Mitem jest, że konsultacje telemedyczne to gorsza forma wizyty lekarskiej.
Mitem jest, że konsultacje telemedyczne to gorsza forma wizyty lekarskiej.

Nowe badanie opublikowane w Annals of Internal Medicine potwierdza, że wizyty telemedyczne nie generują znacząco większej liczby ponownych wizyt pacjentów niż wizyty w gabinecie lekarskim.

Na czym polegało badanie?

Badanie przeprowadzone przez Kaiser Permanente (USA) jest kolejnym argumentem, że popularne od czasu pandemii COVID-19 wizyty zdalne można realizować bez obaw o bezpieczeństwo pacjentów. Badacze wzięli pod lupę 1,5 miliona dorosłych pacjentów ubezpieczonych w systemie zdrowia Kaiser Permanente oraz porównali leczenie i wizyty kontrolne w ramach telemedycyny w POZ (wizyty wideo i telefoniczne) z osobistymi wizytami w gabinecie. Spośród 2 357 598 przeanalizowanych wizyt, ponad połowa (50,8%) odbyła się na odległość.

Wyniki

Liczba leków przepisanych była niższa w przypadku wizyt wideo i telefonicznych (38,4% i 34,6%) w porównaniu do wizyt osobistych (46,8%). Wprawdzie wizyty kontrolne w ciągu siedmiu dni od wizyty pierwotnej (powracający pacjenci) były rzadsze w przypadku wizyt osobistych (1,3%) w porównaniu do wizyt wideo (6,2%) i telefonicznych (7,6%), ich skala dla telemedycyny nie jest wysoka. Na bardzo niskim poziomie w porównaniu z wizytami w gabinecie był wskaźnik hospitalizacji po udzieleniu porady. Jednak w tym przypadku powodem może być to, że pacjenci korzystający z usług wirtualnej opieki konsultują z pomocą tego kanału mniej pilne i łagodniejsze przypadki. Gdy problem jest poważniejszy, udają się osobiście do lekarza.

Wnioski

Telemedycyna jest wygodną opcją dla pacjentów podstawowej opieki zdrowotnej. Ostatnie dane pokazują, że prawie połowa pacjentów w POZ i ponad 50% w opiece psychologicznej i psychiatrycznej w USA korzysta z wizyt wirtualnych. Wyniki porównano także z podobnymi badania w poprzednich latach, nie zauważając znaczących zmian. Jak podkreślają naukowcy z Wydziału Badań Kaiser Permanente, telemedycyna odpowiada na potrzeby pacjentów i dobrze sprawdza się w rutynowej opiece.

Efektywność telemedycyny – i to we wszystkich specjalizacjach medycznych – potwierdza wiele innych badań. Usługi medyczne na odległość zwiększają dostęp do świadczeń medycznych, a ich jakość jest porównywalna z sytuacją, gdy lekarz przyjmuje chorego w gabinecie. Mitem jest, że to gorsza forma opieki, bo lekarz może przeoczyć niektóre szczegóły, które zauważyłby widząc pacjenta przez sobą.

Czytaj także: 14 technologii, które zmieniają medycynę

Każda osoba, która wykonywała badania w ALAB pomiędzy 2017 a 2023 roku, powinna sprawdzić, czy wyciekły jej dane osobowe.
Każda osoba, która wykonywała badania w ALAB pomiędzy 2017 a 2023 roku, powinna sprawdzić, czy wyciekły jej dane osobowe.

Ministerstwo Cyfryzacji udostępniło narzędzie pozwalające każdej osobie sprawdzić, czy jej dane osobowe zostały upublicznione w internecie – ma to związek z kradzieżą przez hakerów wyników badań laboratoryjnych 55 000 pacjentów z ALAB Laboratoria.

Przypomnijmy, że hakerzy opublikowali dane ok. 55 000 pacjentów, którzy wykonywali badania laboratoryjne w ALAB Laboratoria w okresie 2017-2023. Do sieci trafiły wrażliwe dane personalne, w tym wyniki badań, imię i nazwisko pacjenta, PESEL, adres zamieszkania, data urodzenia.

O tej sprawie piszemy tutaj. Do ataku miało dość 19 listopada 2023 roku. Hakerzy grożą udostępnieniem jeszcze większej ilości danych, jeśli nie otrzymają okupu do końca grudnia 2023 roku.

Na stronie https://bezpiecznedane.gov.pl, Ministerstwo Cyfryzacji przygotowano narzędzie, które pozwala zweryfikować każdej osobie, czy wyciek dotyczy także jej danych. Zaleca się systematyczną weryfikację, bo hakerzy zapowiedzieli stopniową publikację kolejnych partii danych.

Sprawdź, czy Twoje dane wyciekły z ALAB.
Sprawdź, czy Twoje dane wyciekły z ALAB.

Jeśli Twoje dane wyciekły, zalecane są cztery kroki:

To ważne, bo dane wykradzione przez hakerów mogą posłużyć m.in. do zaciągnięcia kredytu przez nieuprawnione osoby, wyłudzenia środków tytułem ubezpieczenia, uzyskania dostępu do świadczeń zdrowotnych przysługującym pacjentom, których dane wyciekły, czy zarejestrowania przedpłaconej karty telefonicznej (pre-paid) i wykorzystanie jej do celów przestępczych.

Firma potwierdza atak hakerów

W opublikowanym komunikacie ALAB Laboratoria informuje, że zgłosiła incydent naruszenia danych do Prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych oraz złożyła zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa do policyjnego Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości.

Administrator danych ALAB ocenił ryzyko jako „wysokie”. Jednocześnie spółka wdrożyła procedury audytu bezpieczeństwa danych osobowych i uruchomiła monitoring sieci pod kątem możliwego upublicznienia wykradzionych danych.

Czytaj także: Pobierz bezpłatny poradnik na temat bezpieczeństwa danych medycznych

Aplikacje mobilne, których skuteczność została potwierdzona badaniami klinicznymi, są refundowane przez publicznych płatników m.in. w Belgii oraz Niemczech.
Aplikacje mobilne, których skuteczność została potwierdzona badaniami klinicznymi, są refundowane przez publicznych płatników m.in. w Belgii oraz Niemczech.

Terapie cyfrowe to aplikacje mobilne o potwierdzonej badaniami klinicznymi skuteczności. Mogą pełnić zadania profilaktyczne albo pomagać zarządzać zdrowiem osobom chorym przewlekle. Mówi się o nich jako o nowej formie leków („terapie cyfrowe”), dlatego coraz więcej krajów wprowadza je do systemu zdrowia refundując ich stosowanie. A w Polsce? Czterech absolwentów studiów SGH-WUM MBA w Ochronie Zdrowia napisało pracę, która może posłużyć jako strategia wykorzystania pełnego potencjału mobilnych aplikacji zdrowotnych.

Po co aplikacje zdrowotne?

Digitalizacja jest szansą dla systemów ochrony zdrowia na całym świecie uginających się pod naporem rosnących kosztów, chorób przewlekłych, starzejącego się społeczeństwa, niedoborem personelu medycznego. Zwłaszcza po pandemii COVID-19 nikt nie ma już wątpliwości, że dotychczasowa polityka zdrowotna rozmija się nowymi wyzwaniami i wymaga pilnej zmiany.

Coraz więcej dowodów sugeruje, że nowe technologie odegrają kluczową rolę w procesie transformacji ochrony zdrowia. Wśród nich – mobilne aplikacje zdrowotne zapewniające pacjentom dostęp do informacji, motywujące do zmiany stylu życia, oferujące łatwy dostęp do usług zdrowotnych, zwiększające zaangażowania pacjenta w dbanie o własne zdrowie, pełniące rolę osobistego trenera.

Oprócz korzyści zdrowotnych, wprowadzenie aplikacji zdrowotnych do publicznego systemu zdrowia może stać się iskrą dla gospodarki, pobudzając rozwój rynku startupów medycznych w Polsce. Te, w obliczu braku perspektyw finansowania, obecnie emigrują ze swoimi rozwiązaniami za granicę. W efekcie może się okazać, że za kilka lat będziemy musieli korzystać z rozwiązań Made in USA albo China.

Aplikacje mobilne pomagają pacjentom np. zmienić styl życia w sposób zalecany dla danych jednostek chorobowych, jak cukrzyca, bezsenność, depresja, bóle kręgosłupa. Najczęściej to programy treningowe oparte na monitorowaniu wyników i dopasowaniu się do postępów pacjenta
Aplikacje mobilne pomagają pacjentom np. zmienić styl życia w sposób zalecany dla danych jednostek chorobowych, jak cukrzyca, bezsenność, depresja, bóle kręgosłupa. Najczęściej to programy treningowe oparte na monitorowaniu wyników i dopasowaniu się do postępów pacjenta

Adaptacja terapii cyfrowych wymaga ich refundacji

W Polsce dotychczasowe inicjatywy w zakresie zdrowia mobilnego skupiają się na rozwoju aplikacji mojeIKP, oferującej dostęp do danych pacjentów i niektórych usług zdrowotnych. Tymczasem w próżni regulacyjnej funkcjonuje tysiące innych aplikacji dedykowanych zapobieganiu i terapii chorób przewlekłych: cukrzycy, depresji, otyłości, chorobom układu krążenia, przewlekłym bólom kręgosłupa. Odpowiednio zaimplementowane w systemie zdrowia, mogłyby stać się nową formą leków.

Choć Ministerstwo Zdrowia zapowiadało od dawna certyfikację aplikacji zdrowotnych, pomysł zredukowano do wprowadzonego 31 marca 2023 r. przyznawania tytułu Aplikacja Certyfikowana Ministerstwa Zdrowia. Takie rozwiązanie wprawdzie podkreśla rosnącą rolę terapii cyfrowych, ale jest dalekie od ich pełnego włączenia do publicznego systemu zdrowia.

A wbrew pozorom wyzwanie legislacyjne nie jest duże. Aplikacje zdrowotne – zgodnie z przepisami europejskimi – można już kwalifikować jako wyroby medyczne z wykorzystaniem klas bezpieczeństwa. Co więcej, tego typu przepisy i systemy walidacji oraz refundacji aplikacji działają już z powodzeniem w kilku krajach europejskich – wystarczy się tylko na nich oprzeć. Przykładowo, w Belgii, Francji czy Niemczech w ich ocenie uwzględnia się m.in. bezpieczeństwo stosowania, ochronę danych, korzyści kliniczne, wpływ na system ochrony zdrowia, interoperacyjność, ocenę funkcjonalności rozwiązania dla pacjentów oraz klinicystów.

Kto powinien się tym zająć?

Po pierwsze, nowe już Ministerstwo Zdrowia musi stworzyć odpowiednie regulacje prawne włączające aplikacje do koszyka usług gwarantowanych. Po drugie, należy przygotować kryteria oceny i zaplanować całą ścieżkę oceny. To zadanie dla Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji (AOTMiT), która odpowiada za walidację interwencji zdrowotnych, posiadając wiedzę i kompetencje, aby przeanalizować np. dowody kliniczne w zakresie skuteczności rozwiązania e-zdrowia.

Po trzecie, należy opracować procedurę refundacyjną. Pacjent, który otrzymuje od lekarza aplikację, nie wykupuje jej w aptece jak leki, ale pobiera na telefon i aktywuje specjalnym kodem. Ten mógłby być np. przesyłany przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Oprócz tego, NFZ powinien być zaangażowany w proces negocjacji cenowych (wystarczy, aby odbywały się raz w roku).

Po czwarte, konieczne jest stworzenie komórki, przykładowo przy Centrum e-Zdrowia, odpowiedzialnej za wdrożenie projektu: szkolenia, akcje informacyjne, przygotowanie przewodników dla dostawców aplikacji mobilnych, spotkania ze startupami i instrukcje dla pracowników ochrony zdrowia. Dobrym partnerem w tym zadaniu mogłaby być Sieć Lekarzy Innowatorów NIL-IN przy Naczelnej Izbie Lekarskiej.

Po piąte, należy opracować dostępną finansowo dla startupów ścieżkę badań klinicznych. Ta obowiązująca dla leków – na którą mogą sobie pozwolić duże koncerny farmaceutyczne – jest niedopasowana do działalności młodych, innowacyjnych firm. Tu z kolei do gry może wejść Agencja Badań Medycznych (ABM) mająca odpowiednie kompetencje w obszarze badań klinicznych oraz ekspertyzę w zakresie rozwiązań cyfrowych. ABM mogłaby wspierać i dofinansowywać badania kliniczne w ramach np. partnerstwa publiczno–prywatnego.

Wprowadzenie terapii cyfrowych do systemu zdrowia będzie wymagało współpracy kilku kluczowych instytucji ochrony zdrowia.
Wprowadzenie terapii cyfrowych do systemu zdrowia będzie wymagało współpracy kilku kluczowych instytucji ochrony zdrowia.

Zadomowienie się aplikacji zajmie lata

Włączenie aplikacji do systemu zdrowia to zadanie na długie lata, na co wskazują doświadczenia innych krajów. Przykładowo, w ciągu dwóch lat, od września 2020 r. do września 2022 r., ubezpieczyciele zdrowotni w Niemczech wypisali 164 000 recept na wprowadzone tam w 2019 roku terapie cyfrowe (DiGA). Dla porównania, lekarze co roku wystawiają tam około 450 milionów recept na leki. A to oznacza, że recepty na DiGA stanowią 0,02 procent wszystkich recept.

Ministerstwo Zdrowia i NFZ nie muszą się więc obawiać o to, że nowe rozwiązanie będzie kosztowne dla systemu. Zanim środowisko lekarskie i pacjenci oswoją się z aplikacjami na receptę, minie kilka lat. Ale będzie to dobry czas, aby dopracować rozwiązanie, które jest przyszłością ochrony zdrowia. Same szkolenia i przekonywanie lekarzy do tego, że aplikacje to nowa, ale skuteczna forma leczenia, jest ogromnym wyzwaniem. Im wcześniej zaczniemy edukować, tym szybciej pojawią się pierwsze korzyści w postaci np. lepszego zarządzania chorobami przewlekłymi i dopasowania systemu do globalnych wyzwań społeczno-demograficznych.

Trzeba się też liczyć, że taka nowość może budzić opór, bo na pierwszy rzut oka może wydawać się ekstrawagancka. Aby przekonać społeczeństwo do terapii cyfrowych, potrzebna będzie dobra strategia medialna opracowana przez MZ i Centrum e-Zdrowia.

To da się zrobić, ale potrzebna jest odwaga i współpraca

Autorzy pracy, którzy przeanalizowali rynek i trendy oraz podobne rozwiązania w innych krajach, nie mają wątpliwości, że globalne doświadczenia z włączania aplikacji zdrowotnych do opieki nad pacjentem w systemie ochrony zdrowia są pozytywne. Kraje takie jak Niemcy, Francja i Belgia zdecydowały się na uruchomienie dedykowanej ścieżki refundacyjnej. Jednak skuteczne włączenie terapii cyfrowych do opieki nad pacjentem wymaga edukacji i finansowania, stworzenia odpowiedniej infrastruktury.

Z pracy absolwentów studiów SGH-WUM MBA w ochronie zdrowia „Propozycja włączania aplikacji zdrowotnych do opieki nad pacjentem, w celu ograniczania konsekwencji występowania chorób przewlekłych” wynika, że pilotażowy model włączania aplikacji zdrowotnych do opieki nad pacjentem, czyli „Aplikacja Certyfikowana MZ” wymaga dopracowania – brakuje kampanii informacyjnej, finansowania, jasnych kryteriów oceny, programów edukacyjnych. Sama certyfikacja nie wystarczy, aby aplikacje mobilne stały się nową, cyfrową formą terapii, uzupełniającą terapie lekowe.

Obroniona z wyróżnieniem praca Katarzyny Jagieły, Anny Lech, Katarzyny Szymańskiej i Rafała Wójcika wskazuje na kilka kroków milowych niezbędnych, aby aplikacje zdrowotne stały się nowym, trwałym elementem opieki nad pacjentami:

Praca opublikowana została on-line (link do pobrania poniżej).

Pobierz bezpłatnie pełną pracę opisującą włączenie aplikacji mobilnych do opieki nad pacjentem

Pierwsza informacja o wycieku pojawiła się 27 listopada tuż po północy.
Pierwsza informacja o wycieku danych pojawiła się 27 listopada tuż po północy.

Cyberprzestępcy zamieścili w internecie wyniki badań pacjentów i umowy jednej z największych sieci laboratoryjnych w Polsce – ALAB Laboratoria. Grożą publikacją kolejnych.

Jako pierwszy informację o ataku zamieścił portal Zaufana Trzecia Strona.

Hakerzy udostępnili w sieci 50 tys. wyników badań pacjentów, którzy w ALAB wykonywali badania od 2017 do 2023 roku. Pojawiły się one na blogu mało znanej grupy ransomware RA World.

Dane obejmują 110 000 plików (łącznie 5GB) z wynikami pacjentów oznaczonych datami wykonania badania. W każdym pliku jest wynik badania zapisany jako skan (wersja PDF) i w formie XML – czyli to łącznie 55 tys. badań. Oznacza to, że w wyciek dotyczy danych medycznych (wyniki badań laboratoryjnych) oraz personalnych (PESEL, imię i nazwisko, adres), w tym danych podmiotu zlecającego.

Z oświadczenia hakerów wynika, że firma nie chciała „współpracować” i zapłacić okupu. Zagrozili także, że 31 grudnia opublikują wszystkie wykradzione dane – których pojemność to łącznie 246GB – jeśli firma nie dokona wpłaty. Przeliczając pojemność pliku na liczbę wyników (plik z 55 000 wyników ma 5GB) wynika, że może chodzić nawet o 2,7 mln wyników.

Portal informuje także, że w chwili pisania tekstu, czyli 27 listopada o godz. 00:08, pliki udostępnione przez hakerów pobrało już 30 osób. Oprócz tego w internecie pojawił się plik z umowami zawieranymi przez firmę.

Czytaj także: 6 zasad ochrony przed ransomware, które trzeba znać.

Dane wskazują, że skończyła się mocna w latach 90-tych moda na multiwitaminy.
Dane wskazują, że skończyła się mocna w latach 90-tych moda na multiwitaminy.

Polacy kupują coraz mniej multiwitamin: w 2012 roku sprzedano ich w aptekach 8,1 mln opakowań, a w 2022 roku – 4,8 mln, prawie dwa razy mniej. I nic nie wskazuje na zatrzymanie malejącego trendu.

Więcej danych na infografice w listopadowym wydaniu OSOZ Polska. Kliknij, aby go pobrać za darmo

Infografika: sprzedaż multiwitamin w Polsce.
Infografika: sprzedaż multiwitamin w Polsce.

Co zawiera nasza analiza?

Multiwitaminy to preparaty zawierające w składzie kompleks witamin oraz składników mineralnych. Na rynku dostępne są w różnych formach, jako tabletki, żelki, lizaki, syropy itd. Wiele z nich dedykowanych jest konkretnej grupie osób, jak np. multiwitaminy dla kobiet w ciąży, dla dzieci, czy dla osób w podeszłym wieku.

Oferta multiwitamin jest szeroka – na rynku aptecznym w 2022 roku zarejestrowanych było 197 produktów z tej grupy. Ponieważ w większości są to suplementy diety, a nie leki, można je też kupić w sklepach i marketach, nie tylko w aptekach. Autorska analiza OSOZ opiera się na danych z aptek i obejmuje ostatnie 20 latach.

Rynek w pigułce

Polacy coraz rzadziej kupują multiwitaminy w aptekach. W okresie ostatnich 20 lat sprzedaż malała z roku na rok, z wyjątkiem lat 2006-2008. Dużo wolniej maleje jednak wartość sprzedaży, bo producenci rekompensują malejący popyt rosnącymi cenami. I tak gdy w okresie 2012-2022 liczba sprzedanych opakowań spadła o 40%, wpływy z sprzedaży zmalały o 33%.

Sprzedaż multiwitamin w polskich aptekach: ilość sprzedaży (słupki pomarańczone) i wartość sprzedaży (słupki niebieskie).
Sprzedaż multiwitamin w polskich aptekach w latach 2002-2023: ilość sprzedaży (słupki pomarańczone) i wartość sprzedaży w mln zł (słupki niebieskie).

Na malejący trend wpływa kilka czynników. Dużą część klientów przejęły markety i drogerie, które także sprzedają suplementy diety, a do takich zaliczają się witaminy. Nie bez znaczenia są mody dietetyczne – wszystko wskazuje na to, że magia kolorowych tabletek prysnęła, a Polacy zmienili na lepsze nawyki żywieniowe odkładając na bok suplementację multiwitamin. Choć nie witamin – nasze analizy pokazują, że nadal chętnie sięgamy po witaminę D, B12, C, żelazo itd. Suplementacja stała się więc bardziej celowana, wybieramy witaminy i mikroelementy dobrane do konkretnych potrzeb.

Ale w skali globalnej sprzedaż multiwitamin rośnie. Według Statista, przychody na rynku witamin i minerałów wyniosą w 2023 roku ok 28,59 mld USD, a największym rynkiem zbytu będą Chiny. W latach 2023–2028 rynek będzie rósł rocznie o 6,32%. Choć podczas pandemii COVID-19 popyt na witaminy wyraźnie wzrósł. Ale nie w polskich aptekach : w 2018 roku sprzedaż wyniosła 7,4 mln opakowań, a w pierwszym pandemicznym roku 2020 – 6,8 mln (z naszej innej analizy wynika jednak, że mocno wzrosła sprzedaż środków z witaminą D).

Zmieniają się też trendy – klienci wybierają częściej wysokiej jakości, organiczne produkty. Jeszcze do niedawna sprzedaż multiwitamin oznaczała pewny zysk, bo wejście na mało regulowany rynek było proste, a popyt wysoki. Nic dziwnego, że w 2015 roku w ofercie aptek było 505 różnych preparatów w tej kategorii. Jednak po gwałtownych spadkach sprzedaży obecnie to już tylko 197 pozycji asortymentowych.

Średnia miesięczna wartość sprzedaży w latach 2018–2023. Multiwitaminy to produkty sezonowe - najmniejszym popytem cieszą się latem, od maja do sierpnia).
Średnia miesięczna wartość sprzedaży w latach 2018–2023. Multiwitaminy to produkty sezonowe – najmniejszym popytem cieszą się latem, od maja do sierpnia.

Trendy przyszłości

Trend spadkowy sprzedaży multiwitamin będzie utrzymywał się także w najbliższych latach, zarówno na ilości i wartości sprzedaży. Według prognoz opartych na danych historycznych, w 2023 roku nastąpi dalszy spadek ilości sprzedaży o 13,69%, a w 2024 roku – o 9,40%. A to oznacza, że w 2024 roku sprzedaż spadnie poniżej kolejnej granicy 4 mln opakowań i wyniesie dokładnie 3,78 mln opakowań.

Średnia cena nadal będzie wzrastać. W 2023 roku bardzo duży o ok. 10 %. A to spowoduje, że średnia cena za opakowanie multiwitaminami trzeba zapłacić średnio 30,69 zł.

Podsumowanie

Multiwitaminy wydają się być idealnymi produktami aptecznymi. Producenci zapewniają, że dostarczają one organizmowi niezbędne do prawidłowego funkcjonowania witaminy i minerały, a także uzupełniają ich niedobór. W samych tylko aptekach ilość sprzedaży multiwitamin w 2002 roku wynosiła ponad 14,5 mln opakowań. Z roku na rok sprzedaż apteczna spadała, rosła za to średnia cena za pojedyncze opakowanie.

W minionym roku sprzedaż w aptekach wynosiła prawie 5 mln opakowań i była znacznie niższa niż dwie dekady wcześniej. Jednak nie można zapominać, że multiwitaminy dostępne są również w sklepach, marketach, czy dyskontach. Dlatego całkowita sprzedaż prawdopodobnie jest znacznie wyższa. Pozostaje pytanie: czy wysoka do 2009 roku sprzedaż multiwitamin w aptekach zmalała, ponieważ Polacy zaczęli je coraz częściej kupować w marketach, czy maleje ogólny popyt, także w marketach?

Z ogólnych analiz danych można domniemać, że rosnąca sieć dyskontów w Polsce na pewno po części przejęła zakupy apteczne. Ale z drugiej strony popyt na multiwitaminy maleje, co wiąże się z rosnącą świadomością w zakresie zdrowego odżywiania się, regulacjami rynkowymi i naukowymi doniesieniami sugerującymi, że nie przynoszą one żadnych korzyści osobom, które dbają o zrównoważoną dietę.

Czytaj także: Sprzedaż witaminy D w 2022 roku osiągnęła rekordowy poziom.

Centrum ma wspierać integrację zespołów badawczych pracujących m.in. nad rozwiązaniami AI dla medycyny.
Centrum ma wspierać integrację zespołów badawczych pracujących m.in. nad rozwiązaniami AI dla medycyny.

Na zlecenie Ministerstwa Edukacji i Nauki (MEiN) utworzono Centrum Innowacji dla Medycyny Cyfrowej (CIdMC). Nowa jednostka w strukturze Ośrodka Przetwarzania Informacji (OPI) ma m.in. rozwijać technologie cyfrowe dla ochrony zdrowia oraz integrować środowiska badawcze.

Punkt ciężkości: rozwój sztucznej inteligencji

– W ramach naszych prac badawczo-rozwojowych stawiamy na rozwój medycyny cyfrowej i zastosowanie metod sztucznej inteligencji w dążeniu do poprawy jakości i efektywności opieki zdrowotnej – mówi dr inż. Piotr Sobecki, kierownik Centrum Innowacji dla Medycyny Cyfrowej. Ośrodek będzie działał w bliskiej współpracy z partnerami, w tym z renomowanymi instytucjami akademickimi i medycznymi, wiodącymi ośrodkami badawczymi, firmami technologicznymi oraz organizacjami branżowymi i rządowymi. Jak podkreśla dr Sobecki, wizją centrum jest wsparcie transformacji cyfrowej ochrony zdrowia w Polsce.

Centrum powstało we współpracy z Agencją Badań Medycznych (ABM).

https://opi.org.pl/cimc/
Struktura Centrum Innowacji dla Medycyny Cyfrowej (źródło: https://opi.org.pl/cimc).

AI w diagnozie raka prostaty

Pierwszym realizowanym przedsięwzięciem jest budowa platformy cyfrowej opartej na narzędziach sztucznej inteligencji do diagnozy raka prostaty. Projekt „Radiologia wzmacniana AI wykrywanie, raportowanie i podejmowanie decyzji klinicznych w diagnostyce raka prostaty” (AI4AR) jest finansowany przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju (NCBiR) w kwocie 7 347 082,50 zł. W części medycznej projektu ekspertów Ośrodka Przetwarzania Informacji – Państwowego Instytutu Badawczego będą wspierać lekarze z Dolnośląskiego Centrum Onkologii.

Prace badawcze mają na celu stworzenie nowoczesnego narzędzia do analizy wyników badań, które usprwni komunikację między radiologami a klinicystami. Efektem będzie także stworzenie referencyjnej bazy danych obrazowych mpMRI prostaty, obejmującej szeroki zakres pełni przypisanych przypadków wraz z kompletną dokumentacją medyczną.

Centrum szuka zespołów badawczych

Aby rozpocząć współpracę z Centrum, zespół badawczy musi najpierw wysłać formularz zgłoszenia oraz przygotować 15-minutową prezentację przedstawiając profil badawczy zespołu i jego dokonania. W przypadku pozytywnej opinii, zawierane jest porozumienie współpracy. Swoje projekty mogą zgłaszać zespoły badawcze i eksperci pracujący dla:

Zakwalifikowane zespoły badawcze zyskają dostęp do aktualnej wiedzy, szkoleń i doradztwa. Łatwiej będą mogły tworzyć konsorcja, partnerstwa badawcze i ubiegać się o fundusze. 

Czytaj także: Dr Tomasz Zieliński odznaczony tytułem „Przyjaciela e-Zdrowia”

Ubie Medical Navi podsumowuje wstępne wywiady z pacjentami (zdjęcie: Ubie).
Ubie Medical Navi podsumowuje wstępne wywiady z pacjentami (zdjęcie: Ubie).

Po tym jak amerykańskie kliniki jako pierwsze zaczęły stosować generatywną sztuczną inteligencję do tworzenia elektronicznej dokumentacji medycznej, dołączają placówki z innych krajów. W Japonii, AI pomaga klinikom i szpitalom podsumowywać długie wywiady z pacjentami.

Jak to działa?

Narzędzie udostępnił startup Ubie oferujący elektroniczne kwestionariusze medyczne. Przed wizytą w klinice, chory – za pomocą elektronicznego formularza – udziela odpowiedzi na 20–30 pytań związanych z objawami i stylem życia. Następnie duży model językowy (LLM) analizuje wprowadzone dane, automatycznie podsumowuje najważniejsze informacje, na końcu przedstawiając zwięzły raport lekarzowi. Cały proces trwa kilka sekund.

Aby zagwarantować wiarygodność podsumowań, system wyposażono w warstwę bezpieczeństwa polegającą na wiernym odwoływaniu się do oryginalnego tekstu z wywiadu. Takie rozwiązanie ma zapobiec halucynacji, kiedy AI wymyśla sobie informacje pasujące do wzorca tekstu. Wynikające z błędów AI zafałszowania mogłyby zagrozić bezpieczeństwu pacjenta.

Z funkcji podsumowań korzysta obecnie 1500 pracowników służby zdrowia w ponad 47 prefekturach Japonii. Innowacja powstała we współpracy z lekarzami, a ambicją startupu Ubie jest opracowanie kolejnych bezpiecznych narzędzi generatywnej sztucznej inteligencji dla opieki zdrowotnej.

Dlaczego to ważne?

Przejrzenie wszystkich odpowiedzi z wywiadu i ich synteza zajmuje lekarzom bardzo dużo czasu. Do tego muszą oni przeczytać całość wywiadu, nawet jeśli niektóre z odpowiedzi nie są istotne z punktu widzenia końcowej diagnozy. Jest to proces na tyle prosty, że można go powierzyć AI. Krótki, napisany zrozumiałym językiem raport obejmuje najważniejsze informacje, a w razie wątpliwości lekarz może sięgnąć do oryginalnych treści. Według Ubie, funkcja poprawia komunikację z pacjentem oraz pozwala zredukować czas potrzebny na czynności administracyjne.

Trend Generatywna sztuczna inteligencja na dobre weszła do ochrony zdrowia. Wykorzystują ją największe firmy technologiczne z USA oferujące systemy elektronicznej dokumentacji medycznej. Systemy tego typu są też popularne w Azji, a oprócz tworzenia EDM stosuje się je do np. tłumaczenia żargonu medycznego pacjentom. Bardziej powściągliwe są europejskie systemy zdrowia. Powodem są restrykcyjne przepisy dotyczące danych osobowych.

Czytaj także: Dzięki wirtualnej rzeczywistości, lekarz rozpozna emocje pacjenta podczas telewizyty

Dr Kimo Quaintance, Ada Lovelace

Jakie cechy powinni mieć liderzy przyszłości? Muszą być dobrymi trenerami, słuchać zespołu, pomagać pracownikom w rozwoju kariery – twierdzi dr Kimo Quaintance, mentor z Ada – europejskiej organizacji oferującej społecznościowy program nauki i rozwoju.

Z ekspertem zarządzania rozmawiamy podczas Ada Lovelace Festival – najważniejszej w Europie konferencji poświęconej najpilniejszym tematom dotyczącym przyszłości.

O kompetencjach przyszłych liderów powiedziano już niemal wszystko. Powinni być gotowi do szybkiego dostosowywania się do nowych realiów. Muszą być empatyczni, myśleć strategicznie, podejmować decyzje oparte na danych, umieć zarządzać konfliktami itd. Co jeszcze dodałbyś do tej listy w 2023/2024 roku?

Dwie rzeczy. Po pierwsze, słuchanie innych. Kluczową umiejętnością przywódczą przyszłości jest umiejętność głębokiego słuchania. Choć może brzmieć to banalnie, wielu liderów nie jest wykwalifikowanymi słuchaczami. To często powoduje, że ich zespoły i organizacje są dysfunkcyjne. Chodzi o to, aby dzielić się doświadczeniem i dawać ludziom poczucie bycia widzianym i wysłuchanym, zastanowić się nad tym, co członkowie zespołu mają do powiedzenia. Moim zdaniem to fundamentalna cecha przywództwa adaptacyjnego.

Dobre umiejętności słuchania pozwalają liderom zyskać poparcie dla zmian, angażować zbiorową inteligencję ludzi, zwiększyć refleksyjne podejmowanie nadreaktywnych decyzji, przyspieszyć podejmowanie decyzji poprzez budowanie zaufania i stworzyć psychologiczne bezpieczeństwo, które jest najważniejszym czynnikiem różnicującym zespoły o wysokiej i niskiej wydajności.

Po drugie, umiejętność głębokiego słuchania samego siebie. Żyjemy w czasach ogromnej presji wywieranej na jednostki oraz niepewności. Sprawia to, że dbanie o siebie jako lidera jest niezwykle trudne, ale także najważniejsze, ponieważ jedynym sposobem, aby zadbać o innych ludzi i wydobyć z nich to, co najlepsze, jest najpierw zadbanie o siebie.

Głębokie wsłuchiwanie się w siebie oznacza umiejętność rozpoznania, kiedy trzeba odpocząć, poznanie własnych zasobów do regeneracji i dobrego samopoczucia. Trzeba wiedzieć, jak i kiedy wyłączyć się w świecie ciągłego przepływu informacji oraz pracować z własnymi emocjami. Są to filary koncepcji świadomego przywództwa.

Co dobrzy liderzy robią inaczej, aby zapewnić pracownikom równowagę między życiem zawodowym a prywatnym, a jednocześnie skutecznie osiągnąć cele finansowe?

Odpowiedź można znaleźć w twardych danych. Jedną z najbardziej wnikliwych analiz na ten temat jest Indeks Zdrowia Organizacyjnego McKinsey. Zgodnie z nim, w prawie 100 różnych organizacjach na czterech różnych kontynentach, z listy 20 różnych atrybutów przywództwa tylko cztery odpowiadały za 89% skuteczności liderów:

Dla mnie jest to mocny dowód na to, że aby być skutecznym liderem, musisz znaleźć sposób na połączenie tych dwóch elementów – czyli life-work balance i osiąganie celów finansowych. Równowaga pomiędzy sercem a koncentracją na wynikach jest dla większości menedżerów przyjemniejsza niż działanie w jednej lub drugiej skrajności.

Historia zarządzania jest pełna złych liderów, którzy odnieśli sukces, ale i dobrych liderów, którzy doprowadzili firmy do kłopotów. Jeśli nie ma uniwersalnej formuły na wybitne przywództwo, to skąd menedżerowie mają wiedzieć, jak zarządzać ludźmi?

Istotą bycia dobrym menedżerem jest ułatwianie pracownikom dobrego wykonywania ich pracy. Oczywiście, punktem wyjścia jest zatrudnienie odpowiednich ludzi.

Dane z Google Project Oxygen dają odpowiedź na Twoje pytanie. Mowa o badaniu tysięcy zespołów w Google, którego celem było zidentyfikowanie podstawowych cech skutecznych menedżerów w firmie, co doprowadziło do stworzenia zestawu zasad zarządzania dla poprawy wydajności zespołu w całej organizacji.

Jednym z kluczowych wniosków było to, że posiadanie umiejętności technicznych lub głębokiej wiedzy dziedzinowej jest stosunkowo nieistotne dla tworzenia pozytywnych wyników zespołu w porównaniu z takimi umiejętnościami jak bycie dobrym trenerem, unikanie mikrozarządzania, wykazywanie zainteresowania zdrowiem i sampoczuciem pracowników, słuchanie zespołu i pomaganie pracownikom w rozwoju zawodowym.

Co ciekawe, po przeprowadzeniu badania, Google wprowadził te umiejętności u siebie i zaobserwował znaczącą poprawę wyników zespołów. Więc nawet jeśli nie wszyscy pracujemy Google, nie można się pomylić inwestując w te umiejętności, ponieważ generują pozytywne wyniki.

– Jako lider, pozwól sobie na zadawanie pytań. Powszechne przekonanie, że trzeba wiedzieć wszystko od razu, nie jest konstruktywne. O wiele bardziej pomocne, godne zaufania i przekonujące jest powiedzenie od czasu do czasu, że czegoś nie rozumiesz, ale pracujesz nad tym – zamiast udawać, że masz właściwe rozwiązanie przez cały czas – twierdzi Prof. Dr Miriam Meckel, Dyrektor Instytutu Zarządzania Mediami i Komunikacją na Uniwersytecie St. Gallen w Szwajcarii (po prawej). Zdjęcie: Stephan Vloss, Ada Festival 2023.

Kiedy wymieniasz cechy takie jak „bycie dobrym trenerem” lub „słuchanie zespołu”, można zadać sobie pytanie, dlaczego tak wiele osób woli Elona Muska w roli szefa, czyli menedżerów którzy wybierają władzę zamiast empatii.

Narcystyczni geniusze, którzy władzą kompensują swój strach przed emocjonalną bliskością, mogą być całkiem atrakcyjni jako liderzy.

Większość ludzi ceni liderów, którzy emanują pewnością siebie, potrafią jasno przedstawiać odważne wizje przyszłości i osiągać wyniki. Niemal każdy z nas chce być częścią budowania czegoś wielkiego – czegoś większego niż my sami. Elon Musk uosabia wiele z tych cech, przynajmniej powierzchownie. Ale nie sądzę, by czyniło go to szefem, dla którego ludzie lubią pracować.

Tego rodzaju niezrównoważeni liderzy często osiągają wiele, ale mają też tendencję do pozostawiania za sobą gruzów, jak zresztą twierdzi wiele osób blisko współpracujących z Elonem Muskiem. Poza tym, niektórzy lubią fantazjować na temat charyzmatycznego przywódcy, który przyjdzie ich uratować, ponieważ nie są gotowi lub chętni do wzięcia odpowiedzialności za zmiany, które chcą zobaczyć na świecie.

Obserwujemy to we wszystkich autokratycznych ruchach, w którym coraz więcej ludzi czuje się zdezorientowanych i bezsilnych w obliczu zmian.

Niektórzy pracownicy mogą preferować autorytarny styl Elona Muska, podczas gdy inni oczekują integracyjnego i empatycznego podejścia Jacindy Ardern, byłej premier nowej Zelandii. Jak w takim razie liderzy powinni zarządzać ludźmi, gdy członkowie grupy są zróżnicowani?

Różne sytuacje wymagają różnych cech naszej osobowości, takich jak zaciekłość, empatia, intelekt lub mądrość – dlatego różnorodność w grupach jest tak samo cenna, jak różnorodność w nas samych, o ile nauczymy się dostrajać do tego, co jest potrzebne w każdej chwili.

Przez lata doświadczeń w rozwoju osobistym, doszedłem do przekonania, że bycie po prostu sobą jest nie tylko najłatwiejszym sposobem przewodzenia, ale także jedynym, który działa.

Nie oznacza to, że nie potrzebujemy wzorów do naśladowania. Odpychają nas cechy innych, które odrzucamy w sobie – nasze cienie – i podziwiamy cechy, które już posiadamy (nasze złoto). Uczenie się sztuki własnego stylu przywództwa to głównie gra polegająca na odkrywaniu, jak pracować ze swoimi cieniami i złotem, a patrzenie na pozytywne i negatywne wzorce do naśladowania pomaga w tym wszystkim nawigować.

Czy możesz wskazać kompetencje liderów z… przeszłości, które się przeterminowały?

Wiele z tego, co czyni dobrych liderów, nie zmieniło się zbytnio przez tysiące lat. Jednak środowisko, w którym działamy, stało się bardziej nieprzewidywalne. Mówi się, że żyjemy w tak zwanym świecie VUCA (red.: VUCA oznacza zmienność, niepewność, złożoność i niejednoznaczność. Termin ten opisuje sytuację ciągłej zmiany). To sprawia, że nastawienie na uczenie się i rozwój stało się bardziej wartościowe dla organizacji niż nastawienie na kontrolę i stałość, przynajmniej wtedy, gdy wymagana jest zwinność.

Nastawienie na rozwój jest również tym, co jest o wiele bardziej satysfakcjonujące dla większości ludzi, ponieważ prowadzi do rozwoju i zachowań poszukujących możliwości, a nie tylko tych poszukujących bezpieczeństwa.

Porozmawiajmy o ciągle zmieniającym się świecie, o którym wspomniałeś. Czy nie uważasz, że – z wyjątkiem niewielkiej grupy innowatorów, którzy stanowią statystycznie 3% społeczeństwa – ludzie są zmęczeni zmianami, ponieważ jest ich obecnie zbyt wiele?

Ludzie są zmęczeni ciągłymi zmianami, gdy nie ma możliwości odpoczynku. Dlatego jedną z kluczowych umiejętności adaptacyjnego przywództwa jest wiedza, kiedy „podkręcić temperaturę” i zmusić ludzi do osiągania wyników lub wprowadzania zmian, a kiedy „zmniejszyć temperaturę”, aby pozwolić ludziom odpocząć i zaadaptować się po okresie zmian.

Tak samo jest we wszystkich relacjach: jeśli nigdy się nie zmieniasz, związek popada w stagnację i umiera; jeśli nigdy nie odpoczywasz i nie regenerujesz się po zmianach, wypalasz się. Chodzi o zrozumienie cyklicznej i rytmicznej natury życia i pracę w zgodzie z nią, a nie wbrew niej.

Niemal każdego roku pojawiają się nowe trendy w przywództwie przyszłości. Czy da się za nimi wszystkimi nadążyć?

Nie śledzę corocznych trendów w przywództwie, ale lubię patrzeć na tendencje z perspektywy ostatnich dziesięcioleci. Jedną z najważniejszych wydaje się być pragnienie inteligencji emocjonalnej, intymności i szczerości – tego oczekujemy od siebie samych w pracy, a tym samym od swoich liderów.

Przychodzi mi do głowy pytanie, które usłyszałem kiedyś od pewnego biologa: Dlaczego ludziom wyrosły oczy? „Cóż, w pewnym momencie chcieliśmy zobaczyć nasz świat. Pomogło nam to przetrwać i rozwijać się.”

Megatrendy przywództwa są w pewnym sensie odpowiedzią na społeczne presje ewolucyjne, a podążanie za nimi jest czymś w rodzaju zapowiedzi tego, dokąd zmierza ludzkość. W społeczeństwie istnieje duży ruch w kierunku rozwoju osobistego, transformacji i większej osobistej autentyczności. Tego pragnienia nie można rozdzielić na życie zawodowe i osobiste. Rozwijanie się jako osoba jest tym samym, co rozwijanie się jako lider, a naszym obowiązkiem jako liderów jest odkrywanie tego w sobie i wspieranie tego w ludziach, którym przewodzimy.

Jesteśmy na Festiwalu Ady Lovelace, gdzie tematy związane z przywództwem są w centrum niemal wszystkich dyskusji. Czy mógłbyś podsumować wnioski dotyczące transformacji organizacyjnej?

Z mojego punktu widzenia można je zawrzeć w kilku punktach:

Czytaj także: Oto 4 siły hamujące wdrażanie innowacji. Jak je usunąć?

Jedną z podstaw onboardingu IT jest zasada 7-30-90.
Jedną z podstaw onboardingu IT jest zasada 7-30-90.

Od płynności obsługi systemu IT zależy efektywność pracy i jakość obsługi pacjenta. Tymczasem większość szpitali i przychodni nie ma strategii onboardingu IT. Jak ją przygotować, aby nowi lekarze i pielęgniarki mogli się skupić na pacjencie zamiast na komputerze?

Różne systemy i procedury

Jeśli nowy pracownik pracował już na systemie, z którego korzysta placówka – albo jest pracownikiem kontraktowym i obsługuje go w innej lokalizacji – sprawa jest o wiele prostsza. Wystarczy założyć kartotekę pracownika, nadać uprawnienia zgodnie z rolą i hasło dostępu oraz wyjaśnić standardy gromadzenia oraz bezpieczeństwa danych.

Ale jeśli aplikacja gabinetowa jest dla pracownika nowa, lub jest to pierwsza praca po studiach, lepiej mieć pod ręką plan onboardingu IT, czyli oswojenia się z oprogramowaniem. Po co? Aby zapewnić wysoką jakość gromadzonych danych, płynność procesów organizacyjnych i rozliczeniowych oraz wysoką jakość opieki nad pacjentami.

Prawidłowy onboarding ma znaczenie nie tylko dla nowego pracownika, ale i jego współpracowników: nikt nie lubi – i nie ma czasu – poprawiać błędów albo ciągle odpowiadać na te same pytania, a niepoprawnie rejestrowane dane mogą mieć poważne konsekwencje, prowadząc nawet do błędów medycznych.

Dobry onboarding powinien obejmować pakiet zagadnień IT: obsługę systemu EDM oraz bezpieczeństwo danych medycznych i procedury stosowane przez organizację. Należy pamiętać, że nawet pracownicy znający daną markę oprogramowania, muszą poznać wypracowane przez placówkę zasady przetwarzania danych: kto wprowadza jakie dane, czy stosowane są niestandardowe szablony wywiadów albo lokalne bazy danych, jak wygląda ścieżka obsługi pacjenta dla różnych grup pacjentów (np. w ramach opieki koordynowanej).

Pakiet wiedzy na start

Potrzebne będą dwa dokumenty: przewodnik dla nowych pracowników oraz procedura wewnętrzna onboardingu:

Oswajanie z systemem najlepiej podzielić na etapy, na początku skupiając się na standardowej ścieżce wprowadzania danych. Żaden pracownik – czy to lekarz, pielęgniarka albo rejestratorka – nie musi od razu znać każdej z tysiąca funkcji systemu. Na początek wystarczy klasyczna procedura obsługi statystycznego pacjenta. Dobrze sprawdzają się graficzne arkusze postępowania w zależności od sytuacji i plansze dostępne przy komputerze nowego pracownika (koniecznie w formie zrzutów ekranu, a nie tylko opisów).

Nie ma nic bardziej frustrującego dla nowego pracownika niż ślepa uliczka w systemie IT i długie zastanawianie się, jak wprowadzić informacje, gdzie dalej kliknąć albo czy zignorować lub zatwierdzić komunikat. Przygotuj zestaw narzędzi pomocy, aby uniknąć takich sytuacji.
Nie ma nic bardziej frustrującego dla nowego pracownika niż ślepa uliczka w systemie IT i długie zastanawianie się, jak wprowadzić informacje, gdzie dalej kliknąć albo czy zignorować/zatwierdzić komunikat. Przygotuj zestaw narzędzi pomocy, aby uniknąć takich sytuacji.

Elementy dobrego onboardingu

Zakres dokumentu zależy od tego, czy to mniejsza przychodnia czy duży szpital, ale zawsze powinien uwzględniać takie kluczowe elementy jak:

Plan wielopoziomowych szkoleń w tym podstawy obsługi oprogramowania (gotowe webinary), podstawowe funkcje (np. realizacja usługi medycznej, umówienie nowego terminu w kalendarzu), obsługa systemu przez osoby na podobnych stanowiskach (kursy organizowane przez użytkowników). Zaleca się stworzenie trzech scenariuszy szkoleń: podstawowy (dla osób mających trudności z IT i komputerami), średni (dla osób biegle posługujących się komputerem, ale nieznających systemu IT) i zaawansowany (dla osób już znających system IT, które trzeba wdrożyć w specyficzne dla placówki procedury rejestracji danych i obsługi pacjenta).

Na początek każdy pracownik musi przejść przez tzw. sesje orientacyjne pozwalające zadomowić się w otoczeniu informatycznym. Obejmują one wiedzę z infrastruktury IT, poziomu i wizji cyfryzacji, zasady ochrony i bezpieczeństwa danych. Wstępne szkolenia przeprowadzane są na danych demonstracyjnych, aby ograniczyć stres pracownika i ewentualne błędy.

Plan wsparcia przy biurku. Dużo ważniejsze – i często pomijane – są mikro-szkolenia w codziennej pracy. Chodzi o wyodrębnienie trenerów wśród pracowników, którzy dobrze znają system i pomogą w gorącej sytuacji, gdy pojawia się problem albo wątpliwość, a pacjent czeka przy stanowisku rejestracji albo w gabinecie. Oprócz coachów należy stworzyć tzw. help desk – dedykowane wsparcie IT dostępne 7 dni w tygodniu, aby pracownik mógł otrzymać pomoc w krytycznych sytuacjach lub zgłosić problem.

E-learning. Każdy uczy się we własnym tempie, w czym pomagają zasoby on-line, do których pracownik może sięgnąć w czasie pracy lub w domu (często nie doceniamy zaangażowania pracowników i chęci samodzielnego podnoszenia kwalifikacji).

Szkolenia scenariuszowe. W każdej placówce medycznej można wyodrębnić kilka najczęściej występujących ścieżek obsługi pacjenta i na ich podstawie przygotować plan szkoleń. Przykładowo: obsługa osoby w ramach Opieki Koordynowanej, proste przypadki, skierowania na badania, pacjent przewlekły itd.

Personalizacja miejsca pracy. O wygodzie pracy z infrastrukturą IT mogą decydować błahe szczegóły: podobna myszka jak ta używana prywatnie, personalizacja systemu IT (wstępna konfiguracja) itd. W dopasowaniu stanowiska pracy pomoże ankieta potrzeb informatycznych będąca częścią procedury onboardingu.

Ocena i certyfikacja. Nikt nie lubi być ocenianym, ale oceny są niezbędne, aby monitorować umiejętność obsługi systemu. Można to zrobić w formie obserwacji, ankiet, testów. Weryfikację wiedzy należy zorganizować tak, aby motywować, a nie przerażać pracowników, zastępując szkolne oceny poziomami biegłości IT, nagradzając za zaangażowanie w naukę obsługi oprogramowania, a nawet przygotowując certyfikaty, które przydadzą się w przypadku zmiany miejsca pracy.

Zasada 7-30-90

Dobrze przygotowany onboarding ma jeszcze jedną zaletę: pracownik szybko wdroży się w nowe obowiązki – celem zatrudnienia nowej osoby nie jest przeciągająca się nauka systemu, ale obsługa pacjenta i opieka nad nim. Pracownik powinien od pierwszego dnia wiedzieć, do kogo zwrócić się z pomocą i gdzie znaleźć wskazówki, gdy nie wie, gdzie kliknąć albo wprowadzić dane.

Często popełnianym błędem jest przeładowanie informacjami i intensywne szkolenia od pierwszego dnia pracy. Przedstaw nowej osobie plan w przejrzystej strukturze np. 7–30–90, opisując, czego osoba nauczy się podczas pierwszych 7, 30 i 90 dni pracy. Taka uporządkowana mapa drogowa działa uspokajająco na osoby mające problem z technologiami. Zadbaj o atmosferę szczerości – jeśli pracownik potrzebuje więcej czasu na naukę, stwórz takie możliwości. Pomysłem jest przyporządkowanie do pomocy wieloletniego pracownika, który na początku też miał problemy z systemem. Pracę domową musi też odrobić dział IT tak konfigurując system, przygotowując oraz pielęgnując słowniki i szablony, aby praca z oprogramowaniem była maksymalnie prosta.

Czytaj także: 5 mitów na temat digitalizacji w ochronie zdrowia

Aplikacja Fitatu króluje w rankingach najlepszych aplikacji dietetycznych.
Aplikacja Fitatu króluje w rankingach najlepszych aplikacji dietetycznych.

Obliczanie ilości spożywanych kalorii to najprostszy sposób, aby odzyskać kontrolę nad wagą ciała i w efekcie schudnąć, utrzymać obecną sylwetkę lub nabrać masy. Z aplikacją Fitatu to proste.

Ponad 15 milionów użytkowników na całym świecie i ocena 4.8 w sklepie Apple to mocna rekomendacja dla kalkulatora kalorii i coacha diety. Na wstępie pozytywne zaskoczenie: wersja bezpłatna oferuje sporo funkcji, w tym licznik kalorii, kalkulator wartości odżywczych, dziennik odżywiania, monitor utraty wagi, przypomnienia o piciu wody, przepisy.

Najważniejszą funkcją jest obliczenie liczby spożytych kalorii. Zadanie nie jest proste, bo trzeba wprowadzić składniki posiłku oraz ich ilości, aby otrzymać wiarygodny wynik. Pomóc ma w tym skaner kodów kreskowych i baza produktów (automatyczne uzupełnienie danych o liczbie kalorii) oraz szybkie określanie kaloryczności posiłków z pomocą AI (ile jest w tym AI, trudno powiedzieć). Jest też baza potraw z sieciówek np. McDonald’s, KFC, Subway, Pizza Hut i produktów własnych z marketów jak Biedronka, Lidl, Stokrotka, Żabka.

Oprócz liczenia kalorii, Fitatu pokazuje informacje o spożyciu wartości odżywczych (białka, tłuszcze, węglowodany), łącznie 39 witamin i składników m.in. omega 3, błonnik, sód, cholesterol, kofeina. Przydatna opcja, aby zadbać o zbalansowane odżywanie się.

Na początku apka obliczy nasze zapotrzebowanie na kalorie. Komponując dietę, można ustawić dzienny cel kaloryczny oraz skorzystać z gotowych diet: Balans, Keto, Vege, Mniej cukru, Bezglutenowe, Bezlaktozowe oraz Wysokobiałkowe.

Apka chwali się największą bazą produktów i potraw z Polski komponowanych przez dietetyków. Na podstawie liczby kalorii, użytkownik otrzymuje rekomendacje jadłospisu wraz z listą zakupów. Liczba przepisów jest długa, ale pełna baza dostępna jest tylko w wersji Premium.

Ciekawą opcją jest Lodówka – wystarczy wpisać posiadane składniki, a aplikacja podpowie, co można z nich ugotować. Do tego funkcja postu przerywanego, licznik nawodnienia, ćwiczenia i wiele innych. Osiągnięcia można monitorować na wykresach masy ciała, sprawdzić prognozę dotyczącą naszych celów, zweryfikować, czy nie brakuje nam określonych składników odżywczych.

Apka dostępna jest w języku polskim. Na początku może wydawać się skomplikowana, ale to kwestia kilku dni obsługi, aby się z nią oswoić.

Czytaj także: W końcu powstała dobra polska aplikacja dla alergików. Testujemy Apsik!

1 48 49 50 51 52 121