5 mitów na temat digitalizacji w ochronie zdrowia


Czas zaoszczędzony przez systemy IT nie wraca do pacjenta i lekarza. Winny jest system zdrowia i refundacji.
Czas zaoszczędzony przez systemy IT nie wraca do pacjenta i lekarza. Winny jest system zdrowia i refundacji.

Wraz z pojawieniem się pierwszych komputerów, ochrona zdrowia miała zmienić się nie do poznania. Obiecywano mniej biurokracji i nowocześniejszą opiekę, lekarze mieli zyskać czas dla pacjenta. Te i wiele innych legend związanych z cyfryzacją powtarzanych jest do dziś. Oto 5 najpopularniejszych i najczęściej powtarzanych mitów.

Jeżeli wdrożymy to rozwiązanie, wszystko od razu zmieni się na lepsze

25 lat temu, dokładnie w 1988 roku, Apple opublikował wizję ochronę zdrowia według której już w 2008 roku sztuczna inteligencja miała wspierać podejmowanie decyzji klinicznych, szpitale wyglądałyby jak supernowoczesne hotele, a zdrowie każdego człowieka miałoby być monitorowane, aby zawczasu zapobiegać chorobom.

W innej wizji Microsoftu sprzed 11 lat pojawiają się menedżerowie opieki opiekujący się pacjentem zza biurka, gdzie domy przekształcają się w centra zarządzania zdrowiem. Wystarczyło upowszechnić rozwiązania cyfrowe w ochronie zdrowia, które jawiły się wówczas jak proste do zastosowania, od lat poszukiwane panaceum.

Wizja ochrony zdrowia Apple w filmie z 1988 roku

I choć wiele się zmieniło od tego czasu, nie doczekaliśmy się rzeczywistości kreślonej przez wizjonerów Apple czy Microsoft nie znających realiów ochrony zdrowia. Szpitale wdrożyły systemy IT, co z całą pewnością pomaga im w codziennej pracy administracyjnej i zarządzaniu procesami, ale w niewielkim zakresie zrewolucjonizowało jakość obsługi pacjenta. Ponadto okazało się, że na drodze do osiągnięcia sukcesu stanęły przemilczane drobne, ale jakże istotne elementy w postaci interoperacyjności systemów i danych, infrastruktury cyfrowej, bezpieczeństwa danych, zmiany kultury analogowej na cyfrową. Technologia wymaga adaptacji przez ludzi i ten proces jest jednym z największych wyzwań.

Więcej czasu dla pacjentów

Nierównowaga pomiędzy popytem a podażą na usługi zdrowotne stała się przy obecnych zmianach społeczno-demograficznych chorobą przewlekłą. I tutaj rozwiązanie miało być proste: automatyzacja procesów zmniejsza obciążenie zadaniami administracyjnymi, dzięki czemu lekarze zyskują więcej czasu dla pacjentów.

W tej prostej formule jest jednak kilka ukrytych błędów. Jednym z nich tzw. efekt odbicia (rebound) znany także z ekonomii. Dobrze obrazuje go psychologiczny efekt związany z wprowadzeniem żarówek energooszczędnych. Konsumenci wiedząc, że zużywają mniej energii, po prostu pozostawiają je dłużej włączone. Takie przykłady można mnożyć: zakupy przez Internet stały się wygodne, bo nie musimy płacić nawet za koszty przesyłki, więc kupujemy znacznie więcej.

W ucyfrowionej ochronie zdrowia efekt odbicia może mieć podwójny skutek. Po pierwsze, trudno oczekiwać, że lekarze zyskają więcej czasu dla pacjenta, bo czas na wizytę reguluje m.in. płatnik kierujący się rachunkiem ekonomicznym. Więc skoro lekarz może przyjąć podczas godziny więcej pacjentów, to tym lepiej dla płatnika.

Odzyskany dzięki digitalizacji czas nie wraca więc do pacjenta, tak ja wielu by sobie tego życzyło. Po drugie, skoro w wyniku większej efektywności zmniejsza się kolejka do lekarzy, a do tego pojawiają się wygodniejsze formy usług medycznych jak telekonsultacje, pacjenci mają wrażenie większej dostępności, w rezultacie częściej korzystając z możliwości konsultacji. Aby połączyć się z lekarzem, wystarczy kilka kliknięć. Ten problem mogłyby jedynie rozwiązać np. automatyczne systemy wstępnej diagnozy realizowane przez systemy oparte na sztucznej inteligencji. Do myślenia daje także niedawno opublikowane badanie przez lekarzy z amerykańskiej Mayo Clinic sugerujące, że funkcja wykrywania migotania przedsionków w zegarkach Apple generuje sporą część wyników fałszywie pozytywnych, czego efektem są niepotrzebne wizyty lekarskie zaniepokojonych pacjentów. Technologia nie wyczaruje więcej czasu dla pacjenta z dnia na dzień. 

“Im bliżej pacjenta, tym lepiej

Nawet jeżeli w następstwie efektu odbicia nie zwiększy się czas na obsługę pacjenta, na korzyść zmieni się proporcja między czasem na wypełnienie niezbędnych dokumentów a czasem dla pacjenta. Jedno z badań przeprowadzonych w USA wskazuje, że statystycznie lekarz poświęca 16,6% czasu na czynności administracyjne. Zakładając, że wizyta trwa 12 minut, to aż 2 minuty. Ten czas można zredukować wprowadzając np. systemy rozpoznawania głosu, dzięki którym lekarz może dyktować notatki bezpośrednio do elektronicznej dokumentacji medycznej. W tle tej optymalizacji zapomina się o niebezpieczeństwie w postaci wypalenia zawodowego lekarzy.

Według badania przeprowadzonego w Europie, ok. 1/3 lekarzy myśli o zmianie zawodzie, a połowa z tych doświadczających wypalenia zawodowego nie szuka pomocy, bojąc się stygmatyzacji. Jednym z czynników ryzyka jest zbyt duże zaangażowanie emocjonalne w opiekę. Pacjenci oczekują coraz większej uwagi i poświęcenia, lekarze muszą przeanalizować coraz więcej informacji, rośnie presja na produktywność.

W procesach optymalizacji zapomniano o fundamentalnym pytaniu: Jak bliski powinien być kontakt lekarza/pielęgniarki z pacjentem? Dużo mówi się złego o tym, że komputery stanowią barierę pomiędzy lekarzem a pacjentem, rzadziej o tym, że są też granicą, strefą komfortu, pozwalającą lekarzowi zachować odpowiedni, zdrowy dla niego dystans, oderwać się od czasami trudnych rozmów. Mówienie, że dzięki cyfryzacji lekarz zyskuje cenny czas dla pacjenta, pomija ważne psychologiczne aspekty opieki i obciążenia z tym związane.

Pacjenci oczekują telemedycyny, ale co z lekarzami?

Teleopieka jest dla pacjenta ogromnym ułatwieniem, poprawiając dostęp do lekarzy. Nie trzeba tracić czasu na dojazdy, z lekarzem można skonsultować się o każdej porze dnia, wystarczy dostęp do internetu. Postępująca technizacja sprawia, że coraz więcej badań można wykonać w domu za pomocą mobilnych mini-laboratoriów albo elektronicznych stetoskopów. Wyniki wystarczy przesłać do lekarza, aby uzyskać diagnozę na odległość. Zakładając, że wszyscy pacjenci mają dostęp do internetu i umiejętności korzystania z tego typu rozwiązań – a tak jeszcze nie jest – mamy ochronę zdrowia skupioną wokół potrzeb pacjenta.

Ale co z lekarzami? Ich nikt nie zapytał, czy chcą takiej opieki, albo czy 8-godzinny dyżur przed komputerem daje im taką samą satysfakcję jak interakcja z pacjentem w gabinecie lekarskim. Nie uczono ich tego na studiach medycznych i nie tego oczekiwali wybierając zawód lekarza czy pielęgniarki, których elementem jest bezpośrednia praca z pacjentem, a nie ciągła analiza danych i rozmowy z pomocą wideo-czatu.

Telemedycyna szybko weszła do standardów opieki w związku z pandemią COVID-19 i posiada niewątpliwe zalety. Jednak myśląc o korzyściach nowej cyfrowej opieki, trzeba mieć na uwadze potrzeby obydwu stron: pacjentów i lekarzy. Digitalizacja sprawia ponadto, że lekarze muszą analizować coraz więcej danych przechowywanych w nieograniczonej pojemnościowo elektronicznej kartotece pacjenta. Do tego dochodzą dane dostarczane przez pacjenta z urządzeń ubieralnych jak pomiary ciśnienia krwi, zapisy o samopoczuciu. Ilość danych jest tak duża, że odnalezienie tych istotnych staje się coraz bardziej czasochłonne. Zanim te proces usprawnią systemy sztucznej inteligencji, może jeszcze minąć wiece lat.

Większe zaangażowanie pacjenta

Ukuta w wydanej w 2014 książce Erica Topola „The Patients Will See You Now” teza o demokratyzacji ochrony zdrowia ma się dobrze do dziś. Według niej, łatwiejszy dostęp do informacji powoduje, że pacjenci są lepiej poinformowani, a wiedza medyczna nie jest już zarezerwowana tylko i wyłącznie dla lekarzy. Nowe technologie, jak inteligentne zegarki wykonujące pomiary parametrów zdrowia czy aplikacje typu fitness, dają lepszy wgląd w zdrowie, ułatwiając podejmowanie decyzji dotyczących dobrego samopoczucia. Każdy z nas staje się świadomym architektem własnego zdrowia.  Jednak nie ma to żadnego związku z demokratyzacją.

Jak na razie tylko niewielka część osób może korzystać z tego, co oferują nowe technologie, a wraz z tym powstają nowe nierówności cyfrowe. Z kolei stopień zaangażowania w dbanie o własne zdrowie (rola aktywna lub pasywna), zależy od wielu determinantów: wychowania, środowiska życia, edukacji, pozycji ekonomiczno-społecznej, uwarunkowań psychicznej. Redukowanie „aktywnego podejścia do własnego zdrowia” tylko do dostępu do informacji jest błędem. Dając opaskę fitness ubogiej osobie, nie sprawimy, że z dnia na dzień poprawi się jej stan zdrowia.

Digitalizacja ochrony zdrowia żywi się wieloma mitami, sprawiając, że zamiast wykorzystywać realne możliwości systemów IT, skupiamy się na utopijnych marzeniach o jednym narzędziu na wszystkie problemy. Wśród tych legend jest też ta mówiąca o tym, że dzięki cyfryzacji ochrona zdrowia stanie się bardziej dostępna. Tak się jednak nie stanie, jeżeli będziemy skupiać się na fajerwerkach technologicznych. Te docierają do niewielkiej części społeczeństwa, pozostawiając w tyle tych, którzy już teraz znajdują się w gorszej sytuacji zdrowotnej.  

Czytaj także: Polski menedżer zdrowia – zarobki, obowiązki, wyzwania