Fake czy prawda? W tym przypadku łatwo się domyślić. Zdjęcie wygenerowane przez sztuczną inteligencję.
Fake czy prawda? W tym przypadku łatwo się domyślić. Zdjęcie wygenerowane przez sztuczną inteligencję.

Wypowiedzi fikcyjnych ekspertów, zmanipulowane zdjęcia i sfałszowane prace naukowe służą do rozpowszechniania nieprawdziwych informacji o lekach, szczepieniach oraz terapiach. Dzięki sztucznej inteligencji ich odróżnienie od faktów staje się coraz trudniejsze.

Kłamstwo podparte dowodami

Barack Obama jako chirurg, Emmanuel Macron i Ursula von der Leyen jako lekarze oraz Theresa May jako pielęgniarka – sztuczna inteligencja jest w stanie wygenerować trudne od odróżnienia od prawdziwych fotografie. To może być też Bill Gates na spotkaniu z prezydentem Chin i USA w tajnym laboratorium, aby uzasadnić globalną teorię spiskową dotyczącą pandemii COVID-19. Albo filmy wideo pokazujące autorytety medyczne rzekomo polecające niesprawdzone naukowo terapie, a nawet zdjęcia polityków w rolach personelu medycznego, jak w naszym przykładzie.

Choć wyglądają realnie, łatwo się domyślić, że są sfałszowane – większość z nas wie, że to przecież były Prezydent USA, Przewodnicząca Komisji Europejskiej, Prezydent Francji i była Premier Wielkiej Brytanii. Problem pojawia się wówczas, gdy trudno zweryfikować prawdziwość informacji albo nie mamy na to czasu w natłoku informacji. Przykład: Ursula von der Leyen jest rzeczywiście z wykształcenia lekarzem.

Każdy może wpaść w echo chamber

Fake newsy przybierają czasami subtelniejszą formę np. pytań, na które nauka nie ma odpowiedzi, niemożliwych do spełnienia oczekiwań wobec medycyny, danych dobieranych pod z góry ustaloną tezę.

Podważanie dowodów naukowych nie jest niczym nowym. Przykładowo, w latach 50-tych przemysł tytoniowy robił wszystko, aby zdyskredytować badania dotyczące związku raka płuc z paleniem papierosów. Dzisiaj, dzięki internetowi i sztucznej inteligencji, bez ograniczeń można rozpowszechniać fałszywe lub wprowadzające w błąd informacje. W ich pułapkę może wpaść każdy, zwłaszcza w mediach społecznościowych. Jedno nieświadome polubienie informacji, zdjęcia lub filmu z fake newsem na Facebooku, Instagramie, Tik Toku albo YouTubie powoduje, że algorytmy AI zaczną wyświetlać podobne posty, odfiltrowując te krytyczne. Wówczas użytkownik wpada w tzw. echo chamber (komorę echa), gdzie jego opinia jest manipulowana emocjonalnymi przekazami.

Błędne decyzje medyczne, malejące zaufanie

Infodemia zbiera śmiertelne żniwo, gdy osoba chora odmawia leczenia sięgając po „cudowne środki”, albo nie chce się zaszczepić, czego doświadczyliśmy podczas pandemii COVID-19. Dokładna skala zgonów spowodowanych fake newsami nie jest znana, bo zjawisko trudno zbadać. Kanadyjskie badanie sugeruje, że fałszywe informacje o szczepieniach przeciwko COVID-19 doprowadziły do odmowy lub opóźnienia szczepień u 2,35 mln Kanadyjczyków, czego efektem było 2800 możliwych do uniknięcia zgonów i koszty ok. 300 mln USD tytułem dodatkowych hospitalizacji.

Problem narasta także w Polsce. Według informacji Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny, w ostatnich 5 latach liczba uchyleń od obowiązkowych szczepień niemal się podwoiła – z 40,3 tys. w 2018 roku do 72,7 tys. w 2022 roku. Na przestrzeni 10 lat, wzrost jest dziesięciokrotny.

Nawet jeśli fake newsy nie powodują bezpośredniego zagrożenia dla życia lub zdrowia, mają niszczący wpływ na medycynę: spada zaufanie do lekarzy i nauki, podważane są kompetencje pracowników medycznych, pacjenci nie stosują się do zaleceń, maleje autorytet instytucji publicznych. Lekarze alarmują, że podczas wizyt muszą prostować przeczytane przez pacjentów w internecie informacje, a nawet spotykają się z bezpośrednią agresją. Pokonanie infodemii nie będzie łatwe. Eksperci apelują m.in. aby już od najmłodszych lat uczyć, jak rozróżniać fake newsy od faktów naukowych.

Czytaj także: ChatGPT jest 10-krotnie bardziej empatyczny niż lekarz?

Dorotą Korycińską, Prezes Zarządu Ogólnopolskiej Federacji Onkologicznej oraz Stowarzyszenia Neurofibromatozy Polska.
Dorota Korycińska, Prezes Zarządu Ogólnopolskiej Federacji Onkologicznej oraz Stowarzyszenia Neurofibromatozy Polska.

Czy sztuczna inteligencja rozwiąże problem kolejek w ochronie zdrowia? Jakie postępy w medycynie pomagają coraz lepiej leczyć nowotwory? I czy polscy pacjenci mają do dostęp zaawansowanych terapii? Rozmawiamy z Dorotą Korycińską, Prezes Zarządu Ogólnopolskiej Federacji Onkologicznej oraz Stowarzyszenia Neurofibromatozy Polska.

Jaką rolę widzi Pani w onkologii dla sztucznej inteligencji i technologii cyfrowych?

Ze sztucznej inteligencji w zdrowiu już korzystamy, chociaż nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, jak bardzo wkroczyła w nasze życie. Coraz częściej pacjenci z cukrzycą, problemami kardiologicznymi mają możliwość dokonywania pomiarów parametrów organizmu w taki sposób, by modyfikować aktywność fizyczną lub dietę.

Mój smartwatch informuje mnie, jakie mam tętno i temperaturę ciała, ale może również przypomnieć o tym, że powinnam wypić kolejną szklankę wody albo wziąć pigułkę. Możemy więc mieć w ręku osobistego asystenta zdrowia, dostępnego 24 godz. na dobę, który będzie kontrolował określone parametry organizmu i np. wszczynał alarm, jeżeli wykryje nieprawidłowości i wyśle nas do lekarza. Może nawet w przyszłości umówi wizytę? Nie wykluczam.

Jestem przekonana, że sztuczna inteligencja nigdy nie zastąpi lekarza, natomiast może stanowić ogromne wsparcie w procesie diagnostyki i leczenia. Przede wszystkim w radiologii. Analiza badań radio-obrazowych to wręcz najbardziej pożądany obszar, w którym SI (Sztuczna Inteligencja) może stanowić wsparcie medyczne. To zresztą już się dzieje. Coraz więcej podmiotów medycznych korzysta ze wstępnej analizy zmian narządowych w obrazach wygenerowanych dzięki MRI, TC, PET. Ocena tych zmian oraz decyzja o ścieżce terapeutycznej należy oczywiście do lekarza, ale kto wie, może w przyszłości SI będzie również sugerować optymalne opcje terapeutyczne w wielu przypadkach.

Ze sztucznej inteligencji korzystają już stomatolodzy – w wielu gabinetach standardem jest procedura 3D oraz precyzyjne projektowanie leczenia wad zgryzu przy wspomaganiu SI.

SI to również przyszłość w chirurgii, w tym onkologicznej. Już się przyzwyczailiśmy do chirurgii robotowej. Za pomocą analizy SI możliwe jest dokonywanie precyzyjnego, trójwymiarowego pomiaru grubości tkanki kostnej i dopasowanie odpowiednich metod i narzędzi operowania.

Które etapy tzw. ścieżki pacjenta w systemie zdrowia najbardziej szwankują i jak mogłyby pomóc rozwiązania cyfrowe?

Największym problemem systemu ochrony zdrowia w Polsce są kolejki. Wszyscy ich doświadczamy. Przyczyny kolejek są złożone, a interesariusze systemu – zarządzający nim, kadry medyczne i pacjenci – podzieleni w interpretacji ich przyczyn. Kolejki, czyli w istocie ograniczenia w dostępności do świadczeń, są generowane m.in. przez brak odpowiedniej organizacji opieki zdrowotnej, brak kadry medycznej, ale również przez brak informacji i zwyczajne wykluczenie teleinformatyczne wielu chorych oraz nieodwoływanie wizyt przez część z nich.

Sztuczna inteligencja mogłaby pomóc w rozwiązywaniu problemów kolejkowych w wielu obszarach, np. w tej chwili pacjenci długo czekają na opisy badań radio-obrazowych. Analiza badań obrazowych przez SI to pierwszy obszar w medycynie, który może radykalnie skrócić kolejki! Radiolog po kilku godzinach pracy jest zmęczony, a SI – stale gotowa do pracy na najwyższych obrotach.

Kolejny obszar – zapisy na wizyty oraz projektowanie ścieżki pacjenta przez SI, w zależności od schorzenia, wyników badań jako wsparcie lekarza. Widzę też wsparcie SI w projektowaniu profilaktyki zdrowotnej i zapisach oraz przypominaniu o wykonaniu badań przesiewowych, szczepieniach, kontroli stanu zdrowia. Wydaje mi się, że stoimy u progu rewolucji w opiece zdrowotnej, a sztuczna inteligencja to obszar, który ma niezmierzone możliwości.

AI ma duży potencjał w badaniach naukowych nad nowymi lekami. Jednak do tego potrzebne są dane. Czy pacjenci onkologiczni są gotowi się nimi dzielić?

Jestem przekonana, że tak, lecz musi być spełnionych kilka podstawowych warunków. Przede wszystkim muszą wiedzieć, jaki jest cel dawstwa danych, potrzebna jest więc szeroka i powszechna edukacja w tym zakresie. Drugi warunek to bezpieczeństwo pacjentów. Muszą wiedzieć, że dane, które przekazują są odpowiednio przechowywane oraz wykorzystywane i że nie będą wykorzystane przeciwko nim.

Pacjenci z chorobami rzadkimi to te grupy chorych, które rozumieją, jak ważne są dane w zrozumieniu mechanizmów schorzeń. Widzą, że dane są potrzebne, by nauka opracowała skuteczne leczenie, na które 96% tych chorych w tej chwili nie może liczyć. W wielu ośrodkach naukowych na świecie badania naukowe są prowadzone w ścisłej współpracy między naukowcami, lekarzami a pacjentami. Uczą się od siebie wzajemnie.

Jak ocenia Pani postęp, jaki dokonał się w onkologii w ostatnich latach?

Działania na rzecz pacjentów rozpoczęłam ćwierć wieku temu, kiedy u bliskiej mi osoby zdiagnozowano rzadką chorobę nowotworową układu nerwowego. Z tej perspektywy oceniam postęp i jest on niebywały.

25 lat temu internet raczkował, był tylko jeden PET w Polsce (w Bydgoszczy), pracowni MRI było niewiele, badania woziłam w ogromnej teczce, ponieważ miały format ogromnych klisz, które lekarze oglądali na dużych, podświetlanych ekranach. Później nośnikami były płytki CD, a teraz badania przesyła się pocztą elektroniczną.

Rak zdiagnozowany u pacjenta to był wyrok, wybór terapii niewielki, techniki operowania również ograniczone. Dziś mówimy o raku jako o chorobie przewlekłej, a istotna jest jakość życia pacjenta w chorobie nowotworowej. Ostatnie lata przyniosły niezwykłe osiągnięcia w leczeniu chorób nowotworowych, dzięki m.in. niebywałemu rozwojowi genetyki.

Trudno wymienić wszystkie, ale najważniejsze, moim zdaniem to: immunoterapia, czyli wykorzystanie komórek odpornościowych w leczeniu nowotworów, terapie celowane możliwe dzięki biologii molekularnej, terapie CAR-T. W radioterapii to np. terapie protonowe oraz radiochirurgia stereotaktyczna i cała robotyka chirurgiczna. Poprawiły się również możliwości wczesnej diagnostyki – tu mam na myśli testy genetyczne i obrazowanie molekularne.

A czy pacjenci w Polsce mogą liczyć na najnowocześniejsze terapie?

Zmiany dzieją się oczywiście również w Polsce, lecz w stosunku do większości krajów unijnych ciągle jesteśmy opóźnieni.

Kryterium jest tu przeżywalność pacjentów onkologicznych. Przy czym są oczywiście szpitale onkologiczne, które zapewniają chorym najnowocześniejszą diagnostykę i leczenie, lecz nasz główny problem to późna wykrywalność chorób nowotworowych oraz dostęp do diagnostyki i leczenia. Polska cierpi na nierówności w zdrowiu, a sukces terapeutyczny jest niestety uzależniony w dużej mierze od kodu pocztowego. Pacjenci są diagnozowani w późnych stadiach, a długie oczekiwanie w kolejkach oraz nieprzyjazny choremu, skomplikowany system ochrony zdrowia znacznie utrudniają i ograniczają sukcesy zdrowotne.

Dodatkowo, polscy pacjenci nie mają takiego dostępu do terapii, jak mieszkańcy innych krajów unijnych. Według Onkoindexu, prowadzonego przez Fundację Alivia, pełną refundacją objęte są zaledwie 42 terapie, brak refundacji dotyczy 53 terapii, a częściowo refundowane ma 45 na 140 rekomendowanych przez ESMO. Mamy więc problem w dostępności w wielu wymiarach.

Dużą nadzieją było wprowadzenie dostępu do terapii innowacyjnych w ramach Funduszu Medycznego. Niestety, z ostatniego wykazu 33 terapii opracowanego przez Radę Przejrzystości do dalszego procedowania wybrano zaledwie 6. To słaby prognostyk.

Jakie innowacje – także z zagranicy – zaciekawiły Panią ostatnio?

Nie jestem oryginalna – jako prezes Stowarzyszenia Neurofibromatozy Polska najbardziej mnie interesuje dostęp polskich dzieci obciążonych tymi schorzeniami do jedynej póki co terapii do leczenia nieoperacyjnych guzów plexiformfibroma. To pierwsza i jedyna terapia dla tych pacjentów na świecie.

Szczególnie interesujące są terapie genowe. Mamy już doświadczenia w zastosowaniu terapii genowych i ta dziedzina z pewnością będzie się najbardziej dynamicznie rozwijać. Drugi kierunek to immunoterapie i terapie komórkowe w leczeniu nowotworów. Stara, klasyczna chemioterapia odejdzie w niepamięć.

Ciekawa jest również, rozwijająca się na razie bardziej w ciszy laboratoriów naukowych inżynieria tkankowa.

Nowe technologie, przykładowo aplikacje mobilne, umożliwiają mierzenie wyników terapii na podstawie opinii pacjentów, czyli w modelu tzw. patient-reported outcomes. Czy takie podejście jest potrzebne?

Pierwszy model PROs – jeszcze tak się nie nazywał – widziałam dawno temu w mierzeniu bólu u małego dziecka. To było w szpitalu.

To dobrze, że oprócz miary klinicznej w ocenie skuteczności terapii – np. parametrów klinicznych, fizycznych, morfologicznych – bada się również jakość życia poddawanych leczeniu pacjentów. Lecz ważne jest odpowiednie dobranie mierników jakościowych, ich analiza, a także opracowanie samego kwestionariusza i jego konstrukcja.

Aplikacja mobilna z pewnością pozwala na większy obiektywizm, niż ocena jakości leczenia przez pacjenta w szpitalu, w którym jest leczony. Tu jest duże pole do nadużyć.

Chyba jest dużo wyzwań przed nami również w tym obszarze.

Jako Prezes Zarządu Ogólnopolskiej Federacji Onkologicznej oraz Stowarzyszenia Neurofibromatozy Polska, jakich zmian w ochronie zdrowia życzyłaby sobie Pani, aby wychodziły one naprzeciw potrzebom pacjentów onkologicznych?

Marzenia mam zwyczajne, zbieżne z marzeniami chorych i dają się zamknąć w jednym słowie – dostępność. Dostępność do diagnostyki i leczenia przede wszystkim. I do nowoczesnych terapii.

Jako szefowa dwóch organizacji pacjentów życzyłabym sobie życzliwości decydentów, bez traktowania chorych jako natrętnych, roszczeniowych grup pacjentów, którzy ciągle czegoś chcą. W naszym słowniku jest „walka”: z chorobą, z kolejkami, o terapie, o miejsce w kolejce, o łóżko w szpitalu. Chciałabym, żebyśmy mogli wreszcie się leczyć, a nie walczyć o tę dostępność.

Chciałabym też, żeby obietnice kolejnych decydentów przestały być obietnicami, a stały się zrealizowanymi zadaniami i żeby kod pocztowy oraz zasoby i kompetencje własne pacjenta przestały być kryteriami sukcesu zdrowotnego. Ostatnie marzenie ma związek z niezrealizowaną obietnicą – to wprowadzenie porządnej i prawdziwej edukacji zdrowotnej do szkół. Wszyscy będziemy zdrowsi.

Czytaj także: Jak roboty pomagają w operacjach?

ChatGPT ma ogromną wiedzę i na większość pytań dotyczących medycyny odpowie poprawnie.
ChatGPT ma ogromną wiedzę i na większość pytań dotyczących medycyny odpowie poprawnie.

1 na 10 lekarzy korzysta z ChatGPT. Na razie nieoficjalnie, pytając o pomoc w postawieniu diagnozy albo doborze leku. Aż 50% pracowników służby zdrowia planuje to zrobić w najbliższym czasie. Co wolno, a czego nie współpracując z AI?

Używają, ale często się nie przyznają

Badanie opublikowane w nowym wydaniu Medical Economics sugeruje, że 10% amerykańskich lekarzy korzysta regularnie z ChatGPT, a 90% planuje wdrożyć technologię do wprowadzania danych do EDM oraz planowania wizyt. Większość lekarzy, którzy dotąd nie korzystali z generatywnej AI, przekonują się do niej po tym, jak ją przetestowali. Rośnie też poziom wykorzystania ChatGPT wśród pacjentów. 25% ankietowanych zadeklarowało nawet, że woli porozmawiać z AI niż iść do lekarza.

Ekspercie są zgodni: automatyzacja napędzana AI poprawi wydajność pracy, obniży koszty, zwiększy dostępność usług zdrowotnych, pomoże zmniejszyć obciążenia biurokratyczne. Nie brakuje też obaw: ograniczenie interakcji międzyludzkich, bezkrytyczne poleganie na sztucznej inteligencji, kwestie bezpieczeństwa przekazywanych danych.

Ale te hamulce i tak nie są w stanie powstrzymać ekspansji AI. 80% pacjentów, którzy już skorzystali z ChatGPT, aby uzyskać poradę medyczną, uznało, że jest to skuteczna alternatywa. Część pacjentów jest zdania, że w przyszłości… nie skorzysta z usług lekarza, który odmawia stosowania AI. Jednocześnie ponad połowa ankietowanych przyznaje, że sztuczna inteligencja nie zastąpi kontaktu z lekarzem.

„Nie ma co ukrywać: od kilku miesięcy lekarze pytają ChatGPT o diagnozę, gdy mają do czynienia ze skomplikowanym przypadkiem klinicznym. I nie  ma w tym nic złego, o ile mądrze wykorzystają wskazówki AI i zweryfikują ich wiarygodność.”

– Czasopismo Medical Economics

Jest ryzyko, ale obecna medycyna też nie jest dokonała

Każde narzędzie stosowane w medycynie wiąże się z ryzykiem. Człowiek się myli stawiając diagnozy; mimo wysokich standardów higieny dochodzi do zakażeń szpitalnych. AI nie jest wyjątkiem – i tu trzeba na trzeźwo zestawić korzyści z zagrożeniami. Te pierwsze rosną, bo AI szybko się uczy, do tego powstają modele dedykowane medycynie.

Zamiast sprzeciwiać się stosowaniu sztucznej inteligencji, lekarze powinni już dziś uczyć się, jak z niej bezpiecznie korzystać i weryfikować poprawność otrzymywanych odpowiedzi. Podobnie jak w przypadku Google, gdzie wyniki wyszukiwania na pierwszej stronie mogą być najpopularniejsze, ale niekoniecznie wiarygodne, tak samo AI wymaga inteligentnego stosowania.

Jak lekarze korzystają z ChatGPT?

Według nieoficjalnych danych – najczęściej do weryfikacji diagnozy i doboru leku, czyli w rutynowej opiece i przy podejmowaniu decyzji klinicznych. Z dostępnych badań naukowych wynika, że dzisiaj bezpiecznie można go stosować np. do korespondencji z pacjentami i urzędami. Dobrze sprawdza się do tłumaczenia pacjentom skomplikowanych zagadnień oraz tworzenia zaleceń profilaktycznych oraz w logistyce: planowaniu przepływu pacjentów i pracy lekarzy, tworzeniu treści poradnikowych na stronę www, odpowiadaniu na standardowe pytania pacjentów. Właściwe wykorzystanie narzędzi AI może zmniejszyć koszty administracyjne nawet o połowę.

Nikt nie zabrania formalnie lekarzom pytać o drugą opinię AI. Można to robić, ale zachowując dużą czujność, unikając wprowadzania danych personalnych oraz weryfikując podane informacje. ChatGPT nie jest urządzeniem medycznym, więc w razie błędu nie można powołać się na jego wady. W rozwoju AI w medycynie jedno jest pewne: ChatGPT i podobne rozwiązania będą coraz częściej stosowane i staną się standardowym narzędziem w gabinecie lekarskim, asystentem administracyjnym i klinicznym. Każdy lekarz ma ograniczone możliwości kognitywne – i to niezależnie od doświadczenia i wiedzy – a taki automatyczny pomocnik może być idealnym uzupełnieniem, przejmując całą papierkową pracę, której nikt nie lubi.

Jeśli postęp w rozwoju AI będzie tak szybki jak obecnie, jest też spora szansa, że za niedługo powstanie system podobny do ChatGPT, ale kwalifikowany już jako narzędzie medyczne. Pracuje nad tym m.in. Google. Jego duży model językowy Med-PaLM 2 trafił niedawno do testów w wybranych placówkach ochrony zdrowia w USA. Trwają też próby rozwiązań AI, które miałaby pomagać w automatycznym tworzeniu elektronicznej dokumentacji medycznej oraz wyciąganiu wniosków poprzez zestawienie informacji z EDM z wiedzą w pracach naukowych.

Rozmowa z AI jak asystentem

Raport opublikowany w Medical Economics prezentuje też scenariusze przyszłości dla sztucznej inteligencji w gabinecie lekarskim. Eksperci są zgodni: dzięki AI, dni wpisywania notatek na klawiaturze są policzone, a cała interakcja człowieka z systemem IT odbywać się będzie za pomocą głosu.

Z badania przeprowadzonego przez Voicebot.ai wynika, że liczba osób korzystających z asystentów głosowych w opiece zdrowotnej wzrosła z 20 mln w połowie 2019 roku do 54,5 miliona w 2021 roku (dane dla USA). Najbardziej zaawansowani asystenci głosowi mogą obecnie przetwarzać informacje z 99% lub większą dokładnością.

A najlepsze dopiero przed nami, bo technologia rozwija się błyskawicznie. W ciągu następnych kilku miesięcy i lat możemy spodziewać się wprowadzenia nowych funkcji głosowych. Lekarze będą rozmawiać z systemami AI, wydawać im polecenia i wprowadzać dane do elektronicznej dokumentacji medycznej na podstawie rozmowy z pacjentem. Przed rozpoczęciem wizyty, lekarz zapyta o podsumowanie historii choroby pacjenta, a na zakończenie – o przesłanie wniosków i zaleceń pacjentowi,

Badanie pilotażowe przeprowadzone w latach 2021–2022 przez Amerykańską Akademię Lekarzy Rodzinnych wykazało, że korzystanie z asystenta AI z obsługą głosową doprowadziło do spadku czasu obsługi dokumentacji o 72% miesięcznie, co daje średnią oszczędność 3,3 godziny tygodniowo. Synchronizacja dyktowanych przez lekarza notatek z EHR – a to na razie tylko ułamek tego, co potrafi AI – pozwala zaoszczędzić godziny na pisaniu na komputerze.

Odzyskany czas lekarze mogą przeznaczyć na opiekę nad pacjentem, na którą nie mają czasu. Przykładowo, na profilaktykę. Albo po prostu na zasłużony odpoczynek zamiast siedzenia nad papierami po godzinach. Na to lekarze czekają najbardziej.

Pobierz bezpłatnie specjalne wydanie czasopisma o AI i ChatGPT w ochronie zdrowia

Konstruktorzy bio-drukarki z klocków LEGO.
Konstruktorzy bio-drukarki z klocków LEGO.

Naukowcy z Uniwersytetu w Cardiff opracowali bio-drukarkę potrafiącą wydrukować m.in. ludzką skórę. Nie byłoby w tym nic nowego gdyby nie fakt, że do jej zbudowania wykorzystali popularne klocki Lego. Dzięki temu urządzenie  jest nawet 300 razy tańsze od analogicznych, profesjonalnych rozwiązań.

Nowa bio-drukarka może precyzyjnie drukować w 3D warstwy komórek w wysokiej rozdzielczości, co pozwala odtworzyć strukturę ludzkiej tkanki. Wystarczy do konstrukcji z klocków dodać bio-tusz. Na razie naukowcy z Uniwersytetu w Cardiff wykorzystali swój wynalazek do druku warstw komórek skóry. A to już pozwala prowadzić eksperymenty naukowe, przykładowo sprawdzić jak oddziałują na siebie zdrowe i chore komórki skóry, pomagając w opracowaniu nowych metod leczenia chorób dermatologicznych.

Niedrogi biodruk 3D

Klocki Lego są tanie, a dodatkowo produkowane z wysoką precyzją i wytrzymałością materiałową. To właśnie za sprawą wysokiej jakości elementów Lego, naukowcom udało się zbudować biodrukarkę 3D i to za jedyne 500 funtów. Dostępne na rynku podobne urządzenia kosztują obecnie od 10 000 do nawet 150000 USD.

Zespół naukowców udostępnił już bezpłatnie dokładny projekt opisujący sposób konstrukcji bio-drukarki 3D w nadziei, że pomoże to innym badaczom tworzyć własne urządzenia i prowadzić kolejne eksperymenty. Jak podkreślają innowatorzy, projekt jest niedrogą alternatywą dla sprzętu będącego poza możliwościami finansowanymi większości zespołów badawczych.

W prace nad bio-drukarką zaangażowany był multidyscyplinarny zespół inżynierów i biologów. Do zbudowania konstrukcji wykorzystano standardowe klocki Lego, część mechaniczną Mindstorms i pompę laboratoryjną. Lego było już wcześniej stosowane do budowy standardowych drukarek 3D, ale bio-drukarki wymagają szczególnie wysokiego poziomu precyzji i stabilności, aby mogły być używane w warunkach laboratoryjnych.

Zespół z Cardiff University twierdzi, że ich innowacja osiąga wymagany poziom precyzji do drukowania 3D delikatnego materiału biologicznego.

Klocki LEGO zapewniają stabilną konstrukcję.
Klocki LEGO zapewniają stabilną konstrukcję.

Druk 3D rewolucjonizuje medycynę

Drukarka przyda się naukowcom badającym choroby skóry. Ale to nie jedyny tego typu wynalazek. Na początku tego roku, naukowcy z Uniwersytetu Swansea ogłosili, że stworzyli wydrukowany w 3D nos do sztucznych przeszczepów. W tym przypadku jako bio-tusz zastosowano hydrożel nanocelulozowy i kwas hialuronowy do drukowania 3D rusztowania sztucznej chrząstki. Po utwardzeniu, rusztowanie jest kąpane w roztworze komórek chrząstki pacjenta, a następnie wszczepiane chirurgicznie.

Z kolei BioFibR, kanadyjska firma zajmująca się inżynierią tkankową, wprowadziła niedawno na rynek dwa nowe produkty z włókien do zastosowań w inżynierii tkankowej i hodowli tkanek.

Czytaj także: Czy będziemy żyli 150 lat dzięki postępom w nauce? To możliwe.

Prof. Eyal Zimlichman, dyrektor ds. transformacji i innowacji w Sheba Medical Center.
Prof. Eyal Zimlichman, dyrektor ds. transformacji i innowacji w Sheba Medical Center (Izrael).

Izraelskie Centrum Medyczne Sheba od lat utrzymuje się w pierwszej dziesiątce najlepszych szpitali na świecie. W wywiadzie dla OSOZ, Prof. Eyal Zimlichman, dyrektor ds. transformacji i innowacji, opowiada, w jaki sposób szpital wdraża innowacje technologiczne, aby stworzyć placówkę przyszłości.

Co obecnie w szpitalach wymaga szybkich zmian?

Przede wszystkim musimy w większym stopniu opierać decyzje na danych i skupić się na automatyzacji prostych procesów. Zacząłbym od przebudowania tradycyjnej ścieżki obsługi pacjentów, wprowadzając tam, gdzie to możliwe, cyfrowe procesy.

Dzisiaj menedżerowie starają się zarządzać szpitalami najlepiej jak to potrafią, poruszając się w narzuconych z góry ramach organizacyjno-prawnych – i niestety brakuje im możliwości, które dostępne są już w innych branżach i dzięki którym są one znacznie wydajniejsze niż opieka zdrowotna. Przykładowo, musimy dążyć do przechwytywania danych ze wszystkich punktów działalności szpitala, stosować zaawansowane narzędzia analityczne, w tym te wykorzystujące sztuczną inteligencję, i automatyzować przepływy pracy, aby szpital stał się wydajny jako organizacja, a jakość opieki i bezpieczeństwo pacjentów znacznie się poprawiły.

Aby usprawnić przepływy pracy, szpitale potrzebują centralnego miejsca zarządzania działalnością operacyjnej. Takiej wieży kontrolnej lub centrum dowodzenia do zarządzania procesami. „Szpitalna wieża kontrolna” powinna mieć dostęp do wszystkich danych i zaawansowanych narzędzi analitycznych w celu usprawnienia procesu podejmowania decyzji klinicznych, operacyjnych i administracyjnych. Takie rozwiązanie doprowadzi do znacznych oszczędności kosztów i poprawy jakości, bezpieczeństwa pacjentów i ich doświadczenia podczas pobytu w placówce lub leczenia w domu.

Jednak szpital przyszłości wymaga również zmian kulturowych. Nietrudno zauważyć, że opieka zdrowotna jest nadal nacechowana starym sposobem myślenia. Zdaję sobie sprawę, że nie jest łatwo zmienić punkt widzenia i styl pracy lekarzy, nawet jeśli zaprezentuje się fakty pokazujące czarno na białym, że obecne przepływy pracy muszą zostać zreformowane. Opór jest naturalną częścią innowacji. Dlatego transformacja kulturowa w digitalizacji jest kamieniem milowym, przez który musi przejść każdy podmiot medyczny.

„Nie możemy kontynuować opieki zdrowotnej w sposób, w jaki robiliśmy to przez ostatnie dziesięciolecia„.

Prof. Zimlichman

I wreszcie – z czego zdaliśmy sobie sprawę podczas pandemii COVID-19 – musimy rozbudować wirtualny model opieki. Jestem przekonany, że w ciągu najbliższych kilku lat opieka zdrowotna będzie hybrydowa: świadczona wirtualnie – w domu pacjenta, gdy tylko to możliwe – oraz w fizycznej lokalizacji, takiej jak szpital lub specjalistyczna klinika.

Opieka zdrowotna przyszłości będzie więc opieką bez adresu pocztowego – usługi medyczne i opiekuńcze będą świadczone wszędzie: w domu, w szkole, w pracy, w klinice itd.

W opiece hybrydowej wyzwaniem będzie zdefiniowanie granicy pomiędzy opieką online a opieką na miejscu.

Tak. Jestem pewien, że opieka długookresowa, rehabilitacja i opieka pooperacyjna wkrótce będą przede wszystkim hybrydowe, w dużej części realizowane poza szpitalem.

Oczywiście opieka doraźna zawsze będzie świadczona na miejscu, w klinice lub przez mobilne zespoły odwiedzające pacjentów w ich domach. W Sheba mamy już oddziały hybrydowe, w których niektóre łóżka są wirtualne. Pacjent może być hospitalizowany w szpitalu – jeśli jego stan tego wymaga – lub w domu przez nasz zdalny personel opiekuńczy, przy stałym monitoringu i komunikacji z pomocą technologii cyfrowych.

Taki model będzie upowszechniał w kolejnych latach, bo tego oczekują pacjenci, a do tego możemy uzyskiwać lepsze wyniki leczenia.

Wizja elastycznego podejścia do opieki nad pacjentem brzmi obiecująco, ale aby się urealniła, zmiany muszą dokonać się nie tylko w szpitalu, ale także w systemie ochrony zdrowia, polityce refundacyjnej.

System ubezpieczeń zdrowotnych – i polityka opieki zdrowotnej – czeka nieuchronna reforma, bo w obecnej formie ugną się pod naciskiem nieefektywnych procesów i rosnących kosztów. Jest to nieuniknione, jeśli chcemy poważnie traktować pacjentów i budować medycynę skupioną wokół ich potrzeb.

Wiemy – a pandemia jedynie nam o tym przypomniała – że pacjenci wolą pozostać w domu niż iść do szpitala. Nie możemy już tego dłużej ignorować – pacjentocentryczność polega na dostarczaniu opieki tam, gdzie i jak pacjent tego chce.

Centrum Medyczne Sheba stworzyło ARC – Centrum Innowacji Cyfrowych. W jakim celu?

Dzięki temu, że udało nam się skupić 140 partnerów z prawie 30 różnych krajów, ARC stało się akceleratorem cyfrowej transformacji ochrony zdrowia. Pomysł stworzenia hubu innowacji zrodził się w szpitalu Sheba, a następnie szybko ewoluował w stronę globalnej platformy, w ramach której różni interesariusze mogą dzielić się swoją wizją tego, jak powinna wyglądać przyszłość zdrowia, wymieniać się doświadczeniem, wypróbowywać swoje rozwiązania.

ARC powstało, aby wykorzystać nową siłę innowacji; udowodnić, że technologie cyfrowe naprawdę przynoszą wymierne korzyści, a także by wdrażać je na dużą skalę – nie tylko w Sheba Medical Center, ale szpitalach na całym świecie. Chcemy być akceleratorem pozytywnych zmian, wprowadzać nowości tam, gdzie obecne rozwiązania nie działają dobrze.

Hub innowacji ARC w Centrum Medycznym Sheba.
Sheba Medical Center, największy szpital w Izraelu i jeden z 10 najlepszych na świecie w rankingu Newsweeka, ma swój hub innowacji. ARC, czyli accelerate (przyspieszać, wzmacniać), redesign (przeprojektować), and collaborate (współpracować), ma na celu opracowywanie, pilotowanie i wdrażanie innowacyjnych rozwiązań dla ochrony zdrowia.

Jednym z konkretnych celów ARC jest współpraca z innowacyjnymi firmami sektora nowych technologii w procesie budowy centrum dowodzenia szpitalem przyszłości, o czym wcześniej wspomniałem. Eksperymentujemy i szukamy rozwiązań, które pomogą nam lepiej zarządzać szpitalem, wykorzystując dane do zmiany modelu podejmowania decyzji z podejścia opartego na intuicji na podejście zakotwiczone w dowodach.

Mówiąc inaczej, ARC jest ekosystemem podobnie myślących organizacji, których celem jest przekształcenie opieki zdrowotnej i wykorzystanie siły transformacyjnej cyfryzacji. To nie jest ani hobby, ani coś, co robimy, ponieważ nie mamy nic innego ważniejszego na głowie. Musimy zdać sobie w końcu sprawę, że nie możemy kontynuować opieki zdrowotnej w sposób, w jaki robiliśmy to przez ostatnie dziesięciolecia. W przeciwnym razie systemy opieki popadną w zapaść, przez co nie będziemy mogli zapewnić pacjentom leczenia i opieki zgodnej z aktualnym rozwojem wiedzy naukowej i technologii.

ARC to także ekosystem cyfrowych startupów medycznych. Czy Sheba Medical Center wdraża rozwiązania opracowane przez innowacyjne firmy?

Jak najbardziej. ARC to takie laboratorium pomysłów, w którym startupy mogą rozwijać i testować swoje rozwiązania. Jesteśmy bardzo pragmatyczni: jeśli rozwiązanie działa i wykazuje korzyści i jest efektywne kosztowo, wdrażamy je na dużą skalę.

Współpraca ze startupami pracującymi z pasją nad najnowocześniejszymi technologiami dla ochrony zdrowia może stać się dla każdej placówki opieki zdrowotnej przełomowym punktem w rozwoju, krokiem milowym na drodze do bycia liderem innowacyjności. Włączanie startupów w budowę medycyny przyszłości jest też korzystne z punktu widzenia centralnej polityki zdrowotnej – inwestując w rodzime pomysły, gwarantujemy, że postęp technologiczny będzie zgodny z lokalnymi oczekiwaniami, wychodząc naprzeciw potrzebom społeczności danego regionu, likwidując wąskie gardła w opiece zdrowotnej. W Sheba wprawdzie skupiamy się na opracowywaniu rozwiązań, które można będzie wdrożyć w naszym państwie, ale inspiracji szukamy na arenie międzynarodowej. Nazywamy to otwartą innowacją.

Wszyscy mówią o AI i dużych modelach językowych LLM. Czy tzw. generatywna sztuczna inteligencja będzie miała wpływ na opiekę zdrowotną?

LLM będą miały wręcz krytyczny wpływ na opiekę zdrowotną. Jedną ze zmian, której wkrótce doświadczymy, jest zdolność generatywnej sztucznej inteligencji do wyeliminowania wielu powtarzalnych zadań wykonywanych obecnie przez lekarzy lub pielęgniarki. Takiej automatyzacji pilnie potrzebujemy, ponieważ brakuje nam pracowników służby zdrowia i jest to już problem globalny.

Z drugiej strony, generatywna sztuczna inteligencja zapewni zupełnie nowe rozwiązania dla pacjentów, umożliwiając im wyszukiwanie i znajdowanie wiedzy związanej z opieką zdrowotną, poprawiając dostępność do usług medycznych. Pierwsze zastosowania generatywnej sztucznej inteligencji są już testowane w warunkach klinicznych i wszyscy jesteśmy podekscytowani tą nową technologią.

Wyobraźmy sobie rok 2028. Jak wygląda ścieżka obsługi pacjenta w szpitalu?

W dużej części hospitalizacja nie będzie realizowana w szpitalu, chyba że pacjent wymaga przeprowadzenia operacji lub zabiegu medycznego.

Opieka będzie wirtualna, realizowana prosto w domu chorego lub w jego codziennym środowisku życia. Ale nawet jeśli pacjent będzie musiał udać się do szpitala, jego doświadczenia będą zupełnie inne. A to dlatego, że szpitale będą płynniej niż teraz zarządzać obsługą każdego pacjenta. Wiele procesów zostanie zautomatyzowanych i dobrze zaplanowanych: pacjenci nie będą musieli czekać w poczekalniach lub chodzić z jednego pokoju do drugiego na badania. Większość parametrów życiowych będzie zbierana na bieżąco i analizowana przez sztuczną inteligencję.

Lekarze będą w 100% dostępni dla pacjentów i nie będą w ogóle zajmować się pracą administracyjną, a wizyta w szpitalu będzie tylko jednym z wielu etapów dobrze skoordynowanej opieki. Rutyną będzie zdalne monitorowanie stanu zdrowia po zabiegu i zbieranie wyników raportowanych przez pacjentów, aby w czasie rzeczywistym – a nie tylko podczas wizyt kontrolnych, od czas do czasu – korygować opiekę i zalecenia do stanu zdrowia. Ale taka przyszłość nie wydarzy się ot tak, z przypadku. Musimy ją świadomie i strategicznie zbudować.

Czytaj także: Instytut Matki i Dziecka eksperymentuje ze sztuczną inteligencją

NIL IN Summit 2023
NIL IN Summit 2023

Sieć lekarzy innowatorów Naczelnej Izby Lekarskiej NIL IN organizuje konferencję na temat nowoczesnych technologii w medycynie. NIL IN Summit odbędzie się 15-16 września w formule on-line.

NIL IN od roku skupia wokół siebie lekarzy zainteresowanych innowacjami cyfrowymi w ochronie zdrowia. W tym czasie sieć zorganizowała szereg szkoleń, przygotowała serię podcastów oraz przeprowadziła konkurs na najciekawsze praktyczne wdrożenia innowacji w placówkach ochrony zdrowia. I to właśnie podczas wrześniowego NIL IN Summit poznamy jego laureatów.

Sesje tematyczne konferencji:

Wśród tematów m.in.:

Wśród prelegentów są też goście zza granicy, w tym Finlandii, Izraela, Hiszpanii i Francji. NIL IN zapowiada, że wydarzenie to okazja, aby poznać trendy w innowacjach w opiece zdrowotnej, zaczerpnąć inspiracji od praktyków z Polski i zza granicy oraz nawiązać wartościowe kontakty.

Harmonogram i rejestracja na NIL IN Summit 2023 – kliknij tutaj

W sierpniowym numerze czasopisma OSOZ Polska odwiedzamy najbardziej innowacyjne szpitale oraz sprawdzamy możliwości ChatGPT w medycynie.

Tematy numeru:

Kliknij tutaj, aby pobrać bezpłatnie sierpniowe e-wydanie OSOZ (wersja PDF – 9,5 MB)

OSOZ sierpień 2023

Spis treści:

Wszystkie wydania archiwalne dostępne są na zakładce POBIERZ.

Archiwum czasopisma OSOZ Polska
Od kwietnia 2022 r. do sierpnia 2023 r. NFZ sfinansował prawie 4 tys. robotycznych operacji prostaty.
Od kwietnia 2022 r. do sierpnia 2023 r. NFZ sfinansował prawie 4 tys. robotycznych operacji prostaty.

Operacje z pomocą robotów chirurgicznych są mniej inwazyjne, dzięki czemu pacjenci szybciej wracają do zdrowia. Ich zaletą jest też wysoka precyzja dzięki korekcji ruchu rąk. Jakie zabiegi z wykorzystaniem robota finansuje NFZ?

Robotyczna precyzja za 15 mln zł

Choć w Polsce jest już ponad 20 autoryzowanych ośrodków wykorzystujących roboty chirurgiczne, zabiegi z ich wykorzystaniem są dopiero od niedawna refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia.

Pierwszym zabiegiem na NFZ była operacja prostaty, czyli prostatektomia robotyczna, finansowana od kwietnia 2022 roku. Do tej pory NFZ zrefundował prawie 4 tys. takich zabiegów. Świadczenia są wykonywane w 27 placówkach w Polsce.

Od 1 sierpnia tego roku Narodowy Fundusz Zdrowia finansuje kolejne dwa wskazania:

System gwarantuje bezpieczeństwo, lepsze wyniki leczenia i lepszą jakość życia pacjentów. Zmniejsza też ryzyko powikłań, a pacjenci szybciej dochodzą do zdrowia. Jednak taka najwyższa jakość kosztuje – w przypadku operacji raka prostaty to ok. 30 tys. zł. Wysoka cena wynika z kosztów zakupu samego urządzenia, które sięgają obecnie ok. 15 mln zł (dla najpopularniejszego na rynku robota da Vinci), oraz zaangażowania wysoko wykwalifikowanego personelu.

Operacje tylko w autoryzowanych placówkach

Nowe operacje na NFZ to dobra wiadomość dla pacjentów, bo najnowsze technologie leczenia są teraz dostępne dla każdego chorego. A z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że liczba zabiegów w leczeniu nowotworów złośliwych jelita grubego i błony śluzowej macicy co roku znacząco rośnie:

Obecnie 22 placówki medyczne spełniają warunki, aby wykonywać te zabiegi w ramach publicznej opieki zdrowotnej. Oznacza to, że po zawarciu aneksu z Narodowym Funduszem Zdrowia każda z tych placówek może już świadczyć usługi medyczne w pełni refundowane dla pacjentów przy użyciu robota.

Placówki, które chcą oferować operacje robotyczna na NFZ, muszą spełnić surowe warunki. W przypadku leczenia chirurgicznego raka błony śluzowej macicy to wykonanie co najmniej 100 zabiegów rocznie (z powodu nowotworów: błony śluzowej trzonu macicy, gruczołu krokowego lub jelita grubego) oraz zaangażowanie lekarza specjalisty z doświadczeniem w przeprowadzeniu min. 50 zabiegów z zastosowaniem asysty robotowej (okres przejściowy do 31 lipca 2024 r.).

W przypadku leczenia chirurgicznego raka jelita grubego do wykonanie min. 120 zabiegów rocznie (z powodu nowotworów: błony śluzowej trzonu macicy, gruczołu krokowego lub jelita grubego) oraz zaangażowanie lekarza specjalisty z doświadczeniem w przeprowadzeniu co najmniej 50 zabiegów z zastosowaniem asysty robotowej (podobny okres przejściowy).


Placówki spełniające kryteria świadczenia refundowanych zabiegów/operacji robotowych w nowotworach błony śluzowej macicy oraz jelita grubego (stan na sierpień 2023):

Nazwa świadczeniodawcyLokalizacja
Centrum Onkologii im. prof. Franciszka Łukaszczyka w BydgoszczyBydgoszcz
Wielkopolskie Centrum Onkologii im. Marii Skłodowskiej-CuriePoznań
Uniwersyteckie Centrum KliniczneGdańsk
Uniwersytecki Szpital Kliniczny im. Fryderyka Chopina w RzeszowieRzeszów
Szpitale Pomorskie Spółka z ograniczoną odpowiedzialnościąGdynia
Mazowiecki Szpital Onkologiczny Spółka z ograniczoną odpowiedzialnościąWieliszew
Copernicus Podmiot Leczniczy Spółka z ograniczoną odpowiedzialnościąGdańsk
Samodzielny Publiczny Szpital Kliniczny nr 2 PUM w SzczecinieSzczecin
Wojewódzkie Wielospecjalistyczne Centrum Onkologii i Traumatologii im. M. Kopernika w ŁodziŁódź
Wojskowy Instytut Medyczny – Państwowy Instytut BadawczyWarszawa
Wojewódzki Szpital Specjalistyczny we WrocławiuWrocław
Europejskie Centrum Zdrowia Otwock Spółka z ograniczoną odpowiedzialnościąOtwock
Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotnej Szpital Uniwersytecki w KrakowieKraków
Samodzielny Publiczny Szpital Kliniczny nr 4  w LublinieLublin
1 Wojskowy Szpital Kliniczny  z Polikliniką Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotnej w LublinieLublin
Mazowiecki Szpital Wojewódzki im. św. Jana Pawła II w Siedlcach  Sp. z o.o.Siedlce
Wielospecjalistyczny Szpital Wojewódzki W Gorzowie Wielkopolskim Sp. z o.o.Gorzów wielkopolski
Med Holding Spółka AkcyjnaKatowice
Państwowy Instytut Medyczny Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i AdministracjiWarszawa
SP ZOZ Wojewódzki Szpital Zespolony im. J. ŚniadeckiegoBiałystok
Wojewódzki Szpital Specjalistyczny im. Stefana Kardynała Wyszyńskiego Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotnej w LublinieLublin
Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej Szpital św. Anny w PiaseczniePiaseczno

Czytaj także: Pierwszy szpital na świecie zainstalował komputer kwantowy

Wpis Ministra Zdrowia ujawniający dane lekarza i tego, jakie recepty wystawił, wywołał burzę
Wpis Ministra Zdrowia ujawniający dane lekarza i tego, jakie recepty wystawił, wywołał burzę

W piątek 4 sierpnia Minister Zdrowia Adam Niedzielski napisał na Twitterze (obecnie X), że lekarz Piotr Pisula wystawił na siebie receptę na lek z grupy psychotropowych i przeciwbólowych. Oprócz naruszenia szeregu przepisów o ochronie danych, incydent obniża zaufanie lekarzy i pacjentów do systemu e-zdrowia.

Sięgnięcie do wrażliwych danych w dyskusji publicznej

Wpis Ministra Niedzielskiego był reakcją na materiał Faktów TVN o trudności w wystawianiu recept. Minister napisał na Twitterze:

„Kłamstwa @FaktyTVN. We wczorajszym wydaniu usłyszeliśmy, że pacjenci po operacjach ortopedycznych w Poznaniu nie dostali przez ostatnie 2 dni recept na leki przeciwbólowe. Sprawdziliśmy w Poznaniu. I co? Pacjenci po operacjach ortopedycznych otrzymywali recepty na wskazane leki!”

Po czym dodał, że lek. Piotr Pisula, który udzielił wywiadu TVN-owi, kłamie, bo sam sobie wystawił receptę i wszystko działało:

Minister Zdrowia Adam Niedzielski na Twitterze

I właśnie ten wpis wywołał burzę. Lekarze zarzucają Ministrowi inwigilację, Naczelna Izba Lekarska zapowiada zgłoszenie sprawy do prokuratury, a lekarz Piotr Pisula, którego dane zostały ujawnione, rozważa pozew sądowy.

Prawnicy: rażące naruszenie kilku przepisów

W rozmowie z portalem CowZdrowiu.pl, Aneta Sieradzka (Sieradzka&Partners Kancelaria Prawna) twierdzi, że naruszono szereg przepisów. Szef resortu z mocy sprawowanej funkcji nie jest uprawniony do dostępu do danych medycznych konkretnych pacjentów, a jedynie do danych statystycznych. Ponadto doszło do niezgodnego z prawem ujawnienia informacji szczególnie chronionych, czyli informacji dotyczących zdrowia (zgodnie z RODO).

Do tego mogło dojść do naruszenia art. 266 kodeksu karnego: „Kto, wbrew przepisom ustawy lub przyjętemu na siebie zobowiązaniu, ujawnia lub wykorzystuje informację, z którą zapoznał się w związku z pełnioną funkcją, wykonywaną pracą, działalnością publiczną, społeczną, gospodarczą lub naukową, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”.

Naczelna Izba Lekarska powołuje się z kolei na art. 231 KK: „Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.”

Minister Zdrowia się tłumaczy

W oświadczeniu zamieszczonym dzień później w mediach społecznościowych, Minister Niedzielski tłumaczy, że nie zdobył informacji z poziomu Indywidualnego Konta Pacjenta czy Lekarza, tylko w inny sposób, i nie doszło do naruszenia jakichkolwiek przypisów. 

Odpowiedź Ministra Zdrowia

– Moja reakcja była odpowiedzią na upublicznianą przez lekarza nieprawdę – dodaje Minister Zdrowia. Oliwy do ognia dolał wpis z oficjalnego profilu Ministerstwa Zdrowia na Twitterze:

„W związku z emocjonalnymi komentarzami, wyjaśniamy: nikt nie naruszył niczyjej prywatności i nie miał wglądu w dane wrażliwe. Zauważyliśmy, że lekarz testował nasz system, ostatecznie wystawiając receptę na siebie. System zadziałał a lekarz oskarżył MZ, że nie wystawił recepty.’

Chodzi o fragment „Zauważyliśmy, że lekarz testował nasz system„. Lekarze pytają, kto konkretnie ma dostęp do danych z systemu gabinet.gov.pl – bo o ten system chodzi, jak sugeruje wpis MZ.

Nadwyrężone zaufanie

Sprawa zaostrzyła konflikt środowiska lekarskiego z Ministrem Zdrowia, który trwa od miesięcy, a zaczął się od sprawy receptomatów.

W ostrych słowach sprawę skomentował Przewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL Sebastian Goncerz: „Minister uświadomił wszystkich, że on te dane medyczne ma na wyciągnięcie ręki i może ich użyć jeśli sytuacja polityczna tego będzie wymagać.”

Rafał Dunal z Polskiej Izby Informatyki Medycznej w rozmowie z Rynkiem Zdrowia pyta, kto konkretnie i skąd pozyskał dane na temat lekarza i przekazał Ministrowi.

Z kolei Michał Bedlicki, Zastępca Dyrektora Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia, zwraca uwagę na konieczność debaty o zakresie dostępu do danych medycznych i anonimizacji danych w rejestrach medycznych. – To nie może się opierać o emocjonalną nawalankę, ale powinno być częścią publicznej debaty. Pacjenci powinni być świadomi kto ma wgląd w ich dane – pisze Bedlicki.

Wykorzystanie danych medycznych pochodzących z systemu e-zdrowia w dyskusji publicznej na pewno nie wzmocni zaufania do cyfryzacji, zarówno wśród lekarzy jak i pacjentów. Naczelna Izba Lekarska już wystosowała list do Premiera Mateusza Morawieckiego o tym, że to zaufanie utraciła:

Lista Naczelnej Izby Lekarskiej
List Naczelnej Izby Lekarskiej do Premiera

Od bezpieczeństwa danych i poczucia prywatności zależy, czy użytkownicy patrzą na cyfryzację przez pryzmat korzyści czy zagrożeń. A to z kolei zaważy o tempie wdrażania kolejnych rozwiązań e-zdrowia i tego, czy pacjenci będą mogli korzystać z udogodnień, które oferują.

Czytaj także: Zaostrza się spór w sprawie limitów recept

Prosta przystawka zamienia smartfon w profesjonalny ciśnieniomierz.
Prosta przystawka zamienia smartfon w profesjonalny ciśnieniomierz.

Inżynierowie z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego opracowali niedrogą i precyzyjną metodę mierzenia ciśnienia krwi za pomocą smartfona. Wystarczy prosty klips.

Problem

Ciśnienie krwi jest jednym z podstawowych parametrów pozwalających ocenić zdrowie układu sercowo-naczyniowego, w tym zdiagnozować nadciśnienie – chorobę, która według danych WHO co roku zabija 9,4 mln osób. Z danych NFZ wynika, że w Polsce nadciśnienie tętnicze ma prawie 10 mln obywateli.

Wyzwaniem jest to, że tylko część pacjentów zgłasza się do lekarza na bania profilaktyczne, a profesjonalne urządzenia do wykonywania pomiarów w domu są stosunkowo drogie.

Obecnie, gdy smartfon posiada już ponad 86% światowej populacji, właśnie telefon komórkowy jest najbardziej dostępnym urządzeniem, które można zastosować do pomiaru parametrów zdrowia. Telefon sam w sobie nie ma jednak na razie takich możliwości. Jak się okazuje, wystarczy prosty trick, aby zamienić smartfon w urządzenie diagnostyczne.

Technologia

Rozwiązaniem jest plastikowy, wydrukowany w technologii 3D klips, który nakłada się w miejsce, gdzie znajduje się lampa błyskowa. Po przyłożeniu palca, system ocenia ilość przepływającej krwi przez oraz siłę nacisku wywieraną na klips przez palec. Gdy palce użytkownika są dociskane do klipsa, na ekranie wyświetla się czerwona kropka. Jej rozmiar jest proporcjonalny do nacisku wywieranego na klips, a jasność – do ilości krwi wpływającej do opuszki palca.

Wyniki trafiają do aplikacji mobilnej wykorzystującej algorytmy sztucznej inteligencji do interpretacji danych i oszacowania ciśnienia krwi. Produkcja jednego klipsa kosztuje 80 centów (3,26 zł), ale naukowcy twierdzą, że przy masowej produkcji cenę można obniżyć do 10 centów (41 groszy).

Ze względu na niski koszt, klipsy mogą być rozdawane przez lekarzy lub nawet aptekarzy, tak samo jak podczas wizyty kontrolnej dentysta rozdaje próbki pasty do zębów. Byłby to krok milowy w profilaktyce chorób krążenia. Technologia ma jeszcze jedną zaletę – nie trzeba jej kalibrować za pomocą urządzenia z mankietem do pomiaru ciśnienia krwi, tak jak w przypadku wielu smartwatchy. Wystarczy założyć klips i od razu wykonać badanie, aby uzyskać wiarygodny pomiar ciśnienia krwi.

Wyniki badania opublikowano w artykule naukowym „Bardzo tania mechaniczna przystawka do smartfona do pomiaru ciśnienia krwi bez kalibracji” (Ultra-low-cost mechanical smartphone attachment for no-calibration blood pressure measurement).

Czytaj także: ChatGPT jest 10-krotnie bardziej empatyczny niż lekarz

1 51 52 53 54 55 113