Zawał serca, wypadek: czy “komórki” ratują życie?


W razie wypadku, wystarczy wykręcić 112 i pomoc pojawia się na miejscu w kilka, kilkanaście minut.
W razie wypadku, wystarczy wykręcić 112 i pomoc pojawia się na miejscu w kilka, kilkanaście minut.

Wypadek samochodowy, zawał serca albo udar – wystarczy sięgnąć do kieszeni po telefon komórkowy, aby szybko wezwać pomoc medyczną. Ale jeszcze w latach 90-tych, najpierw trzeba było znaleźć telefon stacjonarny. Czy telefony komórkowe doprowadziły do spadku liczby zgonów w sytuacjach nagłego zagrożenia życia? Odpowiedź nie jest tak oczywista, jak mogłoby się wydawać.

Więcej komórek niż ludzi

Według CBOS, już 96% Polaków korzysta z telefonów komórkowych. Jesteśmy zawsze dostępni, niezależnie od miejsca i pory dnia. To oznacza możliwość szybkiego wezwania pomocy podczas wypadku albo w nagłej sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia: zawału serca, udaru, poważnego skaleczenia itd. Aby połączyć się z numerem alarmowym 112 wystarczy kilka sekund. Po najczęściej kilku, kilkunastu minutach przyjeżdża ambulans i zespół ratunkowy może udzielić pomocy. W latach 90-tych, gdy dopiero zaczęły upowszechniać się telefony komórkowe, wezwanie pomocy wymagało
najpierw zlokalizowania telefonu, a w związku z tym czas od wystąpienia sytuacji zagrażającej życiu lub zdrowia do przybycia zespołu ratunkowego był znacznie dłuższy.

Rewolucja telefonii komórkowej rozpoczęła się w 1996 roku, kiedy Motorola wprowadziła na rynek pierwszy telefon z klapką (model StarTAC). Od tego czasu, małe, bezprzewodowe telefony stawały się coraz tańsze i szeroko dostępne.

Według danych Statista, w 2021 roku na świecie było już 15 mld telefonów komórkowych i liczba ta ciągle rośnie. Prognozy mówią o 18,2 mld urządzeń w 2025 roku. Penetracja telefonii komórkowej różni się w zależności od kraju: w Hong Kongu na 1 mieszkańca przypadają statystycznie ponad 3 telefony, w Emiratach Arabskich – 2. Na końcu rankingu są Sudan (0,36 telefonu na 1 mieszkańca), Kiribati i Mozambik (0,42).

Korelacja trudna do zbadania

Dokładne określenie wpływu dostępności telefonii komórkowej na śmiertelność w stanach zagrożenia życia nie jest wcale takie łatwe. Powody są dwa.

Po pierwsze, nie ma możliwości przeprowadzenia randomizowanego badania kontrolnego, czyli badania, w którym jedna grupa wzywałaby pomoc np. z pomocą telefonii stacjonarnej, a druga – komórkowej. A do tego do identycznego przypadku. Oczywiście można porównać kraje z większą i mniejszą penetracją telefonii komórkowej, ale wtedy w grę wchodzą także inne zmienne. Przykładowo, kraje o większej penetracji telefonii komórkowej to kraje wysokorozwinięte o dobrze rozwiniętej infrastrukturze ochrony zdrowia. Trudno je porównywać z krajami słabo rozwiniętymi, gdzie niskiemu wskaźnikowi liczby telefonów w populacji towarzyszy też niski rozwój ochrony zdrowia. Istnieją badania sprzed kilkunastu lat, które porównują zgłoszenia przez komórkę i telefon stacjonarny, o czym piszemy dalej.

Po drugie, istnieje szereg innych czynników wpływających na śmiertelność. Weźmy przykład udaru mózgu, gdzie czas reakcji decyduje o szansach na przeżycie. Mówi się nawet o tzw. złotej godzinie, podczas której pacjent powinien zostać zdiagnozowany i należy rozpocząć leczenie trombolityczne mające na celu rozpuszczenie zatykającej tętnicę mózgu skrzepliny.

W badaniu „Czynniki wpływające na spadek śmiertelności z powodu udaru mózgu” (Factors Influencing the Decline in Stroke Mortality) opublikowanym przez American Heart Association, naukowcy wskazują na znaczny spadek śmiertelności w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Jednak wynika on przede wszystkim z mniejszej częstości występowania udaru, który zawdzięczamy wprowadzaniu w latach 70-tych kontroli nadciśnienia tętniczego.

Do tego dochodzą programy kontroli cukrzycy i dyslipidemii oraz malejące wskaźniki palenia tytoniu w połączeniu z leczeniem nadciśnienia. I rzeczywiście: analizując wykres śmiertelności w ostatnich 70–80 latach obserwujemy ponad 3-krotny spadek śmiertelności z powodu chorób układu krążenia. Dużych tąpnięć w trendu spadkowym nie widać jednak od lat 90-tych, czyli od czasu upowszechniania się telefonii komórkowej. To jednak nie oznacza braku korelacji.

W 2021 roku numer alarmowy 112 dzwonił 21 mln razy (źródło: www.gov.pl)
W 2021 roku numer alarmowy 112 dzwonił 21 mln razy (źródło: www.gov.pl)

Mniejsze badania dają więcej odpowiedzi

Mimo to, istnieje wiele badań potwierdzających pozytywny wpływ technologii telefonii komórkowej na przeżywalność w nagłych stanach zagrożenia zdrowia i życia. Weźmy na przykład badanie przeprowadzone na Uniwersytecie Kanazawa w Japonii. Naukowcy przeanalizowani 3000 przypadków pozaszpitalnego zatrzymania krążenia (OHCA) w prefekturze Ishikawa w latach 2012–2014. Wniosek: wskaźnik przeżycia był wyższy w przypadku komunikacji alarmowej przez telefon komórkowy niż przez telefon stacjonarny. A dokładniej: jednomiesięczne przeżycie w przypadku OHCA z komunikacją przez telefon komórkowy było znacznie wyższe (9,1%) niż przez telefon stacjonarny (4,3%).

Oprócz czasu reakcji, komunikacja przez telefon komórkowy ma jeszcze jedną dużą zaletę: osoba dzwoniąca może podejść do pacjenta, dyspozytorzy mogą uzyskać bardziej szczegółowe i dokładne informacje o stanie pacjenta, a osoby postronne – udzielić pierwszej pomocy kierując się przekazywanymi na żywo wskazówkami.

Wracając do czasu reakcji na otrzymanie pomocy, trzeba też wziąć pod uwagę jeszcze inną technologię, którą jest możliwość lokalizacji telefonów komórkowych przez zespół ratowników. Jednak i tu jest kilka kruczków. Generalnie, numer 112 nie posiada zdolności do lokalizowania osób wykonujących połączenia alarmowe. Aby było to możliwe, centrum powiadamiania raunkowego musi mieć wdrożoną technologię AML. A do tego musi ją obsługiwać telefon użytkownika, co nie jest jeszcze standardem. AM jest dostępna w smartfonach z systemem Android oraz w iPhone’ach z systemem iOS 11.3 i nowszym. Gdy telefon nie korzysta z AML, osoba dzwoniąca będzie musiała poinformować ratownika o swojej lokalizacji. W grudniu 2018 roku Komisja Europejska zaadaptowała nowe wymagania – smartfony sprzedawane w UE od marca 2022 roku muszą być wyposażone w funkcję GNSS. Pozwala ona zlokalizować osobę dzwoniącą do służb ratowniczych.

Wpływ nie jest znaczący

Ciekawych wyników dostarcza badanie „Używanie telefonu komórkowego do kontaktowania się ze służbami ratunkowymi w sytuacjach zagrożenia życia” (Mobile Phone Use for Contacting Emergency Services in Life-threatening Circumstances), w którym przeanalizowano 354 199 przypadków karetek wysłanych do nagłych zdarzeń. Także tutaj wniosek jest podobny: zgłoszenie nagłego wypadku przez telefon komórkowy w porównaniu z telefonem stacjonarnym spowodowało znaczące zmniejszenie ryzyka zgonu na miejscu zdarzenia. Jednak nie miało ono wpływu na liczbę zgonów po przewiezieniu na oddział ratunkowy szpitala.

Związek między używaniem telefonów komórkowych do alarmowania służb ratowniczych w sytuacjach zagrożenia życia a poprawą wyników leczenia pacjentów jest faktem. Jednak popularyzacja komórek nie miała rewolucyjnego wpływu na spadek śmiertelności, czego można by się spodziewać. Wskaźniki śmiertelności w sytuacjach nagłego zagrożenia życia, przykładowo w zawale serce, udarze czy wypadku drogowym, stale spadają. Za tym trendem stoi szereg innych czynników jak styl życia, infrastruktura ochrony zdrowia, profilaktyka, nowe technologie leczenia, sieć dróg itd.

Czytaj także: Czy ChatGPT może pisać zalecenia dla pacjentów?