Eko Core 500 jest na razie dostępny tylko w USA (zdjęcie: Eko).
Eko Core 500 jest na razie dostępny tylko w USA (zdjęcie: Eko).

Eko wprowadza na rynek swój najnowszy stetoskop elektroniczny o minimalistycznym designie, 40-krotnym wzmocnieniem dźwięku i integracją z własnymi słuchawkami. Czy jest warty 429 USD?

W naszej ocenie kierowaliśmy się opiniami użytkowników z Internetu oraz porównaniem z innymi, podobnymi produktami (nie jest to materiał sponsorowany, redakcja nie otrzymała produktu do testów).

Design

Stetoskop wyposażony jest w elektroniczny wyświetlacz pokazujący najważniejsze parametry pracy serca „na pierwszy rzut oka” oraz klasyczny port słuchawkowy, za pomocą którego można podłączyć słuchawki stetoskopowe. Istnieje też możliwość sparowania urządzenia z własnymi słuchawkami, także bezprzewodowymi. Ładowanie odbywa się przez port USB-C, a czas pracy przy pełnej baterii wynosi ok. 5 godzin. Całość wygląda estetycznie, przypominając raczej produkty Apple niż klasyczne stetoskopy.

Parametry techniczne

O wiele ciekawiej prezentują się parametry techniczne. Stetoskop Eko CORE 500 może pochwalić się najwyższej jakości i najczystszym jak dotąd cyfrowym dźwiękiem, a to dzięki technologii TrueSound i aktywnej redukcji szumów. Subtelne dźwięki z płuc i serca są słyszalne nawet w bardzo hałaśliwym otoczeniu, jak w karetce pogotowia. 40-krotne cyfrowe wzmocnienie dźwięku powoduje, że zarówno przy zastosowaniu dostarczonej słuchawki (końcówki douszne + rurki), jak i własnych słuchawek, dźwięki serca, płuc i jelit są wyraźne. Sygnały mogą być też odtwarzane za pomocą głośników zewnętrznych.

Możliwości

Stetoskop ma wbudowane 3-odprowadzeniowe EKG i jest dostarczany z kilkoma chusteczkami nasączonymi alkoholem do oczyszczania skóry przed badaniem. Mobilny pomiar EKG inicjowany jest automatycznie po wykryciu prawidłowego sygnału. Przejrzysty wyświetlacz pomaga w obsłudze stetoskopu i odczycie podstawowych parametrów bez konieczności zerkania do aplikacji mobilnej Eko. Sama apka oferuje całą listę ciekawych funkcji jak możliwość wizualizacji i analizy danych w czasie rzeczywistym, opcje nagrywania, zapisywania i udostępniania danych. Jest też zasilana sztuczną inteligencją, aby wykrywać choroby serca jak migotanie przedsionków, bradykardię, tachykardię. Dzięki AI, analiza zapisu EKG trwa mniej niż minutę. Te funkcje pozwalają na przeprowadzenie wstępnego badania nawet przez osobę nieposiadającą wiedzy medycznej i przesłanie wyników lekarzowi przed wizytą albo przybyciem karetki pogotowia. CORE 500 jest łatwym w użyciu stetoskopem cyfrowym zapewniającym czysty dźwięk, rozbudowanym o funkcje, których analogowe stetoskopy nigdy mieć nie będą.

Podsumowanie

Czy jest warty ceny 429 USD, czyli cztery razy więcej niż cena dostępnych w Polsce klasycznych stetoskopów? Pasjonaci nowinek technologicznych na pewno będą zadowoleni, a tych preferujących analogowe urządzenia nie przekona nawet zawarty w cenie grawer z imieniem. Warto dodać, że elektroniczny stetoskop StethoMe o podobnych funkcjach oferowany przez polski startup kosztuje 1499 zł (opcja zakupu na własność z darmowym dostępem do aplikacji przez 12 miesięcy, potem 9 zł miesięcznie). Stetoskop Eko Core 500 można kupić w Europie tylko w autoryzowanych sklepach (lista dostępna na stronie producenta).

Czytaj także: Pilotaż e-stetoskopu w Polsce. Co potrafi Stethome?

Generatywna sztuczna inteligencja pomaga wyszukiwać dane w dokumentacji medycznej pacjenta (zdjęcie: Midjourney).
Generatywna sztuczna inteligencja pomaga wyszukiwać dane w dokumentacji medycznej pacjenta (zdjęcie: Midjourney)

Rozwiązania generatywnej sztucznej inteligencji (gen AI) mogą usprawniać działalność operacyjną szpitali i przychodni oraz redukować koszty dzięki lepszemu planowaniu procesów i redukcji obciążeń administracyjnych. Jednak wdrażanie AI w ochronie zdrowia to długi proces, który pociąga za sobą konieczność zatrudnienia inżynierów AI i zwiększenia nakładów na cyberbezpieczeństwo.

Wpływ AI na działalność podmiotów

Odkąd w 2022 roku zadebiutowały pierwsze systemy generatywnej AI, dużo mówi się o potencjalnych zastosowaniach AI w ochronie zdrowia. Gorącym tematem jest automatyzacja procesu tworzenia elektronicznej dokumentacji medycznej i analizy danych pacjenta. AI może zbierać i przetwarzać dane wychwycone podczas rozmowy z pacjentem oraz automatycznie uzupełniać EDM, redukując czas lekarza spędzony przed komputerem (tzw. systemy klasy ambient intelligence). Lekarze mogą też szybciej szukać konkretnych informacji w EDM: zamiast otwierać kolejne okienka systemu IT, aby poznać historię leczenia, wystarczy zadać konkretne pytania. Przykładowo: „pokaż na wykresie wyniki ciśnienia krwi za ostatnie 5 lat w zestawieniu z zażywanymi lekami.”

Duże kliniki, jak amerykańska Mayo Clinic, eksperymentują nawet z dużymi modelami językowymi (LLM) budując własne chatboty dla pacjentów i personelu medycznego.

Kolejną grupą rozwiązań IT opartych na AI są systemy klasy business intelligence stosowane w centrach zarządzania dużych placówek medycznych. Tzw. command centers albo wieże kontrolne są miejscem, gdzie spływają wszystkie informacje z działalności operacyjnej szpitala oraz od pacjentów. Po ich wstępnej analizie przez AI, zespół ekspertów może centralnie monitorować i zarządzać procesami organizacyjnymi i stanem zdrowia pacjentów. Jeszcze innym zastosowaniem są systemy podejmowania decyzji klinicznych zestawiające wyniki badań naukowych z danymi z EDM pacjenta w celu poprawy precyzji diagnozy i leczenia.

Obiecująca teoria a twarde fakty

Te pionierskie rozwiązania są już wdrażane w dużych centrach klinicznych w ramach projektów pilotażowych. Inne podmioty na razie jedynie przyglądają się rozwojowi AI, bo jak przyznają menedżerowie ochrony zdrowia, mimo dużych możliwości, pozostaje wiele niewiadomych.

Najważniejszą barierą są braki regulacyjne. Rozwiązania generatywnej AI, takie jak ChatGPT, nadal pozostają w szarej strefie medycyny: lekarze z nich korzystają, ale nieoficjalnie. Nie wspominając o tym, że nawet bez AI placówki medyczne bardzo ostrożnie wdrażają innowacje w obawie o naruszenie przepisów dotyczących gromadzenia i przetwarzania danych. EU AI Act – który będzie pierwszym krokiem w kierunku uregulowania generatywnej AI – przechodzi obecnie przez proces legislacyjny i ma wejść w życie z końcem 2023 lub początkiem 2024 roku. Według niego, rozwiązania generatywnej AI dla medycyny będą klasyfikowane jako wysokiego ryzyka, co ograniczy ich wykorzystanie.

Kolejnym hamulcem jest fakt, że technologie AI są na tyle nowe, że wielu menedżerów boi się w nie inwestować. Ryzyko jest duże, a potencjalne korzyści – trudne do oszacowania.

Do tego dochodzą koszty. Systemy bazujące na AI są drogie i wymagają rozbudowy infrastruktury IT, jak serwery czy zasoby pamięci w rozwiązaniach chmurowych. Im więcej AI i danych, tym więcej pieniędzy trzeba kierować na cyberbezpieczeństwo. Nawet jeśli uda się znaleźć dodatkowe środki na inwestycje w AI, pozostaje problem o wiele trudniejszy do pokonania: integracja systemów AI z modelami biznesowymi oraz opracowanie modeli językowych dopasowanych do charakteru pracy placówki. W tym czasie można spodziewać się kolejnych innowacji technologicznych, które wymuszą aktualizację starych systemów albo ich wymianę.

Najpierw strategia, potem fajerwerki

W pierwszej kolejności można spodziewać się adaptacji rozwiązań AI dedykowanych tworzeniu EDM, które będą stopniowo wbudowywane w już stosowane aplikacje gabinetowe. W Polsce takie aplikacje są na razie niedostępne, ale ich pojawienie się jest już tylko kwestią czasu. Placówki medyczne, które zdecydują się na ich zakup, mogą liczyć na zwrot z inwestycji w postaci redukcji zadań biurokratycznych i lepszej komunikacji z pacjentami, a w dłuższej perspektywie – poprawę płynności organizacyjnej.

Jak wskazują eksperci, zanim menedżerowie w ochronie zdrowia zaczną na gorąco wdrażać nowinki AI, pierwszym krokiem powinno być stworzenie długoterminowej strategii AI, w tym zaplanowanie budżetu, zatrudnienie inżynierów AI i szkolenia pracowników. Z rozmów z menedżerami ochrony zdrowia można wnioskować, że polskie placówki medyczne nawet nie myślą o stworzeniu strategii dla generatywnej sztucznej inteligencji. Według badania przeprowadzonego przez Bain & Company, tylko 6% amerykańskich systemów opieki zdrowotnej opracowało takie dokumenty.

Kolejnym ważnym zadaniem dla liderów opieki zdrowotnej jest stworzenie solidnej infrastruktury danych i poprawa dojrzałości EDM. Aplikacje oparte na sztucznej inteligencji zmienią sposób gromadzenia, przetwarzania i wyszukiwania danych w elektronicznej dokumentacji medycznej. Równie ważna jest aktualizacja strategii cyberbezpieczeństwa do planów w zakresie AI. Każdy szpital musi uwzględnić ryzyka związane z AI, np. błędne wnioski wynikające ze słabej jakości danych, które mogą mieć wpływ na zdrowie pacjentów.

Eksperci McKinsey sugerują, że rozwiązania sztucznej inteligencji trzeba wdrażać ostrożnie, uwzględniając dotychczasowe procedury pracy, dążąc do integracji aplikacji AI z dotychczasową infrastrukturą IT, aby uniknąć dodatkowych obciążeń technologicznych w pracy personelu medycznego.

Wdrażanie narzędzi generatywnej sztucznej inteligencji przez placówki opieki zdrowotnej wymaga partnerstwa z doświadczoną firmą technologiczną. Menedżerowie opieki zdrowotnej muszą skrupulatnie sprawdzać, czy tego typu rozwiązania są zgodne z wymogami regulacyjnymi i standardami bezpieczeństwa danych oraz czy są zintegrowane z istniejącą infrastrukturą IT.

Czytaj także: Generatywna AI zamienia rozmowy z pacjentem na notatki w EDM

Grzegorz Mródź, Prezes Zarządu KAMSOFT S.A.
Grzegorz Mródź, Prezes Zarządu KAMSOFT S.A.

– Rząd nie powinien się zajmować konkurowaniem z dostawcami IT, tylko dokończyć to, co rozpoczął – twierdzi Grzegorz Mródź, Prezes Zarządu KAMSOFT S.A. Komentarz do krytyki pod adresem aplikacji e-Gabinet+ podczas Forum Rynku Zdrowia.

Rolą państwa w obszarze informatyzacji jest zapewnienie warunków do sprawnego i bezpiecznego funkcjonowania systemów informatycznych, a nie narzucanie urzędowych aplikacji, które będą ograniczać konkurencję i wolność wyboru obywateli i przedsiębiorców.

Systemy informatyczne są nieodłącznym elementem współczesnej gospodarki i społeczeństwa, w tym e-zdrowia. Kiedyś były one „wspomagające”, choć niekonieczne tylko takie, później bez wspomagania przestało dać się działać, spamiętać, policzyć, bo przepisy były i są coraz bardziej skomplikowane. To właśnie dostawcy IT okazali się najbardziej efektywni w przejrzystym interpretowaniu wymogów stawianych przed rynkiem i zamienianiu ich na algorytmy. Systemy ułatwiły dokumentowanie, bo szybko „drukowały”, nie tak dawno nadeszło raportowanie „elektroniczne” zamiast papierowego, choć dopiero po „fakcie” (fiskalne, JPK, ZSMOPL, NFZ, RZM, EDM). Wkrótce przywykliśmy do „integracji” – czyli raport” razem ze zdarzeniem”. Co teraz? Nadchodzi uzyskiwanie zgody od systemu na działanie – PRZED faktem: eWUŚ informuje, choć nie decyduje; NMVS analizuje, czy można wydać lek; KSeF nada numer fakturze, bez KSeF nie będzie możliwości wystawienia faktury; Centralna e-Rejestracja zadecyduje, kto i kiedy będzie przyjęty do lekarza.

Wszystkie te zmiany wymagają od dostawców IT ciągłego dostosowywania się do nowych wymogów i standardów. Rząd powinien wspierać rozwój gospodarki, w tym e-zdrowia, nie pomijając sektora IT, poprzez zapewnienie stabilnego i przejrzystego otoczenia prawno-technicznego, a także ułatwiać dostęp do środowisk integracyjnych i usług publicznych. Niestety, coraz częściej obserwujemy tendencję do tworzenia własnych aplikacji przez rząd, które mają być obowiązkowe dla obywateli lub profesjonalistów. Przykładem może być pomysł wprowadzenia darmowej, a potem obowiązkowej aplikacji e-Gabinet+ dla lekarzy.

Taka aplikacja może mieć negatywny wpływ na rozwój e-zdrowia i jednocześnie na pewno będzie ograniczać możliwość integracji aplikacji komercyjnych z nowymi usługami publicznymi. W tym samym czasie rządowe aplikacje będą z nich korzystały. Ponadto dostawcy IT tym bardziej będą mieć opóźniony dostęp do środowisk integracyjnych lub napotykać problemy techniczne lub formalne.

Zdumiewające jest to, że coś, co jest z oczywistych powodów nielegalne dla podmiotów komercyjnych, stopniowo jest stosowane przez sferę publiczną – wykorzystywanie swojej dominującej pozycji do ograniczania konkurencji. Taka sytuacja jest niekorzystna zarówno dla rozwoju i zdrowej konkurencji, jak i dla obywateli oraz przedsiębiorców, którzy mogą być zmuszeni do korzystania z aplikacji rządowych o niższej jakości lub funkcjonalności. Rząd powinien skupić się na tworzeniu warunków do rozwoju rynku, a nie na konkurowaniu z nim. Tylko w ten sposób można zapewnić innowacyjność i efektywność systemów informatycznych w Polsce.

Można by również dodać, że właściwie żaden projekt e-Zdrowia nie został wdrożony w pełni i zgodnie z planem. Przykładowo, Elektroniczna Dokumentacja Medyczna (EDM) obejmuje dzisiaj mniej niż połowę placówek medycznych, choć obowiązek jest od 2021 roku, eSkierowania są wykorzystywane przez mniej niż połowę lekarzy, a nowe rozwiązania jak eRejestracja są poprawiane przez dostawców jeszcze przed ich wdrożeniem. To pokazuje, że jest bardzo dużo do zrobienia w obszarze skuteczności przekonywania profesjonalistów do korzystania z tego, co już powstało. Zamiast tworzenia aplikacji, rząd powinien współpracować z dostawcami IT, którzy mają wiedzę i umiejętności w tej dziedzinie – po to, żeby ustanawiać standardy, podnosić jakość, audytować bezpieczeństwo i nadawać kierunek rozwoju usług dla rynku zdrowia. Aplikacje na rynku już są, klienci potrafią wybierać wśród dostawców – w efekcie końcowym, komercyjne rozwiązania są znacznie tańsze niż pozornie darmowe aplikacje „z urzędu”.

Czytaj także: e-Gabinet+ pod falą krytyki podczas Forum Rynku Zdrowia 2023

Debata o e-zdrowiu podczas Forum Rynku Zdrowia 2023.
Debata o e-zdrowiu podczas Forum Rynku Zdrowia 2023.

Oferowana przez MZ aplikacja gabinetowa miała być pomocną ręką dla podmiotów opóźnionych we wdrażaniu elektronicznej dokumentacji medycznej. Jednak zamiast przyspieszyć adaptację EDM, stała się kulą u nogi cyfryzacji. Prawdziwa fala krytyki pod jej adresem wylała się podczas Forum Rynku Zdrowia.

Dobre intencje, złe założenia i fatalne skutki

W założeniu e-Gabinet+ miał rozwiązać problem opóźnień we wdrażaniu EDM. Placówki, które nie przeszły na obowiązkową EDM w terminie, mogły aplikować o bezpłatny program gabinetowy i sprzęt w ramach naboru prowadzonego MZ. Przypomnijmy, że chodzi o aplikację w modelu SaaS (software as a service), czyli pakiet oprogramowania wraz z jego konfiguracją, serwisowaniem, utrzymaniem i reagowaniem na incydenty bezpieczeństwa.

Słuszne na pierwszy rzut oka założenie, po kilku miesiącach okazało się błędne. Chętnych na e-Gabinet+ było mniej niż przypuszczano, w efekcie czego termin przyjmowania zgłoszeń od zainteresowanych placówek został przesuwany kilkukrotnie. W lipcu tego roku minęły 2 lata od obowiązku prowadzenia EDM i 5 lat od ogłoszenia rozporządzenia Ministra Zdrowia, które ten obowiązek wprowadziło. Ale wbrew oczekiwaniom, e-Gabinet+ nie doprowadził do postawienia kropki nad wdrażaniem EDM. Opóźnione placówki nadal są opóźnione, bo problem tkwi zupełnie gdzie indziej niż w samym zakupie rozwiązań IT, jak najwyraźniej zakładało MZ – a mianowicie w braku wsparcia ze strony regulatora oraz wiedzy (i często czasu) po stronie świadczeniodawców, aż do oporu przed zmianą.

MZ nie odważyło się sięgnąć do opcji atomowej, czyli kar i deadline’u – jak w przypadku e-recepty – bo nieprzygotowanych placówek było za dużo. Konflikt ze środowiskiem lekarskim byłby niemal pewny. Można odnieść wrażenie, że e-Gabinetem+ próbowano załatać strategiczne niedociągnięcia dotyczące EDM i skopiować model, który sprawdził się w przypadku recept – z początkiem aplikacja webowa okazała się kołem ratunkowym, gdy 8 stycznia 2020 roku wybiła godzina dwunasta obowiązku wystawiania e-recept. Ale wdrożenie EDM ma się tak do e-recepty tak, jak przekop Kanału Sueskiego do Mierzei Wiślanej.

Wątpliwa rola MZ jako dostawcy IT

Podczas sesji o wyzwaniach e-zdrowia zorganizowanej na Forum Rynku Zdrowia mało kto już bronił ministerialnej aplikacji. Dostawcy IT podkreślali, że wprowadzając na rynek e-Gabinet+, Ministerstwo Zdrowia zamiast bycia partnerem dla firm informatycznych w rozwoju e-zdrowia, stało się nagle ich konkurentem. – Spotykamy się, rozmawiamy o ciekawych produktach i pomysłach, a później dowiadujemy się, że to będzie coś zrobionego centralnie – mówił jeden z panelistów. Sama konkurencja nie byłaby problemem, gdyby była równa. A tak nie jest, bo koszt rozwoju autorskiego systemu MZ jest kilkukrotnie większy niż w przypadku firmy komercyjnej przy dużo mniejszej funkcjonalności. A to rodzi wątpliwości co do efektywności wydatkowania publicznych pieniędzy – jak podkreślił w rozmowie z Rynkiem Zdrowia Paweł Dunal, wiceprezes Polskiej Izby Informatyki Medycznej.

Rolą MZ i podległemu mu Centrum e-Zdrowia jest strategiczny rozwój cyfryzacji, w tym opracowywanie standardów interfejsów i słowników, interoperacyjność, certyfikacja i egzekwowanie ich wdrażania, a nie ściganie się z dostawcami IT, którzy od lat są partnerami dla podmiotów ochrony zdrowia we wdrażaniu rozwiązań e-zdrowia. Zresztą samo wprowadzenie ministerialnej aplikacji jest podejściem dość oryginalnym. Przynajmniej w europejskich systemach zdrowia, gdzie regulator skupia się wyłącznie na budowie centralnej infrastruktury e-zdrowia, do której mogą podłączyć systemy IT spełniające wymagania interoperacyjności.

Do zarzutów odniósł się Piotr Węcławik, Dyrektor Departamentu Innowacji w Ministerstwie Zdrowia, który na wstępie zaznaczył, że aplikacja jest „jego dzieckiem.”

– Wyszliśmy z inicjatywą, aby móc to prawo [red.: dotyczące wdrożenia EDM] stosować. Przede wszystkim dla pacjentów. Bez EDM rozwój e-zdrowia jest niemożliwy – Dyrektor Węcławik bronił systemu e-Gabinet+ powołując się na interes pacjentów. Według niego, MZ przesunęło termin wdrożenia EDM „na wniosek dostawców”. Tezie o tym, że to firmy IT były opóźnione, od razu zaprzeczyli obecni w debacie przedstawiciele firm IT.

Zmiany na ostatnią chwilę

Negatywnych skutków wprowadzenia systemu gabinetowego MZ jest dużo więcej. Jak podkreślali rozmówcy, dostawcy IT nagle stanęli przed koniecznością integracji swoich rozwiązań i to w karkołomnie krótkim czasie.

Najświeższym przykładem jest e-skierowanie na leczenie uzdrowiskowe obowiązujące od 1 lipca 2023 r. W aplikacji MZ możliwość ich wystawiania pojawiła się wcześniej, a dostawcy IT otrzymali z opóźnieniem dokumentację integracyjną, co spowodowało, że funkcjonalność wprowadzano na ostatni moment. Taki pośpiech generuje niepotrzebny stres i zniecierpliwienie po stronie świadczeniodawców oraz szkodzi partnerskim relacjom pomiędzy podmiotami medycznymi a obsługującymi ich firmami IT.

Podobnie w przypadku programu Profilaktyka 40+, gdzie dostawcy musieli dopasować swoje systemy do nowych wymogów technicznych, jak podkreślano podczas debaty.

Centralne sterowanie cyfryzacją

Zdezorientowani są też menedżerowie placówek. Nie wiedzą, czy dalej inwestować we wdrażane od lat komercyjne rozwiązania IT, czekać na nowe funkcje oferowane przez państwo i czy czasami nie zostaną zmuszeni przełączać się pomiędzy różnymi systemami. Taka niepewność nie sprzyja długoterminowemu rozwojowi digitalizacji i planowaniu, a już na pewno nie ułatwia już i tak trudnego nawigowania po częstych zmianach prawnych.

Po aferze z ujawnieniem przez byłego Ministra Zdrowia Adama Niedzielskiego danych o e-recepcie, mnożą się też wątpliwości co do poufności danych. Czy dane gromadzone w systemach centralnych nie posłużą w przyszłości do kontroli działalności podmiotów medycznych? Kto ma do nich dostęp? Aby e-zdrowie rozwijało się dla dobra pacjentów, potrzebne jest jasne i egzekwowalne prawo, wyraźny podział kompetencji pomiędzy MZ a dostawcami IT oraz współpraca zamiast narzucania nierealnych terminów wdrożenia nowych funkcjonalności czy chaotycznego wprowadzania własnych, konkurencyjnych rozwiązań – zgodnie stwierdzili uczestnicy debaty Rynku Zdrowia.

Czytaj także: Prezes KAMSOFT S.A.: „Rząd powinien skupić się na tworzeniu warunków do rozwoju rynku”

W nowym numerze OSOZ Polska jak zawsze najświeższe doniesienia o cyfryzacji ochrony zdrowia, briefing e-zdrowia, porady dla menedżerów i lekarzy oraz ciekawe trendy zza granicy. Temat numeru: Czego medycyna może nauczyć się od sektora lotniczego.

Szczególnie polecamy:

Kliknij tutaj, aby pobrać bezpłatnie listopadowe e-wydanie OSOZ (wersja PDF – 9,2 MB)

OSOZ, listopad 2023
OSOZ, listopad 2023

Spis treści:

Wszystkie wydania archiwalne dostępne są na zakładce POBIERZ.

Archiwalne numery czasopisma OSOZ
SALMED to najważniejsze w Polsce targi sprzętu medycznego i wyposażenia dla szpitali, klinik, gabinetów lekarskich oraz placówek ochrony zdrowia. 
SALMED to najważniejsze w Polsce targi sprzętu medycznego i wyposażenia dla szpitali, klinik, gabinetów lekarskich oraz placówek ochrony zdrowia. 

Nowości rynkowe branży medycznej, debaty na temat aktualnych wyzwań stojących przed sektorem ochrony zdrowia, prezentacja najbardziej obiecujących startupów rynku med-tech – znamy tematykę Międzynarodowych Targów Sprzętu i Wyposażenia Medycznego SALMED 2024 (19-21 marca, Poznań).

Wystawa sprzętu medycznego i konferencje

Podczas 3 dni SALMED – największych w Polsce targów sprzętu i wyposażenia medycznego odbywających si co 2 lata – wystawie nowości towarzyszyć będą konferencje i debaty skupione na takich tematach jak:

Ekspozycja targów SALMED obejmie takie rozwiązania dla medycyny jak:

W centrum uwagi: startupy i nowe technologie

Wzorem ostatniej edycji targów SALMED, powstanie strefa startupów medycznych. Dynamicznie rozwijające się startupy wprowadzają innowacyjne rozwiązania transformujące ochronę zdrowia i medycynę, co potwierdza raport „Top Disruptors in Healthcare”. W tegorocznej edycji raportu zaprezentowano łącznie 151 startupów, spośród których 125 pochodzi z Polski, a 26 z Europy Środkowo – Wschodniej.

Wiele z nich będzie można spotkać na SALMED. Dla menedżerów ochrony zdrowia i lekarzy to doskonała okazja do zorientowania się w najnowocześniejszych technologiach w medycynie oraz nawiązania współpracy np. w zakresie programów pilotażowych.

Na SALMED swój udział zapowiadają także dostawcy rozwiązań IT, którzy zaprezentują nowości w systemach gabinetowych oraz zintegrowanych rozwiązaniach IT dla placówek ochrony zdrowia. Czasopismo OSOZ jest patronem medialnym wydarzenia.

Gdzie i kiedy?

Targi SALMED odbędą się 19–21 marca 2024 r. na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich. W tym samym czasie na MTP odbędzie się 2. edycja Targów Wyposażenia i Technologii Laboratoryjnych LABS EXPO, prezentujących sprzęt i najnowocześniejsze rozwiązania dla laboratoriów.

Szczegóły: www.salmed.pl

Czytaj także: Bezpieczne logowanie do aplikacji internetowych z aplikacją Wizyta Lekarska

Dotychczas szukanie mutacji w DNA i przewidywanie ich skutków było jak szukanie igły w stogu siana.
Dotychczas szukanie mutacji w DNA i przewidywanie ich skutków było jak szukanie igły w stogu siana.

Należący do Google DeepMind opracował nowy model sztucznej inteligencji, który tworzy prognozy skutków mutacji DNA. Nawet niewielkie zmiany w kodzie genetycznym mogą mieć poważne konsekwencje dla zdrowia, a ich poznanie odgrywa kluczową rolę w opartej na genetyce prewencji.

Chodzi dokładnie o tzw. mutacje missensowne (mutacje zmiany sensu), polegające na zmianie pojedynczego nukleoidu w DNA, które skutkują powstaniem innego aminokwasu w białku. Takie niewielkie anomalie mogą mieć duże i dalekosiężne skutki.

Dotychczas ich identyfikacja i ocena ryzyka były jak szukanie igły w stogu siana. W ludzkim genomie znajduje się 71 milionów możliwych wariantów mutacji zmiany sensu, a przeciętny człowiek jest nosicielem ponad 9000 z nich. Większość jest wprawdzie nieszkodliwa, jednak niektóre zostały skojarzone z chorobami genetycznymi, takimi jak anemia sierpowata, mukowiscydoza czy cukrzyca typu 2. Z 4 milionów wariantów mutacji zmiany sensu, które zostały wykryte u ludzi, dotychczas tylko 2 procent zostało sklasyfikowanych jako albo patogenne, albo łagodne. Kosztowało to lata żmudnych i kosztownych badań. Badanie wpływu pojedynczego wariantu trwa miesiące.

Model językowy wytrenowany na sekwencjach DNA

DeepMind – firma-córka Google – opracowała narzędzie, które może przyspieszyć ten proces. AlphaMissense jestem nowym modelem uczenia maszynowego, który analizuje warianty zmiany sensu i oblicza prawdopodobieństwo wpływu mutacji na rozwój choroby z 90-procentową dokładnością.

Algorytm AI powstał w oparciu o inny przełomowy model DeepMind przewidujący struktury setek milionów białek na podstawie ich składu aminokwasowego. AlphaMissense działa podobnie jak duży model językowy, taki jak ChatGPT. Został ona przeszkolony na bazie danych biologicznych człowieka i wie, jak powinny wyglądać normalne sekwencje aminokwasów w białkach. Jeśli zostanie mu przedstawiona nieprawidłowa sekwencja, może zwrócić na nią uwagę, podobnie jak w przypadku niewłaściwego słowa w zdaniu.

– To model językowy, ale trenowany na sekwencjach białek – mówi Jun Cheng, współautor artykułu opublikowanego w czasopiśmie naukowym Science, który opisuje działanie modelu.

Pushmeet Kohli, wiceprezes DeepMind ds. badań, porównuje działanie modelu do książki kucharskiej: AlphaMissense przewiduje, co może się stać, jeśli użyjesz niewłaściwego składnika w przepisie.

Szybsza diagnoza rzadkich chorób genetycznych

Model potrafi określić stopień patogeniczności w skali od 0 do 10 dla każdego z 71 milionów możliwych wariantów mutacji zmiany sensu. Im wyższy wynik, tym większe prawdopodobieństwo, że mutacja wywoła chorobę lub będzie z nią związana. W pracach nad systemem, naukowcy DeepMind współpracowali z Genomics England, organem rządowym zajmującym się badaniem danych genetycznych gromadzonych przez brytyjską służbę zdrowia (National Health Service). W artykule opublikowanym w Science naukowcy dowiedli 90-procentową dokładność AlphaMissense dla 89% sklasyfikowanych wariantów.

O ile AlphaFold już teraz wspomaga proces odkrywania nowych leków i pozwala doskonalić terapie raka, AlphaMissense pomoże przyspieszyć badania nad wariantami genetycznymi, umożliwiając szybsze diagnozowanie chorób i znajdowanie nowych metod leczenia. Przykładowo, system może pomóc nakierować lekarzy na podejrzenie chorób genetycznych u dzieci.

Czytaj także: Czy lekarze mogą bezpiecznie używać ChatGPT w pracy?

NIL IN opublikował projekt raport nt. danych medycznych. Jego konsultacje potrwają do końca listopada.
NIL IN opublikował projekt raport nt. danych medycznych. Jego konsultacje potrwają do końca listopada.

Sieć Lekarzy Innowatorów Naczelnej Izby Lekarskiej NIL IN publikuje projekt raportu „Dane medyczne w pracy lekarza – stan obecny i pożądane zmiany”. Do końca listopada można zgłaszać uwagi i propozycje.

Po co powstał raport?

Celem ponad 100-stronicowego raportu jest uporządkowanie kwestii zarządzania danymi medycznymi, tak aby przyniosły one korzyść lekarzom, pacjentom, płatnikowi publicznemu i systemowi ochrony zdrowia.

Polska medycyna przechodzi z etapu budowana fundamentów cyfryzacji do wykorzystania danych gromadzonych w systemach IT cyfrowych. Jak to zrobić, aby dane były jeszcze łatwiej dostępne dla lekarzy w procesie opieki nad pacjentem i wykorzystać ich potencjał w celach naukowych, badawczo-rozwojowych oraz innych celach rozwojowych? Do tego z zachowaniem takich zasad jak bezpieczeństwo danych, prywatność pacjentów i ich prawo do decydowania o tym, jak dane są wykorzystywane oraz ich etyczne podejście do danych.

Raport zbiega się w czasie w pracami nad rozporządzeniem Unii Europejskiej w sprawie tzw. europejskiej przestrzeni danych dotyczących zdrowia. EHDS (ang. European Health Data Space) ma uregulować obszar gromadzenia, udostępniania i wykorzystania danych medycznych do celów pierwotnych (przetwarzanie danych np. do celów diagnozy) i wtórnych (badania naukowe, prognozowanie dla zdrowia publicznego itd.).

Prawo nie nadąża za zmianami cyfrowymi w medycynie

Jak podkreśla dr Paweł Kaźmierczyk, lider grupy ds. danych medycznych NIL IN, raport stanowi analizę regulacji prawnych oraz praktyk ich stosowania. We wnętrzu znalazły się też rekomendacje dotyczące dalszych działań w obszarze danych medycznych.

Dokument ma być podstawą dyskusji na temat koniecznych zmian prawnych i systemowych, niezbędnych, aby zwiększać jakość i skuteczność pracy lekarzy w erze cyfrowej ochrony zdrowia. Debata na ten temat jest pilna także w związku z szybkim rozwojem sztucznej inteligencji. AI pozwala analizować duże zbiory danych do celów np. zdrowia publicznego, wspierać analizę informacji zgromadzonych w elektronicznej dokumentacji pacjenta, pomagać pacjentom lepiej dbać o zdrowie. Paliwem AI są właśnie dane.

Jak wziąć udział w konsultacjach społecznych?

Projekt raportu oraz formularz do proponowanych zmian znajdują się na stronie NIL IN pod adresem: https://nilin.org.pl/grupyrobocz/dane-medyczne/. Komentarze do raportu można przesyłać do 30 listopada br. na adres: kontakt@nilin.org.pl.

Czytaj także: Dlaczego mówi się, że dane to ropa naftowa w medycynie?

Lekarka-rekordzistka wystawiła w 2022 roku łącznie 429 000 recept rocznie, czyli 1175 każdego codziennie.
Lekarka-rekordzistka wystawiła w 2022 roku łącznie 429 000 recept, czyli 1175 każdego codziennie (grafika: Midjourney).

Rzecznik Praw Pacjenta Bartłomiej Chmielowiec rozprawia się z receptomatami. W wydanym komunikacie zaznacza, że wystawianie recept na podstawie ankiety narusza przepisy zobowiązujące placówki medyczne do udzielania świadczeń zdrowotnych z zachowaniem należytej staranności.

Szybka recepta bez konsultacji

Zgodnie z opublikowanym 6 października komunikatem, Rzecznika Praw Pacjenta ostrzega, że szybkie konsultacje polegające jedynie na wypełnieniu ankiety w celu wystawienia e-recepty (tzw. receptomaty) naruszają zbiorowe prawa pacjentów. Chodzi przede wszystkim o przepisy mówiące o obowiązku udzielania świadczeń zdrowotnych z zachowaniem należytej staranności, którego nieodłącznym elementem jest dbałość o bezpieczeństwo pacjenta.

A to oznacza, że lekarz musi dokładnie ocenić stan zdrowia pacjenta przed rozpoczęciem leczenia oraz ordynacją leków. Elementem tego procesu jest zbadanie pacjenta w gabinecie lekarskim lub na odległość w formie teleporady.

Jak przyznaje Bartłomiej Chmielowiec, w przypadku tzw. receptomatów, e-recepta wystawiania jest na podstawie ankiety on-line, czego nie można uznać za badanie wymagane do oceny stanu zdrowia pacjenta i wystawienia recepty. Taka forma nie jest też zgodna z dobrymi praktykami teleporad.

— Wypełnienie ankiety medycznej i jej weryfikacja przez lekarza nie jest równoznaczna z badaniem. Ankieta nie może być jedynym dokumentem, na podstawie którego lekarz diagnozuje i ocenia stan zdrowia pacjenta — stwierdza RPP.

Wysokie kary i nowe postępowania

Rzecznik Praw Pacjenta wydał już 9 decyzji dotyczących serwisów internetowych oferujących konsultacje lekarskie prowadzące do szybkiego uzyskania e-recepty wyłącznie na podstawie wypełnianej przez pacjenta ankiety on-line. We wszystkich uznał on stosowanie praktyk naruszających zbiorowe prawa pacjentów.

W decyzjach RPP wzywa placówki medyczne stosujące model receptomatów do „zaniechania stosowania praktyk naruszających zborowe prawa pacjentów.” Jeśli tego nie zrobią, grozi im kara pieniężna w wysokości do 500 tys. zł.

— Regulacje prawne mają na celu zapewnienie pacjentowi bezpieczeństwa oraz skutecznego leczenia pod nadzorem lekarza, który to nadzór nie może być iluzoryczny. Chodzi w szczególności o odpowiedzialne stosowanie leków na receptę, które mogą powodować ciężkie działania niepożądane. Pacjentów nie można bezpodstawnie narażać na takie ryzyko – mówi Bartłomiej Chmielowiec.

Na 9 decyzjach się nie skończy, bo obecnie trwa kolejnych 7 postępowań w podobnych sprawach.

Walka z recepto-wiatrakami

Choć proceder jest znany od dawna, receptomaty niewiele przejmowały się zapowiedziami kar i ograniczeń. Niektóre pomysły – jak ten byłego Ministra Zdrowia Adama Niedzielskiego wprowadzający limit 300 e-recept na 80 pacjentów w ciągu 10 godzin pracy – odbiły się niekorzystnie rykoszetem na pracy uczciwych lekarzy.

W sierpniu Naczelna Izba Lekarska wszczęła postępowania dyscyplinarne wobec 43 lekarzy współpracujących z receptomatami. Wcześniej Zbigniew Kuzyszyn, Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej, podkreślał, że NIL „ograniczy pracę tych, którzy czyhają wyłącznie na łatwy zarobek, nie myśląc o dobru pacjenta.”

Czytaj także: Co nowego w e-zdrowiu? Pobierz bezpłatnie archiwalne wydania czasopisma OSOZ

Koncepcja cyfrowego bliźniaka. Czy zdrowie można obliczyć?
Koncepcja cyfrowego bliźniaka. Czy zdrowie można obliczyć? (zdjęcie: Midjourney)

Dzięki danym stajemy przed bezprecedensową szansą zbudowania medycyny, o jakiej marzymy od dawna: empatycznej, skutecznej, dostępnej o każdej porze dnia i zapobiegawczej. O medycynie przyszłości opartej na biomarkerach, cyfrowych concierge i sztucznej inteligencji.

Czego o danych uczy nas przeszłość?

Dane pozwalają nam zrozumieć siebie samych i lepiej chronić to, co najważniejsze – zdrowie i życie. Zanim w 19. i 20. wieku Louis Pasteur, Robert Koch, Rudolf Virchow, Marie Curie, Alexander Fleming i inni naukowcy dokonali przełomowych odkryć w medycynie, chorzy zdani byli często na łaskę losu, a lekarze – na diagnozy i leczenie na zasadzie prób i błędów. Upuszczanie krwi było praktyką stosowaną przez 3000 lat do końca 19. wieku. Dziwisz się tak staroświeckim metodom? Ówcześni lekarze wierzyli w ich skuteczność, bo nie dysponowali żadnymi badaniami naukowymi, czyli danymi, obalającymi ich subiektywne przekonanie.

Współcześnie możemy wykrywać choroby zanim organizm zamanifestuje pierwsze objawy oraz leczyć je kierując się najlepszymi praktykami wypracowanymi na podstawie doświadczeń milionów lekarzy. To dzięki nowym technologiom możemy przechwytywać z organizmu i społeczeństwa dane oraz destylować z nich wiedzę z pomocą systemów sztucznej inteligencji.

Wszystko po to, by lepiej chronić zdrowie. A mowa o świecie, w którym współistnieje z nami 10 nonilionów (1031) wirusów walczących o przetrwanie, trzy razy tyle bakterii, w tym 1400 niebezpiecznych patogenów, które udało się zidentyfikować. A to czasami wyjątkowo sprytni i groźni przeciwnicy: Bakteria Clostridium Botulinum wytwarza toksynę tak silną, że wystarczy jej 400 gramów, aby zabić wszystkich ludzi na świecie. Z kolei drobna mutacja DNA z czasem może przekształcić się w zabójczy nowotwór.

Dawcy danych zostaną biorcami korzyści

Do naturalnej ochrony, jaką przez miliony lat wykształcił ludzki organizm, czyli układu odpornościowego, z czasem dochodziły kolejne warstwy: poprawa warunków higienicznych, lepsze odżywianie się, leki i nowe metody leczenia, polityka zdrowotna, znajomość zasad profilaktyki, terapie genowe CAR-T, terapie immunologiczne. Kolejnym krokiem jest rafinacja z danych nowej wiedzy, aby stworzyć nową barierę chroniącą zdrowie – nasze własne dane.

Do tego potrzebne są jednak dwa komponenty. Po pierwszy, każdy człowiek musi być świadomy, że jego dane mają ogromną moc tylko wtedy, gdy solidarnie się nimi dzielimy. Po drugie, zaufany i bezpieczny system zbierania i przetwarzania anonimowych danych, które następnie mogą posłużyć do opracowania nowych leków, badań naukowych, decyzji dotyczących polityki zdrowotnej i w końcu – do świadomego podejmowania dobrych decyzji dla własnego zdrowia.

Technologie cyfrowe pozwalają przechwytywać coraz więcej danych. W elektronicznej kartotece pacjenta zapisana jest nasza historia chorób, zażywane leki, wyniki badań laboratoryjnych. Ale nowa kategoria danych to biomarkery przechwytywane z organizmu i otoczenia w czasie rzeczywistym, z pomocą inteligentnych urządzeń ubieralnych albo noszonych na ciele (wearables). Jeśli zdołamy je gromadzić i przetwarzać, zyskamy zupełnie nową wiedzę, która pozwoli lekarzowi często przewidywać stan zdrowia, zamiast jak dotychczas, tylko reagować, gdy choroba już się rozwinie. Mówi się o przejściu z medycyny reaktywnej do proaktywnej, z medycyny skupionej na leczeniu w kierunku zapobieganiu chorobom. Dzięki danym, lekarze staną się architektami i inżynierami zdrowia, doradcami pacjentów.

Ale renesans profilaktyki to tylko początek. Czeka nas reorganizacja ekonomii danych, aby każdy z nas – jako dawca danych – korzystał z nich także w charakterze biorcy. Czy dane zdrowotne będziemy mogli powierzać funduszom lub kasom chorym, które będą nimi zarządzały podobnie jak banki zarządzają pieniędzmi, otrzymując w zamiast korzyści finansowe? A może powstaną biblioteki danych, w których naukowcy, firmy i instytucje publiczne będą wypożyczały zbiory danych do badań nad nowymi metodami leczenia i aplikacjami zdrowotnymi wykorzystującymi algorytmy sztucznej inteligencji? Te scenariusze są bardzo prawdopodobne.

Lekarz przyszłości jako inżynier danych (zdjęcie: Midjourney)
Lekarz przyszłości jako inżynier danych (zdjęcie: Midjourney)

Dane stają się budulcem bliskich człowiekowi ekosystemów zdrowia

Sposób wykorzystania danych będzie efektem przemian społecznych i wyzwań w ochronie zdrowia, wśród których braki lekarzy najbardziej zagrażają bezpieczeństwu pacjentów.

Już dzisiaj powstają wirtualni doradcy zdrowotni dostępni bezpośrednio w telefonie komórkowym. Będą oni dzień i noc analizowali nasze dane i na tej podstawie doradzali, co robić, aby żyć zdrowo – i to o wiele precyzyjniej niż robimy to samodzielnie kierując się ogólnymi wskazówkami profilaktycznymi usłyszanymi od znajomych lub wyczytanymi w internecie.

Na podstawie tych samych biomarkerów systemy AI będą wysyłać alarmy do lekarzy i pielęgniarek, którzy skontaktują się z nami, gdy pojawią się niepokojące sygnały świadczące o rozwoju choroby. Ci będą mogli zareagować zanim nasz organizm ostrzeże nas o pierwszych objawach. Tak zorganizowany system analizy danych będzie oparty na faktach i dopasowany do indywidualnych cech organizmu oraz potrzeb psychologicznych człowieka.

Będziemy mogli bardziej świadomie wpływać na własne zdrowie, ale to nie oznacza, że cała odpowiedzialność spadnie na nas. Nowy ekosystem zdrowia pozwoli społecznościom pacjentów rozwinąć się do roli hubów zdrowia środowiskowego. To w nich będzie można uzyskać od innych pacjentów empatyczne porady i wsparcie, których tak potrzebujemy, a których nie jest w stanie nam dać nawet najlepszy cyfrowy concierge. W tym zreorganizowanym systemie zdrowia, apteki przejdą ewolucję z punktów sprzedaży leków do lokalnych centrów pierwszego kontaktu. Farmaceuta z dostępem do wybranych danych z elektronicznej dokumentacji medycznej będzie mógł wykonać podstawowe badania oraz przepisać leki albo terapie cyfrowe, czyli aplikacje mobilne pomagające w zmianie niezdrowych zachowań albo ułatwiające zarządzenie zdrowiem.

Sekwencjonowanie genonu, zrozumienie wpływu wad genetycznych na ryzyko indywidualne występowania chorób, a nawet analizy porównawcze historii choroby naszych przodków sprawią, że zdrowie będzie częściej projektowane niż naprawiane. Chorzy nie będą już się czuć niepewni pomiędzy jedną a drugą wizytą u lekarza, bo będą pod stałą opieką i kontrolą dzięki danym zbieranym z urządzeń monitorujących zdrowie i przekazywanym do centrów telemedycznych.

Wiedza jest budulcem lepszej przyszłości

Dane pozwalają planować skomplikowane misje kosmiczne, prognozować ryzyka, z jakimi mogą zetknąć się astronauci i zapobiegać im, zanim się pojawią. Tak samo dane i analizy Big Data pozwolą z roku na rok coraz precyzyjniej projektować trajektorię zdrowia od urodzenia do śmierci.

Nie łudźmy się: dane pozwolą rozwiązać zagadkę wielu chorób, ale nie wszystkich. Nasze życie to zbiór przypadków, wyborów zdrowotnych opartych o emocje, a nie tylko fakty, celów i działań kształtowanych przez otoczenie. Tego skomplikowanego układu zależności nie da się opisać wzorem matematycznym. Ale dane pozwalają odkrywać mechanizmy chorób, dzięki czemu nie musimy dziś stosować wątpliwych metod leczenia opartych na próbach i błędach, jak przez tysiące lat historii ludzkości.

Te masy danych, dzięki którym nauka dokona wielkich odkryć, powstaną dzięki pojedynczym informacjom udostępnianym przez pacjentów oraz placówki ochrony zdrowia. Przyszłość medycyny zależy od tego, czy pozwolimy, aby dane pracowały na naszą korzyść.

Czytaj także: Jak warszawski IMiD wprowadza nowe technologie

1 55 56 57 58 59 127