Wybuchające zęby i inne dziwne opowieści z historii medycyny


Historie sprzed 150-200 lat pokazują, jaki postęp dokonał się w medycynie.
Historie sprzed 150-200 lat pokazują, jaki postęp dokonał się w medycynie.

Historia medycyny jest pełna absurdów, zabobonów, wątpliwych metod leczenia, bezużytecznych lekarstw. To czasami kuriozalne, ale i przerażające opowieści. Po ich przeczytaniu możemy być szczęśliwi, że żyjemy w czasach postępów nauki. Dowiemy się także, dlaczego digitalizacja jest tak ważna.

W książce „Tajemnica eksplodujących zębów oraz inne ciekawostki z historii medycyny”, historyk medycyny przybliża kulisy pracy lekarzy 150–200 lat temu. Dziś są obiektem żartów, ale ówczesnym pacjentom nie było do śmiechu.

Tajemnica eksplodujących zębów oraz inne ciekawostki z historii medycyny

Rozsadzający ból zęba i dlaczego połykanie noży grozi śmiercią

Pierwsza Międzynarodowa Klasyfikacja Chorób (ICD) została opublikowana w 1893 roku i zawierała spis 161 chorób. Jej aktualna edycja obejmuje 69 000 kodów rozpoznań, co obrazuje skalę ewolucji medycyny. Zanim jednak usystematyzowano choroby, diagnoza i leczenie realizowane były na chybił trafił. Nie było wytycznych ani standardów; lekarze nie znali anatomii człowieka, kierowali się jedynie własnym doświadczeniem, nie mieli nawet najprostszych narzędzi medycznych. Na medycynę „opartą na przypadku” dowodów jest sporo.

W 1861 dentysta W. H. Atkinson (Pensylwania, USA) opisał niepokojące zjawisko, które nazwał „eksplodującymi zębami”. Najpierw u pacjenta pojawiał się silny ból, następnie głośny dźwięk przypominający wystrzał z pistoletu, po czym ząb rozpadał się na kawałki, a ból znikał. Podobny przypadek opisuje książka z 1874 roku „Pathology and Therapeutics of Dentistry”. Tym razem eksplozja była tak silna, że pacjentka przez pewien czas była całkowicie głucha. Teorii próbujących tłumaczyć to zjawisko było dużo – obwiniano za nie środki chemiczne stosowane w plombach, a nawet gromadzący się w zębach ładunek elektryczny. Dziś można się domyślać, że 150 lat temu nieleczone zęby prowadziły to tak „rwącego” bólu, że można było dosłownie oszaleć.

Inny przykład pokazuje, jak niska była nie tylko wiedza o zdrowiu, ale i umiejętność logicznego myślenia. Na przełomie 18. i 19 wieku amerykański żeglarz John Cummings, podczas dobrze zakrapianej imprezy, postanowił naśladować francuskiego magika połykającego noże. Cummings nie wiedział, że cyrkowiec-fakir udawał, więc naprawdę połykał scyzoryki swoich przyjaciół. Historia zakończyła się tragiczną śmiercią, choć dopiero po 35 nożu.

Testy na żywym pacjencie

Połykając pigułkę kupioną w aptece, dziś możemy być pewni, że przeszła procedurę badań klinicznych potwierdzających jej skuteczność i bezpieczeństwo. Ale w przeszłości leki albo procedury medyczne tworzono na zasadzie prób i błędów, testując je na pacjentach. Stosowane metody często były bardziej niebezpieczne od chorób, które miały leczyć.

Tak jak procedura upuszczania krwi praktykowana do końca 19. wieku. Wierzono, że wiele chorób można wyleczyć po prostu pozbywając się chorej krwi z układu krążenia. Nie istniały na to żadne racjonalne dowody, ale wystarczyła tradycja. Zasada „po pierwsze nie szkodzić” stosowana była według uznania. Na początku 18. wieku, Lord Anthony Grey, hrabia Kent, podczas gry w kręgle nagle upadł na ziemię. Nie oddychał, nie miał pulsu, a więc był martwy. Ale doktor Charles Goodall nie chciał się tak łatwo poddać. Aby ożywić nieboszczyka, sięgnął do oryginalnych metod metod: upuszczanie krwi, wkładanie do nozdrzy tabaki, podanie metalicznego wina mającego wywołać wymioty, ogolenie głowy i nałożenie balsamu przeciwzapalnego, przypalanie rozgrzaną patelnią, nakładanie owczych wnętrzności na brzuch. W końcu Goodall skapitulował, a Lord Grey miał sporo szczęścia, że już wcześniej był martwy.

Każda operacja była torturą. Zanim zastosowano pierwsze znieczulenie eterem, co miało miejsce w 1846 roku, jedyną metodą było upijanie pacjentów, a ból i tak był nie do zniesienia. Ze względu na brak wiedzy i środków antyseptycznych – nie mówiąc o antybiotykach – operacje kończyły się często śmiercią. Dlatego wykonywano je tylko w razie konieczności, jak amputacja albo usunięcie kamieni pęcherza moczowego.

Zdarzały się też pojedyncze cuda, na podstawie których znachorzy tworzyli własne teorie. Jak w przypadku Thomasa Tripple, który – po tym jak trzon powozu konnego przebił jego klatkę piersiową na wylot i przygwoździł go do ściany stajni – poszedł sam do domu. Wystarczyło upuszczenie krwi, aby Tripple żył szczęśliwie przez kolejne 11 lat. Jak widać, wiedza o związku przyczynowo-skutkowym była nikła, a niedobory lekarzy – którzy i tak mieli ograniczone kompetencje – świetnie uzupełniali znachorzy, uzdrawiacze i szeptuchy.

Fakty wyssane z palca

Przeglądając 19-wieczne kroniki i artykuły, historycy mają trudność z odróżnieniem, co jest celowym kłamstwem, manipulacją mającą na celu zyskanie pogłosu, a co po prostu efektem rażącej niewiedzy. Lekarze wierzyli w cuda, bo nie mieli podstaw, aby w nie wątpić. W 1746 roku londyński lekarz Richard Jackson opisał w artykule „Fizyczna rozprawa na temat utonięć” (A Physical Dissertation on Drowning) historię szwedzkiego ogrodnika, który wpadł do zamarzniętej rzeki i po 16 godzinach pod wodą wrócił, by podzielić się swoją historią. Z kolei William Harvey, także lekarz, napisał poważny raport o 152-letnim mężczyźnie o imieniu Thomas Parr. Parr był tak świetnym oszustem, że został zaproszony nawet na dwór króla Karola I.

Do czasu wielkich osiągnięć medycyny 20. wieku leczono głównie ziołami. I choć historia ziołolecznictwa jest pełna przykładów skutecznych środków stosowanych do dziś, wiele mikstur opierało się na legendach, jak chociażby lek przeciwbólowy z 1799 r. zrobiony z cuchnącej morfiny i mikstury wymiocin kruka.

Te i inne historie pokazują, jak wyglądała ochrona zdrowia w przeszłości oparta w większości na anegdotach zamiast faktach. Wiele się od tego czasu zmieniło. Dziś na całym świecie w sektorze zdrowia pracuje 65 mln osób, którzy korzystają z najnowszych odkryć naukowców. I mimo, że za 100 lat dzisiejsze metody też będą wydawały się zabobonne, historia pokazuje, że na postępie medycyny korzysta każdy z nas.

Czytaj także: Dr Małgorzata Sobotka-Gałązka o danych w systemie zdrowia i HTA