„Musimy odpowiednio wyważyć poziom cyfryzacji”

Dodano: 03.12.2025


Lek. med. Jerzy Radziszowski, Prezes Przychodni Lekarskiej Diamed Sp. z o.o. w Krakowie
Lek. med. Jerzy Radziszowski, Prezes Przychodni Lekarskiej Diamed Sp. z o.o. w Krakowie

Ponad 22 000 placówek medycznych w Polsce świadczy usługi na kontrakcie z NFZ. To im najtrudniej finansować cyfryzację, bo działają pod presją finansową i kadrową. Odwiedziliśmy jedną z nich – Przychodnię Lekarską Diamed Sp. z o.o. w Krakowie. Z Prezesem lek. med. Jerzy Radziszowskim rozmawiamy o aktualnych wyzwaniach digitalizacji, AI oraz centralnych projektach e-zdrowia.

Czy cyfryzacja to dla Pana koszt czy inwestycja? 

Każda inwestycja jest kosztem, ale nie każdy koszt jest inwestycją. Jeśli planujemy inwestycję, to niezależnie od wkładu finansowego, szacujemy korzyści z niej wynikające, nie zawsze muszą to być w pierwszej kolejności korzyści ekonomiczne. Z reguły zakup nowych systemów informatycznych zawsze wiąże się nie tylko z kosztami finansowymi, ale też wyzwaniami organizacyjnymi. Przede wszystkim migracja danych do nowego systemu, to z reguły największy problem. Szkolenie personelu z obsługi aplikacji, integracja z systemami zewnętrznymi itd.

Cyfryzacja to proces inwestycyjny, tak naprawdę niekończący się, bez którego nie da się obecnie prowadzić żadnej działalności, także w sektorze ochrony zdrowia. Proszę zauważyć, iż cała warstwa wymiany danych administracyjnych np. rozliczeniowych z NFZ, ale i innymi płatnikami, odbywa się od wielu lat wyłącznie w formie cyfrowej. Nie ma w tym zakresie alternatywy. E- recepty, skierowania do specjalistów, sanatorium, e-ZLA, karta DILO i inne to dokumenty generowane w formie elektronicznej.

Newsletter OSOZ

W tym złożonym procesie trzeba też uwzględnić oczekiwania i interesy pacjentów. Nie dla wszystkich informatyzacja oznacza ułatwienia. Jesteśmy społeczeństwem starzejącym się, nasi pacjenci to w dużej mierze osoby starsze, niekiedy posiadające ograniczenia uniemożliwiające korzystanie ze zdobyczy techniki. Ale nie tylko pacjenci, także kadra medyczna – starsze pokolenie medyków – ma z tym problem. Niewłaściwie zaprojektowane aplikacje, i nie tylko te w ochronie zdrowia, wręcz prowadzą do wykluczenia cyfrowego wielu osób, także zawodowo. Z drugiej strony są duże oczekiwania i presja młodszego pokolenia. Ta grupa społeczna chciałaby wszystkie sprawy załatwić on-line. Dlatego też, ważne jest odpowiednie wyważenie stopnia informatyzacji w poszczególnych segmentach systemu ochrony zdrowia. Te kwestie powinny zostać prawnie uregulowane.

Jakie wydatki na e-zdrowie planuje Pan w kolejnych 1-3 latach?

Na razie przyglądamy się, weryfikujemy i oceniamy, co oferuje rynek. Obecnie jesteśmy w okresie dużej niepewności w sektorze ochrony zdrowia finansowanej przez NFZ. Nie ma stabilnej polityki dotyczącej informatyzacji tego sektora. Trudno zatem podejmować decyzje. Inna sytuacja jest w sektorze komercyjnym. Moim zdaniem o wiele bardziej przejrzysta, mniej skomplikowana, pozbawiona konieczności gromadzenia i przetwarzania ogromnej ilości danych, najczęściej wielokrotnie tych samych, i co najważniejsze – przewidywalna. W tym sektorze prywatnym łatwiej jest zaplanować inwestycje, nie musimy się kierować zewnętrznymi uwarunkowaniami.

Skąd bierze Pan środki finansowe?

Wszelkie inwestycje IT finansujemy zawsze z własnych środków, zwłaszcza w oprogramowanie. Są to inwestycje niematerialne, raczej trudno przewidywalne, gdzie ryzyko inwestycyjne jest dość duże. Jeśli zaistnieje możliwość refundacji z programów pomocowych, to korzystamy z takich okazji.

Centrum e-Zdrowia wprowadza m.in. kolejne obligatoryjne dokumenty do EDM, w przyszłym roku wejdzie Centralna e-Rejestracja. Jak ocenia Pan te inicjatywy i strategię e-zdrowia realizowaną przez CeZ i MZ?

Centralna e-Rejestracja, jak każda centralna „inicjatywa”, jest mocno przewartościowania. Medialnie ma być panaceum na długie kolejki do lekarzy i zmniejszyć liczbę wizyt, na które pacjenci się nie zgłaszają. Moim zdaniem to niewiele zmieni, bo nie ma sankcji. Pacjent, który nie przyjdzie do lekarza na wyznaczony termin zapisany w CeR i tak ma prawo zarejestrować się ponownie, nie ponosząc żadnych konsekwencji.

Co do EDM, uczestniczyłem w projekcie pilotażowym – z sukcesem. I to na tyle. Gromadzenie olbrzymich ilości danych bez możliwości ich wymiany pomiędzy podmiotami leczniczymi nie wnosi żadnej nowej jakości. Nie ma centralnego repozytorium EDM, z zasobów którego moglibyśmy korzystać. Dlaczego nie mamy dostępu do badań diagnostycznych wykonywanych naszym pacjentom w innych placówkach np. RTG, MR, TK czy laboratoryjnych.

W moim przekonaniu informatyzacja w sektorze ochrony zdrowia postępuje zbyt wolno. Obarczono nas koniecznością gromadzenia, przetwarzania i udostępniania ogromnych ilości danych informatycznych, zamiast rozpocząć budowę systemu od zbierania najbardziej podstawowych danych i sukcesywnie zwiększać ich zakres w trakcie rozwoju systemu.

Istotnym czynnikiem hamującym rozwój e-zdrowia są bez wątpienia niedoskonałości udostępnianych przez NFZ i Centrum e-Zdrowia systemów informatycznych, co budzi uzasadniony sprzeciw.

Które elementy najbardziej wpływają na pomyślą digitalizację?

Czynników jest wiele, które składają się na całość. Przede wszystkim czynnik ludzki. W zakładach opieki zdrowotnej pracuje wiele grup zawodowych, ich oczekiwania są odmienne, czasami bardzo różne. Inne oczekiwania co do systemu będzie zgłaszał personel lekarski, inne pielęgniarki i położne, technicy, laboranci, a całkowicie inne priorytety wymienią sekretarki medyczne. Kolejnym elementem jest ergonomia systemu, intuicyjność i łatwość obsługi, automatyzacja procesów powtarzalnych. Integracja z systemami zewnętrznymi np. platformy P1, ZUS, DILO itd. Kolejny element to infrastruktura – serwery, komputery, drukarki, skanery. Czyli cała warstwa sprzętowa. Bez wątpienia o sukcesie digitalizacji w podmiotach leczniczych decyduje wiele czynników, które wymieniłem. W zależności od profilu działalności placówki medycznej jedne czynniki odgrywają większą inne mniejszą rolę.

Na co kładzie Pan szczególny nacisk we współpracy z dostawcą IT?

Z mojego punktu widzenia najważniejsze we współpracy z dostawcami systemów IT jest komunikacja i zdolność reagowania na zmieniające się warunki. I mam tu na myśli zarówno zmieniające nie wymagania płatnika, czyli NFZ oraz np. platformy P1, ZUS, jak i nasze oczekiwania wynikające z powyższych zmian oraz z wprowadzanych w placówkach systemów optymalizacji zarządzania, np. ruchu chorych, kanałów komunikacji elektronicznej.

Należy zaznaczyć, iż obecnie dostawcy IT dla podmiotów leczniczych skupiają się głównie na dostarczeniu oprogramowania, instalacji i najczęściej szkoleniu informatyków. Brakuje natomiast szkoleń praktycznych dla pracowników medycznych. Bardzo dziwi mnie fakt, iż np. studenci medycyny nie mają zajęć praktycznych z obsługi dostępnych na rynku systemów informatycznych. Przecież to będzie ich podstawowe narzędzie pracy. Brak tej wiedzy to powód stresu, niepotrzebnej frustracji dla nowych medyków i dodatkowe obciążenie dla przyszłych pracodawców.

Czy zatem firmy IT produkujące systemy informatyczne dla potrzeb ochrony zdrowia nie powinny wykazać się większą aktywnością w tym zakresie? Przecież takie kursy mogłyby organizować cyklicznie także Okręgowe Izby Lekarskie, przy wsparciu firm IT, np. w trakcie odbywania stażu podyplomowego. Kursy w OIL nie wymagają zmiany programu studiów – co w naszych warunkach może trwać latami – i można je zrealizować bez większych problemów. Certyfikat ukończenia kursu obsługi programu informatycznego byłby bez wątpienia dodatkowym atutem w aplikowaniu o posadę i ważną informacją dla pracodawcy.

Czy rozważa Pan już wprowadzanie rozwiązań opartych na sztucznej inteligencji, czy raczej jest to jeszcze odległa perspektywa?

Obecnie na świecie zapanowała moda na sztuczną inteligencję. Moim zdaniem na razie to fascynacja i bezkrytyczne podejście do niewątpliwie zaawansowanej technologii. AI to jednak technologia, i jak nazwa wskazuje, sztuczna. Jak każda maszyna, jest wytworem ludzkiej inteligencji. Nie mam nic przeciwko takim rozwiązaniom, jak najbardziej sztuczna inteligencja w znacznym stopniu zapewne usprawni wykonywanie wielu czynności powtarzalnych. Jednakże uważam, iż w tak newralgicznej kwestii jaką jest zdrowie i życie ludzkie, ostateczne decyzje zawsze powinien podejmować wykwalifikowany personel.

Bez wątpienia systemy oparte o AI, powinny być wprowadzane stopniowo na podstawie precyzyjnie określonych zapisów prawnych. Należy szczegółowo określić, w których obszarach ochrony zdrowia i w jakim stopniu można stosować systemy oparte na AI. Chociażby z powodu uregulowania roszczeń odszkodowawczych: Kto będzie i w jakim zakresie odpowiadał za ewentualne błędy medyczne popełnione przez AI. To tylko maszyna i jak każde urządzenie może zawieść. Jest jeszcze jeden, niezwykle istotny czynnik. W obecnym świecie zatracamy zdolność nawiązywania kontaktów i relacji międzyludzkich. Jak one są ważne w kwestii ochrony zdrowia i życia nie muszę chyba przekonywać. Jeśli się jednak mylę, to przed ciężko chorym onkologiczne pacjentem zamiast lekarza, z równie dobrym skutkiem terapeutycznym można by postawić humanoidalnego robota z AI. Czy na pewno?

Co będzie dla Pana największym wyzwaniem w 2026 toku?

Niewątpliwym wyzwaniem będzie zapewnienie finansowania świadczeń zdrowotnych udzielanych w ramach kontraktu z NFZ na co najmniej dotychczasowym poziomie. Oczekiwania pacjentów rozbudzane w ten czy inny sposób wywierają ogromna presję na zarządzających.

Sporo obaw dotyczy wprowadzenia Krajowego Systemu e-Faktur (KSeF). Nasze zaniepokojenie związane jest z generowaniem licznych faktur korygujących przez NFZ niekiedy za świadczenia udzielone wiele miesięcy wcześniej. Są one wynikiem najdelikatniej ujmując „niedoskonałości” w weryfikacji świadczeń udzielonych, sprawozdanych, potwierdzonych i rozliczonych przez NFZ. Nie mamy odpowiedzi jak ten problem będzie rozwiązany. Podobno w grudniu ma ruszyć środowisko testowe dla świadczeniodawców posiadających umowy z NFZ.

Kolejnym wyzwaniem jest preskrypcja leków, a właściwie automatyzacja ustalania stopnia odpłatności za przepisane przez lekarza leki. Prace trwają od lat i widocznych efektów jak nie było, tak nie ma. Przecież to klasyczny przykład automatyzacji. Zdumiewające jest to, że przy tak szeroko zachwalanej AI nie udało się opracować algorytmu automatycznie ustalającego poziom refundacji leku w zależności od postawionego rozpoznania, w oparciu o kod ICD:10, a w przypadkach bardziej złożonych klinicznie – o tzw. pytania dodatkowe. Kryteria poziomu refundacji są jasne, określa je Minister Zdrowia. Czy zatem przekracza to kompetencje i możliwości MZ i CEZ? Zastanawiam się dlaczego, żadna z wiodących firm IT nie przedstawiła nawet propozycji aplikacji automatyzującej ustalanie stopnia refundacji leków wraz ze środowiskiem testowym.