Ten robot za 20 000 USD wejdzie do domów w 2026 roku

Dodano: 23.12.2025


Dzięki wbudowanej generatywnej AI, Neo nie tylko posprząta, ale będzie można z nim porozmawiać
Dzięki wbudowanej generatywnej AI, Neo nie tylko posprząta, ale będzie można z nim porozmawiać

Neo ma ludzką sylwetkę i na pierwszy rzut oka robi ogromne wrażenie. Posprząta, przyniesie kawę, pozmywa naczynia. Na rynek trafi w 2026 roku. Jest jednak mały kruczek.

Ubrany w biały, futurystyczny kostium Neo odkurza dywan, sprząta toaletę, wkłada naczynia do zmywarki, przynosi tacę z herbatą, podlewa kwiatki, podaje gazetę, włącza i wyłącza światło. Porusza się jeszcze trochę niezgrabnie, ale i tak robi wrażenie swoimi umiejętnościami manualnymi i motoryką ruchów. Jak na pierwszego komercyjnego robota całkiem nieźle.

Neo ma z pozoru banalne zadanie – wyręczyć nas w prostych i powtarzalnych czynnościach wykonywanych dziesiątki albo setki razy dziennie i zajmujących czas, który moglibyśmy poświęcić na robienie tego, co naprawdę lubimy. To zresztą pokazują scenki reklamowe: kiedy Neo ściera kurze, dwóch seniorów gra w karty; gdy młode małżeństwo czyta gazetę w stylowym domu, Neo przynosi kawę.

Newsletter OSOZ

Neo to robotyczny służący, na którego ma być stać klasę średnią. Można go mieć na własność za 20 000 USD albo za 500 USD miesięcznie – zdecydowanie taniej niż miesięczna pensja człowieka i do tego bez etycznych dylematów, czy korzystanie z pomocy człowieka do włączenia światła albo przyniesienia szklanki z wodą jest już na granicy niewolnictwa. I bez posądzania o lenistwo. Misją jego twórcy, kalifornijskiej firmy 1X, jest demokratyzacja pomocy domowej.

Do wyboru jest NEO w kolorze beżowym, szarym i ciemnobrązowym. Można go obsługiwać za pomocą aplikacji lub poleceń głosowych. Bazowe czynności, jak włączanie światła czy otwieranie drzwi są z góry zaprogramowane i wykonywane automatycznie. Ale można go nauczyć bardziej złożonych czynności, jak przyniesienie posiłku albo napoju z lodówki. I tutaj jest haczyk, o którym mało kto wie. W trybie nauki, robot jest… sterowany przez człowieka, który w siedzibie firmy ma założone okulary wirtualnej rzeczywistości i widzi otoczenie robota. Po co? Aby wytrenować robota. Jak przyznają jego twórcy, takiego trybu nauki będzie wymagała większość czynności, bo każdy robot porusza się w zupełnie innych warunkach i przestrzeni. Chodzi o to, aby sieć neuronowa, na której opiera się silnik AI robota, została wytrenowana zanim robot wykona zadanie autonomicznie.

Śnieżnobiały kostium ukrywa plastikowe wnętrze i sprawia, że Neo wygląda jak człowiek, a nie maszyna
Śnieżnobiały kostium ukrywa plastikowe wnętrze i sprawia, że Neo wygląda jak człowiek, a nie maszyna

Ale to nie znaczy, że to fejk, a nie robot. Można się spodziewać, że z czasem zbierane dane spowodują, że urządzenie będzie coraz użyteczniejsze i samodzielniejsze. To jednak może potrwać. W teście przeprowadzonym przez dziennikarkę Wall Street Journal widzimy, jak topornie działa robot i to nawet w trybie treningowym. Przyniesienie wody z lodówki oddalonej o 2 metry zajmuje mu 1–2 minuty, a włożenie dwóch szklanek do zmywarki, ok. 3–4 minut. Człowiek wykonuje te proste czynności w kilka sekund. To uświadamia, jak perfekcyjnym systemem jest ludzkie ciało i mózg. Nawet tym najlepszym robotom jeszcze do nich daleko.

Firma podkreśla, że urządzenie jest tak zaprojektowane, aby zagwarantować prywatność: wizerunki osób obecnych w domu mogą być zamazane, aby operator ich nie widział, można zdefiniować strefy prywatności, do których robot nie ma dostępu. Neo to na razie bardziej zabawka dla fanów gadżetów technologicznych niż prawdziwa pomoc. Dobrze wygląda w reklamie, ale niejeden użytkownik straci cierpliwość, gdy kawa znowu wychłodnie zanim robot ją przyniesie, albo co gorsza – po drodze upadnie mu filiżanka. Szybko może okazać się, że zamiast robot pomoże jego posiadaczowi, będzie na odwrót. Na rewolucję robotów domowych trzeba będzie jeszcze poczekać.