, bo on nas łączy, czyli co wspólnie możemy robić, abyśmy byli zdrowsi.

Według dostępnych danych, 3,8 mln Polaków nie myje zębów, w ostatnim sezonie na grypę zaszczepiło się 1,7 mln Polaków – to jeden z najniższych wskaźników w Europie – do lekarza chodzimy statystycznie 8,6 razy w roku – to z kolei jeden z najwyższych wskaźników w Europie. Jako przedstawicielka firmy działającej globalnie na rynku produktów do samoleczenia, czy Polacy wiedzą jak dbać samodzielnie o swoje zdrowie? I dlaczego nadal mamy tak duże zaległości w stosunku do krajów Europy zachodniej?

Agnieszka Kępińska-Sadowska: Polacy lubią leczyć się sami. Niestety nadal, zamiast korzystać z porad farmaceutów, szczególnie w przypadku drobnych dolegliwości, wybieramy dr Google a tam sporo dezinformacji – walka z nią jest warta wszelkich nakładów. 8 na 10 Europejczyków chce lepiej dbać o swoje zdrowie, ale tylko 2 na 10 wie jak to robić. Co nam te dane mówią? Że budowanie świadomości prozdrowotnej nigdy nie było tak ważne jak dziś. Aż 87% z nas nie wie jak prawidłowo myć zęby, co wynika z najnowszych badań Haleon. Płuczemy jamę ustną po szczotkowaniu, wypłukując fluor i inne cenne składniki pasty, a to błąd, bo nie wnikną w szkliwo. Dziś jest czas, aby przejść od słów do czynów i nie przekonywać przekonanych tylko stawiać na szerokie partnerstwo publiczno-prywatne nastawione na prewencję – zanim będzie potrzebna interwencja, w duchu lepiej zapobiegać niż leczyć.

Zaniedbań w profilaktyce często żałujemy dopiero wtedy, gdy zachorujemy. Co słyszy Pani od kobiet, które otrzymały diagnozę raka piersi? Co zrobić, aby ludzie się przebudzili i zaczęli dbać o siebie zamiast tkwić w przekonaniu, że od zdrowia jest lekarz i system zdrowia?

Agnieszka Kępińska-Sadowska: Zdrowie zaczyna się w domu, w szkole; zaczyna się od stylu życia, nawyków; zaczyna w aptece, w gabinecie lekarskim
Agnieszka Kępińska-Sadowska: Zdrowie zaczyna się w domu, w szkole; zaczyna się od stylu życia, nawyków; zaczyna w aptece, w gabinecie lekarskim (zdjęcie: IMPACT CEE)

Magdalena Kardynał: To niezwykle trafne spostrzeżenie, że często dopiero diagnoza choroby budzi nas z letargu. Jako ekspertka Fundacji OmeaLife, na co dzień spotykam się z kobietami, które doświadczyły raka piersi i mogę potwierdzić, że ich historie są niezwykle poruszające i pełne refleksji.

Kiedy rozmawiam z kobietami, które otrzymały diagnozę raka piersi, często słyszę słowa pełne żalu, ale też niezwykłej siły. Prawie każda z nich wspomina o tym, jak bardzo żałuje, że wcześniej nie zwracała większej uwagi na swoje ciało. „Gdybym tylko była bardziej świadoma, gdybym tylko wiedziała” – mówią o zaniedbywaniu regularnych badań, odkładaniu wizyt u lekarza „na później”, ignorowaniu sygnałów, które wysyłało im ich ciało. Pojawia się poczucie winy, że mogły zrobić więcej, by zapobiec chorobie lub wykryć ją na wcześniejszym etapie. Wiele kobiet opowiada o szoku i niedowierzaniu, że to właśnie im się przydarzyło. Często żyły w przekonaniu, że choroba dotyka innych, a ich samych omija szerokim łukiem. To właśnie ten moment zderzenia z rzeczywistością jest dla nich przełomowy. Słyszę też o ogromnym strachu – o życie, o przyszłość, o bliskich. Ale obok tego strachu pojawia się też niesamowita wola walki i pragnienie życia. Choroba staje się katalizatorem do przewartościowania dotychczasowego życia, do zwolnienia tempa, do skupienia się na tym, co naprawdę ważne. Wiele kobiet mówi, że mimo wszystko choroba dała im nową perspektywę i siłę do działania. Zaczynają doceniać każdą chwilę, drobne przyjemności i relacje z bliskimi. Przykre jest to, że w ciągu 10 lat pracy z pacjentem z diagnozą raka piersi, odpowiedzi tych kobiet są dokładnie takie same. To tak jakby nie uczyć się na czyiś błędach. To również pokazuje, że kampanie jakie są prowadzone przez różne środowiska i interesariuszy systemu są niewystarczająco dobre, by zachęcić do dbałości o siebie – a przecież dbałość o zdrowie, to nasz obywatelski obowiązek.

Jak zatem sprawić, by ludzie nie tkwili w przekonaniu, że zdrowie to wyłącznie sprawa lekarza i systemu, ale wzięli za nie odpowiedzialność?

Magdalena Kardynał: Trudne pytanie i niejednorodna odpowiedź. Po pierwsze edukacja przez historie. Nic tak nie przemawia do wyobraźni, jak autentyczne historie kobiet, które przeszły przez raka piersi i wyleczyły się z niego. Opowiadanie o ich doświadczeniach, o tym, co przeoczyły, co mogły zrobić inaczej, ale też o ich sile i determinacji i marzeniach. Po drugie, zmiana narracji o zdrowiu, musimy odejść od myślenia o zdrowiu wyłącznie w kategoriach leczenia chorób. Zdrowie to inwestycja w jakość życia i długość życia. Powinnyśmy mówić o zdrowiu w kontekście kobiecego empowermentu – dbanie o siebie to akt miłości do siebie i do bliskich. To nie egoizm, a podstawa do bycia silną, aktywną kobietą. Niezależnie od statutu społecznego i miejsca zamieszkania. Po trzecie, dostępność i prostota informacji, często brak wiedzy lub zbyt skomplikowany język medyczny zniechęcają. Potrzebujemy jasnych, przystępnych komunikatów na temat profilaktyki i możliwości jej realizacji najbliżej miejsca zamieszkania. Pomogą też proste instrukcje dotyczące samobadania piersi, przypomnienia o regularnych wizytach u ginekologa i mammografii – to wszystko powinno być łatwo dostępne i zrozumiałe dla każdej kobiety. Ważne jest też budowanie wspólnoty i wsparcia, ludzie często potrzebują poczucia, że nie są w tym sami. Tworzenie społeczności wspierających się kobiet, które dzielą się wiedzą i motywują nawzajem do dbania o zdrowie, jest niezwykle ważne. Musimy uświadamiać, że lekarz i system zdrowia są po to, by nam pomóc, ale pierwszym i najważniejszym strażnikiem naszego zdrowia jesteśmy my same. Jednocześnie, jako społeczeństwo, powinniśmy naciskać na system, aby ułatwiał dostęp do profilaktyki – np. poprzez przypomnienia o badaniach, łatwiejszą rejestrację czy mobilne gabinety.

Magdalena Kardynał: Kampanie jakie są prowadzone przez różne środowiska i interesariuszy systemu są niewystarczająco dobre, by zachęcić do dbałości o siebie.
Magdalena Kardynał: Kampanie jakie są prowadzone przez różne środowiska i interesariuszy systemu są niewystarczająco dobre, by zachęcić do dbałości o siebie (zdjęcie: IMPACT CEE)

Profilaktyka często wiąże się ze zmianą, która jest dla wielu osób trudna i rodzi opór. Zwolennicy mięsnej diety przewracają oczami i wzdychają, gdy mówi się o jedzeniu warzyw. Zamiast wyrzeczeń, ćwiczeń, rygorystycznej diety dzisiaj wystarczą popularne zastrzyki na otyłość, a guru trendu długowieczności Bryan Johnson zażywa 100 suplementów diety dziennie. Jak zmienia się self-care we współczesnym społeczeństwie?

Ewelina Chawłowska: Tak, zmienia się dość często. Mamy różne mody na przykład na aktywność fizyczną: kiedyś popularny był aerobic czy callanetics, potem Zumba, tabata, ćwiczenia TRX czy pilates. A w ostatnim czasie na przykład pilates na urządzeniach, które nazywamy reformerami.

A i wspomniane suplementy diety zmieniają się co sezon, np. witamina D3 czy magnez to te oczywiste. Coraz popularniejsze są ashwaganda, kwasy omega czy kreatyna, która okazuje się, że nie tylko wpływa korzystnie na mięśnie, ale też na nasz mózg. Te metody self-care zmieniają się szybko, tak jak nasza rzeczywistość, czasem na skutek nowych badań naukowych, a czasem nowych produktów reklamowanych przez firmy. Bywa, że z obu tych powodów. Ludzie reagują na te nowości, licząc na wyjątkową skuteczność metody, eliksir młodości, magiczną pigułkę – coś co da najlepsze rezultaty i to jest zupełnie naturalne, tak jak zamiłowanie do nowości.

Naszą rolą jako naukowców jest weryfikowanie skuteczności i proponowanie metod opartych o dowody naukowe. Walka z dezinformacją, pokazywanie jak najlepiej zainwestować swój czas, którego mamy ciągle za mało, a także pieniądze, aby uzyskać najlepszy efekt zdrowotny. Jednym słowem umożliwić dokonywanie świadomych wyborów w zakresie self-care czy profilaktyki.

Mnie osobiście bardzo cieszy ta moda na zdrowie i zainteresowanie dbałością o nie. Nigdy wcześniej nie było ono większe niż teraz.

Self-care to też badania profilaktyczne albo wiedza o tym jak żyć z chorobą przewlekłą, aby utrzymać ją w ryzach. Innowacje ułatwiają życie pacjentom. Przykładowo, coraz więcej testów diagnostycznych można kupić w aptece bez konieczności wizyty w laboratorium. Roche od kilku lat oferuje aplikację dla cukrzyków pozwalającą monitorować wyniki pomiarów i lepiej kontrolować chorobę. Czy Pani zdaniem tzw. patient empowerment, czyli poinformowany i świadomy pacjent, który może coraz lepiej zadbać o swoje zdrowie i nie jest w 100% zależny od systemu zdrowia, to teraźniejszość, przyszłość czy może tylko chwilowa moda?

Ewa Wolińska: W kontekście badań przesiewowych i regularnego badania się przez kobiety – marzy mi się sytuacja, w której to poczucie sprawczości i odpowiedzialności za własne zdrowie będzie naszym priorytetem i będzie powszechne. Bo diagnostyka umożliwia nam przeniesienie punktu ciężkości z zarządzania chorobą na dbanie o zdrowie. Badania przesiewowe, wczesna diagnostyka i dostęp do innowacyjnego leczenia mają kluczowe znaczenie dla uzyskania najlepszych wyników zdrowotnych i najlepszego wykorzystania zasobów opieki zdrowotnej. Nie jesteśmy jeszcze w miejscu, w którym możemy powiedzieć: jest super. Stajemy tu przed kluczowym wyzwaniem – jak przekonać Polki i Polaków, że badania profilaktyczne warto wykonywać, że powinny być stałym elementem ich życia? Musimy budować przekonanie, że dbanie o siebie i profilaktyka są modne, są podstawą codzienności. Powinniśmy też docierać z rzetelną informacją o zdrowiu pod strzechy. Cieszą zmiany, takie jak wprowadzenie obowiązkowej edukacji zdrowotnej w szkołach czy uruchomienie programu profilaktycznego „Moje zdrowie”. W przypadku mammografii – wiele badań pokazuje, że bezpośrednie zaproszenia (np. SMS-owe z aktywnym linkiem do zapisania się na badanie), to coś co działa. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że nie ma złego kanału promowania profilaktyki i dbania o siebie, o ile pozwala on dotrzeć do każdej Polki i każdego Polaka.

Haleon ma też w swojej ofercie m.in. pasty do zębów, dlatego chciałem zapytać Panią o to, jak Pani reaguje obserwując takie trendy w social media jak np. wybielanie zębów z pomocą domowych środków czyszczących, soku z cytryny czy piłowania zębów? Czy Haleon też jest tam, gdzie są młodzi ludzie, aby docierać z edukacją?

Agnieszka Kępińska-Sadowska: Młodsi konsumenci są dla nas szczególnie ważni, docieramy do nich poprzez dedykowane lekcje dbania o zdrowe zęby w szkołach. Tylko w ubiegłym roku nasz program dotarł do 16 tys. uczniów, aktualnie rozszerzamy skalę naszych działań edukacyjnych. A rodzicom, w dniu powrotu ich dzieci do szkół, zrobiliśmy kartkówkę z wiedzy o higienie jamy ustnej – po analizie odpowiedzi potwierdziła się ogromna potrzeba edukacji rodziców. Ich wspóludział w kształtowaniu nawyków dbania o zęby od najmłodszych lat jest kluczowy. Media społecznościowe mogą być źródłem rzetelnej wiedzy o higienie jamy ustnej, jeśli postawimy na współpracę z ekspertami. Profilaktyka byłaby trudna bez odpowiednich produktów – pasta, szczoteczka, płyn do higieny jamy ustnej, wyroby do codziennego czyszczenia protez zębowych. Od nich, w połączeniu z regularnymi wizytami u stomatologa, zaczyna się zdrowy uśmiech.

Wiemy już, że najważniejszym elementem self care jest wiedza i świadomość. Co konkretnie zrobić, aby ją podnieść skoro niedawno hucznie zapowiadana obowiązkowa edukacja zdrowotna w szkołach przegrała z polityką?

Ewelina Chawłowska: To prawda, że nie udało się wprowadzić obowiązkowej edukacji do szkół od tego roku, ale możliwe, że w przyszłości to się zmieni. Z pozytywów: udało się przygotować kompleksową, złożoną z 11 działów podstawę programową dla przedmiotu edukacja zdrowotna, która pierwszy raz w historii, chociaż nieobowiązkowo, ale za to już od września będzie realizowana w ramach jednego przedmiotu, a nie jak to było do tej pory w sposób rozproszony.

Od kwietnia br. kształcimy na bezpłatnych, finansowanych prze MEN, studiach podyplomowych w zakresie edukacji zdrowotnej 50. nauczycieli i tym samym tworzymy zasoby kadrowe do przyszłych prozdrowotnych zmian w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych.

Ponadto, przygotowujemy też przyszłych profesjonalistów medycznych, którzy u nas studiują przeddyplomowo tak, aby opuścili nasz uniwersytet z kompetencjami do realizacji edukacji zdrowotnej dla pacjentów. I tutaj ważnym elementem w nowoczesnej edukacji zdrowotnej jest nie tylko dostarczanie aktualnych, sprawdzonych opartych o dowody naukowe (evidence-based) zaleceń, ale też robienie tego metodami, którą również mają udowodnioną skuteczność i trafiają adresatów. W tej chwili edukację zdrowotną często realizujemy nieefektywnie w oparciu o tzw. tradycyjne metody przekazu, o których wiemy, że nie działają lub działają bardzo słabo.

Edukacja zdrowotna jest tylko częścią zmiany i aby umożliwić realizację działań w zakresie self-care czy profilaktyki potrzebujemy nie tylko wiedzy, ale też umiejętności oraz warunków by wdrożyć, ale przede wszystkim utrzymać tą zmianę, na przykład: wspierającego otoczenia społecznego, infrastruktury do ćwiczeń, dostępnych cenowo warzyw i owoców czy programów profilaktyki, z których możemy łatwo skorzystać.

Ewelina Chawłowska: Mnie osobiście bardzo cieszy ta moda na zdrowie i zainteresowanie dbałością o nie. Nigdy wcześniej nie było ono większe niż teraz.
Ewelina Chawłowska: Mnie osobiście bardzo cieszy ta moda na zdrowie i zainteresowanie dbałością o nie. Nigdy wcześniej nie było ono większe niż teraz (zdjęcie: IMPACT CEE)

Szukając w sieci ciekawych inicjatyw w zakresie profilaktyki, natrafiłem na projekt „Różowy Patrol Gliss”, czyli lokalne Kluby Ambasadorek które docierają z edukacją i profilaktyką onkologiczną do kobiet w różnych zakątkach Polski. Tutaj rzucają się w oczy trzy elementy tego projektu: lokalny charakter, wsparcie celebrytów jak m.in. Małgorzata Rozenek (czyli siła autorytetu) oraz wsparcie sponsora, czyli Gliss. Wiemy, że zdrowotne kampanie informacyjne mają znikomy efekt. Jak w takim razie zbudować program profilaktyki, który działa? Czy wymaga to właśnie takiego niekonwencjonalnego podejścia?

Anna Kupiecka: Rzeczywiście – tradycyjne kampanie informacyjne często nie przekładają się na realne działania. Dlatego stworzyliśmy Różowy Patrol – program, który działa lokalnie, blisko kobiet i odpowiada na ich rzeczywiste potrzeby. Wspieramy się autorytetami, ale najważniejszą siłą tego projektu są Ambasadorki – kobiety z lokalnych społeczności, które przeszły szkolenia i dziś edukują, wspierają i po prostu rozmawiają.

Dzięki temu udało nam się przeszkolić ponad 300 Ambasadorek, otworzyć 63 kluby, a tym samym bezpośrednio dotrzeć do ponad 20 tysięcy kobiet, które na spotkaniach uczą się prawidłowego samobadania piersi oraz podstaw skutecznej profilaktyki, nie tylko tej związanej z rakiem piersi zresztą. Ten model działa, dlatego rozwijamy go dalej. W 2025 roku planujemy otwarcie 50 nowych Klubów, rekrutację i przeszkolenie 150 kolejnych Ambasadorek oraz powołanie 5 regionalnych koordynatorek, które będą wspierać i szkolić liderki w swoich regionach.

Wierzę, że skuteczna profilaktyka to nie tylko hasła – to relacje, zaufanie i obecność tam, gdzie są kobiety. Bo zawsze najskuteczniejsze okazuje się bezpośrednie, indywidualne dotarcie do kobiet – 70% kobiet, które otrzymały indywidualne zaproszenie na mammografię, rzeczywiście wykonało to badanie. Myślę, że z tego trzeba wyciągać wnioski i na tym opierać działania, aby były skuteczne.

Anna Kupiecka: Tradycyjne kampanie informacyjne często nie przekładają się na realne działania.
Anna Kupiecka: Tradycyjne kampanie informacyjne często nie przekładają się na realne działania (zdjęcie: IMPACT CEE)

Edukacja zdrowotna ma miejsce często poza wszelką kontrolą w mediach społecznościowych. Jedno z badań naukowych sugeruje, że 75% treści dotyczących kobiecych nowotworów dostępnych na TikToku jest błędnych albo zawiera niskiej jakości informacje edukacyjne. Na TikToku modne staje się samodiagnozowanie ADHD, mnożą się wyzwania jak np. zażywanie środków psychodelicznych i nagrywanie swoich doświadczeń, a pseudo-medyczni influencerzy zalecają metody detoksu polegające na np. wkładaniu na noc ziemniaków do skarpetek. Czy media społecznościowe zagrażają samo-opiece czy ją wspierają?

Magdalena Kardynał: Z głębokim zaniepokojeniem obserwuję, jak media społecznościowe, zwłaszcza platformy takie jak TikTok, stają się tyglem dla pseudonauki i niebezpiecznych „porad” zdrowotnych. To, co dzieje się poza jakąkolwiek kontrolą, w wirtualnym świecie, buduje fałszywe poczucie samoopieki, które w rzeczywistości jest prostą drogą do zaniedbania, błędnej diagnozy i realnego zagrożenia dla zdrowia, a nawet życia.

Oznacza to, że zamiast rzetelnych informacji o profilaktyce raka piersi, metodach samobadania czy konieczności wizyt u lekarza, zalewa nas potok niesprawdzonych faktów, cudownych diet, ziół czy teorii spiskowych, które opóźniają prawdziwą diagnozę i leczenie. Taki edukacyjny szum jest gorszy niż brak informacji, bo prowadzi do poczucia fałszywego bezpieczeństwa. Jak to wygląda w praktyce? Jeśli ktoś raz zainteresował się naturalnymi metodami leczenia czy alternatywną medycyną, szybko zostanie zalany podobnymi treściami, tworząc bańkę, w której pseudonauka i patoinfluencerzy są normą, a rzetelna wiedza niedostępna lub dyskredytowana. To utwierdza użytkowników w przekonaniu, że znaleźli prawdę, a lekarze i system zdrowia są częścią jakiegoś spisku. Niezwykle niepokojące jest to, że pseudomedyczni influencerzy często demonizują medycynę opartą na dowodach naukowych, przedstawiając ją jako opresyjną, nieskuteczną lub wręcz szkodliwą. To podważa zaufanie do lekarzy, farmaceutów i całego systemu opieki zdrowotnej, który przez dekady wypracował skuteczne metody diagnostyki i leczenia, poparte dowodami.

Paradoksalnie, media społecznościowe mają potencjał do szerzenia dobrej, rzetelnej wiedzy. Jednak aby to się stało, potrzebna jest ogromna zmiana w ich funkcjonowaniu i świadomości użytkowników. Platformy muszą wziąć na siebie odpowiedzialność za treści, które promują. Weryfikacja informacji medycznych przez ekspertów, usuwanie szkodliwych postów i priorytetyzowanie rzetelnych źródeł to absolutna konieczność. Potrzebujemy również programów edukacyjnych, które nauczą ludzi krytycznego myślenia i weryfikacji informacji w internecie. Użytkownicy muszą być świadomi, że liczba lajków i wyświetleń nie jest wyznacznikiem prawdy. Ważne jest również działanie ekspertów, lekarzy, naukowców, którzy wręcz muszą aktywnie wchodzić w przestrzeń mediów społecznościowych i konsekwentnie dementować fałszywe informacje, oferując rzetelną wiedzę w przystępnej formie. To walka z wiatrakami, ale konieczna; pilne wyzwanie, które wymaga natychmiastowej uwagi ze strony twórców platform, regulatorów, a przede wszystkim samych użytkowników. Zdrowie to nie trend ani wyzwanie na TikToku, to odpowiedzialność i najwyższa wartość.

Niemalże każdego dnia dzwoni telefon do fundacji z zapytaniem, czy leczenie naturalne jest lepsze od tego, jakie proponuje nam medycyna konwencjonalna. Wiele z tych trudnych rozmów kończy się niepowodzeniem i utratą życia przez kobiety. Pamiętam jedną taką rozmową, która na długo zostanie w mojej pamięci. Młoda dziewczyna z diagnozą raka piersi nie idzie do lekarza, diagnozuje się i leczy sama, wspiera ją w tych działaniach jej partner. Kontaktują się z wieloma uzdrowicielami, wykładają miliony monet na konsultacje, leki, zioła i terapie, które nie mają potwierdzenia w nauce. Dziewczyna jest już na ostatniej prostej. To jest jej być albo nie być, dzwoni kolejny raz. W długiej rozmowie stara się mnie przekonać do swoich racji i pseudo metod terapeutycznych, w jakich trwa. Chce usłyszeć, że dobrze robi, waha się, głos jej mięknie, nagle cisza w słuchawce po obu stronach i pada pytanie: „Ile jest takich kobiet jak ja pod opieką fundacji”? Odpowiadam: „niewiele”. „Czy mogę się z nimi skontaktować, dostać jakiś namiar?” Niestety nie, odpowiadam szybko i dodaję: „Nie mogę Pani z nimi skontaktować, bo nie wykupiłam abonamentu do Świętego Piotra”.

Użytkownicy TikToka spędzają 95 minut na platformie. Edukuje nas często dr Google, a coraz częściej ChatGPT, rzadko kiedy lekarz i pielęgniarka. Jakie podejście do profilaktyki ma generacja Z?

Anna Kupiecka: Media społecznościowe mają ogromny potencjał, ale też ogromną odpowiedzialność. Z jednej strony otwierają przestrzeń do mówienia o zdrowiu, przełamują tabu i inspirują do działania. Z drugiej wiele dostępnych materiałów zawiera błędy albo niepełne informacje. A to może prowadzić do złych decyzji. Przykład? Popularne dziś „naturalne terapie” bez żadnej podstawy naukowej – jak rezygnacja z leczenia na rzecz soków czy ziół – to prosta droga do tragedii.

Dlatego my, jako Fundacja OnkoCafe, jesteśmy w tych przestrzeniach, ale zawsze z rzetelnym przekazem. I przypominamy – żadne filmy, żadne porady z sieci nie zastąpią lekarza, badań i kontaktu z prawdziwym specjalistą.

Jednocześnie widzę coś bardzo budującego: młode pokolenie – generacja Z – jest znacznie bardziej otwarta na tematykę zdrowotną. Młode dziewczyny nie boją się mówić o badaniach, zadają pytania, szukają wiedzy. I to jest jaskółka zmiany. Wierzę, że za 10–15 lat lęk przed diagnostyką będzie znacznie mniejszy. Ale jeśli chcemy, żeby ta zmiana naprawdę się utrwaliła, to edukacja zdrowotna powinna być obowiązkowa w szkołach. Nie jako dodatek, ale jako fundament – tak jak matematyka czy język polski. Bo świadomość zdrowotna buduje się od najmłodszych lat – i to jest najlepsza inwestycja w przyszłość.

Zamykając dyskusję chciałem zapytać, jaką rolę widzi Pani w self care dla przemysłu farmaceutycznego w dobie inteligentnych technologii zdrowotnych jak smartwatche albo aplikacje zdrowotne? Mówi się często o tzw. beyond the pill, czyli wyjściu poza czystą produkcję leków…

Ewa Wolińska: Wsparcie pacjenta na całej ścieżce od właściwej diagnozy, przez leczenie po monitorowanie stanu pacjenta jest kluczowe. W Roche „pod jednym dachem” spotykają się nowoczesna diagnostyka, leczenie i rozwiązania wspierające IT dla zdrowia. To niecodzienna sytuacja. Rozumiemy naszą rolę w systemie opieki zdrowotnej nie tylko jako innowacyjna firma farmaceutyczna, ale także jako prawdziwy partner w tworzeniu rozwiązań dla systemu opieki zdrowotnej. Strategia Roche skupia się na zapobieganiu chorobom, ich powstrzymywaniu i wyleczeniu. Żaden system opieki zdrowotnej na świecie nie jest w stanie stawić czoła wyzwaniom zdrowotnym w pojedynkę. Dlatego też jesteśmy zobowiązani do budowania niezawodnych, stabilnych partnerstw, które wspierają współtworzenie rozwiązań dla zdrowia. Ale pojawia się tu jeszcze jedna istotna kwestia – mianowicie szersze spojrzenie przemysłu farmaceutycznego, nie tylko na system ochrony zdrowia, ale też na wyzwania, które przed nami. Bez budowania świadomości, wspierania zmiany mentalności i dobrze wyedukowanego społeczeństwa – w obszarze profilaktyki i prewencji nic się nie zmieni. To nasza wspólna odpowiedzialność – akademii, administracji, organizacji wspierających pacjentów, biznesu. Promocja zdrowia i strategie dla profilaktyki są potrzebne, aby zapobiegać chorobom przed ich wystąpieniem, umożliwić leczenie ich skuteczniej i wcześniej oraz lepiej nimi zarządzać.

Ewa Wolińska: Nie ma złego kanału promowania profilaktyki i dbania o siebie, o ile pozwala on dotrzeć do każdej osoby (zdjęcie: IMPACT CEE)
Ewa Wolińska: Nie ma złego kanału promowania profilaktyki i dbania o siebie, o ile pozwala on dotrzeć do każdej osoby (zdjęcie: IMPACT CEE)