Wojciech Demediuk objął stanowisko Dyrektora Departamentu e-Zdrowia w kwietniu 2024 r.
Wojciech Demediuk objął stanowisko Dyrektora Departamentu e-Zdrowia w kwietniu 2024 r.

Wywiad z Wojciechem Demediukiem, Dyrektorem Departamentu e-Zdrowia w Ministerstwie Zdrowia. Pytamy o plany digitalizacji ochrony zdrowia na najbliższe miesiące, na co pójdą środki z KPO i jakie cyfrowe priorytety zdominują Polską Prezydencję w Radzie UE.

W kwietniu br. objął Pan stanowisko Dyrektora Departamentu Innowacji w Ministerstwie Zdrowia. Jaka jest Pana wizja innowacyjnej ochrony zdrowia w Polsce?

Departament e-Zdrowia, dawniej Departament Innowacji, ma za zadanie wdrażać w polskim systemie ochrony zdrowia nowoczesne, cyfrowe rozwiązania nie tylko służące bezpośrednio leczeniu, ale również usprawniające organizację pracy i czynności takie jak np. obieg dokumentacji medycznej. Celem wdrażania innowacyjnych rozwiązań jest stosowanie medycyny opartej na dowodach oraz zmniejszenie obciążenia lekarzy. Tworzenie wysokiej jakości dokumentacji medycznej oraz jej podążanie za pacjentem w trakcie całego procesu leczenia pozwoli uniknąć powielania badań i przyśpieszy terapię.

A jakie konkretne plany leżą już na Pana biurku na kolejne miesiące?

Na poziomie europejskim trwa finalizacja prac nad Rozporządzeniem o Europejskiej Przestrzeni Danych dotyczących Zdrowia (EHDS). Nakłada ono szereg obowiązków na państwa członkowskie związane z dostępnością dokumentacji medycznej nie tylko na poziomie krajowym, ale również ogólnoeuropejskim. Wymaga ono dostosowanie krajowej legislacji oraz rozwiązań technologicznych do wspólnych ram europejskich.

A w Polsce? Część środków z KPO ma iść na informatyzację sektora zdrowia. Na co mogą liczyć placówki medyczne?

Inwestycja D1.1.2 KPO koncentruje się na rozwoju usług cyfrowych w ochronie zdrowia i ma na celu z jednej strony poprawę funkcjonowania podmiotów leczniczych i zwiększenie efektywności udzielania świadczeń, z drugiej zaś zapewnienie pacjentowi lepszej opieki i dostępu do informacji na temat swojego stanu zdrowia.

Istotnym elementem inwestycji jest cyfryzacja obiegu dokumentacji medycznej. Centrum e-Zdrowia przygotuje nowe elektroniczne dokumenty medyczne (EDM) i rozbuduje Platformę P1 do ich obiegu. Zadbamy również o rozwój i integrację szpitalnych systemów informatycznych z platformą P1. Integracja będzie powiązana ze zwiększeniem zasobów w zakresie infrastruktury IT, poprawą kompetencji cyfrowych oraz zwiększeniem cyberbezpieczeństwa w kluczowych podmiotach leczniczych.

W ramach KPO podmioty lecznicze o znaczeniu ogólnokrajowym/regionalnym zostaną podłączone do centralnego elektronicznego repozytorium danych medycznych oraz wyposażone w narzędzia wspomagania podejmowania decyzji oparte na sztucznej inteligencji.

Wojciech Demediuk

„Oczywiście, że e-Rejestracja się uda. Ale będzie to proces intensywny i czasochłonny”.

— Wojciech Demediuk, Dyrektor Departamentu e-Zdrowia w Ministerstwie Zdrowia

Przejmując stery nad departamentem e-zdrowia, otrzymał Pan w spadku od poprzedniego kierownictwa projekty, które trudno zaliczyć do udanych. Zacznijmy od Aplikacji Certyfikowanej MZ. 15 miesięcy i tylko dwie aplikacje w Portfelu Aplikacji Zdrowotnych. Co dalej z PAZ?

Celem powstania Portfela Aplikacji Zdrowotnych (PAZ), w którym znajdą się Aplikacje Certyfikowane MZ  jest wskazanie bezpiecznych i rzetelnie opracowanych aplikacji dla pacjentów. Proces w ramach PAZ dotyczy aplikacji, które zostaną zgłoszone przez ich właścicieli do oceny. Aplikacje zgłoszone do oceny są weryfikowane pod względem formalnym, merytorycznym i pod kątem bezpieczeństwa informacji.

W systemie odnotowano założenie kilkudziesięciu formularzy zgłoszeniowych, jednak tylko nieliczne zostały ostatecznie przesłane do oceny. Wśród przesłanych wniosków miały miejsce sytuacje ich odrzucenia na różnych etapach oceny i dwa przypadki przyznania certyfikatu. Ograniczeniem dla tego pomysłu jest wymóg nieograniczonego i bezpłatnego dostępu do aplikacji.

Aktualnie planujemy uruchomienie projektu, w ramach którego państwowym uczelniom medycznym udzielane będą granty na stworzenie aplikacji zdrowotnych.

Polskie startupy medtech miały nadzieję, że PAZ będzie jak DiGA w Niemczech czy PECAN we Francji, czyli że aplikacje medyczne będą refundowane przez NFZ. Czy jest na to szansa?

Ministerstwo Zdrowia uznaje aplikacje zdrowotne jako skuteczne i przyszłościowe rozwiązanie w ochronie zdrowia. Mamy na uwadze rozwiązania stosowane przez inne kraje i analizujemy różne możliwości, w tym udostępnienie sprawdzonych i skutecznych aplikacji w ramach koszyka świadczeń. Do tego potrzebujemy jednak zbudowania portfela dobrych, odpowiadających na potrzeby pacjentów aplikacji i solidnej bazy użytkowników.

Drugi projekt – często krytykowany – to aplikacja e-Gabinet+. Czy to był dobry pomysł, aby MZ wstępowało w rolę dostawcy IT?

Ministerstwo Zdrowia nie zamierza konkurować z prywatnymi dostawcami IT, którzy w swoich aplikacjach, w przeciwieństwie do aplikacji gabinet.gov.pl, oferują swoim klientom o wiele szerszy zakres usług niż zakres podstawowy dostępny w tej aplikacji.

Realizując cel rozwoju usług cyfrowych w ochronie zdrowia MZ koncentruje się przede wszystkim na wyznaczaniu standardów komunikacji systemów gabinetowych, szpitalnych i aptecznych, rozwoju platformy gromadzenia danych dotyczących Zdarzeń Medycznych (ZM) i wymiany elektronicznej dokumentacji medycznej (EDM) oraz na  udostępnianiu pacjentom informacji o stanie ich zdrowia i procesie leczenia poprzez Internetowe Konto Pacjenta.

Aplikacja gabinet gov.pl powstała w celu wsparcia podmiotów o najniższych kompetencjach cyfrowych, aby zapewnić im możliwość realizacji podstawowych obowiązków w zakresie rejestrowania danych dotyczących realizowanych świadczeń medycznych, i taką pozostanie.

Minister Zdrowia Izabela Leszczyna stawia na Centralną e-Rejestrację, aby m.in. rozładować kolejki do lekarzy. Co MZ zamierza zrobić, aby CeR zakończyła się sukcesem?

Centralna e-Rejestracja (e-Rejestracja) pozwoli łatwo i szybko umówić się do lekarza przez Internetowe Konto Pacjenta (IKP) lub aplikację mobilną mojeIKP. Informacje o dostępności świadczeń w czasie rzeczywistym, samodzielne zarządzanie wizytami przez Pacjentów, możliwość umawiania przez placówki, a tym samym mniej nieodwołanych terminów i (w dłuższej perspektywie) skrócenie czasu oczekiwania – to główne cele jej wprowadzenia.

e-Rejestracja wdrażana jest dla Pacjentów, aby mogli łatwo umawiać się na wizyty, odwoływać je lub zmieniać terminy. Wierzę że w dłuższej perspektywie e-rejestracja wpłynie na skrócenie czasu oczekiwania na wizytę lekarza. Program pilotażowy zweryfikuje, jak e-rejestracja sprawdzi się w praktyce. Warunkiem sukcesu wdrożenia centralnej e-rejestracji jest wypracowanie w ramach pilotażu jak najlepszych rozwiązań w zakresie tej usługi centralnej, z których będą mogli korzystać Pacjenci oraz rozpowszechnienie wiedzy w szczególności wśród pracowników podmiotów leczniczych o zasadach działania centralnej e-rejestracji i zaangażowanie jak największej liczby tych podmiotów.

Jest Pan optymistą, że się uda?

Oczywiście, ale będzie to proces intensywny i czasochłonny.

W I połowie 2025 roku Polska przejmie prezydencję w Radzie UE. Zbiega się ona w czasie z wdrażaniem wspomnianej przez Pana Europejskiej Przestrzeni Danych Zdrowotnych. Jakie tematy e-zdrowia chciałby Pan uwzględnić w priorytetach polskiej Prezydencji?

Mając na uwadze wyzwania związane z wdrożeniem rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie europejskiej przestrzeni danych dotyczących zdrowia, którego ogłoszenie ma nastąpić jesienią 2024 r., PREZ PL rekomendować będzie wprowadzenie do agendy grupy roboczej ds. zdrowia publicznego (WPPH) działań w zakresie monitorowania postępów wdrażania Europejskiej Przestrzeni Danych dotyczących Zdrowia (EHDS). Obecnie poziom cyfryzacji danych dotyczących zdrowia w Unii Europejskiej jest różny w poszczególnych państwach członkowskich.

Do głównych celów wprowadzenia europejskiej przestrzeni danych dotyczących zdrowia i ustanowienia w jej zakresie jednolitych ram prawnych, należy zaliczyć z jednej strony umożliwienie osobom fizycznym dostępu i kontroli nad ich indywidualnymi elektronicznymi danymi o zdrowiu wykorzystywanymi na potrzeby związane z profilaktyką, prowadzonym procesem diagnostycznym i leczniczym, a z drugiej umożliwienie ponownego wykorzystywania niektórych danych do celów interesu publicznego, na potrzeby prowadzonych badań naukowych i innowacji.  

W celu wdrożenia europejskiej przestrzeni danych dotyczących zdrowia pozwalającej na transgraniczną wymianę danych, konieczne jest zbudowanie odpowiednich rozwiązań prawnych i technologicznych. Dla zapewnienia zgodności systemów elektronicznej dokumentacji medycznej ze specyfikacjami europejskiego formatu wymiany elektronicznej dokumentacji medycznej, przewidywanych w projektowanym obecnie rozporządzeniu Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie europejskiej przestrzeni danych dotyczących zdrowia, istotne jest  współdziałanie i stworzenie sieci wymiany informacji w zakresie wdrażania EHDS przez państwa członkowskie, co w pierwszej połowie 2025 r. realizować planuje PREZ PL.

Mając na względzie dynamiczny rozwój rynku wyrobów medycznych, szczególnie tych wymagających certyfikacji i przetwarzających wrażliwe dane medyczne, a także zmieniającą się sytuację zewnętrzną związaną m.in. z wojną w Ukrainie, PREZ PL rekomendować będzie zainicjowanie na forum UE debaty dotyczącej potrzeby ściślejszego uregulowania w przepisach unijnych zagadnienia dot. cyberbezpieczeństwa wyrobów medycznych.

Zainicjowanie dyskusji na forum UE ma na celu zebranie doświadczeń i opinii organów odpowiedzialnych za nadzór nad rynkiem wyrobów medycznych, a także szerzej interesariuszy rynku wyrobów medycznych w UE, a więc przedsiębiorców, jednostek notyfikowanych, wynikających z funkcjonowania obecnych regulacji w zakresie cyberbezpieczeństwa wyrobów medycznych. PREZ PL będzie zmierzać do wyciągnięcia wniosków i rekomendacji, co może stać się impulsem i wskazówką dla Komisji Europejskiej co do potrzebnych zmian w obecnej legislacji.

W transformacji cyfrowej, technologia wspomaga dobrze zaplanowane procesy
W transformacji cyfrowej, technologia wspomaga dobrze zaplanowane procesy

Digitalizacja z sukcesem to taka, która zwraca się w postaci lepszej opieki nad pacjentem, zadowolenia personelu, dobrej organizacji pracy oraz redukcji żmudnych prac administracyjnych i kosztów. Dobra wiadomość: jest ona w zasięgu każdej placówki medycznej. Od czego zacząć?

Radykalna innowacyjność

Placówki medyczne muszą radzić sobie z całą listą wyzwań, od rosnących kosztów do braków kadrowych. Menedżerowie zastanawiają się, jak w tym ciągłym kryzysie znaleźć czas i budżet na cyfryzację. Placówki, które dziś są liderami innowacji, mają jedną odpowiedź: właśnie ze względu na kryzys, cyfryzacja powinna być traktowana priorytetowo. W przeciwnym razie podmiot medyczny będzie powoli tonął w nawarstwiających się problemach.

W Polsce dużo mówimy o Elektronicznej Dokumentacji Medycznej (EDM) i telemedycynie, ale za oceanem wdraża się już systemy oparte na generatywnej sztucznej inteligencji pomagające przeszukiwać informacje w elektronicznej dokumentacji medycznej. Amerykańska Klinika Mayo stosuje 200 algorytmów AI wychodząc z założenia, że innowacje nie są przymusem, ale jedyną pomocą, aby poradzić sobie z nierozwiązanymi dotąd problemami w ochronie zdrowia: obciążeniami administracyjnymi, które kradną czas lekarzom, nieefektywnościami w procesach, brakiem koordynacji opieki.

W dojrzewaniu cyfrowym technologie są drugorzędne – na pierwszym miejscu jest doskonalenie procesów. I od tego należy zacząć. Wprowadzanie cząstkowych rozwiązań e-zdrowia do źle działających struktur jedynie zwiększa koszty i frustrację personelu. Dlatego czasami potrzebne są radykalne rozwiązania: wymiana systemu IT, stworzenie komórki ds. innowacji, przejście na chmurę danych, testowanie nowych rozwiązań wychodzących naprzeciw oczekiwaniom pacjentów i personelu. O ile jeszcze kilka lat temu mówiło się o cyfryzacji z myślą o pacjencie, dzisiaj trzeba cyfryzować z myślą o pacjentach i pracownikach.

Kultura eksperymentowania i uczenia się na błędach

Innowacyjna placówka medyczna to taka, która nie tylko wdraża innowacje, ale także nie boi się porażek, które się z tym wiążą. Błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi. A temu, kto w obecnej transformacji cyfrowej biernie czeka, będzie coraz trudniej nadganiać zaległości. Liderów cechuje odwaga do działania i akceptacja błędów. Mówi się nawet, że każdy sukces składa się w 99% z porażek, których nie widać.

Kulturę innowacyjności można stworzyć w każdej placówce. Do tego nie jest potrzebna wielka strategia. Wiele placówek zaczynało od powołania komórki albo osoby odpowiedzialnej za innowacje – dyrektora transformacji cyfrowej, koordynatora projektów e-zdrowia, działu innowacji medycznych itd. Ich rolą jest inicjowanie – w porozumieniu z zespołem – nowych projektów cyfrowych. To mogą być entuzjaści nowych technologii już pracujący w placówce, którzy wykorzystają swoją pasję do przyspieszenia zmian. Ich zadaniem jest zmiana podejścia z „nie da się, nie ma pieniędzy, RODO” na „robimy”. Najważniejsze, aby były to osoby blisko pracujące z całym zespołem, bo cyfryzacja jest wspólnym projektem, a nie jednostronnym pomysłem dyrekcji.

Jak cyfryzować placówkę ochrony zdrowia?

Realny budżet, zaufany dostawca IT

Ambicja cyfrowego dojrzewania wychodzi od zarządu, ale wdrażanie kolejnych innowacji to wspólne zadanie całego zespołu i dostawcy rozwiązań IT. I tutaj warto się postarać, aby była to dobra firma IT, która jest w stanie nie tylko zaoferować rozwiązania potrzebne dzisiaj, ale także posiadająca zasoby do aktualizacji i rozwoju systemu informatycznego. W fachowym języku mówi się o tzw. due dilligence, czyli analizie dostawcy IT i jego potencjału w przyszłości.

Jeśli okaże się, że obecnie używany system nie spełnia oczekiwań, lepiej go wymienić bez zbędnej zwłoki, zgodnie z zasadą „porażki ponoś tak szybko, jak to możliwe”. Koszt przejścia na nowy system oraz związany z tym nakład pracy i tak będzie niższy niż koszty związane z nieefektywnością starego systemu i negatywnymi skutkami frustracji personelu. Wiele placówek nie zdaje sobie sprawy, jak niskiej jakości informatyzacja powoli niszczy morale pracowników i kulturę organizacyjną, nie mówiąc o zakłóceniach organizacyjnych.

Tak samo ważny jest realny budżet na cyfryzację – z góry zaplanowany, uwzględniający możliwości i koszty związane z konserwacją systemów IT, ich aktualizacją i rozbudową. Dojrzewanie cyfrowe zaczyna się od dokładnego przeglądu już wdrożonych rozwiązań e-zdrowia i gromadzonych danych (audyt IT). Pytanie na tym etapie brzmi: Czy systemy IT tworzą jeden ekosystem cyfrowy? Jeśli nie, celem będzie zlikwidowanie barier w przepływie danych. Eksperci e-zdrowia są zgodni, że przyszłość danych jest w chmurze, także ze względu na bezpieczeństwo i wdrażanie rozwiązań sztucznej inteligencji – nawet jeśli na szerokie zastosowanie AI w polskiej ochronie zdrowia trzeba będzie jeszcze poczekać.

Digitalizując, nie trzeba wyważać otwartych drzwi. Lepiej dowiedzieć się, jak robią to liderzy, ucząc się na ich błędach. W Polsce nie brakuje placówek, które mogą podzielić się swoim doświadczeniem.

Cyfryzacja jako sport drużynowy

Digitalizacja wymaga umiejętności zarządzania zmianą, zwłaszcza jeśli placówka jest na wczesnym etapie informatyzacji. Według klasycznego podejścia Kottera, każda restrukturyzacja zaczyna się od uświadomienia pilności zmian, zainspirowania pracowników, zbudowania koalicji zwolenników, sformułowania wizji i mierzalnych celów. W tym procesie pojawią się problemy, które trzeba od razu identyfikować i usuwać, aby uniknąć zmęczenia transformacją. Małe sukcesy są okazją do świętowania, bo to pozwala podtrzymywać zaangażowanie. Od początku tego procesu każdy pracownik musi być włączony i informowany o postępach. Zresztą zmiany powinny być następstwem propozycji zespołu, który wie, co nie działa i gdzie są wąskie gardła w obsłudze pacjenta, leczeniu, procesach administracyjnych itd.

Tutaj nie ma miejsca na klasyczny podział z przeszłości, gdy za informatyzację odpowiadał dział IT. Dzisiaj mamy do czynienia z digitalizacją, która wymaga pomostu pomiędzy informatyką a medycyną. A to oznacza, że informatycy i personel medyczny muszą ze sobą rozmawiać, spotykać się i razem opracowywać nowe rozwiązania. Także po to, aby cyfryzacja rozwiązywała konkretne problemy i wspierała ścieżkę obsługi pacjenta, a nie była celem samym w sobie.

Liderów cyfryzacji łączy jeszcze jedna cecha: otwartość na zmiany. Tworzenie kultury organizacyjnej nastawionej na innowacje zaczyna się od uświadomienia pilności zmian i pokazania, że cyfryzacja nie jest rewolucją, czymś zupełnie nowym, ale kontynuacją misji troski o pacjenta, tylko że z wykorzystaniem nowych narzędzi. Rolą menedżerów jest szczere przedstawienie zalet i wyzwań związanych z cyfryzacją i przygotowanie zespołu na to, że każda zmiana sprawia, że zanim będzie lepiej, może być gorzej.

Nawigowanie po innowacjach

Wdrażanie innowacji cyfrowych jest sztuką elastycznego przekładania wizji na konkretne rozwiązania IT wdrażane do codziennej praktyki. Dobry system IT powinien być zintegrowany, czyli oferować obsługę wszystkich komórek organizacyjnych, aby zyskać pełną interoperacyjność danych. To system elastyczny, który rozwija się wraz ze zmieniającymi się potrzebami placówki i który można skonfigurować zgodnie z przepływami pracy.

Dojrzewanie cyfrowe to znacznie więcej niż system – to stałe podnoszenie umiejętności cyfrowych personelu, rozwój infrastruktury cyfrowej, dbałość o jakość danych i ich bezpieczeństwo. Podnoszenie poziomu cyberbezpieczeństwa jest nierozerwalnie związane z budowaniem dojrzałości cyfrowej, determinując zaufanie do rozwiązań IT. To proces, który nigdy się nie kończy – w najbliższych latach możemy się spodziewać jego przyspieszenia. Po EDM przyjdzie koordynacja opieki, wdrażanie algorytmów AI, integracja danych, systemy wspomagania decyzji klinicznych itd. Cyfryzację można postrzegać jako obowiązek nakładany z góry przez NFZ i Ministerstwo Zdrowia albo jako szansę na rozwój placówki medycznej. Najwięcej korzystają na niej ci, którzy reprezentują drugą grupę.

Czasopismo OSOZ Polska prezentuje 196-stronicowy poradnik na temat wdrażania rozwiązań e-zdrowia w placówkach ochrony zdrowia. We wnętrzu m.in.:

Poradnik OSOZ "Cyfrowa placówka zdrowia"
Poradnik OSOZ „Cyfrowa placówka zdrowia”

Spis treści:

STRATEGIA CYFRYZACJI

PRZYWÓDZTWO CYFROWE

KOMPETENCJE CYFROWE

DOBRE PRAKTYKI CYFRYZACJI

PROCESY I CYFROWE PRZEPŁYWY PRACY

SZTUCZNA INTELIGENCJA

ROZWIĄZANIA IT


W serii poradników OSOZ ukazały się także:

Poradniki OSOZ: bezpieczeństwo danych i opieka koordynowana w POZ
Poradniki OSOZ: bezpieczeństwo danych i opieka koordynowana w POZ
Aplikacje oparte na AI i terapii CBT mają pomagać zmieniać niekorzystne nawyki. Ale czasami mogą szkodzić
Aplikacje oparte na AI i terapii CBT mają pomagać zmieniać niekorzystne nawyki. Ale czasami mogą szkodzić

Chatboty wykorzystujące zasady terapii poznawczo-behawioralnej (Cognitive behavioural therapy, CBT) szybko zyskały na popularności, dając nadzieję na pomoc osobom z lekkimi zaburzeniami psychicznymi. Ale czy nie wyrządzają więcej szkody niż pożytku?

Epidemia zaburzeń psychicznych

WHO szacuje, że globalnie na 100 000 osób przypada jedynie 13 psychologów i psychiatrów. To zdecydowanie za mało w stosunku do potrzeb. Do tego nie ma perspektyw na poprawę tak złej sytuacji – brakuje lekarzy, a pandemia COVID-19 jedynie pogorszyła wskaźniki zdrowia psychicznego, zwłaszcza u młodych osób.

W Unii Europejskiej, już co szósta osoba – czyli 84 mln mieszkańców UE – boryka się z problemami psychicznymi jak depresja, zaburzenia lękowe oraz zaburzenia związane z używaniem alkoholu i narkotyków. Dostęp do prawidłowego leczenia ma tylko połowa z chorych. Wśród przeszkód dominuje stygmatyzacja i kolejki do specjalistów.

Czy rozmowa z czatem poprawia nastrój?

Dużą przepaść pomiędzy potrzebami pacjentów a możliwościami systemów ochrony zdrowia mogą częściowo zniwelować aplikacje i platformy cyfrowe. Do takich narzędzi sięga nawet Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), która opracowała bota Sarah – pierwszego cyfrowego pracownika służby zdrowia. Chatbot oferuje zautomatyzowane rozmowy oparte na terapii poznawczo-behawioralnej, pomagając pacjentom w identyfikowaniu i zmianie negatywnych wzorców myślowych. Dużą popularnością cieszy się też Woebot – bot, z którym można porozmawiać o swoich problemach i negatywnych emocjach. Dzięki rozwojowi generatywnej AI, tego typu chatboty będą mogły prowadzić rozmowę używając naturalnego języka. Z kolei ewolucja urządzeń ubieralnych jak smartwatche i systemów telemedycyny ułatwi monitorowanie pacjentów w domu i automatyzację opieki.

Korzyści z chatbotów AI potwierdzają badania naukowe. Rozwiązania tego typu mogą radykalnie zmniejszyć objawy depresji i niepokoju. W połączeniu z technologiami rozpoznawania twarzy, systemy AI są w stanie wykryć wczesne oznaki poważnych zaburzeń depresyjnych na podstawie subtelnych zmian mimiki uchwyconych przez kamerę smartfona albo wzorców pisania tekstów na klawiaturze.

Naukowcy z Northwestern University opracowali metodę identyfikacji myśli samobójczych. Ich model był w stanie oszacować prawdopodobieństwo samookaleczenia w 92 na 100 przypadków i to jedynie na podstawie odpowiedzi na pytania ankietowe i danych behawioralnych. Model czekają teraz badania kliniczne, aby można go było wprowadzić do rutynowej opieki i profilaktyki.

Sztuczna inteligencja nie zna kontekstu zaburzeń

Mimo tych osiągnięć, naukowcy studzą entuzjazm: chatbot nie jest substytutem terapii prowadzonej przez człowieka. Sztucznej inteligencji brakuje empatii i doświadczenia terapeutów, a systemy oparte na generatywnej AI są nieprzewidywalne.

Richard Lewis, psychoterapeuta z Bristolu nie pozostawił suchej nitki na Woebocie. Jego zdaniem, chatbot nie wychwytuje ważnych niuansów rozmowy i uparcie dąży do zastępowania negatywnych emocji pozytywnymi. Według Lewisa, takie podejście sprawdza się jedynie u części chorych.

Niektóre chatboty mają tendencję do znajdowania szybkich rozwiązań. Jeśli powiemy, że jesteśmy przytłoczeni pracą, mogą zasugerować np. znalezienie sobie hobby. To pokazuje, że AI nie jest w stanie rozpoznać kontekstu problemu człowieka, dopasować pytań i na tej podstawie odpowiednio prowadzić rozmowę.

Większość terapeutów zgadza się, że aplikacje AI mogą sprawdzić się jako narzędzie pierwszego kontaktu dla pacjenta, a nie stałej terapii. Istnieją już przypadki szkodliwego działania chatbotów. Przykładowo, amerykańskie Narodowe Stowarzyszenie Zaburzeń Odżywiania zawiesiło chatbota Tessa, który udzielał szkodliwych porad dietetycznych.

Człowiek jest zbyt skomplikowany, aby chatboty przejęły w całości terapię chorób psychicznych. Mimo to, będą pomocne we wczesnej diagnozie i opiece, dopóki nie znajdzie się wolny termin wizyty u najbliższego psychologa.

Marco Marsella z Komisji Europejskiej podkreśla, że w EU AI Act chodzi o tworzenia zaufania do sztucznej inteligencje (zdjęcie: EHFG)
Marco Marsella z Komisji Europejskiej podkreśla, że w EU AI Act chodzi o tworzenia zaufania do sztucznej inteligencje (zdjęcie: EHFG)

Unijna ustawa o sztucznej inteligencji (EU AI Act) wzbudza duże kontrowersje. Czy nie dobije już i tak tonącego w regulacjach europejskiego przemysłu technologii medycznych? I czy nie zablokuje nowych możliwości, jakie stwarza AI? Podczas Europejskiego Forum Zdrowia w Gastein (24-27 września, Austria) eksperci dyskutowali, jak wprowadzać w życie zapisy AI Act nie blokując innowacyjności ochrony zdrowia.

Regulować czy nie regulować AI?

Zwolennicy unijnej ustawy o sztucznej inteligencji argumentują, że rozporządzenie jest niezbędne, aby AI była bezpieczna i zgodna z podstawowymi wartościami europejskimi. Historyk Yuval Noah Harari, w swojej najnowszej książce „NEXUS”, także postuluje regulowanie AI, ostrzegając przez niekontrolowanym rozwojem tej nowej technologii.

– Nie budujemy szybkich samochodów bez projektowania dobrych hamulców. Dlaczego takiego podejścia nie mamy w stosunku do AI? – pyta Harari.

Akt w sprawie AI ma też spore grono krytyków, którzy twierdzą, że Europa „najpierw reguluje, zamiast wspierać innowacje”. Cytują oni najnowszy raport Komisji Europejskiej „Przyszłość europejskiej konkurencyjności” autorstwa Mario Draghiego, który ostrzega, że Europa „jest słaba w nowych technologiach, które będą napędzać przyszły wzrost gospodarczy”, a do tego „jest w ogromnym stopniu uzależniona od importu technologii cyfrowych”.

Zaufana AI to bezpieczna AI

Dla Marco Marsella, dyrektora ds. cyfrowych, EU4Health w Dyrekcji Generalnej Komisji Europejskiej ds. Zdrowia i Bezpieczeństwa Żywności (DG SANTE), ustawa o sztucznej inteligencji koncentruje się na zaufaniu i bezpieczeństwie.

– EU AI Act zmierza we właściwym kierunku, gwarantując, że rozwiązania wprowadzane na rynek są bezpieczne dla pacjentów – powiedział Marsella, podkreślając znaczenie regulacji, które zwiększają bezpieczeństwo bez tłumienia innowacji. Wspomniał przy tym, że ustawa przewiduje budowanie tzw. „piaskownic”, które umożliwiają państwom członkowskim i firmom testowanie rozwiązań technologicznych przed ich wdrożeniem na pełną skalę.

Jelena Malinina, dyrektor ds. danych w Eurordis, dodała, że „z punktu widzenia pacjenta ustawa tworzy ramy zapewniające bezpieczeństwo potrzebne w ochronie zdrowia”, ostrzegając jednocześnie, że zaufanie nie jest czymś, co raz zdobyte zostaje na zawsze. Dr Daniel Pinto dos Santos, radiolog ze Szpitala Uniwersyteckiego w Kolonii, twierdzi z kolei, że nie możemy nadmiernie polegać na sztucznej inteligencji w praktyce klinicznej.

– Ustawa o AI zakłada, że lekarze nie powinni ślepo ufać sztucznej inteligencji. Moim zdaniem nadzór człowieka nad stosowaniem AI jest niezbędny – podkreślił dr Pinto dos Santor. Zwrócił też uwagę na już istniejące niespójności między rozwiązaniami AI.

– W naszej klinice stosujemy systemy AI do wykrywania guzków na zdjęciach rentgenowskich klatki piersiowej. Pomimo, że są to certyfikowane wyroby medyczne, każdy system daje inne wyniki. Niespójności występują nawet między różnymi wersjami tego samego oprogramowania.

EU AI Act wszedł w życie, a nad szczegółowymi rekomendacjami jego stosowania pracuje powołane w czerwcu br. Europejskie Biuro ds. AI (zdjęcie: EHFG)
EU AI Act wszedł w życie, a nad szczegółowymi rekomendacjami jego stosowania pracuje powołane w czerwcu br. Europejskie Biuro ds. AI (zdjęcie: EHFG)

Równoważenie innowacji z przepisami

Sonja Wehsely, dyrektor na Europę Środkowo-Wschodnią i Azję Środkową w Siemens Healthineers i członek zarządu COCIR, ma duże wątpliwości, czy EU AI Act przyspieszy czy zablokuje innowacje.

– Mam nadzieję, że za półtora roku będziemy mogli powiedzieć, że nowe przepisy wzmocniły branżę. Na chwilę obecną trudno prognozować, jak się stanie naprawdę, bo wszystko zależy od tego, jak ustawa zostanie wdrożona w życie – powiedziała Wehsely zaznaczając, że przemysł technologii medycznych już teraz musi się mierzyć z rozporządzeniem w sprawie wyrobów medycznych (MDR) i rozporządzeniem w sprawie wyrobów medycznych do diagnostyki in vitro (IVDR). Te regulacje unijne zwiększyły koszty wprowadzania wyrobów medycznych na rynek europejski i spowolniły innowacyjność sektora. Biorąc pod uwagę rosnącą konkurencyjność ze strony USA i Chin, to nie jest dobra wiadomość dla Europy.

Sztuczna inteligencja w praktyce klinicznej

Podczas gdy ustawa o sztucznej inteligencji ma na celu wspieranie rozwoju innowacji, jej wdrożenie w życie będzie dużym wyzwaniem. Dr Santos twierdzi, że rozwiązania AI dostępne obecnie na rynku niekoniecznie są tymi, których najbardziej potrzebujemy.

– Wiele rozwiązań AI pomaga lekarzom, ale ich wpływ na pracę kliniczną nie jest rewolucyjny. Nawet jeśli są to rozwiązania przetestowane w warunkach klinicznych, pozostaje pytanie, czy naprawdę wspierają opiekę nad pacjentem, wnoszą nową wartość – mówił dr Santos podkreślając, że jeśli coś „można” zrobić z pomocą AI, nie oznacza to automatycznie, że warto albo „trzeba” to robić. AI nie jest sztuką dla sztuki.

Nie brakuje jednak dobrych systemów AI. Wehsely przywołała przykład oprogramowania, które dzięki nowemu modelowi AI pozwala o 60% skrócić czas badania MRI z opracowaniem wyników, poprawiając przepustowość badań i znacznie obniżając koszty energii.

Niska jakość danych może spowolnić wdrażanie sztucznej inteligencji

Przeszkodą w wykorzystaniu AI jest nadal niska jakość danych. Dane medyczne są rejestrowane w nieustrukturyzowany sposób, często zawierają błędy albo są niepełne. A to oznacza, że trenowane na nich modele też nie będą doskonałe, co z kolei znacznie obniży zaufanie lekarzy do AI. Przedstawiciel Komisji Europejskiej podkreślił, że właśnie dlatego powstała Europejska Przestrzeń Danych Medycznych EHDS – dzięki niej, powstaną repozytoria danych ochrony zdrowia do wtórnego wykorzystania, np. w badaniach nad nowymi lekami albo tworzenia polityki zdrowotnej opartej na faktach.

Sukces ustawy o sztucznej inteligencji będzie zależał od jej praktycznego wdrożenia, w szczególności w koordynacji z istniejącymi przepisami, takimi jak MDR. Wszyscy czekają na pierwsze rekomendacje opracowane przez Europejskie Biuro ds. AI, bo to one przetłumaczą EU AI Act na konkretne zasady.

– Niektórzy mogą nazywać Akt w sprawie AI kolejnym obciążeniem administracyjnym. Ja nazywam tę regulację gwarantem przejrzystości sztucznej inteligencji – powiedział Marco Marsella, podkreślając, że razem z takimi inicjatywami takimi jak Europejska Przestrzeń Danych Zdrowotnych, EU AI Act zagwarantuje, że sztuczna inteligencja poprawi opiekę nad pacjentami bez uszczerbku dla ich bezpieczeństwa.

Debata o technologiach cyfrowych przyjaznych dla lekarzy (źródło: European Health Forum Gastein)
Debata o technologiach cyfrowych przyjaznych dla lekarzy (źródło: European Health Forum Gastein)

Rozwiązania cyfrowe przynoszą ogromne korzyści, ale to pracownicy służby zdrowia muszą uczyć się ich obsługi i ich używać. Zamiast zmniejszać obciążenie pracą, niektóre technologie są dodatkowym obciążeniem. Jak to zmienić? O tym dyskutowali eksperci podczas Europejskiego Forum Zdrowia w Gastein (European Health Forum Gastein, 24-27 września, Austria).

Płynna praca lekarza? Technologia to tylko część problemu

Cyfrowa opieka zdrowotna ma dwa oblicza: Chociaż technologie cyfrowe niewątpliwie pomagają personalizować opiekę nad pacjentem i ułatwiają dostęp do krytycznych danych, każde kliknięcie w nowej aplikacji albo systemie IT odbywa się kosztem bezpośredniej komunikacji między lekarzem a pacjentem.

Rozwiązanie tego problemu nie polega wyłącznie na doskonaleniu obecnych technologii lub wprowadzeniu narzędzi takich jak sztuczna inteligencja, ale także na przemyśleniu ścieżek opieki nad pacjentem i przepływów pracy w placówkach ochrony zdrowia.

Podczas sesji „Poprawa świadczenia opieki poprzez innowacje cyfrowe. Bezpieczeństwo pacjentów i dobre samopoczucie personelu jako priorytet” zorganizowanej przez Europejską Fundację Bezpieczeństwa Pacjentów (EUPSF) i firmę Philips, eksperci dyskutowali o tym, jak cyfryzować z korzyścią zarówno dla pacjentów i pracowników służby zdrowia.

Wpływ innowacji cyfrowych na zdrowie lekarzy

To paradoks transformacji cyfrowej: narzędzia cyfrowe mające zmniejszać obciążenia administracyjne często powoduję jeszcze większe obciążenie pracą.

– Największym problemem jest dla nas praca niekliniczna, zadania administracyjne i biurokracja. Nawet jeśli młodzi lekarze są podekscytowani nowymi technologiami, rzeczywistość pracy wygląda inaczej. Zamiast zajmować się pacjentami, rejestrujemy dane – twierdzi Miglė Trumpickaitė, wiceprezes Europejskiego Stowarzyszenia Młodych Lekarzy.

Według ankiety przeprowadzonej podczas debaty, 26% respondentów stwierdziło, że cyfrowe aplikacje zdrowotne przyczyniają się do większego zmęczenie pracowników służby zdrowia. Zdecydowana większość jest przeciwnego zdania: narzędzia e-zdrowia ułatwiają pracę lekarzy, zmniejszając ich zmęczenie.

Na szczęście technologie cyfrowego szybko ewoluują. Według Marka Konrada, dyrektora ds. medycznych i klinicznych w zakresie monitorowania pacjentów szpitalnych w Philips, firmy IT robią wszystko, aby upraszczać interfejsy użytkownika oraz zmniejszać przeciążenia alarmami i komunikatami z systemów, zamiast tylko tworzyć coraz to nowsze i bardziej rozbudowane technologie:

– Opracowując nowe innowacje cyfrowe, staramy się robić coś przeciwnego niż podpowiada intuicja – redukujemy funkcje, aby systemy były łatwe w obsłudze – twierdzi Konrad. Ale to nie wystarczy. Nawet najlepsza technologia nałożona na nieefektywne procesy kliniczno-administracyjne nie poprawi sytuacji.

Wdrożenie systemów IT w ochronie zdrowia zależy od wielu czynników

Marc Lazarovici, dyrektor Human Simulation Center w Munich Medical School, zwrócił uwagę na przepaść między nauką a praktyką e-zdrowia.

– Wnioski z badań naukowych nad wdrażaniem i projektowaniem systemów IT, a tych mamy sporo, nie są uwzględniane w praktyce klinicznej – powiedział Lazarovici, podkreślając potrzebę lepszej współpracy między naukowcami i firmami IT.

Kolejne wyzwania to poprawia umiejętności cyfrowych i szkoleń pracowników służby zdrowia. Większość programów nauczania na studiach medycznych nie uwzględnia znajomości technologii cyfrowych. Studenci uczą się tego samego, co 10 lat temu, a z cyfryzacją są konfrontowani dopiero, gdy zaczyną pracę w szpitalu lub klinice.

– Nie uczymy się, jak korzystać ze sztucznej inteligencji i podobnych narzędzi. Bez edukacji adaptacja nowych technologii będzie ograniczona – mówi Trumpickaitė.

Mirka Cikkelova, sekretarz generalna Europejskiej Fundacji Bezpieczeństwa Pacjentów, twierdzi z kolei, że „musimy skupić się na ludziach – zarówno pacjentach, jak i pracownikach służby zdrowia – którzy korzystają z narzędzi cyfrowych, już na etapie koncepcji i projektowania rozwiązań IT.” Pierwszym krokiem powinno być tworzenie IT z „wbudowanym bezpieczeństwem pacjentów i wygodą pracy.”

Przyszłość technologii cyfrowych to projektowanie zorientowane na użytkownika

Dobre innowacje cyfrowe dla ochrony zdrowia to nie jedynie odpowiedzialność firm IT. To wyzwanie wymagające współpracy wszystkich zainteresowanych stron – polityków, liderów branży, świadczeniodawców i pacjentów. Upraszczanie systemów IT ma tylko ograniczony wpływ na to, jak pracują pielęgniarki i lekarze. Lazarovic podkreślił potencjał technologii takich jak rozszerzona rzeczywistość i sztuczna inteligencja w szkoleniach medycznych i telemedycynie. Innowacje AI i VR spowodują, że będziemy zupełnie inaczej korzystać ze świadczeń medycznych niż robimy to obecnie.  

Potrzebujemy holistycznego podejścia do innowacji cyfrowych, stawiając na pierwszym miejscu zdrowie pracowników służby zdrowia i pacjentów. Jak podsumowała Cikkelova, „jeśli zainwestujemy w długoterminową, zrównoważoną opiekę i bezpieczeństwo pacjentów, sięgając do technologii e-zdrowia, zredukujemy koszty opieki”.

Już za kilkadziesiąt lat, ludzie połączą się z AI - twierdzi Ray Kurzweil, ekspert Google od sztucznej inteligencji
Już za kilkadziesiąt lat, ludzie połączą się z AI – twierdzi Ray Kurzweil, ekspert Google od sztucznej inteligencji

W książce “Singularity Is Nearer” Ray Kurzweil – ekspert od AI w Google – przewiduje, że technologia sprawi, że będziemy nieśmiertelni. Nie w przyszłości, ale najpóźniej w 2060 roku dzięki miliardom nanorobotów patrolujących nasze ciała oraz integracji mózgu z AI. Wydawałoby się, że to tylko futurystyczna mrzonka, ale jednak nie do końca.

W wydanym w 2005 roku światowym bestsellerze „The Singularity Is Near” („Osobliwość Technologiczna Jest Blisko”, Singularity oznacza punkt w rozwoju ludzkości, kiedy rozwój technologii tak przyspieszy, że ludzie stracą nad nią kontrolę) Kurzweil przewidywał, że do 2030 roku postęp w biotechnologii i nanotechnologii doprowadzi do znacznego wydłużenia ludzkiego życia. Terapie genowa i komórkami macierzystymi pozwolą spowolnić proces starzenia się, pokonamy głównych zabójców jak nowotwory i tym samym będziemy na prostej drodze, aby wygrać ze śmiercią.

W swojej nowej książce, Kurzweil twierdzi konsekwentnie, że jesteśmy coraz bliżej nieśmiertelności m.in. dzięki postępom w nanorobotyce i sztucznej inteligencji.

Longevity i wiara w nieśmiertelność dzięki nauce

Dążenie do długowieczności (ang. Longevity) nie jest niczym nowym. Od stuleci ludzie marzyli o nieśmiertelności. Obecnie możemy cieszyć się tak długim życiem jak żadne wcześniejsze pokolenie. Medycyna i nowoczesne leki oferują pomoc w wielu chorobach dotąd uważanych za nieuleczalne, coraz więcej wiemy o wpływie stylu życia na zdrowie, chirurdzy wyposażeni w nowoczesny sprzęt dokonują cudów na sali operacyjnej. Nie musimy się bać infekcji bakteryjnej, bo mamy antybiotyki, a poprawiające się warunki życia i higieny znacznie wydłużyły średnią życia.

Są i tacy, którym to nie wystarcza i chcą żyć tak długo, jak to możliwe. Do tego za wszelką cenę. Przykładem jest guru trendu longevity, Bryan Johnson. Jego motto to „nie umrzeć”. Bryan ma 48 lat, ale jego wiek biologiczny to podobno 18 lat. Jego radykalny styl życia powoduje, że z każdym rokiem kalendarzowym starzeje tylko o ok. 9 miesięcy. Ta walka o długie życie kosztuje go ok. 2 mln dolarów rocznie. Bryan codziennie zażywa ponad 100 tabletek ze starannie dobranymi suplementami, zatrudnia 30 lekarzy, wykonuje regularny screening zdrowia, je tylko w ramach 5-godzinnego interwału (pomiędzy 7:20 a 11:00), codziennie kładzie się o 8.00 wieczorem spać, śpi dokładnie 8 godzin, medytuje, uprawia sport, jeździ samochodem nie prędzej niż 30 km/godz., aby nie ulec wypadkowi. Jego dieta oparta jest na składnikach roślinnych, czasami ekstrawaganckich jak olej z oliwek w cenie ok. 330 zł za butelkę.

Nie każdy jest gotowy i stać go na takie wyrzeczenia, dlatego tysiące startupów na całym świecie pracują nas terapiami komórkowymi mającymi na celu zahamowanie procesu starzenia się, albo rozwiązaniami inżynierii genetycznej. Longevity to dziś jedna z najszybciej rosnących branż o wartości ok. 30 mld USD. Powstają kliniki długowieczności oferujące niesprawdzone terapie komórkami macierzystymi, na rynku jest coraz więcej mających wydłużać życie wątpliwych suplementów, a Bryan Johnson ma miliony fanów, którzy wierzą, że mogą żyć wiecznie.

Aubrey de Grey – kolejny guru długowieczności – twierdzi, że pierwsza osoba, która będzie żyła 1000 lat, prawdopodobnie już się urodziła.

Człowieka da się naprawić jak samochód

Ale wróćmy do tego, jak technologia może wydłużyć życie. Kurzweil twierdzi, że lata 30-te tego wieku zapoczątkują trzecią fazę przedłużania życia, która będzie polegać na wykorzystaniu nanotechnologii do przezwyciężenia ograniczeń naszej biologii. W latach 40-tych i 50-tych zaczniemy stosować nanoroboty do naprawy wadliwych komórek, będziemy mogli zrobić kopię zapasową naszego umysłu, aby żyć poza ciałem.

Ile w tym prawdy? Ludzkie ciało zbudowane jest z około 36 bilionów komórek, a według Kurzweila jeden nanorobot jest potrzebny do „opieki” nad 1000 komórkami. Do konserwacji całego ciała statystyczny człowiek potrzebowałby 360 miliardów inteligentnych robotów wyposażonych w sensory, nanokomputery, systemy komunikacyjne i baterie. Zakładając, że średnica nanorobota wynosi około 0,5 do 3 mikronów, to wszystkie zmieściłyby się na jednej łyżeczce. Teoretycznie jest to możliwe.

Wstrzyknięte do krwiobiegu miliardy nanorobotów będą monitorować nasze ciała, naprawiać wadliwie działające komórki, zabijać wirusy. W ten sposób staniemy się nieśmiertelni, twierdzi Kurzweil
Wstrzyknięte do krwiobiegu miliardy nanorobotów będą monitorować nasze ciała, naprawiać wadliwie działające komórki, zabijać wirusy. W ten sposób staniemy się nieśmiertelni, twierdzi Kurzweil

Nanoroboty nie tylko naprawiałyby wadliwe komórki i tkanki, ale regulowały poziom hormonów, niszczyły komórki rakowe we wczesnej fazie i zabijały wirusy. Mogłyby nawet zastąpić narządy biologiczne. Do tego, nasz mózg stanie się zintegrowany z komputerem i AI. Tym samym nie będzie już organem biologicznym, ale hybrydą żywych komórek i procesorów.

Taka wizja może przerażać, ale gdyby opowiedzieć osobom urodzonym 200–300 lat o współczesnej medycynie, implantach, protezach, smartfonach i komputerach, tak samo kiwaliby głową z niedowierzania.

Długowieczność to nie tylko kwestia technologii, ale też wyzwanie społeczne. Jak będzie wyglądać życie bez końca? Czy ma sens? Czy na długowieczność będzie stać tylko bogatych? Z czego będziemy żyć tak długo? Albo po prostu, czy te 1000 lat nie będzie nudne? Kurzweil twierdzi, że nie. Jeśli nasze mózgi zostaną zintegrowane ze sztuczną inteligencją, życie stanie się fascynujące jak nigdy dotąd. Posiadanie biologicznego mózgu oznacza, że nasze życie i odczuwanie przyjemności jest ograniczone. Gdy połączymy się z AI, przeniesiemy się do świata wirtualnego (metaverse) o nieograniczonych możliwościach.

Czy wizje Kurzweila są realne?

Naukowcy dość sceptycznie podchodzą do tego typu pomysłów. Wprawdzie postępy w nanotechnologiach, genetyce i bioinżynierii są ogromne, ale nic nie wskazuje na to, aby w najbliższych dziesięcioleciach można było naprawiać komórki i tkanki człowieka.

Po pierwsze, nanorobotyka jest na wczesnym etapie rozwoju. W medycynie trwają dopiero pierwsze testy bardzo prymitywnych mini-robotów mających np. dostarczać leki bezpośrednio do nowotworu albo udrażniać żyły. Ryzyko ich wprowadzenia do medycyny oraz koszty są zbyt duże.

Po drugie, zanim nanoroboty zaczną naprawiać komórki człowieka, aby powstrzymać proces starzenia się, musimy dokładnie zbadać, dlaczego się starzejemy. Naukowcy dopiero powoli rozumieją mechanizm skracania telomerów czy zaburzenia komunikacji międzykomórkowej prowadzące do ich umierania. Do tego nanoroboty musiałby się replikować samodzielnie, aby uzyskać pożądaną liczbę. Co z tymi, które przestaną działać poprawnie? Jak będą usuwane z organizmu? Lista pytań jest dłuższa niż odpowiedzi.

W książce „The Singularity Is Nearer”, wydanej w czerwcu 2024 roku, Ray Kurzweil zaskakuje kontrowersyjnymi wizjami dotyczącymi medycyny przyszłości

Wizje pokonania śmierci dzięki technologiom to czysta spekulacja

Tak samo jak nanoroboty, również interfejsy mózg-komputer, które mają nas połączyć ze sztuczną inteligencją, są na bardzo wczesnym etapie rozwoju. Neuralink Elona Muska wprawdzie wszczepiła pierwsze tego typu urządzenie człowiekowi, ale na razie bez rewolucyjnych efektów, ale za to ze skutkami ubocznymi.

Zanim takie innowacje jak mini-roboty albo chipy osadzane na mózgu zostaną zaakceptowane przez organy regulacyjne, minie sporo czasu.

Ale naukowcy nie mówią, że te wizje są wyssane z palca. Prace nad takimi technologiami trwają i stworzenie nanorobotów o wielkości mikronów jest realne. Interfejsy mózg-komputer są rozwijane dopiero od kilku lat, a mimo to postępy są widoczne. Kto by przypuszczał, że w 2024 roku organy regulacyjne USA wydarzą pozwolenie na wszczepienie takiego chipu pierwszemu człowiekowi. A więc rozwój technologii to tylko kwestia czasu.

Trzeba przyznać, że Kurzweil zyskał popularność jako futurysta nie bez powodu. Niektóre z jego przewidywań z bestsellera z 2005 roku „The Singularity Is Near” sprawdziły się. Przykładowo, że do 2029 roku AI osiągnie inteligencję na poziomie człowieka. Jeszcze do niedawna mało kto w to wierzył, ale od czasu premiery ChatGPT jest to całkiem prawdopodobny scenariusz. Ziścić się też może zapowiedź, że do końca lat 20-tych tego stulecia, upowszechnią się autonomiczne samochody. Takie jeżdżą już po amerykańskich miastach i całkiem dobrze sobie radzą.

Trudno przewidzieć przyszłość, bo nie ma na nią wzoru. To co będzie za 20, 30 lat nie jest efektem powolnej ewolucji, ale raczej skoków technologicznych. Przykładami są rewolucje – przemysłowa, komputerowa, smartfonowa czy AI.

W 1988 roku Apple przygotowało firm prezentujący wizję opieki zdrowotnej za 20 lat, czyli w 2008 roku. Widzimy w nim m.in. systemy wspomagania decyzji klinicznych w szpitalach, asystentów AI lekarzy, smartwatche monitorujące zdrowie, dostęp do pełnej elektronicznej dokumentacji medycznej poprzez rozmowę z systemem IT. 36 lat później wszystkie te technologie są już dostępne, ale ich wdrożenie napotyka na liczne bariery: od kulturowych, przez finansowe, a kończąc na regulacjach. I to właśnie bariery społeczno-kulturowe mogą okazać się największą barierą dla technologii długowieczności.

Jeśli przyjrzymy się rozwojowi medycyny w ostatnich 100 latach, to jest to historia sukcesów w dziedzinie długowieczności. Oczekiwana długość życia w chwili urodzenia w Polsce w 2023 r. wynosiła 78,6 lat. To aż o 7,1 lat więcej niż 30 lat temu. AI przyspieszy badania nad nowymi lekami oraz napędzi rozwój innowacji medycznych. Dzięki nim będziemy mogli na pewno cieszyć się dłużej zdrowiem, co powinno być głównym celem ochrony zdrowia.

Iga Lipska, Prezeska Instytutu Polityki Zdrowotnej
Iga Lipska, Prezeska Instytutu Polityki Zdrowotnej

Konsorcjum EDiHTA (European Digital Health Technology Assessment) pracuje nad pierwszymi europejskimi ramami oceny zdrowotnych technologii cyfrowych. Mają być gotowe do 2028 roku. Czy powstaną spójne wytyczne dla wdrażania rozwiązań telemedycyny, mobilnych aplikacji zdrowotnych i systemów AI? O tym rozmawiamy z dr Igą Lipską, prezeską Instytutu Polityki Zdrowotnej, jednego z członków konsorcjum EDiHTA.

Po co HTA dla e-zdrowia i jaki jest harmonogram prac nad EDiHTA?

4-letni projekt EDiHTA, który wystartował w 1 stycznia 2024 roku, to inicjatywa naukowo-badawcza finansowana w ramach programu Horyzont Unii Europejskiej. Nasze konsorcjum bazuje na doświadczeniach związanych z oceną tradycyjnych technologii medycznych, takich jak leki, wyroby medyczne, operacje chirurgiczne, a także rozwiązania organizacyjne.

Naszym celem jest adaptacja doświadczeń z Health Technology Assessment (HTA) na potrzeby technologii cyfrowych. Pracując nad ramami oceny rozwiązań e-zdrowia, chcemy jednak uwzględnić aspekty, które standardowo nie są brane pod uwagę, takie jak przykładowo wpływ rozwiązania na środowisko naturalne czy organizację udzielania świadczeń zdrowotnych. W HTA analizowana jest zwykle perspektywa kliniczna i ekonomiczna, ale także np. kwestie etyczne. W technologiach cyfrowych będzie podobnie, ale znaczenie będą miały także inne obszary.

Na szczęście mamy już do dyspozycji wytyczne, które są dla nas drogowskazem. Przykładem jest wspólna europejska ocena efektywności klinicznej leków onkologicznych i tzw. terapii zaawansowanych, która wchodzi w życie 12 stycznia 2025 roku.

Zaczęliśmy od przeglądu już dostępnych metodologii oraz zdefiniowania technologii cyfrowych, bo to bardzo szeroki zbiór rozwiązań. Chcemy, aby EDiHTA możliwe szeroko obejmowała innowacje cyfrowe, takie jak telemedycyna, mobilne aplikacje zdrowotne i technologie z użyciem sztucznej inteligencji (AI). W przypadku tych ostatnich, wyzwanie jest spore, bo mamy do czynienia z rozwiązaniami, które są dynamiczne, rozwijają się w trakcie użytkowania. Wiele technologii przenika się ze sobą, jak przykładowo roboty medyczne, które oprócz rozwiązań z zakresu robotyki, zawierają elementy AI a nawet telemedycyny.

Zależy nam na tym, aby stworzyć rodzaj wytycznych dla szpitali i placówek ambulatoryjnej opieki zdrowotnej pomagający im orientować się w nowych technologiach i racjonalnie wdrażać te, które mają pozytywny wpływ na wyniki zdrowotne pacjentów. Często są one finansowane z pieniędzy publicznych, dlatego szczególnie ważne jest, aby były to dobrze wydane środki.

Warto wspomnieć, że EDiHTA to jeden z dwóch obecnie realizowanych projektów w ramach unijnego mechanizmu HORYZONT mających na celu wypracowanie pierwszych europejskich ram oceny cyfrowych technologii medycznych. Działamy jednak w porozumieniu z konsorcjum realizującym projekt ASSESS DHT, aby uzupełniać się w pracach.

Organizacje zaangażowane w projekt EDiHTA (źródło: EDiHTA)
Organizacje zaangażowane w projekt EDiHTA (źródło: EDiHTA)

Kto tworzy konsorcjum EDiHTA?

Konsorcjum składa się z 16 partnerów z 11 krajów (10 krajów unijnych oraz UK – umowa z UE). Ze strony Polski, uczestniczy w nim Instytut Polityki Zdrowotnej – organizacja pozarządowa. Takie zróżnicowanie partnerów gwarantuje, że będziemy mogli zebrać doświadczenia z wielu różnych systemów zdrowia, zarówno z Europy Zachodniej i Środkowo-Wschodniej, i w ten sposób stworzyć uniwersalne ramy do oceny technologii cyfrowych.

Mamy zaplanowane sześć pilotaży w różnych krajach realizowanych przez szpitale podzielone na trzy grupy. Każda z nich będzie odpowiedzialna za inny obszar technologii: telemedycyna, aplikacje mobilne i systemy AI. To ważne, bo chcemy, aby ramy HTA dla technologii cyfrowych były możliwe do implementacji w całej Unii Europejskiej. Nabór do części pilotaży zostanie ogłoszony w trybie konkursowym w 2025 roku. Na realizację projektu mamy 4 lata i określony budżet w wysokości 8 mln euro.

Skąd pomysł, aby wypracować model oceny technologii e-zdrowia podobny do HTA dla leków?

Pomysł na projekt EDiHTA zrodził się z wcześniejszych doświadczeń partnerów konsorcjum i ich kooperacji na różnych forach międzynarodowych. Jednak iskrą była współpraca m.in. w ramach Health Technology Assessment International (HTAi). To nie jest tak, że nagle pojawił się pomysł. Koncepcja projektu EDiHTA tworzyła się w zasadzie przez lata wraz z tym, jak rozwijały się technologie cyfrowe dla opieki zdrowotnej.

Różni interesariusze systemu – w tym pacjenci, podmioty medyczne, ośrodki naukowe, dostawcy rozwiązań cyfrowych – są od lat konfrontowani z tym samym pytaniem: jak racjonalnie wdrażać nowe technologie, aby przynosiły największą korzyść. W masie innowacji, odpowiedź na nie stawała się coraz bardziej paląca. Kiedy w 2022 roku pojawiła się generatywna sztuczna inteligencja nikt nie miał wątpliwości, że trzeba wypracować takie wytyczne na poziomie Unii Europejskiej, niezależnie od tego, jak duże to wyzwanie.

Zanim wzięliśmy udział w unijnym konkursie, spotykaliśmy się wielokrotnie online i dwa razy osobiście, aby stworzyć fundamenty konsorcjum i skrystalizować pomysły na EDiHTA. Konkurencja była duża, bo łącznie zgłoszono 9 projektów, a ostatecznie tylko 2 otrzymały dofinansowanie.

Technologie cyfrowe mają duży potencjał, aby poprawić jakość opieki zdrowotnej i zwiększyć jej dostępność. Przykładowo, aplikacje mobilne mogą pomóc w zarządzaniu chorobami przewlekłymi, monitorowaniu stanu zdrowia pacjentów w czasie rzeczywistym, a także w dostarczaniu spersonalizowanej opieki. Ponadto mogą prowadzić do optymalizacji procesów w placówkach medycznych, co z kolei może przełożyć się na oszczędność kosztów i zwiększenie efektywności. Warto sięgnąć po ich możliwości. Ale zanim to zrobimy, musimy wiedzieć, które z tych technologii cyfrowych są naprawdę wartościowe.

Jakie są szanse, że wypracowane wytyczne zostaną zaimplementowane w całej Unii Europejskiej?

Na pewno na chwilę obecną trudno powiedzieć, w jaki sposób wytyczne zostaną wdrożone do ochrony zdrowia w UE. Jest na to za wcześnie. Ale mamy nadzieję, że EDiHTA przyczyni się do wypracowania rozwiązań podobny do unijnego rozporządzenia dotyczącego HTA dla leków onkologicznych i terapii zaawansowanych. Weźmy pod uwagę, że przyjęcie wspólnych ocen efektywności klinicznej dla leków zajęło 20 lat. Ale to dobra baza, aby te doświadczenia teraz przenieść na rozwiązania cyfrowe.

Jestem poza tym optymistką. Kiedy pojawiła się inicjatywa regulacji AI, wiele osób wątpiło, że to się uda. Mimo to, dzisiaj mamy EU AI Act.

Logo projektu EDiHTA
Logo projektu EDiHTA

Jednym z największych wyzwań dla EDiHTA jest dynamiczny rozwój technologii cyfrowych. Trudno przewidzieć, jakie rozwiązania wejdą na rynek jutro.

Konsorcjum jest świadome ogromnego wyzwania, przed którym stoimy. Mamy spore doświadczenie w zakresie HTA, ale zdajemy sobie sprawę, że technologie cyfrowe wymagają elastycznego podejścia. Ocena musi uwzględniać czasami trudne do zmierzenia efekty jak wpływ na systemy opieki zdrowotnej i społeczeństwo. Ważne jest również, aby rozwiązania e-zdrowia były zgodne z obowiązującymi regulacjami prawnymi i standardami etycznymi.

Proszę zwrócić uwagę, że jest już wiele wytycznych i rozwiązań, które mogą posłużyć jako punkt wyjścia. Przykładowo, ocena mobilnych aplikacji zdrowotnych w ramach niemieckiego programu DiGA albo francuskiego PECAN.

Nasz cel jest prosty: aby technologie cyfrowe były wdrażane w sposób racjonalny i bezpieczny, minimalizując ryzyko związane z ich stosowaniem. Z tym wyzwaniem, prędzej czy później, trzeba się będzie zmierzyć, bo technologie cyfrowe są stosunkowo nowym rodzajem terapii. Nie są to już proste rozwiązania jak kilka lat temu, ale technologicznie zaawansowane aplikacje oparte na AI, w przypadku których trudno od razu ocenić ryzyko stosowania.

W przypadku leków wiemy, jakie są działania niepożądane; w przypadku rozwiązań e-zdrowia – często nie jesteśmy tego świadomi. Z drugiej strony, jest wiele rozwiązań cyfrowych, które mogłyby pomóc pacjentom, a nie są stosowane na szeroką skalę, bo brakuje wytycznych. Przykładem są chociażby aplikacje mobilne w zakresie zdrowia psychicznego. Przy bardzo ograniczonym dostępie do psychologów i psychiatrów np. w Polsce, takie rozwiązania mają ogromny potencjał dotarcia z pomocą do tych, którzy jej pilnie potrzebują. Ale rodzą też zagrożenia. Każdy lek ma jakieś działanie niepożądane. Systemy e-zdrowia też je mają. Ale liczy się stosunek korzyści do ryzyka, który trzeba przeanalizować.

Osobiście mam też nadzieję, że ramy oceny technologii e-zdrowia otworzą drogę do refundacji takich rozwiązań przez płatników, aby stały się one bardziej dostępne dla pacjentów. Skoro technologie cyfrowe wykazują korzyści kliniczne, podobnie jak technologie lekowe, trzeba po nie sięgnąć.

Po drodze na pewno natrafimy na wiele innych wyzwań. Przykładem są modele płatności. Tradycyjne leki kupujemy w fizycznej postaci w aptece. Cyfrowe terapeutyki mogą być dostępne np. w modelu subskrypcji, a do tego nie płacimy za aplikację – nie otrzymujemy jej na własność – ale jedynie za dostęp do niej w modelu SaaS (Software-as-a-Service). Do tego dochodzi ważny aspekt związany z cyklem życia innowacji. Wszystkie te elementy mamy na uwadze, aby wypracować model dopasowany do obecnej i przyszłej ewolucji e-zdrowia.

Pojedynczy szpital nigdy nie będzie miał zasobów, aby ocenić skuteczność kliniczną, kosztową, aspekty organizacyjne oraz etyczne nowego algorytmu AI. Ale bez jakichkolwiek wskaźników będziemy działać po omacku, wydatkując środki w nieracjonalny sposób. A to oznacza, że cały system zdrowia nie będzie funkcjonował tak, jak powinien, czyli opierając się na stosowaniu bezpiecznych i skutecznych technologii opartych na dowodach naukowych.

Jakie plany ma konsorcjum na najbliższe miesiące?

Obecnie trwają intensywne prace związane z przeglądem istniejących rozwiązań w zakresie oceny technologii cyfrowych. Współpracujemy z różnymi agencjami, aby zebrać jak najwięcej informacji. Jedną z nich jest hiszpańska AQuAS (Agency of Health Quality and Assessment of Catalonia) z siedzibą w Barcelonie, która jest jednym z partnerów konsorcjum EDiHTA.

Planujemy zakończyć przegląd literatury jesienią 2024 roku, a następnie rozpocząć projektowanie rozwiązań, które będą konsultowane z różnymi interesariuszami, w tym z agencjami HTA i deweloperami technologii cyfrowych. Naszym celem jest stworzenie narzędzia, które będzie elastyczne i dostosowane do dynamicznie zmieniającego się rynku technologii cyfrowych.

Miniaturowy elektroencefalogram umieszczony w uchu wykrywa sygnały w mózgu świadczące o zasypaniu
Miniaturowy elektroencefalogram umieszczony w uchu wykrywa sygnały w mózgu świadczące o zasypaniu

Zmęczeni kierowcy powodują ok. 30% wypadków, a zaśnięcie za kierownicą nawet na ułamek sekundy może być śmiertelnie niebezpieczne. Mają temu zapobiec nowe wkładki douszne monitorujące aktywność mózgu opracowane przez naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley.

Rozwiązanie na niebezpieczny „sen sekundowy”

Statystyki są alarmujące: Zaśnięcia za kierownicą prowadzą co roku do setek śmiertelnych wypadków samochodowych. Mimo znużenia wsiadamy za kierownicę, mając nadzieję, że damy radę utrzymać koncentrację. Wystarczy tzw. sekundowy sen, który powoduje chwilową utratę kontroli nad pojazdem. Przy dużych prędkościach, oznacza to kilkadziesiąt metrów bezwładnej jazdy pojazdu.

Nowy wynalazek amerykańskich badaczy ma chronić kierowców i operatorów maszyn przed niebezpieczeństwami związanymi z zasypianiem. Opracowane wkładki douszne wykrywają fale mózgowe w taki sam sposób, jak elektroencefalogram (EEG), czyli stosowane w medycynie badanie pomiaru aktywności elektrycznej w mózgu. O ile EEG wykrywa fale mózgowe za pomocą elektrod przymocowanych do głowy, wkładki wykorzystują wbudowane elektrody przylegające do kanału słuchowego. Pracując nad wynalazkiem, naukowcy poszli na kompromis. Aby urządzenie było wygodne do noszenia, trzeba było go zminiaturyzować, co z kolei ograniczyło czułość przechwytywania sygnałów elektrycznych wysyłanych przez mózg. Ale osiągnięta dokładność wystarczy, aby wykryć fale alfa, czyli wzorzec aktywności mózgu, który rośnie, gdy zamykamy oczy i zaczynamy zasypiać – sugerują wyniki badań opublikowane w magazynie Nature.

Czujnik EEG ma wielkości słuchawki dousznej i jest wygodny do noszenia
Czujnik EEG ma wielkości słuchawki dousznej i jest wygodny do noszenia

Precyzyjne wykrywanie sygnałów świadczących o zasypianiu

Aby zapewnić kontakt słuchawki z kanałem usznym, co jest konieczne do obierania sygnałów elektrycznych z mózgu, opracowano trzy rozmiary dopasowane do różnej budowy ucha. Sygnały z urządzenia są odczytywane za pośrednictwem bezprzewodowego interfejsu elektronicznego. Już w publikacji naukowej z 2020 roku naukowcy wykazali, że prototyp urządzenia może wykrywać szereg sygnałów fizjologicznych, w tym m.in. mrugnięcia oczu i fale mózgowe alfa. Nowe badanie przeprowadzono na udoskonalonej konstrukcji. 9 ochotników poproszono o noszenie słuchawek podczas wykonywania serii nudnych zadań w zaciemnionym pomieszczeniu. Co jakiś czas uczestnicy badania oceniali poziom senności i mierzono ich czas reakcji.

Rezultat: nawet, gdy jakość sygnału ze słuchawek spadała, nadal można było wykrywać senność z taką samą dokładnością jak robią to o wiele bardziej skomplikowane, nieporęczne systemy. Naukowcy pracują teraz nad udoskonaleniem projektu i rozszerzeniem zakresu mierzonych sygnałów o np. bicie serca, ruchy gałek ocznych i zaciskanie szczęki. Badacze mają nadzieję, że mały rozmiar i łatwość noszenia słuchawek EEG spowodują, że w przyszłości będą powszechnie stosowane przez kierowców, pomagając im w utrzymaniu koncentracji podczas jazdy. Aby tak się stało, wystarczy wyposażyć urządzenie w alarm uruchamiany w momencie wykrycia wczesnych objawów senności. Technologia ma wiele innych potencjalnych zastosowań jak m.in. monitoring snu i diagnozowanie jego zaburzeń.

Rosnąca inflacja odbiła się też na cenach leków. Części pacjentów nie stać, aby wykupić przepisane leki
Rosnąca inflacja odbiła się też na cenach leków. Części pacjentów nie stać, aby wykupić przepisane leki

Wysokie ceny leków powodują, że część pacjentów wybiera zamienniki albo wraca do lekarza po tańszy lek – wynika z nowego badania PEX.

Dr Jarosław Frąckowiak, Prezes Pex

Ceny leków rosną u producentów, w hurtowniach i w aptekach. I nie ma innego wyjścia, bo produkcja i sprzedaż muszą być opłacalne, a otoczenie ekonomiczne nie sprzyjało ostatnio stabilizacji cen. PEX – wykorzystując panel badawczy Ariadna – zapytał pacjentów o ich decyzje zakupowe związane z cenami produktów w aptekach.

2 na 5 Polaków deklaruje, że leki przepisane na receptę są za drogie

Badanie przeprowadzono pod koniec kwietnia 2024 roku na ogólnopolskiej, reprezentatywnej próbie dorosłych Polaków (1128 osób w próbie, błąd statystyczny wynosi ok. +/– 3%). Pytaliśmy o to, jak się zachowywał/a pacjent/ka przy zakupie leków na receptę (Rx) i produktów bez recepty (non-Rx) w przeciągu ostatnich 6 miesięcy.

W przypadku leków na receptę, aż 41% osób w próbie deklaruje, że nie kupiło tego, co było na recepcie. 25% wybrało zamiennik, 6% twierdzi, że wróciło do lekarza po receptę na tańszy lek a 10% zrezygnowało z zakupu. W przypadku produktów bez recepty – 14% twierdzi, że zrezygnowało z zakupu ze względu na cenę a 14%, że zamieniło produkt na tańszy odpowiednik.

Okazuje się, że 30 złotych za produkt jest barierą cenową dla 17% osób, 50 złotych już dla blisko 50%, a 100 zł dla 86%.

Zamienniki leków wybiera ok. 5% pacjentów

Wyniki wymagają ostrożnej interpretacji – odczytane literalnie mogą prowadzić do mylnych wniosków. Po pierwsze, należy pamiętać, że mowa jest o deklarowanych zachowaniach konsumenckich w okresie 6 miesięcy, a nie o faktycznych decyzjach. Nie twierdzę, że deklaracje nie sprawozdają faktów, ale są innym źródłem wiedzy, nie tak precyzyjnym jak zapis rzeczywistości na przykład z systemu aptecznego.

Po drugie respondenci mówią nam o sytuacjach, w której zdarzyło im się rezygnować z zakupu produktu, a nie o procencie takich sytuacji we wszystkich zakupach. To istotne, bowiem z informacji o tym, że 25% wybrało zamiennik nie wynika, że tyle wynosi poziom substytucji w aptekach. Realnie – na podstawie danych z reprezentatywnego panelu PEX/ABD wynosi niecałe 5% i – w trendzie – lekko spada. Najbardziej interesującym będzie porównanie wyników omawianego badania do kolejnych zebranych wedle tej samej metody.

Źródło: Ankieta na panelu Ariadna, osoby w wieku 18+, n = 1128, kwoty dobrane wg reprezentacji w populacji Polaków w wieku 18 lat i więcej dla płci, wieku i wielkości miejscowości zamieszkania
Źródło: Ankieta na panelu Ariadna, osoby w wieku 18+, n = 1128, kwoty dobrane wg reprezentacji w populacji Polaków w wieku 18 lat i więcej dla płci, wieku i wielkości miejscowości zamieszkania

Część pacjentów nie kupuje przepisanych leków

Mniejsze wyzwania interpretacyjne rodzi analiza wrażliwości cenowej. Jeżeli 49% pacjentów deklaruje możliwość rezygnacji z zakupu produktu ze względu na cenę, to jest to konkretna informacja, która może wpływać na biznesowe i merytoryczne decyzje związane z kształtowaniem i sprzedażą portfolio produktów sprzedawanych w aptekach.

Trzeba jednak pamiętać, że są olbrzymie różnice w „zestawach” konsumentów kupujących w różnych aptekach a także o tym, że wrażliwość cenowa pacjentów/konsumentów jest różna w zależności od rodzaju produktów. Za niezbędne w leczeniu czy przepisane lub rekomendowane dzieciom pacjenci/konsumenci zapłacą więcej niż za inne. Cena gra rolę. Warto sprawdzać jaką. Dane i metody są dostępne.

1 23 24 25 26 27 120