Do Domowej Opieki Medycznej wchodzą 3 nowe urządzenia telemedyczne
Do Domowej Opieki Medycznej wchodzą 3 nowe urządzenia telemedyczne

Ministerstwo Zdrowia zapowiada pilotaż trzech kolejnych urządzeń telemedycznych: uniwersalnego skanera zdrowia dziecka, plastra EKG i eKTG.

Wprowadzenie nowych technologii telezdrowia do testów w ramach Domowej Opieki Medycznej zapowiedział w rozmowie z zdrowie.pap.pl Piotr Węcławik, Dyrektor Departamentu Innowacji Ministerstwa Zdrowia.

Dotąd MZ prowadziło pilotaż pulsoksymetrów (które sprawdziły się podczas pandemii COVID-19), domowych e-stetoskopów i e-spirometrów. W tym roku dołączą do nich kolejne trzy innowacje:

Czytaj także: Ta aplikacja wstępnie oceni twój stan zdrowia, gdy coś cię niepokoi

W razie wypadku, wystarczy wykręcić 112 i pomoc pojawia się na miejscu w kilka, kilkanaście minut.
W razie wypadku, wystarczy wykręcić 112 i pomoc pojawia się na miejscu w kilka, kilkanaście minut.

Wypadek samochodowy, zawał serca albo udar – wystarczy sięgnąć do kieszeni po telefon komórkowy, aby szybko wezwać pomoc medyczną. Ale jeszcze w latach 90-tych, najpierw trzeba było znaleźć telefon stacjonarny. Czy telefony komórkowe doprowadziły do spadku liczby zgonów w sytuacjach nagłego zagrożenia życia? Odpowiedź nie jest tak oczywista, jak mogłoby się wydawać.

Więcej komórek niż ludzi

Według CBOS, już 96% Polaków korzysta z telefonów komórkowych. Jesteśmy zawsze dostępni, niezależnie od miejsca i pory dnia. To oznacza możliwość szybkiego wezwania pomocy podczas wypadku albo w nagłej sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia: zawału serca, udaru, poważnego skaleczenia itd. Aby połączyć się z numerem alarmowym 112 wystarczy kilka sekund. Po najczęściej kilku, kilkunastu minutach przyjeżdża ambulans i zespół ratunkowy może udzielić pomocy. W latach 90-tych, gdy dopiero zaczęły upowszechniać się telefony komórkowe, wezwanie pomocy wymagało
najpierw zlokalizowania telefonu, a w związku z tym czas od wystąpienia sytuacji zagrażającej życiu lub zdrowia do przybycia zespołu ratunkowego był znacznie dłuższy.

Rewolucja telefonii komórkowej rozpoczęła się w 1996 roku, kiedy Motorola wprowadziła na rynek pierwszy telefon z klapką (model StarTAC). Od tego czasu, małe, bezprzewodowe telefony stawały się coraz tańsze i szeroko dostępne.

Według danych Statista, w 2021 roku na świecie było już 15 mld telefonów komórkowych i liczba ta ciągle rośnie. Prognozy mówią o 18,2 mld urządzeń w 2025 roku. Penetracja telefonii komórkowej różni się w zależności od kraju: w Hong Kongu na 1 mieszkańca przypadają statystycznie ponad 3 telefony, w Emiratach Arabskich – 2. Na końcu rankingu są Sudan (0,36 telefonu na 1 mieszkańca), Kiribati i Mozambik (0,42).

Korelacja trudna do zbadania

Dokładne określenie wpływu dostępności telefonii komórkowej na śmiertelność w stanach zagrożenia życia nie jest wcale takie łatwe. Powody są dwa.

Po pierwsze, nie ma możliwości przeprowadzenia randomizowanego badania kontrolnego, czyli badania, w którym jedna grupa wzywałaby pomoc np. z pomocą telefonii stacjonarnej, a druga – komórkowej. A do tego do identycznego przypadku. Oczywiście można porównać kraje z większą i mniejszą penetracją telefonii komórkowej, ale wtedy w grę wchodzą także inne zmienne. Przykładowo, kraje o większej penetracji telefonii komórkowej to kraje wysokorozwinięte o dobrze rozwiniętej infrastrukturze ochrony zdrowia. Trudno je porównywać z krajami słabo rozwiniętymi, gdzie niskiemu wskaźnikowi liczby telefonów w populacji towarzyszy też niski rozwój ochrony zdrowia. Istnieją badania sprzed kilkunastu lat, które porównują zgłoszenia przez komórkę i telefon stacjonarny, o czym piszemy dalej.

Po drugie, istnieje szereg innych czynników wpływających na śmiertelność. Weźmy przykład udaru mózgu, gdzie czas reakcji decyduje o szansach na przeżycie. Mówi się nawet o tzw. złotej godzinie, podczas której pacjent powinien zostać zdiagnozowany i należy rozpocząć leczenie trombolityczne mające na celu rozpuszczenie zatykającej tętnicę mózgu skrzepliny.

W badaniu „Czynniki wpływające na spadek śmiertelności z powodu udaru mózgu” (Factors Influencing the Decline in Stroke Mortality) opublikowanym przez American Heart Association, naukowcy wskazują na znaczny spadek śmiertelności w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Jednak wynika on przede wszystkim z mniejszej częstości występowania udaru, który zawdzięczamy wprowadzaniu w latach 70-tych kontroli nadciśnienia tętniczego.

Do tego dochodzą programy kontroli cukrzycy i dyslipidemii oraz malejące wskaźniki palenia tytoniu w połączeniu z leczeniem nadciśnienia. I rzeczywiście: analizując wykres śmiertelności w ostatnich 70–80 latach obserwujemy ponad 3-krotny spadek śmiertelności z powodu chorób układu krążenia. Dużych tąpnięć w trendu spadkowym nie widać jednak od lat 90-tych, czyli od czasu upowszechniania się telefonii komórkowej. To jednak nie oznacza braku korelacji.

W 2021 roku numer alarmowy 112 dzwonił 21 mln razy (źródło: www.gov.pl)
W 2021 roku numer alarmowy 112 dzwonił 21 mln razy (źródło: www.gov.pl)

Mniejsze badania dają więcej odpowiedzi

Mimo to, istnieje wiele badań potwierdzających pozytywny wpływ technologii telefonii komórkowej na przeżywalność w nagłych stanach zagrożenia zdrowia i życia. Weźmy na przykład badanie przeprowadzone na Uniwersytecie Kanazawa w Japonii. Naukowcy przeanalizowani 3000 przypadków pozaszpitalnego zatrzymania krążenia (OHCA) w prefekturze Ishikawa w latach 2012–2014. Wniosek: wskaźnik przeżycia był wyższy w przypadku komunikacji alarmowej przez telefon komórkowy niż przez telefon stacjonarny. A dokładniej: jednomiesięczne przeżycie w przypadku OHCA z komunikacją przez telefon komórkowy było znacznie wyższe (9,1%) niż przez telefon stacjonarny (4,3%).

Oprócz czasu reakcji, komunikacja przez telefon komórkowy ma jeszcze jedną dużą zaletę: osoba dzwoniąca może podejść do pacjenta, dyspozytorzy mogą uzyskać bardziej szczegółowe i dokładne informacje o stanie pacjenta, a osoby postronne – udzielić pierwszej pomocy kierując się przekazywanymi na żywo wskazówkami.

Wracając do czasu reakcji na otrzymanie pomocy, trzeba też wziąć pod uwagę jeszcze inną technologię, którą jest możliwość lokalizacji telefonów komórkowych przez zespół ratowników. Jednak i tu jest kilka kruczków. Generalnie, numer 112 nie posiada zdolności do lokalizowania osób wykonujących połączenia alarmowe. Aby było to możliwe, centrum powiadamiania raunkowego musi mieć wdrożoną technologię AML. A do tego musi ją obsługiwać telefon użytkownika, co nie jest jeszcze standardem. AM jest dostępna w smartfonach z systemem Android oraz w iPhone’ach z systemem iOS 11.3 i nowszym. Gdy telefon nie korzysta z AML, osoba dzwoniąca będzie musiała poinformować ratownika o swojej lokalizacji. W grudniu 2018 roku Komisja Europejska zaadaptowała nowe wymagania – smartfony sprzedawane w UE od marca 2022 roku muszą być wyposażone w funkcję GNSS. Pozwala ona zlokalizować osobę dzwoniącą do służb ratowniczych.

Wpływ nie jest znaczący

Ciekawych wyników dostarcza badanie „Używanie telefonu komórkowego do kontaktowania się ze służbami ratunkowymi w sytuacjach zagrożenia życia” (Mobile Phone Use for Contacting Emergency Services in Life-threatening Circumstances), w którym przeanalizowano 354 199 przypadków karetek wysłanych do nagłych zdarzeń. Także tutaj wniosek jest podobny: zgłoszenie nagłego wypadku przez telefon komórkowy w porównaniu z telefonem stacjonarnym spowodowało znaczące zmniejszenie ryzyka zgonu na miejscu zdarzenia. Jednak nie miało ono wpływu na liczbę zgonów po przewiezieniu na oddział ratunkowy szpitala.

Związek między używaniem telefonów komórkowych do alarmowania służb ratowniczych w sytuacjach zagrożenia życia a poprawą wyników leczenia pacjentów jest faktem. Jednak popularyzacja komórek nie miała rewolucyjnego wpływu na spadek śmiertelności, czego można by się spodziewać. Wskaźniki śmiertelności w sytuacjach nagłego zagrożenia życia, przykładowo w zawale serce, udarze czy wypadku drogowym, stale spadają. Za tym trendem stoi szereg innych czynników jak styl życia, infrastruktura ochrony zdrowia, profilaktyka, nowe technologie leczenia, sieć dróg itd.

Czytaj także: Czy ChatGPT może pisać zalecenia dla pacjentów?

Piotr Węcławik, Dyrektor Departamentu Innowacji MZ
Piotr Węcławik, Dyrektor Departamentu Innowacji MZ

Czy polskie placówki medyczne są przygotowane na cyberataki? Jakie niedociągnięcia są największym grzechem? I co robi Ministerstwo Zdrowia w związku z rosnącą liczbą incydentów cyberbezpieczeństwa? Na pytania odpowiada Piotr Węcławik, Dyrektor Departamentu Innowacji w Ministerstwie Zdrowia.

Jak ocenia Pan stan cyberbezpieczeństwa w placówkach ochrony zdrowia?

Cyberbezpieczeństwo stało się ostatnio modnym stwierdzeniem, formalnie wprowadzonym ustawą z 2018 r. o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa (KSC). Natomiast wymagania dotyczące wdrażania systemów zarządzania bezpieczeństwem informacji (SZBI) wynikają już z rozporządzenia z 2012 r. w sprawie Krajowych Ram Interoperacyjności (KRI).

Są różnice między bezpieczeństwem procesowym (KRI) a technicznym (KSC). KRI nakłada wymagania wdrażania SZBI na szerokie grono podmiotów leczniczych, od SPZOZ po spółki. Według badań Centrum e-Zdrowia (CeZ) z 2016 r. 82% szpitali i 56% deklarowało, że ma wdrożoną wewnętrzną politykę bezpieczeństwa informacji.

W 2022 r. CeZ przeprowadził kolejne badanie – placówki ochrony zdrowia oceniły własne poziomy bezpieczeństwa komputerowego, niedociągnięcia i potrzeby w związku z reagowaniem na incydenty. Zgodnie z raportem, w ponad połowie podmiotów zidentyfikowano potrzeby w zakresie cyberbezpieczeństwa. Główne potrzeby badanych placówek to wzrost odporności na cyberataki oraz zwiększenie ochrony danych osobowych. Placówki wskazały również priorytety w działaniach na rzecz poprawy bezpieczeństwa systemów informatycznych. Najczęściej wskazywanymi obszarami były monitorowanie bezpieczeństwa teleinformatycznego podmiotu oraz szacowanie ryzyka związanego z zagrożeniami bezpieczeństwa informacji.

Minister Zdrowia, jako tzw. organ właściwy ds. cyberbezpieczeństwa, w swoim sektorze ma około 250 Operatorów Usług Kluczowych (OUK). OUK, ze względu na stan epidemii, dopiero teraz kończą wdrażać wymagania określone ustawą KSC. Finałem wdrożenia jest przeprowadzenie audytu. Analiza z audytu planowana jest na koniec roku. Da ona bardziej ostry obraz stanu cyberbezpieczeństwa kluczowych podmiotów.

Patrząc na liczbę incydentów cyberbezpieczeństwa w ostatnich latach widać, że placówki stają coraz częściej ofiarami ataków hakerskich.

W roku 2022 odnotowaliśmy kilka poważnych ataków ransomware. Żaden z nich nie doprowadził do wstrzymania udzielania świadczeń zdrowotnych przez podmioty lecznicze.

Jednak w czasie odtwarzania systemów, przy wsparciu ekspertów z CeZ, dostęp do danych medycznych był utrudniony. Przed tego typu atakami można się zabezpieczyć. Jeśli jednak wszystkie zabezpieczenia zawiodą, ostatnią deską ratunku jest skuteczna kopia zapasowa. I tu apel do kierowników podmiotów leczniczych: zadbajcie o skuteczną kopię zapasową, zweryfikujcie czy służby IT te zadania wykonują poprawnie. Może w tym pomóc Rekomendacja MZ dotycząca wykonywania kopii zapasowych.

Na które z cyberzagrożeń placówki powinny zwracać szczególną uwagę?

Europejska Agencja ds. Cyberbezpieczeństwa (ENISA) publikuje coroczny raport. Pierwsze trzy punkty z tego raportu to ransomware, złośliwe oprogramowanie i ataki socjotechniczne.

Finalnie te trzy typy zagrożeń są często wykorzystywane do żądania okupu. Metodami socjotechnicznymi pracownik podmiotu leczniczego jest namawiany do wykonania pewnych działań, np. kliknięcia w link, który powoduje zainstalowanie na komputerze złośliwego oprogramowania. W ten sposób cyberprzestępcy zyskują dostęp do wewnętrznego środowiska IT ofiary, rozpoczynają rekonesans, lokalizację kopii zapasowych i inicjują atak typu ransomware, szyfrując dane oraz niewłaściwie wykonane kopie zapasowe.

Atak typu ransomware można porównać do współczesnego terroryzmu: przestępca przychodzi do ciebie, zabiera ci dane oraz kopie zapasowe danych i zamyka w twoim budynku w pokoju, do którego wymienia zamki i mówi, że odda ci klucz do tego pokoju jak zapłacisz 1 mln EUR okupu, a ty nie masz żadnej możliwości otworzenia tego pokoju. Ransomware to najpoważniejsze zagrożenie dla polskiego systemu ochrony zdrowia. Dlatego podkreślam wagę skutecznych kopii zapasowych, trzymanych w odizolowanym środowisku, w innej lokalizacji, np. na taśmach magnetycznych wyniesionych z serwerowni. Jest to ostatnia deska ratunku.

Drugim zagrożeniem są sami pracownicy podmiotów leczniczych. Tak, pracownicy i ich nieodpowiedzialne zachowanie. Pomijam wspomniane wcześniej ataki socjotechniczne, bo tu człowiek jest manipulowany i jeżeli nie wykaże się czujnością, to nawet nieświadomie staje sią ofiarą. Jednak zdarzają się sytuacje, w których pracownicy przez swoją bezmyślność powodują zagrożenia. Dlatego kluczowe są szkolenia, nie tylko pracowników IT, ale przede wszystkim pracowników medycznych oraz kadry zarządzającej. Tak, kadry zarządzającej, bo przykład idzie z góry, a tylko świadomy menadżer może podejmować trafne decyzje.

W „Badaniu stopnia informatyzacji podmiotów wykonujących działalność leczniczą” z 2022 roku, podmioty medyczne zapytano o wskazanie 3 kluczowych obszarów z zakresu bezpieczeństwa danych (źródło: Centrum e-Zdrowia).
Źródło: Centrum e-Zdrowia

Jakie wnioski nasuwają się Panu z dostępnych zgłoszeń incydentów bezpieczeństwa danych?

Mam świadomość, że nie wszystkie incydenty docierają do murów na Miodowej, ale kilka kluczowych wniosków można wysnuć.

Pierwszy dotyczy kompetencji. Pracownicy IT w podmiotach leczniczych często są zrównywani z pracownikami technicznym. Dla kadry zarządzającej taki pracownik jest od wymiany myszek i od tego, żeby komputer działał. To jest błędne podejście. W czasach cyfrowej transformacji, budowy szeroko pojętego e-zdrowia, informacja w postaci cyfrowej jest niezbędna. Szef IT powinien być kluczowym współpracownikiem dyrektora podmiotu, jeśli nie wręcz członkiem ścisłego kierownictwa.

W szpitalach, w których wystąpiły incydenty, pracownicy IT byli zatrudnieni na przykład na pół etatu. Taki wymiar czasu pracy nie pozwala na zarządzanie IT. W większych szpitalach jest to czasem jeden administrator i kilku pracowników helpdesku. Tak nie można budować systemu e-zdrowia z prawdziwego zdarzenia, wspierającego pracowników medycznych, dającego narzędzie do zarządzania podmiotem. Nie wspomnę już o budowaniu cyberbezpieczeństwa.

Trzeba także rozróżnić kompetencje pracowników IT, a jest z nimi jak z lekarzami – każdy ma swoją specjalizację. Nie oczekujmy od pracownika helpdesku, który do perfekcji opanował skuteczne zarządzanie dziesiątkami lub setkami komputerów, aby znał się na administrowaniu systemem HIS lub wdrażaniu systemów SIEM.

Drugi wniosek to – powtórzę po raz kolejny – skuteczne kopie zapasowe.

Co jeszcze radziłby Pan placówkom ochrony zdrowia?

Cyberbezpieczeństwo powinno być dziś jednym z najważniejszych priorytetów dla zarządzających placówkami. Stanowi ono olbrzymie ryzyko związane z ciągłością działania podmiotu leczniczego, a co za tym idzie – bezpieczeństwem pacjentów. Istotne jest podejmowanie wszelkiego rodzaju działań prowadzących do jego minimalizowania.

Ważnym elementem w tym zakresie jest edukowanie personelu medycznego i administracyjnego. Pracownicy powinni mieć poczucie, jak istotny jest wpływ zagrożeń cybernetycznych na funkcjonowanie jednostek ochrony zdrowia, a tym samym zachowywać ostrożność, by chronić pacjentów. Ważne jest też docenienie pracowników IT. Na mapie podmiotów, które wyróżniają się dojrzałością systemów informacyjnych, pracownicy IT są kluczowym partnerem dyrektorów w zarządzaniu. W dłuższej perspektywie podobne wnioski będziemy mogli wysnuć w stosunku do dojrzałości cyberbezpieczeństwa. No i uśmiecham się, bo znów chciałem powiedzieć o kopiach zapasowych.

A co konkretnie robi Ministerstwo Zdrowia w tym temacie?

W ubiegłym roku Minister Zdrowia utworzył Wydział Bezpieczeństwa Teleinformatycznego, który ma dwa zadania – zapewnienie bezpieczeństwa urzędu, a przede wszystkim pełnienie roli tzw. organu właściwego w rozumieniu KSC.

To drugie zadanie jest największym wyzwaniem, bo jak to często bywa, MZ może prosić podmioty lecznicze o wykonanie pewnych działań, w tym przypadku zapewnienie cyberbezpieczeństwa, ale nakazać może tylko to, co jest w ustawie KSC. Więc zachęcamy do działania, ale wspieramy także w realizacji.

Dostrzegając wagę problemu, wspólnie z NFZ ogłosiliśmy projekt wsparcia cyberbezpieczeństwa dla podmiotów, które zostały najciężej doświadczone podczas epidemii COVID-19, czyli szpitali. Zgodnie z jego założeniami, placówki otrzymają nawet 900 tys. zł dofinansowania.

Wspólnie z KPRM i NASK prowadzimy także szkolenia dla POZ. Planujemy kolejne dla szpitali, tym razem wspólnie z CeZ. Staramy się także o uzyskaniu budżetu na wieloletnie wsparcie podmiotów leczniczych w podnoszeniu cyberbezpieczeństwa. Mamy np. pewne wnioski o alokacje w ramach funduszy unijnych. Staramy się także powołać tzw. CSIRT sektorowy, docelowo w CeZ. To duże przedsięwzięcie formalno–organizacyjne.

No i zadaniem ciągłym jest monitorowanie realizacji ustawy KSC przez OUK. Mamy zaplanowane audyty, bo jak wiadomo kontrola jest najwyższą formą zaufania. I tu ciekawostka, ustawa KSC przewiduje nakładanie kar za nieprzestrzeganie wymagań także na kierowników podmiotów leczniczych – maksymalnie 200% miesięcznego wynagrodzenia! To jest dość nowa konstrukcja w polskim systemie prawnym.

Statystyki sugerują, że jedynie niewielka część cyberataków jest zgłaszana. Ukrywane są te mniejsze, gdzie nie doszło do zauważalnych szkód. Podmioty medyczne boją się konsekwencji.

Dla szpitali, którym wydano decyzje o uznaniu za OUK, ustawa KSC określa szereg obowiązków, w tym zasady obsługi incydentów. Jest wśród nich obowiązek zgłaszania incydentu poważnego w ciągu 24 godzin od jego wykrycia.

Także pozostałe podmioty powinny zgłaszać działania podejmowane przez hakerów, takie jak bezprawne uzyskane informacji, niszczenie, uszkadzanie, usuwanie lub utrudnianie dostępu do danych, zakłócanie prac systemów komputerowych, wytwarzanie określonych programów komputerowych – ponieważ stanowią one przestępstwa uregulowane w Kodeksie karnym.

CERT Polska prowadzony przez NASK swoją historią sięga połowy lat 90-tych. Od tamtego czasu aż do dziś, już pod szyldem CSIRT NASK, przyjmuje zgłoszenia o incydentach. Jednak wciąż brakuje świadomości społecznej o wadze tych zgłoszeń. Jednostkowe zgłoszenie może wydawać się pozbawione sensu, ale to jednostkowe zgłoszenie w połączeniu z innymi podobnymi buduje mapę sytuacyjną, pokazuje stan zagrożeń cyberprzestrzeni, a w grupie umożliwia także bardziej skuteczne ściganie przestępstw.

Niezgłoszenie incydentu cyberbezpieczeństwa może rodzić konsekwencje dla OUK, ale największymi są te wynikające z RODO – większość incydentów jest związana z potencjalnym lub faktycznym wyciekiem danych osobowych. O konsekwencjach wynikających z RODO nie trzeba dużo mówić. Zgłaszajmy incydenty do CSIRT NASK. To pomoże lepiej reagować i planować dalsze działania.

Czy prowadzony w MZ rejestr incydentów i zdarzeń bezpieczeństwa powinien być dostępny publicznie, pełniąc rolę ostrzegawczą dla innych podmiotów?

Każdy podmiot powinien prowadzić swój rejestr incydentów, umożliwiać każdemu pracownikowi ich zgłaszanie, a te o odpowiedniej wadze – przekazywać do właściwych służb.

Rejestr wewnętrzny nie powinien być publiczny, bo mógłby pokazywać podatność podmiotu na to, co może być dla niego niebezpieczne. Jednak statystki już tak i sektor ochrony zdrowia jest w rocznych raportach o stanie cyberbezpieczeństwa publikowanych przez NASK.

Jakie są Pana priorytety w zakresie cyberbezpieczeństwa na 2023 rok?

Doprowadzenie do końca projektów realizowanych przez szpitale w zakresie podniesienia poziomu cyberbezpieczeństwa, a także uzyskanie dalszego finansowania. Dużym wyzwaniem będzie weryfikacja raportów z audytów prowadzonych przez OUK, wyciagnięcie z nich wniosków oraz zaplanowanie dalszych działań, w tym audytów wybranych OUK. Ważne jest też powołanie CSIRT CeZ. Jeżeli to zrealizujemy, będzie to bardzo udany rok.

Pobierz bezpłatnie pełne wydanie magazynu OSOZ Polska z tym i innymi wywiadami

IPOM jest teraz dostępny z poziomu IKP
IPOM można przejrzeć w IKP (zdjęcie: MZ)

Pacjenci objęci Indywidualnym Planem Opieki Medycznej (IPOM) mają dostęp na swoim IKP do harmonogramu badań, wizyt i konsultacji zleconych przez lekarza POZ.

Osoby przewlekle chore otrzymały wgląd do Indywidulnego Planu Opieki Medycznej na Internetowym Koncie Pacjenta. Dzięki temu można wygodnie sprawdzić terminy badań i wizyt.

Kolejny element koordynacji opieki koordynowanej

Opieka koordynowana została wprowadzona w Polsce w październiku 2022 roku i obejmuje osoby chory przewlekłe w czterech wskazaniach: kardiologia, diabetologia, endokrynologia i pulmonologia. W ramach OK lekarz pierwszego kontaktu współpracuje z lekarzami specjalistami, pielęgniarką POZ i dietetykiem oraz koordynatorem, aby kompleksowo zaopiekować się chorym.

Indywidualny Plan Opieki Medycznej ustala lekarz pierwszego kontaktu z pacjentem. Po przeprowadzeniu pogłębionego wywiadu i analizie wyników badań diagnostycznych lekarz POZ ocenia aktualny stan zdrowia pacjenta i ustala dalszy plan leczenia.

Gdzie jest IPOM na IKP

Ten był dotychczas dostępny tylko w wersji drukowanej. Od teraz jest także dostępny na Internetowym Koncie Pacjenta.

Pobierz raport na temat Opieki Koordynowanej w POZ

Dawstwo danych to szansa na postępy w dziedzinie medycyny
Dawstwo danych to szansa na postępy w dziedzinie medycyny

Fundacja Podaruj Dane oraz Novartis nawiązały partnerstwo, aby wspierać dawstwo danych i przyspieszyć badania naukowe.

Po co są potrzebne dane?

Dane są jednym z fundamentów medycyny opartej na faktach, badań klinicznych i rozwoju sztucznej inteligencji. Stają się coraz ważniejsze w pracach nad nowymi terapiami oraz udoskonalaniu procesów opieki. Jednak badania naukowe wymagają dużych ilości danych, bo te mają potencjał dostarczenia informacji o skuteczności i bezpieczeństwie nowych terapii oraz poprawie wyników dla pacjentów.

Partnerstwo dla nauki

Jak czytamy w komunikacie Fundacji, partnerstwo między Fundacją Podaruj Dane a Novartis oznacza nową erę badań medycznych skupionych na pacjencie. Partnerstwo przewiduje udostępnienie raportów bazujących na danych anonimowych, pozyskiwanych wyłącznie w celach badawczo-rozwojowych, przy pełnym poszanowaniu praw pacjenta i z zachowaniem najwyższych standardów etycznych i technologicznych.

Czym zajmuje się Fundacja?

Fundacja Podaruj Dane jest organizacją non-profit, która ma na celu wspieranie rozwoju nauki poprzez zapewnianie dostępu do anonimowych danych medycznych pacjentów na podstawie ich zgody. Buduje ona globalny system dawstwa danych medycznych współtworzony obecnie przez ponad 30 organizacji branżowych. Jego podstawą jest system, który umożliwia łatwe udzielenie lub wycofanie zgody na wykorzystanie danych medycznych. Platforma dawstwa danych podarujdane.pl została stworzona zgodnie z unijnymi i polskimi przepisami dotyczącymi ochrony danych oraz prywatności pacjentów.

Model altruizmu danych promowany jest m.in. przez Komisję Europejską w nowej regulacji Akt w sprawie zarządzania danymi (Data Governance Act), która wejdzie w życie we wrześniu 2023 roku.

Obietnica postępów w medycynie

Według Ligii Kornowskiej, prezeski Fundacji Podaruj Dane, współpraca ma na celu przełamanie silosów danych medycznych i „zrobienie pierwszego kroku w budowaniu społecznej akceptacji szerokiego i jednocześnie etycznego wykorzystywania danych medycznych”. Jest to kluczowe dla badań klinicznych i postępów technologicznych w medycynie.

– Wierzymy, że zwiększenie zaangażowania pacjentów we wszystkich aspektach opieki zdrowotnej zaowocuje lepszymi procesami, lepszymi terapiami i lepszymi wynikami dla pacjentów na całym świecie. Angażowanie pacjentów oraz ich zgoda jest dla nas niezwykle ważna, a realizacja badania zgodnie z ideą dawstwa danych zapewnia, że jest ono zgodne z krajowymi i unijnymi przepisami, a także z prawami pacjentów. Liczymy, że dzięki tej współpracy doprowadzimy do znaczących postępów w ochronie zdrowia – dodała Monique Clua Braun, Country President Novartis Poland

Czytaj także: Janusz Cieszyński zapowiada przyspieszenie cyfryzacji usług publicznych

"Jak zapobiec kolejnej pandemii", Bill Gates, 2022
„Jak zapobiec kolejnej pandemii”, Bill Gates, 2022

W 2015 roku założycie Microsoftu ostrzegał przed globalną pandemią. 7 lat później świat opanował COVID-19. W najnowszej książce „How to Prevent the Next Pandemic” Gates podpowiada, jak przygotować się na podobny kryzys w przyszłości.

W 2015 roku słowami założyciela Microsoftu mało kto się przejął. Wizja wirusa rozprzestrzeniającego się błyskawicznie na całym świecie i prowadzącego do śmierci niemal 7 mln osób brzmiała jak science fiction. Dzisiaj, gdy po 3 latach powoli wychodzimy z pandemii, musimy już zacząć przygotowywać się na kolejną. Jej wybuch to kwestia czasu.

W swojej nowej książce Bill Gates kreśli 3-punktowy plan, identyfikując luki w systemie zdrowia i podpowiadając, jak je usunąć. Po to, aby nie było powtórki z COVID-19 i aby ocalić świat przed kryzysem zdrowotnym i gospodarczym.

Cel nr 1: nie dać się zaskoczyć

Kraje, które najlepiej poradziły sobie z pandemią koronawirusa od dawna miały gotowe plany testowania ludności i śledzenia łańcucha zakażeń. Przykładem są Chiny, Tajwan, Singapur i Wietnam, które w 2003 roku mierzyły się z epidemię SARS. Kiedy pojawił się COVID-19, były w stanie zareagować szybko i skutecznie, ograniczając liczbę nowych przypadków zakażeń.

Ich strategie walki z pandemią wyróżniają trzy elementy. Po pierwsze, szybkie uruchomienie systemu masowych testów populacji. Po drugie, zastosowanie nowych technologii do śledzenia łańcucha zakażeń (tzw. contact tracking). Po trzecie, izolacja osób z pozytywnym wynikiem testu lub narażonych na kontakt z wirusem. Brzmi prosto, ale w praktyce to ogromne wyzwanie logistyczne. Do tego dochodzą jeszcze szczepienia, a to z kolei wymaga długoletnich badań nad innowacyjnymi technologiami jak mRNA.

Najważniejszym elementem walki z pandemiami są testy. Tutaj liczy się czas. Jeśli uda się wprowadzić szeroko zakrojone testy na bardzo wczesnym etapie epidemii, można skutecznie identyfikować i izolować chorych, aby nie zarażali kolejnych osób. W przypadku COVID-19, pierwsze precyzyjne testy były już gotowe w styczniu 2020, po kilku tygodniach od identyfikacji patogenu. Jednak technologia jest mniejszym wyzwaniem niż infrastruktura produkcyjna i zaplecze logistyczne.

Podczas COVID-19, po raz pierwszy zastosowaliśmy smartfony i aplikacje trackingowe do śledzenia łańcucha zakażeń. Ich możliwości z profilaktyce dopiero odkrywamy.

Cel nr 2: globalna koordynacja działań

Świat potrzebuje międzynarodowego zespołu ds. zapobiegania pandemiom. Gates sięga tutaj do porównania do służb ratunkowych. Przykładowo, w USA pracuje około 311 000 strażaków. Samorządy lokalne wydają ponad 50 mld USD rocznie, by ekipy strażackie były gotowe na wezwanie w razie pożaru. Teoretycznie to dużo pieniędzy w przypadku zagrożenia, które występuje stosunkowo rzadko. Jednak o wiele bardziej kosztowne byłoby nieprzygotowanie się na wypadek wybuchu pożarów i usuwanie ich katastrofalnych skutków. Lepiej zapobiegać niż leczyć.

Paradoksalnie, na gotowość do pandemii wydaje się relatywnie mało pieniędzy biorąc pod uwagę ich skutki. Musimy stworzyć system ostrzegania i reagowania na wzór straży pożarnej, ale z misją wykrywania i niwelowania zagrożeń w skali globalnej.

Nie jest tajemnicą, że Gates od dawna wspiera Światową Organizację Zdrowia (WHO) i to właśnie ją wskazuje jako najlepiej predysponowaną do tego zadania. Proponuje utworzenie tzw. GERM, czyli Globalnego Ośrodka Reagowania i Mobilizacji na Epidemie (Global Epidemic Response and Mobilization). Takie inicjatywy już są realizowane w praktyce. Przykładowo, Unia Europejska buduje obecnie Agencję Gotowości i Odpowiedzi na Zagrożenia Zdrowotne (HERA, Health Emergency Preparedness and Response Authority). Z kolei WHO uruchomił niedawno Wywiad Pandemiczny i Epidemiologiczny (Hub for Pandemic and Epidemic Intelligence).

Celem jest wymiana danych i koordynacja działań krajowych organizacji zdrowotnych w ramach zintegrowanego globalnego systemu. Po to, by uniknąć podejścia „każde państwo dla siebie” znanego z COVID-19. Gates radzi, aby scenariusze obrony były testowane w ramach międzynarodowych ćwiczeń. Tak samo, jak odbywają się manewry wojskowe sojuszy międzynarodowych.

Cel 3: śledzenie ognisk zakażeń

Kolejnym elementem skutecznego nadzoru nad pandemiami jest śledzenie ich przebiegu, w tym wykrywanie ognisk i monitorowanie rozprzestrzeniania się. Jednym z kroków jest kontrola za pomocą aplikacji mobilnych (tzw. aplikacje trackingowe). Takie podejście może być potencjalnie skuteczne, pod warunkiem, że zostanie uruchomione bardzo wcześnie, a aplikację zainstaluje min. 60% społeczeństwa. W przypadku COVID-19 znowu mamy do czynienia ze zbyt późnym wdrożeniem systemu monitoringu i niskim poziomem stosowania aplikacji trackingowych.

Do kontroli rozprzestrzenia się pandemii można też wykorzystać inne dane, np. informacje dostępne w mediach społecznościowych czy dane o wzmożonym zakupie leków na przeziębienie. Jeszcze inne podejście polega na monitorowaniu patogenów bezpośrednio w środowisku życia, np. w ściekach z kanalizacji.

System nadzoru to pierwsza linia obrony. Następną są szczepienia ochronne. Podczas pandemii COVID-19 nawet naukowcy byli zaskoczeni tempem opracowania i wprowadzenia na rynek skutecznej i bezpiecznej szczepionki. Wystarczył zaledwie jeden rok. Według Gates’a optymalne byłoby, aby szczepionki trafiały z laboratorium do ludzi w ciągu sześciu miesięcy od zidentyfikowania niebezpiecznego patogenu. Do tego potrzebne są jednak inwestycje w badania naukowe, bo takie innowacje jak szczepionki mRNA wymagają zazwyczaj długich lat żmudnych badań. Badacze już pracują nad kolejnymi przełomowymi rozwiązaniami jak szczepionki dostarczane za pomocą sprayu do nosa czy plastra naklejanego na ramię.

Czas zacząć traktować pandemie jak poważne i stałe zagrożenia dla ludzkości. Pamiętajmy, że patogeny nie dbają o granice państw – skuteczność systemu ochrony będzie taka, jak siła najsłabszego ogniwa, czyli pojedynczego państwa. Stąd musi to być wspólna misja całego świata.

Czytaj także: Teleopieka nadal na bocznicy systemu zdrowia. Nawet pomimo COVID-19

Kapsułka pobudzająca apetyt może zastąpić tradycyjne leki (zdjęcie: MIT)
Kapsułka pobudzająca apetyt może zastąpić tradycyjne leki (zdjęcie: MIT)

Naukowcy z Massachusetts Institute of Technology (MIT) opracowali kapsułkę, która po połknięciu emituje prąd elektryczny do ściany żołądka, pobudzając apetyt. Może ona w nieinwazyjny sposób pomóc chorym z zaburzeniami odżywiania lub nowotworami.

Jak działa e-tabletka?

Pigułka wyglądająca jak zwykła tabletka, zamiast składnika chemicznego zawiera elektrodę oraz małe rowki. Po zetknięciu się ze ścianą żołądka, e-tabletka stymuluje komórki endokrynne w wyściółce żołądka, prowokując wydzielanie większej ilości greliny potocznie zwanej „hormonem głodu„.

Grelina odpowiedzialna jest za pobudzanie apetytu i zmniejszanie uczucia nudności. Naukowcy mają nadzieję, że urządzenie pomoże pacjentom z zaburzeniami odżywiania oraz w stanach wyniszczenia organizmu spowodowanymi m.in. chorobami nowotworowymi.

Projekt inspirowany naturą

Koncepcja dostarczania niewielkiego napięcia elektrycznego do żołądka do terapii zaburzeń żołądkowo-jelitowych została po raz pierwszy zastosowana u pacjentów z gastroparezą – zaburzeniem charakteryzującym się spowolnioną motoryka żołądka. Jednak wszczepione eksperymantalnie do żołądka urządzenie – które przypomina stymulator – w niewielkim stopniu zwiększyło motorykę żołądka. Na bazie tych badań, naukowcy doszli do wniosku, że apetyt można pobudzić stymulując komórki endokrynne. Testy na zwierzętach potwierdziły, że niewielkie napięcie elektryczne rzeczywiście zwiększa poziom hormonu głodu. W ten sposób powstała nowa e-kapsułka, którą można po prostu połknąć, unikając konieczności przeprowadzenia zabiegu chirurgicznego.

Zespół naukowców MIT tak zaprojektował tabletkę, aby zapewnić jej maksymalny kontakt ze ścianą żołądka. Idealnie przyleganie utrudniają płyny żołądkowe, dlatego jej budowę uzupełniono w niewielkie rowki z hydrofilową powłoką odciągające płyn od elektrody. Projektanci zainspirowali się tutaj… skórą australijskiej jaszczurki diabła ciernistego, która zawiera drobne rowki pomagające odciągać wodę w kierunku pyska jaszczurki.

Inspiracją do zaprojektowania kapsułki była budowa skóry jaszczurki diabła ciernistego. Specjalne rowki odprowadzają wodę z jej ciała prosto to pyszczka, co pozwala jej żyć w ekstremalnie suchym środowisku.
Inspiracją do zaprojektowania kapsułki była budowa skóry jaszczurki diabła ciernistego. Specjalne rowki odprowadzają wodę z jej ciała prosto to pyszczka, co pozwala jej żyć w ekstremalnie suchym środowisku.

Czytaj także: Drukowane w 3D i elastyczne kopie serca pomogą planować operacje

Program smartDoktor obejmie monitoringiem 1200 dzieci
Program smartDoktor obejmie monitoringiem 1200 dzieci (zdjęcie: MZ)

Do 31 maja br. Ministerstwo Zdrowia przedłużyło nabór placówek POZ oraz AOS do pilotażowego programu w zakresie monitorowania dzieci i młodzieży z pierwotnymi i wtórnymi niedoborami odporności. Jak się zgłosić?

Pilotaż obejmie 1200 pacjentów którzy nie ukończyli 18 roku życia z pierwotnymi oraz wtórnymi niedoborami odporności, w tym w po przebytym zakażeniu wirusem SARS-CoV-2. Pilotaż programu SmartDoktor realizowanego w ramach programu Domowej Opieki Medycznej potrwa nie dłużej niż do 30.11.2023 r.

Polega ona na monitorowaniu stanu pacjenta w zakresie m.in. badania obrazowego ucha, osłuchiwania płuc i serca, badania obrazowego gardła, badania obrazowego skóry i całego ciała. Chodzi o dzieci, któe kontynuują leczenie w poradni gruźlicy i chorób płuc, otolaryngologii dziecięcej, alergologii dla dzieci oraz immunologii.

Uczestnicy pilotażu otrzymają środki m.in. na zakup innowacyjnych urządzeń wielofunkcyjnych, które pozwolą zdalnie wykryć pierwsze objawy przeziębienia, grypy oraz innych infekcji wirusowych i bakteryjnych dróg oddechowych, ucha środkowego, czy skóry. Za przygotowanie pojedynczego raportu pacjenta w programie placówka otrzyma 150 zł.

Warunkiem zgłoszenia się do programu jest:

Z udziału w programie wyłączeni są świadczeniodawcy:

Pytania o nabór placówek do programu należy kierować na adres: Smartdoktor@mz.gov.pl.

Czytaj więcej: Szczegóły pilotażu SmartDoktor

Zalecenia dla chorych może generować ChatGPT, ale musi je zweryfikować lekarz
Zalecenia dla chorych może generować ChatGPT, ale musi je zweryfikować lekarz

Naukowcy sprawdzili, czy ChatGPT potrafi generować w wiarygodny i zrozumiały sposób listy kliniczne. Wyniki badania opublikowane w marcu br. w prestiżowym czasopiśmie The Lancet Digital Health zaskoczyły samych lekarzy.

O co chodzi?

Odpowiednie przekazywanie informacji klinicznych pomiędzy lekarzami i innymi specjalistami oraz pacjentami ma ogromne znaczenie w koordynacji leczenia, wpływając na stosowanie się pacjenta do zaleceń i powodzenie terapii. Jednym z elementów jest podsumowanie najważniejszych danych i wskazówek w formie tzw. listu klinicznego (ang.: clinical letter) tworzonego, gdy leczenie pacjenta jest kontynuowane w warunkach domowych albo przez lekarza pierwszego kontaktu.

Jednak przygotowanie listy zaleceń w formie pisemnej jest czasochłonne. Lekarze albo nie mają na to czasu, albo wpisują informacje ręcznie do gotowych wzorców. Jednocześnie nowe modele językowe, jak ChatGPT, potrafią generować teksty na zadany temat o jakości zbliżonej do tekstów pisanych przez człowieka. Czy ChatGPT może pomóc lekarzom w tworzeniu zrozumiałych zaleceń pisemnych dla poszczególnych chorób, poprawiając wydajność, spójność i dokładność wytycznych, zwiększając satysfakcję pacjentów i generując oszczędności dla systemu opieki zdrowotnej?

Na czym polegało badanie?

W nowym badaniu Using ChatGPT to write patient clinic letters opublikowanym w czasopiśmie The Lancet Digital Health, naukowcy przeprowadzili ocenę listów klinicznych (angielskie określenie patient clinical letters) generowanych przez ChatGPT w przypadku raka skóry. W tym celu stworzyli oni skrócone instrukcje tworzenia zapytań do chatbota. Zawierały one wskazówki dotyczące poziomu trudności języka (zrozumiałość dla osób w wieku 11–12 lat) oraz zawartości informacji. Treści zaleceń dla pacjenta miały obejmować praktyczne wskazówki oparte na krajowych wytycznych klinicznych.

Po przesłaniu instrukcji, ChatGPT wygenerował odpowiedź w postaci listu klinicznego gotowego do przekazania pacjentowi. Następnie przeprowadzono ocenę czytelności rekomendacji, ich poprawności faktograficznej i naturalnego brzmienie sięgając do skali Likerta.

Rezultaty

Czytelność wygenerowanych listów była na poziomie osób w wieku 14–15 lat i została uznana przez US Department of Health and Human Services za średnio trudną. Ogólna mediana poprawności informacji klinicznych zawartych w liście wynosiła 7 (w skali od 1 do 9). Zarówno styl jak i poprawność wskazówek zostały także ocenione bardzo wysoko. Pilotaż pokazuje, że możliwe jest generowanie listów klinicznych o wysokiej jakości za pomocą ChatGPT.

Naukowcy zwrócili uwagę, że wszystkie teksty były napisane stylem zasadniczo podobnym do listów generowanych przez lekarzy-ludzi. Podkreślają jednak, że ze względu na bezpieczeństwo pacjenta, dokumenty tworzone przez AI powinny być zawsze dodatkowo weryfikowane przez lekarza.

Zaletą AI jest możliwość indywidualizacji generowanych dokumentów dla pacjenta. ChatGPT może dopasować styl do kontekstu kulturowego oraz tworzyć teksty w różnych językach dopasowane nawet do wieku. Wadą, że możliwość halucynacji i tworzenia błędnych informacji.

Czytaj także: ChatGPT zachwyca kreatywnością i przeraża, gdy kłamie prosto w oczy

Zbyt wolny, skomplikowany w obsłudze system IT frustruje pracowników i może prowadzić do wypalenia zawodowego
Zbyt wolny, skomplikowany w obsłudze system IT frustruje pracowników i może prowadzić do wypalenia zawodowego

System IT jest sercem placówki medycznej. Gdy nie działa jak trzeba lub kiedy nie nadąża za rozwojem organizacji, zaczyna frustrować zamiast pomagać. Mimo to, wiele podmiotów woli męczyć się ze starym programem. Niesłusznie, bo przejście na nowy może okazać się jedną z najlepszych inwestycji.

Wspomaga rozliczanie świadczeń, umawianie wizyt, gromadzenie i przechowywanie danych medycznych – nie ma placówki medycznej, która nie posiadałaby jakiegoś oprogramowania do tzw. części szarej i białej.

Z jednej strony – niezbędny, z drugiej – często nielubiany. Bo nie działa tak, jak powinien, ma błędy, jest trudny w obsłudze, nieprzyjazny użytkownikowi, brakuje mu niektórych funkcji, jakich życzyliby sobie lekarze, pielęgniarki, rejestratorki lub zarząd. Gdy prośby o modyfikacje, upgrade albo poprawki odbijają się jak groch o ścianę, system IT staje się kamieniem u nogi zamiast obiecanym pomocnikiem wpierającym realizację procesów administracyjno-klinicznych. Co wtedy zrobić?

Zacznij od szczerego i obiektywnego audytu wewnętrznego

Pierwszym sygnałem do wymiany systemu są częste błędy. Z naciskiem na „częste”, bo programy IT dla placówek ochrony zdrowia to żywe twory, które cały czas muszą być rozwijane, aby spełnić wymagania prawne i generować dokumenty zgodnie z nowymi standardami. A każdy upgrade to ryzyko, że gdzieś coś się posypie. Jednak duże firmy IT z reguły szybko reagują, przygotowując łatki pozwalające sprawnie się ich pozbyć. To na pewno nie jest powód do zmiany systemu, a raczej wspólne wyzwanie dla każdego dostawcy.

Jednak są takie sytuacje, które frustrują i przeciągają się w nieskończoność: dostawca IT mówi, że wszystko działa, pracownicy są innego zdania; nowe wymagania administracyjne są wprowadzane z dużym, nieuzasadnionym opóźnieniem; nie można uzyskać pomocy technicznej lub serwisowej. Albo po prostu placówka doszła do muru możliwości programu, który nie nadąża za nowościami technologicznymi i rozwojem organizacji.

W takim przypadku trzeba zdecydować, co dalej: łatać czy wymienić. Na pewno nie zostawić bez ruszania, bo to prosty przepis na niezadowolony zespół, niebezpieczne błędy i atmosferę rezygnacji, która rozleje się na całą kulturę organizacyjną podmiotu. Decyzja może być czasami całkiem prosta, przykładowo, gdy system stworzył nam informatyk i teraz okazuje się, że nie jest w stanie go dalej serwisować. Albo gdy placówka rozrosła się na tyle, że firma oferująca mały system gabinetowy nie ma w ofercie zintegrowanych systemów dla dużych podmiotów.

Jednak gdy powód nie jest tak jednoznaczny, liczy się ustalenie faktów. Oto przykładowa lista pytań, która pomoże na zimno ocenić stanu rzeczy:

Taki szczery przegląd należy przeprowadzić z przedstawicielem dostawcy IT. W razie potrzeby warto sięgnąć do bezpośredniej konfrontacji użytkowników z informatykami i pracownikami wydziału wdrożeń.

Czasami błąd będzie po stronie dostawcy IT, czasami po stronie placówki. Przykładowo, system może mieć przestarzały interfejs użytkownika (dostawca) lub w procesie wyboru systemu IT zapomniano uwzględnić zapotrzebowania na funkcje wynikające z planów rozwojowych (placówka).

Niezależnie od przyczyn, decyzja o zmianie IT musi być przemyślana i racjonalna. Tutaj kluczowe są zimne kalkulacje finansowe, a nie emocje. Jednak gdy tkwienie przy obecnym systemie oznacza dalsze narażanie się na koszty i utrudnienia, nie można zwlekać. Nie bez powodu często porównuje się wdrożenie IT do małżeństwa – kontynuacja nieszczęśliwego związku nie wychodzi nikomu na zdrowie.

Etapy zmiany systemu IT na nowy
Etapy zmiany systemu IT na nowy

Przeprowadź inwentaryzację, aby odtworzyć wszystkie procesy w nowym systemie

Decyzja zapadła, budżet został zarezerwowany i co teraz? Po pierwsze, należy opracować harmonogram projektu. W zależności od wielkości placówki, nowe wdrożenie może trwać miesiącami. Po drugie, sporządzić listę posiadanych zasobów IT i sprzętu oraz dokładnie udokumentować sposób działania starego systemu. Przyda się do odtworzenia procesów i poprawy tych kulejących. Po trzecie, zweryfikować listę zapotrzebowania na funkcje z naciskiem na elementy, których brakowało w starym systemie. I po czwarte, rozpocząć proces wyboru nowego systemu, włącznie z wizytami w podobnych do naszej placówkach, które są zadowolone z digitalizacji.

Podmioty, które mają ten proces za sobą, polecają powołanie specjalnego zespołu złożonego z informatyków, pracowników szpitala oraz konsultantów wdrożeniowych nowej firmy IT. Aby nie popełnić tych samych błędów, warto poświęcić więcej czasu na testy systemu na danych rzeczywistych. W centrum wszystkich procesów powinno być płynne przeniesienie bazy danych.

Rzeczywistość weryfikuje najlepsze plany. Przygotuj plan B

Tyle w teorii. W praktyce, wszystko może się zdarzyć. Cyfryzacja opiera się w mniejszej części na samym systemie, a w większej – na prawidłowym zarządzaniu projektem IT.

Dlatego od początku należy zwrócić uwagę na kilka nieinformatycznych elementów digitalizacji. Wśród najważniejszych są:

? Zaplanuj szkolenia tak, aby nie było żadnych słabych ogniw w obsłudze systemu. Na tym etapie trzeba mocno stąpać po ziemi. Harmonogram szkoleń powinien być dopasowany do realiów, aby nie kolidował z obowiązkami pracowników i aby nie musieli się oni doszkalać po godzinach pracy.

? Jeśli to konieczne, trzeba pomyśleć o zatrudnieniu dodatkowych osób do pomocy na okres przejściowy wdrożenia. Pomiędzy szkoleniami nie może być zbyt dużej przerwy, bo pracownicy zapomną, czego nauczyli się wcześniej. Choć harmonogram szkoleń trzeba planować z wyprzedzeniem tygodni, należy pamiętać o zachowaniu marginesu elastyczności tuż przed uruchomieniem systemu – dopiero wtedy wiadomo, które osoby mają nadal problem z obsługą systemu i trzeba zorganizować indywidualne kursy. Prowadź szkolenia tak długo, aż wszyscy użytkownicy systemu poczują się pewnie w jego obsłudze. Wymagaj od konsultanta dostawcy informacji o poziomie umiejętności zespołu.

? Przygotuj plan awaryjny i ogłoś potencjalne problemy na starcie. Można być niemal pewnym, że w pierwszych dniach po uruchomieniu nowego systemu nieraz usłyszymy „i po co było nam ruszać nasz stary system” albo „teraz jest jeszcze gorzej”.

? Kierownictwo powinno jak mantrę powtarzać, że na początku będzie trudniej, ale potem lepiej. Tak, by uniknąć dodatkowej frustracji, stresu i chaosu. Ale do zakłóceń można i trzeba się przygotować, bo powolna obsługa nowego programu nie jest żadną wymówką przed pacjentami. Taki plan B powinien obejmować m.in. procedury na wypadek przestojów czy opóźnień.

? Utwórz centrum dowodzenia zmianą. Nie zostawiaj pracowników samych sobie, gdy pojawia się problem. Stwórz zespół zarządzania wdrożeniem nowego programu, w skład którego wejdą konsultanci dostawcy IT (na miejscu i online), przedstawiciele zarządu, liderzy wdrożenia wyłonieni w placówce, informatycy. Każda z osób powinna być dostępna w czasie pracy placówki medycznej – najlepiej sporządzić listę z przyporządkowaniem zakresu odpowiedzialności do osoby oraz numerem kontaktowym. Zarezerwuj w budżecie poduszkę finansową na wypadek, gdy trzeba będzie przedłużyć szkolenia – to pozwoli uniknąć niepotrzebnych przepychanek z dostawcą IT.

? Monitoruj stan rozruchu nowego systemu. Określ z góry listę wskaźników, na podstawie których będziesz oceniał postępy wdrożenia. To może być ankieta wśród pracowników, ocena lidera wdrożenia, opóźnienia we wprowadzaniu danych, jakość danych itd. Stwórz arkusz Excel, waliduj postępy nawet co tydzień w pierwszych trzech miesiącach, a potem już tylko co np. miesiąc (w zależności od postępów). W anonimowej ankiecie pytaj wprost pracowników, w jakim procencie czują się pewni w obsłudze nowego systemu, a które funkcjonalności nadal sprawiają im problemy. Organizuj spotkania podsumowujące, podczas których omawiane będą postępy w tych obszarach, które były pierwotną przyczyną zmiany systemu. Niczego nie zamiataj pod dywan – jeśli zespół ma zaufanie do zarządu, szczery dialog będzie tylko wspierał zarządzanie zmianą.

To tylko kilka elementów zarządzania zmianą systemu IT w organizacji. Przejście na nowy system nie jest łatwe, bo zespół potrafi przyzwyczaić się nawet do źle działającego oprogramowania. Taka „apatia cyfrowa” może powoli psuć kulturę organizacyjną i osłabiać potencjał placówki w poprawie jakości usług i wzmacnianiu zadowolenia pracowników. A od tego zaczynają się kolejne problemy.

Czytaj także: Co czyni najlepsze na świecie szpitale najlepszymi?

1 60 61 62 63 64 113